niedziela, lipca 23, 2006

Co śpiewa w duszy użytecznego idioty?

Nie lubię węży, całkiem mnie nie podniecają robaki, ropuchy pozostawiają mnie chłodnym... Ale przyznam się, że nie jestem całkiem normalny, przepadam bowiem za analizowaniem pokrętnych zakamarków lewackiej duszy! Czasem nawet udaje mi się w tej dziedzinie dokonać pewnych drobnych (?) odkryć, którymi teraz, dzięki temu blogowi, mogę się od razu podzielić z Czytelnikami.


Każde w miarę trzeźwe spojrzenie na naturę człowieka, taką jaka przejawia się choćby w historii ("l'Histoire c'est Psychologie", twierdził Bainville) ujawnia, że ogromną część swych uczynków człowiek robi z pobudek egoistycznych. Jest to stwierdzenie faktu, a nie moralne potępienie - tak po prostu jest, a wobec tego tak być najprawdopodobniej musi. Tak przynajmniej patrzy na tego rodzaju sprawy prawicowiec.

Egoizm jest niewątpliwie motorem naszych działań, głównym, jeśli nie jedynym. Z pewnością są ludzie, kierujący się innymi motywami, czasem nawet wprost altruistycznymi, czyli działającymi wbrew własnemu egoizmowi, ale - przynajmniej w mojej ocenie - są dość nieliczni.

Z drugiej jednak strony tylko paranoik, albo ktoś pragnący z jakichś względów oczernić naturę ludzką, może stwierdzić, że człowiekiem rządzi egoizm NAGI, NIEOGRANICZONY i BEZWGLĘDNY. Większość normalnych ludzi wzdryga się zapewne na samą myśl o świecie, w którym ludzie tak właśnie by się zachowywali.

Warto chyba zadać sobie takie pytanie: co właściwie łagodzi i ogranicza ten nasz wrodzony (wielu powie, że wynikający z grzechu pierworodnego) egoizm? Jeśli ktoś odpowie, że presja społeczna, lęk przed konsekwencjami, zrozumienie że współpraca daje wszystkim zaangażowanym więcej, niż hołdowanie prawu dżungli, to z pewnością będzie miał rację.

Istnieje jeszcze jeden powszechnie spotykany psychologiczny motyw ograniczający egoizm, a czasem nawet skłaniający danego człowieka do zachowań nie mających nic wspólnego z własnym, pojmowanym w powszechnie zrozumiałych kategoriach, interesem, do dziwnych zachowań w rodzaju "kultu dalekiego mesjasza", czyli poświęcaniu się dalekim i obiektywnie obcym sprawom, przy jednoczesnej ślepocie na sprawy bliskie i istotne. Jest to zachowanie dość typowe dla lewicowców, szczególnie zaś dla ich wariantu "użyteczny idiota".

Zastanawiałem się ostatnio nad tymi wszystkimi sprawami i stwierdziłem, iż właśnie w tych czynnikach ograniczających naturalny ludzki egoizm jest jedna z najważniejszych różnic między lewicowcem, a prawicowcem. Różnica psychologiczna, bowiem przekonany jestem, że to właśnie psychologia najmocniej dzieli obie te postawy.

Czynniki ekonomiczne, często uważane za najistotniejsze, mogą zarówno wynikać z psychologicznych, jak i na nie wpływać, zależność jest dwukierunkowa, jednak w moim przekonaniu nikt nie jest naprawdę lewicowcem nie mając psychiki lewicowca, to coś nawet głębszego od samych poglądów, choć jasne, że poglądy MAJĄ ogromne znaczenie i wpływają na psychologię (oczywiście ze wzajemnością).

Otóż moja teza jest taka: egoizm prawicowca jest ograniczony przede wszystkim przez uznanie faktu - mniej lub bardziej świadome, mniej lub bardziej instynktowne - że jednostka pozbawiona społecznego oparcia jest niemal bezsilna. Czyli, że rodzina, naród, "mała ojczyzna", cywilizacja, wspólnota istot żyjących ("ludzkość" w dość niewielkim na ogół stopniu, choć np. katolicyzm, jeśli dla kogoś jest ważny, bardzo znaczenie tej wspólnoty podnosi), to do szppiku kości naturalne grupy i ich sukces lub porażka stanowią o sukcesie lub porażce należącej do tej wspólnoty jednostki.

Czynnik najsilniej ograniczający naturalny egoizm u rasowego lewicowca jest inny. (Zwracam uwagę, że mówię o "psychologicznej lewicowości" - moim zdaniem ktoś może przewodzić partii głoszącej super-lewicową doktrynę, i psychologicznie lewicowcem nie być: przykładem choćby Stalin, który miał więcej wspólnego z szefem mafii, niż zachodnioeuropejskim lewakiem.) Otóż "rasowy lewicowiec" nie jest egoistą przede wszystkim dlatego, że myśli w kategoriach "a gdyby wszyscy tak samo robili?".

Działa to zresztą w obie strony. W pacyfiźmie jest to strona "pozytywna", lewicowiec mówi sobie tak: "jeśli ja odmówię noszenia karabinu, jeśli to mój kraj się rozbroi, to przecież inni też tak mogą postąpić, więcej - prędzej czy później zrozumieją, że tak postąpić TRZEBA!". Co jest oczywiście ewidentną bzdurą i chciejstwem, bo sama teoria gier wykazuje, a nie jest to trudne do zrozumienia nawet bez żadnej ścisłej analizy, że gdyby się wszyscy oprócz jednego rozbroili, to ten jeden z miejsca będzie mógł z nimi zrobić do zechce. I z pewnością zrobi.

W stronę "negatywną" ma to znacznie więcej zdrowego sensu. Są to te wszystkie lęki, mniej lub bardziej racjonalne, często faktycznie dość racjonalne, że "jeśli ja coś zrobię nie tak, to inni też będą tak robić, a wtedy wszyscy, ze mną włącznie, ucierpimy". Szczególnie, że negatywny przykład tego rodzaju naprawdę bardzo szybko z reguły rozkłada spójność grupy. W tym nie ma więc żadnej metafizyki, jaka stanowi podstawę "rozumowania" pacyfistów.

Jest to poniekąd rozumowanie analogiczne do tego, które przedstawiłem jako "prawicowe", tylko tam było ono "pozytywne" - nakierowane na pozytywne aspekty działania drużynowego, tutaj zaś "negatywne" - skoncentrowane na ewentualnych negatywnych skutkach braku współdziałania, plus dodatkowo na karach wymierzonych egoiście przez innych członków grupy. Nie jest to więc wcale rozumowanie naiwne czy absurdalne. Właściwie to zasługuje na lepszą nazwę... Nazwijmy je może "neutralnym negatywnym" motywem hamowania własnego egoizmu. (Albo może "centrowym negatywnym". Ale to był tylko żart.)

Do wymienionych motywów, przypomnę, że były to "motyw prawicowy" (korzyści ze współpracy w grupie, z którą się dana jednostka w dużym stopniu utożsamia), "motyw lewicowy pozytywny" (bardzo widoczny np. w pacyfiźmie), oraz "motyw neutralny negatywny" (nie pozbawiony rozsądku, ale wynikający jednak z poczucia przymusu).

To jednak nie wszystko. Udało mi się zidentyfikować jeszcze jeden motyw, bardzo charakterystyczny dla lewaków, i chyba mało dotychczas rozpoznany. Nie całkiem nierozpoznany jednak, bowiem znany lewicowy (choć niegłupi) psycholog Rollo May poświęcił mu całą książkę. Nazywała się chyba "Power and Innocence", w każdym razie na pewno coś o "innocence", czyli niewinności.

Rollo May ukazuje ten psychologiczny motyw w wielu jego przejawach i uważa go za coś z natury złego. Odbył zresztą kilkanaście lat temu w czasie swej wizyty w Szwecji rozmowę na ten właśnie temat z ówczesnym szwedzkim premierem i liderem partii socjaldemokratycznej Ingmarem Karlssonem. W rozmowie tej był bardzo krytyczny wobec szwedzkiej socjaldemokracji, a o ile pamiętam zarzuty opierały się w dużym stopniu właśnie na owej "niewinności".

Czym jest ta "lewicowa niewinność". Nie będzie to łatwo normalnemu człowiekowi w niewielu słowach wytłumaczyć, ale spróbuję. Każdy był kiedyś dzieckiem, może część czytelników pamięta jeszcze jak to było i jak wtedy się patrzało na świat. Więc ta "niewinność" polega właśnie na takim dziecinnym przekonaniu, że "jeśli będę grzeczny, to nic mi się nie może stać". (To było jeszcze dość proste, zgoda?) Ma jednak swój dalszy ciąg, którym jest przekonanie, że "nawet jeśli coś mi się złego stało, choć byłem grzeczny, to i tak wtedy moja niewinność stawia mnie w jakiś sposób w lepszej sytuacji, niż gdybym grzeczny nie był".

Jest to w sumie przekonanie, że słabość jest z samej natury czymś dobrym, zaś siła (nawet nie "przemoc", tylko właśnie "siła", choćby bierna) - z samej natury czymś złym. Jest to nastawienie moim zdaniem tak sprzeczne z wszelką prawicowością, jak to możliwe. A do tego głupie i paskudne, i to potężnie, skoro nie podobało się nawet lewicowemu Rollo Mayowi!

To takie przekonanie, że z jakiegoś powodu "lepiej" jest skrzywdzonemu, czy może raczej "wznioślej nim być", jeśli przedtem nawet nie próbował walczyć, a co dopiero walczyć brutalnie, czy "nie fair". Myślę, że tak od razu potrafią to zrozumieć tylko ci czytelnicy, ci prawicowcy, ponieważ nie spodziewam się innych czytelników, którzy dobrze pamiętają psychiczne przeżycia i stany swego dzieciństwa. Dla wszystkich innych musi to brzmieć bez sensu, choro i absurdalnie. I tak w zasadzie brzmieć powinno, bo u dorosłych ludzi to jest właśnie chore.

Jeśli ktoś jednak lubi obserwować przejawy lewactwa, do czego materiałów nie skąpią nam przecież nasze wolne media, to szybko odnajdzie w działaniu także i ten ostatni, tak trudny do zrozumienia dla normalnych ludzi motyw. Z tymi pozostałymi jest prościej, może poza tym "pacyfistycznym", określonym tu jako "lewicowy pozytywny", bo istnieją w każdym z nas, po prostu w różnych ludziach mają różne nasilenie.

Życzę więc fascynujących i owocnych studiów! (A poza tym chętnie usłyszałbym Twoje Czytelniku zdanie.)

4 komentarze:

  1. Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem Pańskiej retoryki (logiki oczywiście tym bardziej).
    Pozdrawiam i życzę wytrwałości w tępieniu lewaków.

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz nareszcie pojąłem o co chodzi z tą poprawnością polityczną, jest to po prostu natrętne stosowanie się do tezy, że jak się będzie grzecznym to nic złego się nam nie stanie. To frapujące spostrzeżenie jak ulał pasuje do przeróżnych wydarzeń historycznych, np. uległość aliantów przed i jakiś czas po wybuchu II WŚ
    w stosunku do Hitleta (który jednak z tego punktu widzenia, przewrotnie można ująć lewicowcem w sensie psychicznym nie był ;]), a także holocaust europejskich żydów, czy wracając do współczesności, zaniechania i nieprawidłowości w wielu śledztwach, ze smoleńskim na czele.
    Skrzywienia to psychiczne, czy władza ma coś za uszami, a może jedno i drugie. Konkluzja - mamy dziś u władzy neo lub pseudo liberałów z naiwnymi, tchórzliwymi i lewackimi mózgami, zgroza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie był! Skrajna lewica (ale jednak) skrajnej prawicy.

      Pzdrwm

      Usuń