wtorek, sierpnia 15, 2006

Cud nad Wisłą... i Dunajem?

Sporo dni nic nie pisałem, całkiem nie miałem weny, a narzuciłem sobie jakiś taki ambitny model bloga, niemal same artykuły. Pewnie trochę z tym przesadziłem, trzeba by się bardziej skoncentrować na komentowaniu "na gorąco" najaktualniejszych wydarzeń, Stanisław Michalkiewicz to ja jeszcze nie jestem, a zresztą blogger nie pozwala odpowiednio tych artykułow zaprezentować, tak jak to jest na blogu p. Michalkiewicza - z fragmentem jako aperitif itd.

W dodatku miałem w ostatnich dniach robotę, coś większego chciałem wreszcie skończyć, w końcu z czegoś trzeba żyć. No i wczoraj wieczorem skończyłem. Dzisiaj pooglądałem sobie nieco telewizji, zacząwszy tę intelektualną przygodę o piątej rano, bo nie mogłem spać.

Najbardziej mi się podobała tasiemka z ostatnimi wiadomościami na TVN24, głosząca, że "prawicowy populista Joerg Heider zamierza zorganizować w Austrii referendum w sprawie wystąpienia z UE". A więc ten Dzień Wniebowstąpienia Matki Boskiej to nie tylko rocznica Cudu Nad Wisłą, ale także w pewnym sensie... Może za sto lat historycy (choć trochę wątpię, by jeszcze wtedy takowi istnieli) dojrzą w tym początek rozkładu Eurokołchozu? I ktoś to może nazwie Cudem nad Dunajem, nie mając pojęcia, że ja to określenie wymyśliłem już sto lat wcześniej.

Heiderowi się oczywiście absolutnie nie dziwię, i to niejako podwójnie - w końcu Unia potraktowała go paskudnie, facet musiał przez te lata pragnąć zemsty. Dobrze o nim świadczy, jako o polityku, że zdołał to wystarczająco dobrze ukryć, że nie spotkał go żaden nieszczęśliwy wypadek, że nie zmiotła go z powierzchni ziemi żadna kolorowa czy kwiatowa rewolucja...

Ciekawe co będzie dalej w tej fascynującej sprawie. Unii stanowczo przydało by się takie referendum, z wynikiem wyraźnie mniej-niż-entuzjastycznym. Teraz jej ruch, ciekawe co zrobią. W każdym razie ta wiadomość chyba potem znikła z tasiemki TVN24, ktoś widać nie chciał zakłócać obchodów rocznicy Cudu nad Wisłą. ;-)

Co jeszcze? No to może jeszcze trochę o telewizji... Obejrzałem sobie na kanale Polonia filmową wersję "Na plebanii w Wyszkowie", czego nigdy nie przeczytałem, choć miałem to w podziemnym wydaniu w czasach stanu wojennego. Po prostu nie znoszę Żeromskiego, przede wszystkim za jego kulfoniasty, żeby nie powiedzieć (jak to nazywam na własny użytek) "wrzodziasty", styl.

W filmie tym było nieco sensownych poglądów, i to właśnie poglądów wyrażanych przez samego Żeromskiego - tych "socjalistycznych": że ci, którzy oddawali krew za ojczyznę, walcząc przeciw najeźdźcy obiecującemu im o wiele lepsze i godniejsze życie, zasługują na to, by być w pełni obywatelami, łącznie z otrzymaniem własności. Tutaj nawet mój prywatny, idiosynkratyczny, romantyczny konserwatyzm, polegający m.in. na niegodzeniu się z utratą statusu elity, jeśli się go już ma, musi ustąpić przed rozsądkiem i poczuciem sprawiedliwości, idącymi ręka w rękę.

W tym Żeromski ma rację i to samo dotyczy także III RP. Wbrew wszelkim hurra-liberałom, czy konserwatystom od "Prawa" przez duże "P", "wszelka pomoc socjalna to kradzież" i takich tam głupot. Które, pomijając już wszystko inne, sprawiły, że partia naprawdę inteligentnych ludzi o zabawnej nazwie Unia Polityki REALNEJ, nie liczy się nawet w najbardziej mikroskopowych sondażach, nie mówiąc już o wyborach.

Kilka rzeczy bardzo mnie jednak zdziwiło w omawianym filmie. Na przykład to, że sowieci opuszczając Wyszków torturowali i zamordowali kilku ludzi, jednak jakimś cudem przy życiu zostawili naczelnika policji. Albo to, że "Rząd Tymczasowy" Dzierżyńskiego i Marchlewskiego rozmawiał uprzejmie i dość interesująco z gospodarzem plebanii, i jakimś młodszym księdzem, pozwalając im być obecnymi także przy najważniejszch naradach. Z pewnością tak naprawdę nie było, a Żeromski postanowił skorzystać z licentia poetica i metody stosowanej przez Thukidydesa - fikcyjnych mów wkładanych w usta wodzów wyrażających jednak analizy sytuacji i motywacje mówiących, takie jakie mogły naprawdę być. Tyle, że oczywiście Żeromski to nie Thukidydes.

Powie ktoś, i z pewnością słusznie: "po co dyskutować głupi filmik, skoro można, i należy, przeczytać samą rzecz, a potem można coś powiedzieć". Fakt, ale ja, tak samo jak Claudel, jestem niezwykle dumny ze swoich antypatii, które obejmują również Żeromskiego. A poza tym nie znoszę martyrologii. No i istnieje tyle ważniejszych i lepszych książek, których i tak nigdy nie zdążę przeczytać...

Teraz przed dłuższą chwilą pooglądałem sobie, jednym okiem, od środka i bynajmniej nie do końca, głupawy amerykański film "Jak wyjść za miliarderkę". No i przyszła mi do głowy taka myśl... Warto by było ustalić, kiedy to w historii zachodniej literatury pojawił się, a kiedy stał się naprawdę popularny, motyw "chciał forsy i był gotów zrobić dla niej niemal wszystko, chciał się ożenić z antypatyczną milionerką odrzucając prawdziwą miłość ubogiej dziewczyny, w końcu miłość zwyciężyła, ale to wcale nie był jeszcze koniec, bo dziewczyna okazała się miliarderką, a rzekoma milionerka tonącą w długach nędzarką".

Pierwszy, kto wymyślił taki motyw był - na niewielką skalę, ale mimo wszystko - geniuszem. Jednak cywylizacja, w której ten motyw jest eksploatowany i serwowany ludziom tak instensywnie, jak w naszej, i zawsze znajduje zachwyconych odbiorców, to z pewnością nie jest ta sama cywilizacja, która stworzyła gotyckie katedry, maszynę parową... czy dokonała Cudu nad Wisłą. Ostatnio zrobiłem się wyczulony na tego rodzaju przejawy schyłkowości naszego świata, a nawet szukam ich aktywnie. Przez co nawet najidiotyczniejszy program telewizyjny nabiera wdzięku i sensu. I o to przecież chodzi! Naprawdę i do szpiku kości uważam, że analizy Spenglera mają bez porównania większą głębię, a nawet praktyczny sens, niż tysiące liberalnych manifestów i genialnych pomysłów na naprawienie świata.

W każdym razie przyszło mi przed chwilą do głowy, że w sumie nie bardzo mam co pisać (w końcu 11 dni nie pisałem, bo po prostu nie miałem żadnego pomysłu) właśnie dlatego, że PiS robi co robić powinien i to nienajgorzej (coraz bardziej podoba mi się ich traktowanie Niemiec, a także to, co chcą zrobić w dziedzinie obronności, choć głośno mowić o tym oczywiście nie sposób), p. Michalkiewicz robi swoją krecią robotę i można tylko go lansować wśród jeszcze-nie-wiedzących-choć-potencjalnie-naszych... Samemu pisać nie bardzo jest co, ani po co, skoro taki publicysta już to robi, i to na wszystkie naprawdę istotne aktualne tematy.

Byłobyż naprawdę aż tak dobrze? Nie, oczywiście że tak nie jest - po prostu ukazała się realna nadzieja, której nie było od... dziesięcioleci co najmniej. Nadzieja to wielka rzecz, więc jest bez porównania więcej, niż było. Pozostaje jednak walka. No i bardzo dobrze, jak mówił Karol Marks (jak ja kocham go tak sobie od niechcenia przywoływać, na złość tym wszystkim nawiedzonym "liberałom"!), no więc jak mówił Marks: "walka to nie jest największe szczęście, to jest JEDYNE szczęście!"

Tak więc mamy przed sobą walkę - skoro p. Michalkiewicz twierdzi, że te tygodnie mają w naszej historii ogromne znaczenie i przesądzą o następnych dziesięcioleciach, albo i stuleciu, co zresztą zgadza się z moimi prywatnymi odczuciami - to bardzo możliwe że ma rację. A więc przed nami nasza mała Bitwa Warszawska.

No i trzymajmy kciuki za Heidera i jego "prawicowy populizm"!

P.S. Zaraz zaraz, coś mi przyszło do głowy... Tylu ludzi odmawia mi prawa do miana "prawicowca", nie mówiąc już o "konserwatyście"... Bo to i do "socjalizmu" nie mam dość silnego, dość zoologicznego i dość pryncypialnego wstrętu... I "prawo" piszę raczej z małej litery, jeśli w ogóle muszę... I "grab nagrablione" wydaje mi się całkiem sensownym mottem... Może ja się powinienem w takim razie zacząć określać jako "prawicowy populista"? No i zobaczymy, kto w końcu rozwali to europejsiaste pokractwo - Wy kryształowi prawicowcy od JKM'a, czy my - "populiści". :-)

2 komentarze:

  1. Hi,

    Dlatego napisałem Manifest BPP, a w nim takie hasła jak:

    5) Prawo i sprawiedliwość już mamy, najwyższy czas na własność i tworzenie dobrobytu

    6) Prawo i sprawiedliwość przywrócono, pora na dobrobyt i szukanie własnego szczęścia

    Patrz: http://warpman.kv.net.pl/bpp/axioms/axioms/manif_04.html

    Gdy tylko PiS zrobi "swoje" pora na "rozwalenie" PiSu i jego socjalizmu. Dlaczego nie idą za radą Prezesa UPRu i moją, aby uwolnić gospodarkę i dać szansę na bogacenie się wszystkim?! To z pewnością rozbiłoby układ, jako prywatny monopol. Dlaczego PiS nie atakuje dwutorowo? WSI i PZPR z jednej strony, jak teraz i od strony gospodarczej z drugiej. Uwalniając gospodarkę dla Kowalskiego miałby 10 mln zawziętych sympatyków, swoistą armię przeciw 5 tys. pismaków, UBeków itp.

    Pozdrawiam,
    warpman
    http://warpman.kv.net.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. zazdroszczę Panu, iż na blogspocie nie ma Pan reklam, ale np. Pan Marcinkiewicz na swoim blogu też ma Rexona for Teens, ale on nie ukrywa swojego romantyzmu, pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń