poniedziałek, listopada 12, 2007

Triarius the Tiger o nocnych stróżach i państwie

Triarius the Tiger w repertuarze najnowszych, przed paroma minutami stworzonych, bonmotów (i giga-motów):

Gdyby państwo naprawdę się kiedyś stało jedynie nocnym stróżem... to kim stali by się nocni stróże? Prominentami? Arystokracją? Może dyktatorami?

* * * * *

Kiedy władza jest nocnym stróżem, to po prostu nie jest żadną władzą! Kto w takim razie jest władzą? Ten oczywiście, kto tamtą "władzę" zmusił, by przestała być "władzą" i zajęła stróżowaniem.

Bo nie ma tak, by ktoś, kogo można do czegoś zmusić, był naprawdę władzą. Liberałowie zapętlają się tutaj w najklasyczniejszym eleackim paradoksie, jak ten o Kreteńczyku, mówiącym że Kreteńczycy zawsze kłamią.

W najlepszym razie będzie to REWOLUCJA, która z poprzednich władców uczyniła nocnych stróżów. W każdym innym, to po prostu logiczna sprzeczność i zwykła bzdura.

Jakaś władza zawsze istnieje i będzie istnieć, po prostu trzeba umieć ją zlokalizować. Z pewnością można jednak od razu przyjąć, że żaden nocny stróż nią nie jest. Może w swoim domu, ale nie w państwie. Gdyby zresztą w domu pełnił rolę stróża, to też władzą by nie był.

* * * * *

Pomysł, by państwo było nocnym stróżem, gwałci chyba wszelkie zasady liberalizmu. Jak to tak - państwo zabiera się za działalność gospodarczą? Odbiera chleb uczciwym przedsiębiorcom, stwarzając im ewidentnie nieuczciwą konkurencję? Fi donc!

To jest w ogóle chyba sytuacja paradoksalna, bo na robocie nocnego stróża najlepiej się chyba znają autentyczni nocni stróże, a jeśli oni idą do władzy, to chyba nie dlatego, by im się ten ich zawód aż tak bardzo podobał. Ryzykujemy więc albo władcę nienawidzącego swojej roboty i mającego pokusę zrzucenia jej z siebie, na przykład po to, by wziąć nas za mordy, albo też ludzi niekompetentnych, którzy będą nieuczciwymi metodami konkurować z kompetentnymi prywatnymi przedsiębiorcami. Ponura sytuacja zaiste...

* * * * *

Liberał za ogromną swoją krzywdę uważa, gdy karze mu się płacić podatki, a już szczególnie, gdy te jego podatki "idą na rozdawnictwo dla nieudaczników i nierobów". Czyli, z punktu widzenia władzy i zamożnych obywateli, w dużej mierze na uspokajanie ludu, tudzież nastawianiu go pozytywnie do władzy, państwa, oraz wyższych klas. Liberałowi jednak bardzo się to mimo wszystko nie podoba. Mam więc propozycję...

Otóż należałoby chyba stworzyć jakąś giełdę, gdzie można by wreszcie obiektywnie wycenić rynkową wartość tego typu usług, co przychylność ludu wobec klas wyższych i zamożniejszych, to, że ten lud nie ma ochoty obnosić głów co zamożniejszych przedsiębiorców na pikach, gwałcąc przy okazji ich żony i córki, jest natomiast gotów np. od czasu do czasu narazić skórę walcząc ze wspólnym wrogiem.

Bez takiej giełdy, naprawdę nie ma sensu mówić o "rozdawnictwie" i "złodziejstwie", które rzekomo popełnia państwo, bowiem nikt nie wie, ile jest wart spokój klas ludowych, ile cnota córki, ile niespalony dom, ile zaś fakt, że biedacy i wykolejeńcy poczuwają się jednak czasem do służby wspólnemu państwu, na przykład w wojsku, które w innym przypadku trzeba by albo zastąpić oddziałami najemnymi (które nie są aż takie tanie, a zresztą właśnie z tego wzięła się duża część podatków!), albo też z niego zrezygnować, zdając się na łaskę pierwszego z brzegu sąsiada, który z "rabunku" i "rozdawnictwa" jeszcze nie zrezygnował. A potem już nie będzie musiał, bo będzie to mógł długo robić z majątku zrabowanego nam i z naszej niewolniczej pracy.

Nie ma jak liberalizm - jedyny sensowny pakiet praktycznych idei dla inteligentnych ludzi o konserwatywnych przekonaniach! ;-)

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

2 komentarze: