środa, marca 26, 2008

Mam nowy Aussweiss, Alleluja!

Byłem dzisiaj odebrać nowy Aussweiss. Obnosiłem się jak się długo dało z tym moim starym, zmachanym i podartym, z radością obserwując szok na buziach różnych słodkich duszyczek na jego widok, oraz słuchając ich ochów i achów. Oni tu oczekują Drugiej Irlandii, cudów i europejskiego raju, a taki jakiś niesforny moher robi im wbrew! I to w tak barbarzyński i okrutny sposób! Staniemy się znowu pośmiewiskiem Jamaiki. Brzydka panna bez posagu i jeszcze bez plastikowego Aussweissa... Jakże to tak? Aj waj! (Jak zapewne mawiają w takich właśnie sytuacjach w redakcji "Gazety Wyborczej".)

Tym bardziej, że tytułem propagandy (szeptanej) lubiłem tym słodkim ludzieńkom mówić, że Aussweissa wymianiać po prostu nie zamierzam, a jeśli Unia Ojropejska zacznie z tego powodu robić mi jakieś wstręty, to się zobaczy kto na tym gorzej wyjdzie. W końcu może Tusio opowiadać ludziom propagandowe pierdoły, to mogę i ja nieco pokoloryzować, tym bardziej, że jądro mojego przesłania jest, w odróżnieniu od tuskowego, zdrowe i prawdziwe.

Ale cóż, w końcu musiałem to coś odebrać, ponieważ europejski obywatel nie może sobie pozwolić na zupełne zniknięcie z pola widzenia Schetyn i Borrellów. Przynajmniej dopóki ci łaskawie nie znikną z jego pola widzenia. A jakoś im, cholera, niespieszno...

Odbierając ów dar od kochanych władz nie mogłem się jednak powstrzymać do okrzyku: "Jakiż to ogromny skok cywilizacyjny uczyniła Polska przez te paręnaście lat!" No, może nie całkiem na głos to powidziałem, ale takie były z pewnością moje myśli. I to głośne! Stanęło mi bowiem przed oczyma, jak to kilkanaście lat temu w tym samym Miejskim Urzędzie w Gdańsku urzędniczki na widok mojego szwedzkiego prawa jazdy najpierw oniemiały, potem zaś zaczęły z nim biegać po różnych pokojach, pokazując sobie to cacko i wydając odgłosy, które mnie dotychczas kojarzyły się wyłącznie z niewieścim orgazmem.

Teraz zaś każdy obywatel III RP, a tym samym Europejczyk, ma takie cacko na własność, może je sobie oglądać, pieścić, przemawiać doń słodkimi słowy... Nieco od mojego dawnego prawa jazdy mniejsze, ale przecież nie jest to z pewnością wyraz oszczędności spowodowanych jakimiś ekonomicznymi kłopotami Unii, tylko czymś innym. Stawiam na troskę o wygodę obywateli. No i fakt - kiedy np. się pomyśli o nudystach, czy jakichś ludziach nago protestujących przeciw czemuś... Nigdy oczywiście przeciw Unii, ale jest przecież sporo innych brzydkich ("innych brzydkich"? Unia przecież jest śliczna!) rzeczy na świecie, jak choćby mohery i oszołomy... Przeciw którym warto jest, i w ogóle nada, protestować, a na golasa jeszcze fajniej, bo to fanatycy od Rydzyka i ich to wnerwia.

No więc człowiek ęteligętny łatwo dojrzy prosty fakt, że dla takiego naguska im Aussweiss mniejszy, tym wygodniejszy. Gdzie bowiem miałby go sobie sierotka schować? Że spytam. To znaczy wiadomo gdzie, ale miejsca jednak na jakąś wielką sztywną płytę plastiku aż tak wiele tam niet', prawda? Choć są tacy, którzy nad tym pracują, by było go więcej, to jednak ogół pozostaje na razie w tej mierze daleko w tyle. Dlatego też i Aussweissy są niewielkie.

Najciekawszą jednak moją refleksją z dzisiejszego kontaktu z kochaną Władzą, jest taka oto... Choć cały czas - nazywając szpadel szpadlem, jak mam w zwyczaju - o Aussweissie mówiłem bez ogródek per "Aussweiss". Które to słowo kojarzyć się wielu powinno albo wcale, albo też... Jeśli nie wprost z mającej jakiś czas temu Okupacji Naszych Zachodnich Sąsiadów i Promotorów w Unii - kiedy to zły Adolf Hitler z kilkoma równie paskudnymi kumplami sterroryzował miłujący pokój naród niemiecki i zmusił go do paru kontrowersyjnych działań - to przynajmniej z filmów na temat tamtych bolesnych wydarzeń...

A więc chodzi o to, że ja o tym Aussweissie cały czas tym urzędnikom per "Aussweiss, Aussweiss"... A oni nic! Ani powieka im nie drgnęła. Mogli przecież udawać, że nie wiedzą o co mi chodzi, zmuszając mnie do znalezienia innej, mniej nabrzmiałej treścią, nazwy. Ale nie! Nie tylko że nie było perswazji... Wykładów na temat korzyści z integracji... Co przecież byłoby jak najbardziej na miejscu, prawda? Nie było też pogróżek, ani gazów łzawiących i innych środków przymusu bezpośredniego... W ogóle nie wezwano straży miejskiej, czy choćby lokalnej ochrony w postaci kulawego ciecia, który by na mnie groźnie spozierał, sugerując w ten sposób, że nie należy jego profesjonalnego gniewu lekceważyć, bowiem zna on jakieś ezoteryczne sztuki walki.

O antyterrorystach nawet nie wspominając. Nie było absolutnie żadnej reakcji! Oni tam po prostu przyjmowali ten "Aussweiss" jako coś absolutnie naturalnego. Jakby mieli jakieś szkolenia specjalnie na ten właśnie temat. Albo coś. I ta właśnie nazwa była dla nich obowiązująca. O czym my zapewne dowiemy się dopiero za parę lat.

No i ja teraz naprawdę mam zagwozdkę - czy ja się się z tego dziwnego faktu urzędniczej bystrości i tolerancji zarazem mam cieszyć, czy wręcz przeciwnie?

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

8 komentarzy:

  1. Tygrysie,
    raczej martwić, jeśli już w naszych urzedach na dowód mówi sie auswajs, to dni naszej ojczyzny sa już policzone.

    P.S. da sie wywalic to idiotyczne haśło weryfikacyjne? Po cholere to?

    OdpowiedzUsuń
  2. @ nicpoń

    Jasne, sformułowałem to żartobliwie, ale mnie to też raczej martwi. Mam dokładnie te same refleksje co ty.

    Co do idiotycznego hasła, to niestety nie jest to moja wina i chyba się nie da. To cholerne hasło to jest zabezpieczenie przed spamem za pomocą botów wpisujących automatycznie i seryjnie komnentarze. (Sam kiedyś przez krótki czas takie stosowałem, czegóż to człek w młodości nie robił! Ale mi zbrzydło.)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. "perswazji"! :>:>

    i póki nie ma haende hoch i zu gas to niby nie ma się czym martwić, chociaż pewien absmak... :>

    OdpowiedzUsuń
  4. A pamiętacie kawałek z seksmisji? Ausweiss bitte! Aaaaaaa.

    Ja namiętnie robię ciut inaczej. Jako że z Kanadą łączą mnie bliskie więzy rodzinne, często tam latam, i zdaża się, że połączenia bywają linią lotniczą adolf flug (Lufthansa). I jak podchodzę do stoiska, oczywiście na terenie adolflandu, to namiętnie zadaję pytania o przylotach, rozkładach itp. linii Luftwaffe. Uwielbiam jak na ich szwabskich ryjkach robi się wyraz albo dobrodusznego zatwardzenia albo grymas jakby zjedlicytrynę polewaną kwasem solnym.

    OdpowiedzUsuń
  5. @ mustrum

    Głupi chyba jestem, bo całkiem nie zrozumiałem co ich tak wtedy boli. Mógłbyś wyjaśnić? Bebech od kapusty ze świniną zapewne, jeśli miałbym zgadywać, ale jaki to ma związek z Adolfa junkersami?

    Biorą Cię za szpiega?

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem co ich boli. Nie mam niemieckiego sumienia (jeżeli takowe istnieje). Zazwyczaj mówię u nich o Luftwaffe podając polski paszport, a to znaczy, że:
    1) Zakłopotanie, następny durny polaczek co nie zna najeuropejestszego języka pod słońcem (dobroduszne zatwardzenie)
    2) Jak on śmie przypominać nieprawdziwą, nieeuropejską, fałszywą wersję historii (cytryna).
    Prawdą jest, że z jakiegoś pwowdu im to nie wsmak. I dobrze.

    PS. Polecam wspaniały musical Mela Brooksa "The Producers" o produkcji musicalu zat. "Springtime for Hitler" (przepraszam, widziałem tylko po angielsku, nie znam polskiego tytułu). Kupa jaj, i pokazują szwabów tak jak się ich pokazywać powinno.

    OdpowiedzUsuń
  7. @ mustrum

    Acha, nie kojarzyłem, że mówiłeś o nich per Luftwaffe. Teraz kapuję.

    A Mel Brooks rzeczywiście był fajny. Urodzony w Warszawie Żyd, Kamiński chyba naprawdę się nazywał, widziałem go kiedyś jak gadał na spektaklu po polsku i śpiewał wraz ze swą piękną, nieco przejrzałą żoną "Sweet Geargia Brown" właśnie po polsku.

    A ten film o Hitlerze oglądałem, faktycznie prześmieszny. I nikt poza certyfikowanym Żydem, choć w tym akurat przypadku fajnym gościem, nie mógłby nic podobnego zrobić bez doprowadzenia różnych świrów do białej gorączki i ściągnięcia na siebie masy przykrości.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakie złamanie regulaminu?

    Wielkim lobem zza oceanu: Backup Tygrysa: "Na całe szczęście Tygrys miał zaplecze heh heh heh wyciętej z Salonu Owiec przaśnej wersji dysfunkcjonalnego quasi-bloga znanego jako 'płatna klikara': Zoologiczne Idiosynkrazje Pana Tygrysa"

    OdpowiedzUsuń