Czy wiesz, słodki Czytelniku, co to jest synergia? Otóż synergia jest wtedy, kiedy jakichś kilka rzeczy w odpowiedniej kombinacji ma silniejsze oddziaływanie, niż suma oddziaływań tych rzeczy. Sprawdza się to np. w ćwiczeniach mięśni brzucha, a samo słowo świetnie się sprawdza w marketingu, szczególnie zaś marketingu instruktarzu ćwiczeń mięśni brzucha zresztą.
Przykłady synergii? Proszę bardzo - nasz klient, nasz pan! Bierzemy wodór i tlen, dwa w pojedynkę nieszkodliwe (jeśli nie liczyć wolnych rodników powodujących starzenie w przypadku tlenu) gazy. Mieszamy i co?
Otrzymujemy mieszankę wybuchową. Łał! A jak już wybuchnie, to mamy co? Wodę, całkiem jak z orędzi obecnego premiera - zarówno tych dłuuuugich, w stylu późnego tow. Fidela, jak i tych krótkich, miłosnych, wymakijażowanych i wypiarowanych, w stylu jakby jakiegoś schizofrenicznego, nafaszerowanego bromem i lubczykiem jednocześnie tow. Gomułki. (A może po prostu viagrą, której jednak w czasach tow. Gomułki nie było. Co może tłumaczy dlaczego niektórzy zostawali komuchami.)
Albo weźmy niewinny piorunian i zmieszajmy go z równie niewinną rtęcią. Otrzymamy zabójczy piorunian rtęci! Czyli coś na spłonkę. Łubudu! I wszystko leci w powietrze. Wystarczy tylko dodać synergicznej mieszaniny tlenu z wodorem.
No to ja właśnie doszedłem do tego, że w polityce również warto by było zacząć synergię stosować. Weźmy na przykład takie słowo jak "ojro" - od "ojropa" (może być i z małej), "ojropejs"... Całkiem potężne jest, przynajmniej jak tlen i wolne rodniki. Żeby tylko ludzie zrozumieli od czego to pochodzi i co w istocie to znaczy. Bo że brzmi świetnie to każdy się chyba łatwo zgodzi. Żeby jednak to piękne słowo z czymś połączyć i uzyskać piekielną synergię. To by dopiero było, prawda?
I ja tak sobie dzisiaj chodziłem i tak sobie myślałem... Co by to było, gdyby w salon24 nagle na jakiś czas znikli wszyscy sensowni, czyli prawicowi, blogerzy i komentatorzy... Co by się działo? Od razu pomyślałem o wirtualnym romansie ojroprofesora Sadurskiego z tow. Rudecką-Tuskolubską. Którzy by, z konieczności, nie mając nagle komu pyskować i kogo pouczać, się zaczęli, wirtualnie ale jednak, gzić... Stanęło mi to przed oczyma i zapewniam - nie był to ładny obraz!
I przyszło mi do głowy, że z tego związku mogłoby, bo przecież nie powiem "powinno", zrodzić się potomstwo. Godne tych dwojga oczywiście. I dużo by tego było, w każdym miocie tak z 40 sztuk co najmniej. Śliczne różowiutkie, z zakręconymi ogonkami. No i przyszła i od razu, w jakimś genialnym olśnieniu, nazwa tego potomstwa - wabiło by się to "ojrotuski". Tutaj synergia zadziałała mi po prostu intuicyjnie.
O "ojro" już mówiłem, a co z "tuskiem", spyta ktoś? Otóż przewiduję - a w polityce trzeba zawsze wybiegać nieco naprzód i być o pół kroku przed konkurencją, więc dobrze robię że aż hej! - iż niedługo słowo "tusk" może być stosowane wymiennie ze słowami powszechnie uważanymi za obelżywe.
Jakieś więc inne słowo może lepiej synergicznie pasować do "ojro"? Że spytam? Tym bardziej, że oba są spokrewnione naprawdę blisko. Co powie wam każdy platfus - Unia to Ojropa, Ojropa to Unia, Unia to Platforma, Platforma to... I tak dalej. Każdy to wie. A zatem uzyskaliśmy - w ramach naszego odwróconego prawicowego zawłaszczania języka, czyli czegoś w rodzaju moher-Gramsciego (byle nie z garbem z przodu!) - synergiczny werbalny materiał wybuchowy o niespotykanej mocy - słowo OJROTUSK. Pasujące do wszystkiego co postępowe, europejskie (w wiadomym znaczeniu), światłe, wykształcone (ditto), z wielkich miast...
Biorąc pod uwagę, że jeden z blogerów w salon24 nazwał dziś Tuska "Mao Tse Tuskiem", czym wywołał euforię i liczne prośby o udzielenie licencji, trzeba sobie powiedzieć, że synergiczne słowotwórstwo polityczne nabiera życia i rozpędu. I oni tego nie przetrzymają, takie są moje prorocze wizje. A więc, wypada tylko jeszcze zakrzyknąć: "Ojrotuski wszystkich krajów łączcie się!" Byle gdzieś poza granicami Polski. I żeby was tam wszystkich za jednym razem...
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
To znaczy, ze Pan nie ma jeszcze takiego wrazenia, ze "wszyscy sensowni czyli prawicowi blogerzy i komentatorzy" z saloonu juz znikneli? :))
OdpowiedzUsuńwojtek
PS. To powyzsze to oczywiscie zart - nie jest tak, ze wszyscy sensowni blogerzy skasowali swoje blogi (lub zostali skasowani). Ja jedynie od czasu do czasu miewam takie wrazenie :)
@ anonimowy
OdpowiedzUsuńPo SG dość często odnoszę takie wrażenie. Tuż przed moim odejściem akurat był taki okres, że propagandowe kawałki ojroprofesora Sadurskiego wisiały tam po dosłownie dwie doby - i to w górnej części, często w dodatku wędrując w górę - a cała masa sensownych tekstów w ogóle tam nie trafiała.
Moje zaś załapywały się nawet i na #1, ale potem pikowały w tempie Stukasa, bo jakoś mnie zawsze ignorowali czerwoni, a i lewackie trolle nie przesadzały z aktywnością (ciął bym zresztą bez litości, może to wiedzieli).
Teraz już mi trudniej ocenić, bo nie mam tam własnego bloga z setką linków do moich ulubionych blogów, więc trudno coś znaleźć spoza SG.
Faktem jedak jest, że czołówka naszych blogerów trzyma się salonu rękami i nogami, znosząc wszelkie poniżenia, afronty i szykany, byle tylko tam zostać. Co częściowo rozumiem, ale tylko częściowo. Bo ja najbardziej jednak obawiam się powolnej wewnętrznej korupcji, rosnącej powolutku autocenzury... W ogóle niezbyt mi odpowiada rola blogowej małpy.
Wprawdzie wczoraj napisałem tę tutaj głupotkę, bo na napisanie rzeczy, które naprawdę uważam za potrzebne nie mam siły, cierpliwości i pewnie zdolności, jednak tutaj zaczynam się zastanawiać nad smętnym losem swoich czytelników po miesiącu niepisania, tam zaś robiłem to po trzech dniach.
W ogóle to salon i te wszystkie sytuacje wokół niego byłby pięknym obiektem analiz zarówno dla inteligentnego socjologia, jak i dla eseisty. Co tam się dzieje pod dywanem to musi być paranoja!
Pozdrawiam
Rozumiem powody, ale myślę, że szkoda iż Pański blog zniknął z Salonu24. Póki co jest to jednak najszersza tego typu - sorry - platforma. Gdyby nie Salon nigdy nie poznałbym Pana Tygrysa, a co za tym idzie Spenglera, którego udało mi się nabyć poprzez bokborsen.se za jedyne 400 koron. Póki co czyta się bez większych problemów językowych. Pewnie, że nie to co po polsku, ale nie to samo, co z Pańskim ulubionym Hammarskjöldem:) Na Sandora Marai te trafiłem przez lekturę bloga. Fakt, że nie z salonu, ale też na samego bloga trafiłem jakoś przypadkiem (blog Szczepana Twardocha). Wydaje mi się, że aby sensowna "praca u podstaw" była efektywna trzeba propagować lekturę takich autorów jak wymienieni, tudzież Davila i jeszcze paru innych. Czy zamykanie się w niszy jest lepszym rozwiązaniem?
OdpowiedzUsuńInna sprawa z tym Bo Kaspersem. Byłem nawet na ich koncercie. Landsting zafundowała, a ja i kolega z Rosji dostaliśmy honorowe miejsca w drugim rzędzie na środku. Rzadko chadzam na koncerty i nie wiedziałem, że to taki hałas. Myślałem, że zwariuję! Dostałem czegoś w rodzaju "panikångestattack" i zamiast po prostu wyjść po pierwszym utworze, zastanawiałem się, zatykając uszy, jak przykro będzie szwedzkim kolegom, a poza tym jednego obiecałem podwieźć do domu po koncercie (50 km od miasta). Oni siedzieli gdzieś na końcu. Miałem, delikatnie mówiąc, niechęć do Kaspersa. Teraz, jak słucham na youtubie, nie brzmi to najgorzej. Spróbuję coś z biblioteki pożyczyć.
Ale, póki co, dziękuję za tipsy.
Traube
@ Traube (anonimowy)
OdpowiedzUsuńNie zauważyłem Pana komentarza, teraz pewnie Pan nie zauważy mojej odpowiedzi. Cóż...
Nigdy bym się nie domyślił, że Bo Kasper może być głośny! Wiem tylko, że ma dość paskudny pysk. Widziałem z nimi jednego klipa. No i mam tę białą płytkę. Zachwyca mnie ona tym szwedzkim infantylizmem, łagodnym i oswojonym poczuciem bezsensu i błahości życia, oraz rozdzierającym smutkiem. Sam to nazywam "takie nudne rumbki po szwedzku".
Ale to jest super. Głośnie mnie akurat nie przeraża, bo od czasu zespołu The Atoms w Elblągu w połowie lat '60, nasłuchałem się rocka. Choć mi zasadniczo przeszło, to jednak mam tego sporo za skórą. Choć po Bo naprawdę bym się nie spodziewał.
Co do zamykania się... Serdeczne zięki za komplimangi oczywiście. Ale ja tam w ogromną ilość ludzi już po prostu nie wierzę, jak i S. nie wierzył. (A propos, przedwczoraj zakończyłem jego trzecią komletną lekturę. Na przestrzeni jakichś osiemnastu lat. Warto było, tym razem też!)
Natomiast trza się, moim zdaniem, stać naprawdę elitą. A to zakłada działanie w swojej niszy. Tyle że NAPRAWDĘ DZIAłANIE, a nie wzajemną adorację. Może to by była ta zasadnicza różnica.
Może trochę szkoda że nie jestem na salon24, ale dla mnie to nie moja wina, otrzymałem ulitmatum, które oni mogliby sobie interpretować do woli.
Kim jest w końcu Ujazdowski, bym mu nie mógł wyrazić mej dezaprobaty? A jeśli oni tak ostro ze mną wtedy, to czego można po nich było oczekiwać na przyszłość? To by była korupcja i smutny jest raczej nasz brak środków, niż moja reakcja na tamte szykany. Ja tak to widzę.
Co do S. i Dávili - naprawdę warto. S. to moim zdaniem lektura na dwa lata, tak za pierwszym razem. Oczywiście nie koniecznie fulltid.
Szczepana Twardocha coś kojarzę, ale nie do końca. Co do Hammarskölda, to najbardziej cierpko wyrażał się o nim Paul Johson, były lewak i aktualny chyba leberał, który o Spenglerze miał jeszcze gorszą opinię. Całkiem bez sensu, ale czego oczekiwać po leberale w takich sytuacjach? Jednak co co H. to nie podejrzewam, by mógł się o wiele mylić. To był jakiś deista... Dla mnie to ochyda, "druga religijność" najczystszej wody.
Pozdrawiam
Przeczytałem. Dzięki za odpowiedź.
OdpowiedzUsuńTraube
Szanowny Panie,
OdpowiedzUsuńNa SG rzeczonego salonu nie ma praktycznie nic ciekawego. Czasem jakies perelki mozna wydlubac grzebiac w postach - n.p., 2 teksty Urbanowicza (o ktore musiala byc jakas mala awantura, zeby sie pojawily na pierwszej stronie).
Ale i poza pierwsza strona robi sie nijako i mdlawo. Wywalono faceta, ktory probowal zrobic zajawke tematu o Komorowskim. Komu bedzie sie chcialo zrobic podobna analize na temat jakiegokolwiek innego polityka, kiedy cala robota moze wyladowac w koszu Jankego w ulamku sekundy, a czlowiekowi bedzie sie grozilo sadem?
Generalnie mozna odniesc wrazenie, ze to co jest promowane to bzdury, ktore maja na celu stworzenie jakiejs "spolecznosci", takiego wlasnie "salonu". I byc moze o to wlasnie chodzilo od poczatku.
No coz - promotorom pana Janke nie udalo sie go umiescic na stanowisku Red. Nacz. Rzeczpospolitej, to wymyslili mu taki nowy biznes.
Ale roznica miedzy starym i nowym biznesem jest taka, ze stary bizes mozna latwo zniszczyc, natomiast to czy nowemu biznesowi sie uda, zalezy od ciezkiej pracy i nastawienia nam wspolczesnych.
Wiec moim zdaniem i tak jest na plus :)
wojtek
PS. Np mojej pseudo-teorii o p. Janke i jego promotorach juz by na s24 nie bylo :)