niedziela, czerwca 22, 2008

Koneczny, Spengler i ten tam na T. (odc. 1)

Wraz z początkiem lata Letni Uniwersytet Trzeciego Wieku otwiera swoje podwoje. (Młodych to i tak nie obchodzi.)

Porozmawiajmy sobie o historii, w takim nieco bardziej syntetycznym ujęciu...

Otóż niektórzy znajomi moją fascynację Spenglerem zbywają stwierdzeniem, że oni mają Konecznego, któren jest wielki, i żadnego Spenglera nie potrzebują. W dodatku Koneczny gdzieś się tam podśmiewa ze Spenglera ambicji, by w Kulturach/Cywilizacjach (bez wchodzenia w tej chwili w konkretną terminologię obu tych panów) dostrzec coś w rodzaju żywych organizmów.

Nie powiem, by mnie te argumenty przekonywały. W bronieniu się tych ludzi przed Spenglera magnum opus - a mówimy tu o wersji kompletnej, nieskastrowanej, która liczy niemal 1000 stron i po polsku nie jest dostępna - dostrzegam parę motywów, które nie są może wstydliwe dla tych osób, ale tym bardziej nie świadczą przeciw Spenglerowi. Konkretnie widzę w tym przede wszystkim zdrowy i patriotyczny stosunek do własnego języka. Który ma u tych osób dominującą i niemal monopolistyczną pozycję w stosunku do innych narzeczy... Zgodnie z zasadą głoszoną przez kabaret Elita, w zamierzchłych czasach, kiedy naprawdę byli elitą, nie zaś radnymi z ramienia Platformy (Po latach: NIGDY PLATFORMIANYMI RADNYMI NIE BYLI, TO ZBIEŻNOŚĆ NAZWISK, MÓJ BŁĄD, SORRY!) . Ta zasada to, cytuję:
Uczcie się dziewczyny - UND CHLOPCY!
Języków cudzych - UND OBCYCH!
Gutten Morgen kolego!
Grunt to about lingwistyka.
Przede wszystkim zaś polskiego
Uczcie się - JĘZYKA!
(Z ogromnym, może nawet nieco przesadnym, akcentem na dwie ostatnie linijki.) Całkiem rozumiem, że jeden, własny, język, to jak jeden do perfekcji opanowany instrument. W końcu najwięksi instrumentaliści są z reguły wierni jednemu, wybranemu instrumentowi. Jednak kiedy to nie pozwala zapoznać się z najważniejszymi rzeczami, jakie kiedykolwiek napisano, zaczynam tu dostrzegać pewien problem.

No dobra, tyle w tej językowej kwestii. Teraz ustalmy sobie co mówi Koneczny, i co z tego wynika... Oraz jak ma się to do tego co mówi Spengler. (Ale to tylko w największym zarysie, bo tego się nie da streścić na blogowy tekst, nawet o mojej długości.) No i kto to jest ten trzeci na T, co mówi, i dlaczego nie wymieniamy go dotąd z nazwiska.

Koneczny (którego wielkim znawcą nie jestem, ale coś tam kojarzę) mówi, że istnieją różne cywilizacje, różniące się przede wszystkim swymi systemami prawa, te zaś systemy prawa rzutują na praktycznie wszelkie aspekty ich życia. No i Koneczny opisuje te cywilizacje (choć nie wszystkie zdążył opisać bardzo dokładnie), a jego obserwacje i analizy wydają mi się celne. W ramach tych założonych przez owego uczonego założeń i zamiarów.

Koneczny wyjaśnia powstanie cech dominujących w różnych cywilizacjach dość precyzyjnie i historycznie, jednak trzeba sobie od razu powiedzieć, że same wnioski są absolutnie ahistoryczne - dana cywilizacja ma takie czy inne cechy, w taki czy inny sposób wpływa na życie ludzi do niej należących, oni mają taką czy inną mentalność... I to się nie zmienia. W każdym razie Koneczny nam nic o zmianach nie mówi, o wyjaśnianiu ich genezy i przebiegu nawet nie wspominając.

Może tak jest z powodu jego głębokiego przekonania, iż to się nie zmienia i każda cywilizacja, kiedy już nabierze swego charakteru, trwa do końca, chyba że ją coś zniszczy... Może jednak wynikać raczej tylko ograniczeń samej metody. Nie potrafię tego rozstrzygnąć. Choćby dlatego, że choć Koneczny wydaje mi się zarówno interesujący jak i istotny, o wiele bardziej przekonuje mnie opis proponowany przez Spenglera.

Nie żeby one były aż tak niekompatybilne, jak się ludziom wydaje! Szczególnie ludziom, którzy Spenglera właściwie nie znają, bo przecież tak się zabawnie składa, że ci, którzy znają Spenglera, nie znają Konecznego, i odwrotnie. (No bo Polakom dużo łatwiej poznać Konecznego, ze Spenglerem są zaś, jak już mówiłem, problemy, zaś z ludźmi spoza Polski jest mniej więcej odwrotnie.)

Argument, iż słowa "cywilizacja" i "kultura" mają całkiem inne znaczenie u obu tych myślicieli, z czego miałoby wynikać, iż same te rzeczy ("byty", ale to brzmi zbyt uczenie na wykład LUTW) są u obu tych panów całkiem inne, a więc niekompatybilne... Argument ten jest po prostu bez sensu i najgorzej świadczy o edukacji w naszym nieszczęsnym kraju. Możemy sobie przecież "cywilizację" i "kulturę" u Konecznego zastąpić symbolami np. J23 i J24, zaś "cywilizację" i "kulturę" u Spenglera przez XX6 i XX9. Potem zaś możemy sobie o tych sprawach rozmawiać, nareszcie sensownie. Nic się przecież nie zmieni poza znakami i wibracjami powietrza.

To że ktoś używa tego samego słowa do nazwania różnych rzeczy - a tutaj są to jednak rzeczy różne, choć mają oczywiście pewien ze sobą związek, tyle że nie ma sensu od tego związku wychodzić, trzeba co najwyżej do niego dojść - o niczym nie świadczy. Wątpiących zachęcam do poszukania sobie w słowniku francuskim i angielskim słowa "pet", albo w angielskim i szwedzkim słowa "fart". ("Kiss" zresztą też mogą sobie poszukać.)

Koneczny z pewnością jest interesujący i wart czytania. Wynikają też z niego ważne wnioski natury ogólnej i praktycznej. Jakie? Najważniejszy jest ten - mówię oczywiście całkowicie subiektywnie, bo cały ten wykład jest zbiorem moich subiektywnych przemyśleń i nawet nie próbuję się podpierać autorytetami czy didaskaliami - że cywilizacje nie dają się mieszać. Cywilizacja zmieszana z paru innych jest niezdolną do życia hybrydą, wpływy jednej cywilizacji na drugą, jeśli dotyczą samej istoty rzeczy, są po prostu szkodliwe i na dłuższą metę zgubne. Niezwykle niepoprawna politycznie to teza, ale właśnie to, że za taką jest uznawana, potwierdza, paradoksalnie, jej prawdziwość. Sapienti sat.

Ten wniosek jest najważniejszy. Bez porównania moim zdaniem najważniejszy, w każdym razie dla politycznej praktyki i wyborów na przyszłość. Inny ważny wniosek z dzieła Konecznego - o ile oczywiście ma on w swych analizach rację - to ogromne znaczenie prawa, które przecież determinuje cała cywilizację. Koneczny, o ile wiem, nie wyjaśnia i nawet nie próbuje wyjaśniać, dlaczego dany lud "wybiera" taki a nie inny system prawa. Prawdopodobnie zależy to głównie od rządzących i przypadku.

W takim razie jest w tym cień sugestii, że zmiana prawa mogłaby zmienić całą cywilizację, czy też stworzyć nową. Nie robię z tego oczywiście Konecznemu żadnego zarzutu, bo byłoby to durne - tym bardziej, że te wniosek, w odróżnieniu od poprzedniego, wyraźnie wyrażonego przez samego Konecznego, jest jedynie moim prywatnym - jednak trzeba sobie powiedzieć, że ta z kolei myśl niesie z sobą dość niemiłe i mało prawicowe sugestie. Lub raczej zaproszenia do pewnych działań. Implicite. ale jednak.

Stanowi ona swego pewną zachętę dla wszelkich wielbicieli społecznej inżynierii i stwarzania nowego człowieka. Nie sądzę, by nasi nowi totalitaryści z Brukseli i podobnych miejsc czytywali akurat Konecznego, lepiej jednak dla nas, by tego nadal nie robili. To, że kultury mieszane są z definicji chore i skazane na upadek, wcale by ich prawdopodobnie nie pohamowało, raczej przeciwnie. Zresztą obawiam się, że wiele z tego co oni robią, robią właśnie w tym celu. I całkiem możliwe, że podpierają się przy tym dwoma pozostałymi z naszych tytułowych myślicieli. Ale o tym już następnym razem.

c.d.n (Deo volente)

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

9 komentarzy:

  1. Koneczny to jednak trochę racji miał. Zaklasyfikował bolszewizm do cywilizacji turańskiej; wypadałoby tam również zaliczyć współczesną cywilizację lewacką. Jako cywilizacje stadne, gdzie jednostka nic nie znaczy. Eurokraci raczej tego by nie chcieli przeczytać, że stanowią jeden ciąg rozwojowy kultury od Czyngis-chana włącznie i że więcej mają wspólnego w zasadzie z cywilizacją azjatycką niż europejską. Nic dziwnego, że Koneczny został ocenzurowany, aby ludzie nie czytali pewnych rzeczy i aby nie zaczęli pewnych faktów kojarzyć. Z tego powodu obawiam się, że nie wydawany jest również Spengler.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie kirker

    Pipes w Russia under Old Regime świetnie opisuje dlaczego na Rusi nie wykształciło się poczucie własności, pewnie można by to rozwinąc też na brak prawa

    u nich już za Księstwa Moskiewskiego państwo to był jeden wielki kołchoz

    pozdrawiam
    hrPonimirski

    OdpowiedzUsuń
  3. hrPonimirski:

    Po pierwsze niekoniecznie musi się do mnie per Pan zwracać. Nie będę jakoś szczególnie obrażony, jeżeli powie się do mnie perty. Koniec uwagi porządkowej.

    Teraz sedno sprawy:

    generalnie z Rusią to jest taki problem, że u nich skrzyżowały się dwa wpływy. Jeden wynikał z przynależności do Złotej Ordy aż do bitwy pod Kulikowym Polem (a nawet później). Ukrócone zostały wówczas wpływy Zachodu i w zasadzie zaczęła pączkować tam nowa cywilizacja. Drugi wpływ wynikał z miejsca przyjęcia chrześcijaństwa. Przyjęli je od Bizancjum. Wraz z tym poszły cywilizacyjne nawyki Cesarstwa Bizantyńskiego - czyli przerost biurokracji, podatków et consortes. (Nic dziwnego, że za cesarza Herakliusza zostało ono tak terytorialnie skrojone; po prostu ludzie mieli tego dosyć;))) ). W efekcie mamy mentalność Wszechrusi. Wychodzi w sumie taka protokomuna.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. @ kirker

    Ja przecież wcale nie twierdzę, że w Konecznym nie ma nic sensownego! Facet mówi masę interesujących rzeczy, które wydają się być prawdziwe, i w ogóle warto by było go spróbować ożenić np. ze Spenglerem.

    Ta cywilizacja turańska to naprawdę fascynująca sprawa, choć akurat tutaj miałbym najwięcej wątpliwości. Bo i jest to niezwykle śmiała hipoteza.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do cywilizacji turańskiej, to miałbym na pewno wątpliwości jak zaklasyfikować współczesne lewactwo. Bo to jest po mojemu raczej kombinacja cywilizacji bizantyńskiej i turańskiej, połączenie nawyków obydwu cywilizacji, w różnych proporcjach w zależności od lewicowej sekty.

    Co do Spenglera, można by to ożenić, analizując trwanie cywilizacji oraz zachodzące w nich zmiany i traktować to z porównawczego punktu widzenia.

    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tigre,
    ahistorycyzm Konecznego, brak genezy i tego, dlaczego społeczeństwa weszły w taka a nie inna strukture cywilizacyjną- to sa nieprawdy.
    Koneczny ani nie jest ahistoryczny ai i genezy i przyczyny opisuje dosyć szczegółowo.
    I czyni to w spsob, ktory obaj lubimy, tj. fenomenologicznie.

    Natomiast głowny zarzut Konecznego i jego podśmiechujki ze Spenglera dotycza tej własnie organiczności społeczeństw.
    Koneczny twierdzi, słusznie zresztą, że cywilizacje zwyczajnie morfują. Grecy upadli ale NAJLEPSZE elementy ich cywilizacji, stanowiace ten wartościowy rdzeń, czyli to, wokół czego powstała Grecja, zostało wchłoniete przez Rzym i Rzym zrobił na tej greckiej nodze krok do przodu. Upadł Rzym, ale jego rdzeń (ktorego składową byla tez Grecja) został znowu wchłoniety przez chrześcijaństwo w wersji Christianitas. To wskazuje, nie tylko zdaniem Konecznego, ale i np. Kerenyi`ego, to, co przyjdzie nastepne wchłonie w siebie wszystko co najlepsze w Christianitas (czyli i grzecki i rzymski rdzeń cywilizacyjny), nada nowa jakość i zrobi kolejny krok.
    Koneczny opisuje także to, jak cywilizacje rozwijają się, od żywiłowej młodości, poprzez statecznienie po starość. Tyle, ze proces ten nazywa inaczej i nabija sie własnie z tego cyklu narodzin i smierci. Widzi cywilizacje jako pewne kontinuum ewolucyjne.

    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  7. Nicpoń,

    ładnie im dowaliłeś de Duve'm w swoim ostatnim tekście. Dodam, że ów biolog komórki i biochemik otrzymał nagrodę Nobla za odkrycie peroksysomów. Ciekawe, jak zareaguje na to shalomowe lewactwo?

    Sorry, że komentuję ten tekst tutaj. Jakoś zbiera mi się na napisanie większego tekstu o zależnościach między nauką a religią, ale jeszcze poczekam. W każdym razie zapraszam do siebie jakby co.

    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytaj caly blog, calkiem dobry

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Nicpon

    To nie ewolucja, a zakamuflowana wiara w postęp ludzkości.

    OdpowiedzUsuń