Ach, jakże nie znają mnie ludzie przypisujący mi kult świętych ksiąg i inne podobne rzeczy! W związku ze Spenglerem znaczy się. Ja w ogóle nie jestem ten typ człowieka, który mógłby kogoś tak po prostu czcić, a święte księgi to już w ogóle... No, ale fakt - skąd ci ludzie mogą to wiedzieć? Nie tylko beczki, ale nawet szczypty soli ze mną w większości nie zjedli, a co najwyżej poczytali sobie na blogasku, czy w jakichś forumowych dyskusjach.
Jednak zaprawdę, powiadam wam: to nie tak! Miałbym na to nawet całkiem sporo argumentów (poniekąd to by było udowadnianie, że nie jestem wielbłądem, ale niech tam!), jednak tym razem skoncentrujmy się na czym innym i napiszmy w miarę spójny i zgrabny kawałek.
Wszystkim tym ludziom mogę w każdym razie rzec, że sporo ostatnio czytam o historii... I przy tych lekturach faktycznie sporą przyjemność sprawia mi znalezienie czegoś, co Spenglera potwierdza - tym większą w dodatku, im mniej "spengleryczny" jest dany autor. O co zresztą naprawdę nietrudno, bo spenglerystycznych historyków trudno znaleźć. (Z którego to faktu można sobie zresztą wyciągać przeróżne dalekosiężne konkluzje, choć ja akurat powodu do ich wyciągania tu nie dostrzegam.) I takich potwierdzeń wciąż dostrzegam niemało. Co, jako się rzekło, sprawia mi radość.
Jednak (ach!) jakąż by wzbudziło... No, może nie całkiem aż "radość", ale na pewno emocję, wzbudziłoby we mnie znalezienie w tych historycznych książkach czegoś, co by tezy Spenglera wyraźnie podważyło. Nie mówię o hipotezach czy interpretacjach, które by szły pod włos Spenglerowi (bo tych naprawdę nie brakuje), tylko o konkretach i to w miarę dobrze ustalonych. Jednak, w odróżnieniu od tych pierwszych, tego nie udaje mi się właściwie nigdzie znaleźć.
O czym ja konkretnie mówię? Co chciałbym podważać? No bo przecież Spengler gra, jak to się mówi, na wielu fortepianach, choć wszystko mu się w tym Magnum Opus cudownie (moim zdaniem) zazębia. Jest tam przecież i "dualistyczna" psychologia... I ta wydaje mi się słuszna, nic tam do podważania nie dostrzegam. Jest tam historia sztuki, przede wszystkim Zachodu... Która wydaje mi się głęboko słuszna, ale żeby ją ewentualnie podważyć, trzeba by studiować te sprawy całe życie, a i tak jest to nie dość konkretne, by dało się jednoznacznie.
Są tam, w Magnum Opus Spenglera znaczy, różne konkretne historyczne interpretacje... I TO by się faktycznie dało podważać. Są tam nawet hipotezy dotyczące istotnych spraw, które, kiedy Spengler to pisał nie były wyjaśnione, albo też były interpretowane całkiem inaczej niż on to interpretował. No i tutaj właśnie byłoby pole do podważania. Tylko, że jakoś dotąd nie udało mi się znaleźć nic na tyle konkretnego, na tyle pewnego, a jednocześnie na tyle jednoznacznie idącego Spenglerowi pod włos, bym musiał te jego interpretacje odrzucać.
Albo też... składać na nowo, z rozsypanych w wyniku ich podważenia kawałków. Co, przysięgam, sprawiłoby mi niemałą radość. Dlaczego? A dlatego, że wtedy mógłbym, zachowując i tak wiele ze spenglerycznych zasad i założeń, niektóre rzeczy zrobić lepiej, pociągnąć je dalej... I zamiast być, w oczach wielu, jedynie "znawcą und propagatorem" - zostać historiozofem "w sobie i dla siebie", z Bożej łaski, i w ogóle. Myślicielem miarę samego Spenglera, jeśli wolno pomarzyć.
Ach, jakież by to było rozkoszne gdyby - zachowując to, czego mi uważna lektura poważnych przeważnie historycznych dzieł NIE podważyła - znalazło się w historiozofii Spenglera coś, co by wymagało gruntownej przeróbki. W końcu ja NAPRAWDĘ się potężnie dziwię, że jakoś żadne konkretne historyczne sprawy, które on opisuje - często stawiając ogromnie śmiałe i pod włos wszystkim wokół idące hipotezy - nie zostają, językiem Poppera mówiąc, w wyniku tych wszystkich lektur "sfalsyfikowane".
W końcu cóż by w tym było dziwnego? Cóż by w tym było takiego, co by kazało odrzucić całość spengleryzmu? W końcu człowiek ma prawo się mylić, i niewielu jest (eufemizm!) uczonych, którzy by się nigdy w żadnej, choćby niewielkiej sprawie, nie mylili. A jednak jakoś trudno mi znaleźć coś, co Spengler by w swym Magnum Opus spieprzył...
Bo inne jego pisma są już dla mnie na ludzkim poziomie, choć wysokim - ale ta jedna książka jednak jest wyraźnie inspirowana Duchem Świętym... Nie, żartuję, nie aż tak, zresztą na serio to by było bluźnierstwo... Jeśli i tak nie jest. Sorry! No, ale ja naprawdę tak to sobie prywatnie widzę. Nie że jest, ale jakby była!
No dobra, tośmy sobie posmęcili, wyjaśniając w sumie niewiele (trzeba by co najmniej książki!), za to nudząc tak, że Blogowy Teatrzyk Moralnego Niepokoju pewnego znanego blogera przy tym to... (Tu sobie wpisać co kto zna najbardziej emocjonującego.) No dobra, dociskamy pedał i wkładamy tu coś w co można zęby wbić. I nie tylko.
Tak więc, w ramach głównie moich podważających wysiłków, przeczytałem sobie właśnie drugi raz książkę pani Averil Cameron "Późne cesarstwo rzymskie". Kto zna Magnum Opus, ten wie, iż ten właśnie późny Rzym to jest coś wyjątkowo fascynującego w spenglerowskiej historiografii. Szczególnie dla nas, dzisiaj. (Dlaczego? A bo tak!) I że jeśli coś się ma podważać, to raczej tam należałoby najpierw grzebać. Z tej książki - tak mało zresztą (co jest poniekąd nużąco oczywiste) spenglerystycznej, jak to możliwe - cytowałem już tutaj swego czasu jeden, spenglerystyczny w swej wymowie, fragmencik.
Obecnie znowu pilnie szukałem co by tu cosisk, na odmianę, podważyło, i nie znalazłem. To znaczy, - w interpretacjach i hipotezach są takie rzeczy. Na przykład autorka pisze - bardzo obcesowo i nie wyjaśniając z czego ten wniosek (choć książeczka jest w sumie niewielka, a temat późnego Rzymu ogromny, więc można jej darować) - że "Niebiescy" i "Zieloni", czyli słynne stronnictwa cyrkowe późnego Rzymu, a potem Bizancjum, "nie mieli celów politycznych", "wbrew uparcie podtrzymywanym współczesnym hipotezom".
Otóż Spengler pisze, że te stronnictwa, które miały spory udział w wielu buntach, a nawet powstaniach, a z pewnością też i w wielu mniej opisywanych przez kronikarzy wydarzeniach, były swego rodzaju partiami politycznymi, i że to ich kibicowanie, to była niejako przykrywka dla działalności w sumie politycznej, która nie mogła w tamtych czasach znaleźć innego ujścia. (Fajnie, że istnieją "uparcie podtrzymywane współczesne hipotezy", mówiące to samo. Choćby nawet Averil Cameron ich nie lubiła.)
Potem autorka (i nie rozumiem w jaki sposób to by miało być wsparciem dla powyższej tezy) podaje fakt, że w Afrodyzjas w Karii, gdzie nie było hippodromu ani wyścigów rydwanów, a także te dwa stronnictwa istniały (co wynika z inskrypcji), grupując bywalców teatru. W tych teatrach, gdyby ktoś nie wiedział, odbywały się w tym czasie istne bitwy klak, aktorów, publiki... Co dla mnie zdecydowanie właśnie wspiera owe, rzekomo błędne, "uparcie podtrzymywane współczesne hipotezy".
No i tezę Spenglera. Wydaje się, że to jednak naprawdę było ujście dla temperamentów, dla odruchów buntu, dla społecznego działania... Czyli w sumie dla tego, co ludowi z polityki zostaje w państwie niemal totalitarnym - gdzie normalniej i bardziej oficjalnie ogromna większość żadnego udziału w niej brać nie może.
Książeczkę Averil Cameron mogę polecić, choć niewielka jest i w sumie stara się stonować wszystkie co bardziej zdecydowane sądy na temat późnego Rzymu. Zawiera jednak stosunkowo sporo konkretów o ekonomii, co szczególnie niektórych powinno ucieszyć. Ja jednak nie o tym.
Otóż na zakończenie, tytułem puenty, powiem, że najbardziej mnie w tej książce ucieszył fragmencik (nie ma tam wielu aż tak smakowitych, to nie taki rodzaj książki, ale to tym smakowitsze) z jej samego końca, opowiadający o pewnym świętym mężu, opisanym w jednym z wielu ówczesnych żywotów pustelników. Gość nazywał się Serapion, był znany jako Sindonita, pochodził z Egiptu. Chodził bez ubrania, a przepasywał się jedynie prześcieradłem. Ale nie to jest w nim najciekawsze.
Otóż facet miał się sprzedać w niewolę pewnym greckim aktorom, których wkrótce nawrócił (skutkiem czego, jak rozumiem, oni go wypuścili), potem ruszył do Grecji, gdzie nawracał na wiarę chrześcijańską tamtejszych filozofów, potem w Sparcie nawrócił manichejczyka, a na końcu "udał się do Rzymu, gdzie bezskutecznie usiłował namówić pewną pobożną dziewicę, by nago przeszła przez miasto na dowód, że naprawdę, jak twierdziła, 'umarła dla świata'".
Ach, jak ja kocham takie historyjki! (Tym bardziej, jeśli pochodzą one ze świątobliwego źródła, a nie z jakiejś plotkarskiej książczyny, jak "Historia sekretna" Prokopiusza, czy "Historia Augusta".)
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
Urocza historyjka o tym świętym mężu.
OdpowiedzUsuńpozdro.:D
@ Iwona Jarecka
OdpowiedzUsuńDzięki!
Jestem w tym uwielbieniu takich historyjek nieco jak Anatol France, ale on tego używał do zwalczania KK, a ja nie. Po prostu erotomania. ;-)
Pzdrwm
to już wiem co będę robił w przyszłości ;>
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, średnio mnie rusza, na dodatek nieudana, antycypacja wyczynu Lady Godiva'y; może gdybym nie żył w swoich czasach... w których większość kobiet powinniśmy raczej prosić o powstrzymanie się od obnażania (i to wyłącznie ze względów estetycznych).
OdpowiedzUsuńEnyłej, z tymi "Zielonymi" i "Niebieskimi" to ciekawa sprawa, warto by to współcześnie poobserwować, gdy wykluczenie całych społeczności z polityki staje się faktem. Bo z internetowych, straszliwych sporów wiedzionych przez krwawych i bezlitosnych liderów kółek dyskusyjnych na różnych Szalom24 (copyright by Tygrys)to co najwyżej komuś zatnie się klawiatura, gdy, co nie daj Boże, zapędzi się w niebezpieczne rewiry(typu: żydobójstwo Adolfa Austryjackiego, kastrowanie pedałów etc...)
A'propos Szalom24, czy zauważyłeś tam Tygrysie, nowego potężnego blogera - mistrza nocnej zmiany - kurwa! Pełny kabaret.
@ loyolist
OdpowiedzUsuńBędziesz świętym mężem?
Czy może bogobojną dziewicą?
Pzdrwm
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńNie kojarzę tego z szalomem, dawno tam nie szalałem, przynajmniej intensywniej. Mógłbyś opowiedzieć, w razie czego skoczę i obaczę.
Co do pobożnego męża... Facet wyraźnie kochał wyzwania. Dzisiaj pewnie byłby sprzedawcą ubezpieczeń. Albo grał na jednorękich bandytach. Wtedy miał trudniej. Poniósł porażkę, ale też spadł z wysokiego konia. Czy raczej wysokiej dziewicy. (Ale radość!)
Mnie takie obyczajowe historyjki od małego jakoś cieszą.
Co do Niebieskich i Zielonych to faktycznie sprawa wydaje się jakoś wieczna, czy może raczej powracająca w historii. Ciekaw swoją drogą jestem, czy te "liczne współczesne teorie" (czy jak to tam było) znane były już 90 lat temu.
Mieli tam o tyle łatwiej, że dostojnicy MUSIELI się wprost pokazywać ludowi w czasie spektakli. Dzisiaj jest inaczej... Ach, przydałoby się Spenglera rozwinąć - uwzględnić cyberwojny, telewizję, kamery mniejsze od łebka szpilki, pigułki anty, babski boks... TO jest cholera zadanie!
Sprawa tych Kolorowych faktycznie jest fascynująca - na oko b. ciekawy doktorat, albo i więcej.
Co do krwawej klawiatury oczywiście zgoda. Dzięki laptopom chłopięta mogą sobie politykować nie oddalając się nawet od swego ukochanego trzepaka, dającego im poczucie bezpieczeństwa, niczym matczyny cyc pełen konsumpcyjnych dóbr. Przez co nie czują zajęczego lęku i mogą tę bryłę świata śmiało z posad ruszać...
Co za czasy! ;-)
Pzdrwm
E tam, cały ten Szalom jechał pies! Tak wspomniałem, bo nie cierpię takich glizd jak Pawlak. Jest co prawda trochę uciechy jak Janke dwoi się i troi,aby nieba przychylic drogocennemu blogerowi, a Walduś twardo mełemedzi interlokutorom których Janke już zawczasu przezornie wypierdolił.
OdpowiedzUsuńSpengler, to jest temat! Muszę się kiedyś zebrac i na krzywy ryj wydrenowac Cię z wiedzy - w końcu taka okazja nie nie trafia się ot tak, a wspominałem Ci jakim egzemplarzem OM ja dysponuję. A nie jadąc z ordynarną wazeliną, tą drogą przezornie zapewniam Cię że masz prawo do wysokiej samooceny.
Można z ciekawością badacza obserwowac tę "naszą" fazę schyłkową, ale (pewnie się powtarzam) nie widzę aż kilkuset lat na ostateczne wyciągnięcie kopyt! Samo pojęcie czasu w Faustowskiej musi pod koniec generowac chyba jakąś inną skalę?
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńTeż mi się tak widzi. Z tą skalą znaczy.
A, Walduś! Cyborg nasz zieloniutki kochany.
Za komplimangi dzięki! W razie czego się polecam.
Mógłbyś także złapać i zgwałcić hrPonimirski'ego, bo to był całkiem niezły szpęglerysta, z odchyleniem cybernetycznym i takimiż kwalifikacjami. Niestety, gość się podnieca dziko ekonomią, a akurat to co Spengler o niej pisze jakoś starannie ignoruje. Jednak to ciekawy gość, sporo wie, a poza tym fascynuje mnie kwestia tego, jak on tam z tym szpęglerycznym grotem w tłustym karku zamierza dożyć spokojnej starości naprawiając świat z chłopakami spod trzepaka. (Jak coś to mi powiedz, choć nie wiem, czy tak publicznie. I tak sporo rzekłem.)
Poza tym coś strasznego dzieje mi się z kąpem i siecią, od kiedy nam miłościwie nastali Mąka, Kasza i Ryż. Z tow. Zemke było jakoś lepiej, a w każdym razie dyskretniej.
Pzdrwm
@ Tygrys
OdpowiedzUsuńNa koplimangi Tygrysie to ja szczam! I Tobie radzę to samo! Ale czym innym jest taka sytuacja : gostek podjeżdża, dajmy na to Bugatti EB 16.4 Veyron, a ktoś z gapów do niego: "Ma Pan wspaniałą brykę! Toż to Bugatti!", na co gostek: "Tak! Dziękuję za komplement!" - normalnie Ionesco.
Nie z samego Spenglera składa się spuścizna naszej cywilizacji! Co nieco jeszcze się od Ciebie, mam nadzieję, dowiem. Zanim Mąka Pszenna czy inna Krupczatka całkiem nie zasypie nam klawiatury.
Śmierdziele na bank obsiądą internet ja złudzeń nie mam, więc trzeba korzystac z lekkomyślnie pozostawionego nam czasu.
myślałem raczej o świętym mężu, ale musiałbym znosić konkurencję tusia i nie wiem czy mnie to zanadto nie zniesmaczy ;>
OdpowiedzUsuńZostawiając, na chwilę, z boku nagą dziewicę w objęciach świętego męża, miałbym kłeszczyn.
OdpowiedzUsuńTygrysie, nie daje mi spokoju cywilizacja Magiańska. Jest taka, za bardzo jak na mój gust, polimorficzna ,trudno uchwytna w łatwo przyswajalnych kategoriach (do których, jak sądzę, zostaliśmy wytresowani w zakładach publicznego oświecenia) a zarazem w naszej tradycji odruchowo identyfikowana z arabską. Byś uchylił rąbka sekretu.
I druga sprawa. Niepokoi mnie technologiczna erupcja naszej cywilizacji (nie w sensie trudności w zasypianiu z powodu obsrywania trującymi wyziewami mordeczki Gaji, ma się rozumieć), a dokładniej mówiąc intryguje mnie pytanie; dlaczego żadna inna cywilizacja nie stworzyła czegoś nawet w części zbliżonego do naszej maszynerii wyrychtowanej na prognozowanie i kontrolowanie zjawisk naturalnych.
Oczywiście, to tak w ramach darmowych rekolekcji szpenglerowskich, ma się rozumieć.
Loyolist
OdpowiedzUsuńTusiu i dziewice???
Toż on sam jak plastikowa lala i doprawdy nic innego go nie czeka.;p
Pozdro.:D
@ Iwona Jarecka
OdpowiedzUsuńŻe się wetnę...
A czy wibratory nie są plastikowe, że spytam. Czekaj, mój... chyba jest. Zresztą mam dwa. Ten drugi... też wygląda na plastik...
A jak u Ciebie? Odbiór!
Pzdrwm
@ Amarlyk
OdpowiedzUsuńZadałeś dwa znakomite pytania, dotykając za każdym razem nabolałych (jak to się cudnie mawiało za średniego Gierka) punktów.
Dlaczego inni nie... Otóż szpęglerycznie rzecz biorąc, to nauka u innych K/C nie jest, tak jak u nas, trzeźwym i pozbawionym metafizycznych ambicji systemem tworzącym użyteczne hipotezy, tylko sprawą związaną ściśle z religią, a także matematyką, filozofią...
U nas zresztą też tak było, całkiem długo, ale w końcu natura naszej K/C sprawiła, że doszliśmy do tego - w pełni, że tak powiem, "naukowego" - sposobu na robienie nauki. Ktoś b. bystrze zauważył, tak nawiasem, że zadawanie Naturze pytań i zmuszanie jej do dawania odpowiedzi wzięło się wyraźnie z ówczesnych praktyk sądowych - Natura jest po prostu przesłuchiwana i BRANA NA TORTURY!
Nieźle liznąłem starożytnej historii i naprawdę mogę potwierdzić, że tacy Grecy (bo o Rzymianach w tym kontekście nie bardzo warto w ogóle mówić) mieli w nauce całe masy różnych tabu, z których wiele dla nas jest niemal nie do pojęcia (jak tabu przeciw liczbom niewyrmiernym, ze znaną historią, że ich wynalazcę utopiono itd.), plus masę rzeczy czysto religijnych. Taki Pitagoras, znany ze szkoły, to był przecież prorok całkiem w stylu jakichś joginów. No a Platon...?
Inni wyraźnie mieli tak samo - matematyka nigdzie nie była - z tego co się orientuję, i co mówi S. - jakimś po prostu użytecznym narzędziem czysto użytecznej (albo w każdym razie a-metafizycznej) Nauki, a wszędzie to był jakiś wziernik w sprawy ostateczne und metafizyczne.
Swoją drogą w tym cyklu o religii, co go nie skończyłem, miałem zamiar m.in. pokazać, jak to Nauka stała się właściwie od co najmniej XIX w. prawdziwą religią naszej C. Dopiero teraz, poprzez Postęp, Ludzkość i inne takie, powoli od tego odchodzimy. Na rzecz innych podobnych pierdołów.
Mówienie o chrześcijaństwie dzisiaj, jakby to była naprawdę panująca nam miłościwie religia, i zwalczanie jej różnymi ateizmami wojującymi, jest idiotyczne, ponieważ PRAWDZIWA religia tej C. jest całkiem inna! To tak na marginesie.
Wydaje się w każdym razie niezbitym faktem, że tylko nasza K/C chce wiedzieć WSZYSTKO, absolutnie wszystko. Zbieramy zewsząd co się da, próbujemy ustalić fakty, które dla żadnej innej K/C nie byłyby w najmniejszym stopniu interesujace... a w wielu przypadkach byłyby po prostu be be!
To ta sprawa.
Pzdrwm
@ Amalryk c.d.
OdpowiedzUsuńTera Magiany...
To jest faktycznie najpiękniejszy i najbardziej kunsztowny fragment Spenglera wywodów. To tutaj właśnie RZEMIOSŁO historiozofii przemienia się, moim oczywiście zdaniem, w SZTUKĘ.
Sprawa jest tak kunsztowna, że naprawdę nie potrafię zrozumieć, jak, bez pomocy Ducha Świętego (trochę żartuję, ale nie bardzo) można to było odkryć. Bo mi tam wszystko zasadniczo świetnie pasuje, choć jeśli by się miało gdzieś znaleźć błędy, to pewnie tam, choć z kolei sprawa nie jest tak prosta, by to było w ogóle łatwo badać.
Sama teoria Pseufomorfozy, bez której Magiańska K/C nie daje się w ogóle pomyśleć, to spore osiągnięcie, a teoria podstawowa zmodyfikowana tą specyficzną Pseuromorfozą, to już coś naprawdę nie na zwykłą ludzką mózgownicę...
Zadziwiające, nie dziwię się, że można mieć problemy z zaakceptowaniem tego, ale to naprawdę nieźle się zgadza. (A babrałem się, jak wspomniałem, w starożytnej historii dość pilnie. Miałem nawet czas jakiś pewne hiper-ambicje w tej dziedzinie.)
Jest to jednak naprawdę b. skomplikowany (a przez to fascynujący) problem - mówię już nie nawet o teorii S., tylko o tamtych, mniej czy bardziej bliskowschodnich, regionach i cywilizacjach (nieszpęglerycznie rzecz ujmując).
Nawiasem taki Toynbee (którego zresztą, zgodnie z własnym przekonaniem, nie powinienem wymieniać razem ze Spenglerem, ale niech już tym razem będzie) wyraźnie stwierdza, że te tam regiony i cywilizacje, ta cała blisko i środkowoazjatycka historia, to chyba najbardziej fascynująca i najtrudniejsza zarazem dziedzina w starożytnej historii.
No a S. daje tutaj wizję, niesamowicie wprost rewolucyjną i wywrotową, ale zadziwiająco, z tego co mnie się dotąd prywatnie udało ustalić (co nie znaczy aż tak wiele, ale jednak trochę) płodną i trafną.
Co nie znaczy, że to należy przyjąć w pokorze i nie badać, nie próbować znaleźć luk, czy po prostu nie przyjmować do wiadomości, że ta cudownie kunsztowna teoria może się okazać całkiem błędna.
Jednak na dzień dzisiejszy, wydaje mi się, że pójście tą akurat drogą daje takie piękne owoce, że naprawdę warto. Jeśli GDZIEŚ mamy szansę odejść od post-oświeceniowej papki, którą konsumujemy od setek lat, to być może właśnie tam.
Pzdrwm
@ Amalryk c.d. do c.d.
OdpowiedzUsuńZ tym rzemiosłem i sztuką to było oczywiście żart. Tak na 90%.
Pzdrwm
Wiesz, nie wiem, nigdy nie miałam w ręce wibratora.
OdpowiedzUsuńAle co do Tusia jestem pewna, to plastik.
Pozdro.:D
i nie wnikam, po co Tobie te wibratory...zauważ.;p
OdpowiedzUsuńHmm, idea dowodu z praktyki matematycznej przeniesiona w obszar prawa a dalej w przyrodoznawstwo. Inna sprawa że w tej Europie, po wędrówkach ludów, musiała się zagnieździc jakaś specyficzna wybuchowa mieszanka ras. Cała historia ducha Zachodu to jakiś wiecznie bulgoczący tygiel: reformy kluniackie, nominalizm, arystotelizm, odrodzenie (niby Nowy Antyk "podobny" do pierwowzoru że hej!), reformacja i kontrreformacja, no i nasz ukochany wiek świateł, modernizm i no i co? Chyba raczej spokój cmentarza ...
OdpowiedzUsuńNo ale Magiany to przecież starsi od nas blisko o tysiąclecie! No i ta jakaś niezwykła płodnośc i obfitośc religii w jej obrębie, czego tam nie ma? Jeżeli jakakolwiek cywilizacja zasługiwałaby na miano uduchowionej to tylko ta! Zresztą jak nasza na miano znerwicowanej.
Czy "prywatnie" drążyłeś tych Magianów?
@ Iwona Jarecka
OdpowiedzUsuńWygłupiałem się, nie mam. I też chyba nigdy nie miałem w ręku. (Ani nigdzie.)
Pzdrwm
Tygrysie
OdpowiedzUsuńno myślę, ze żartowałeś, ale wolę się upewnić, a właściwie upewnić czytelników.;p
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńIdea dowodu, zgoda. Ale tu jest także eksperyment, niczym wzięcie Natury na śledcze tortury (że mi się rymło.)
Co do naszej K. (bo przecie nie C.) to fakt. Pisał o naszych specjalnych cechach np. stary (choć jary) Gordon Childe. Polecam.
Jest w Europie faktycznie sporo rzeczy, które dość trudno byłoby znaleźć na jakimś innym większym obszarze. Różnorodność ras, języków, wpływy ze strony wcześniejszych K/C, specyficzne rolnictwo północnej Europy wymuszające ponoć samopomoc sąsiedzką... Sporo tego.
Choć jak się tak przyjrzeć innym regionom, to też się to znajduje. Magiany na przykład, o których tu rozmawiamy przede wszystkim... Co TAM się przecie działo!
Jaka tam była niesamowita mieszanina wpływów ze strony dawniejszych K/C! Ile religii, ile ludów, ile języków, jaka ruchliwość, ile kataklizmów... Barbarzyńce ze stepów, barbarzyńce z wielkich pustyń... Bogactwa, szlaki handlowe na naprawdę ogromnych przestrzeniach... Albo takie mieszane twory jak królestwo Bachtrii na przykład - jakaś synteza greckiego, środkowoazjatckiego i może nawet indyjskiego...
Jest nieco powodów, dla których Magiany są takie fascynujące i bogate kulturowo, oj jest!
Grecy zresztą też w takich analizach mieli sporo specjalnych cech, np. odseparowanie drogą lądową b. bliskich w sumie sąsiadów, przy morzu łączącym... No i wpływy. Ale wpływy ze strony wcześniejszych są niemal zawsze, jeśli oczywiście pominiemy Sumerów (o których chyba S. nie mógł jeszcze nic wielkiego wiedzieć, i które pewnie i tak są dlań pre-K. Babilońskiej, co warto by było sprawdzić, czy się zgadza chronologicznie itd.), Egipt, no i to tam w Ameryce.
Czy prywatnie drążyłem? Wiesz, pamiętam o nich jak coś czytam, przywołuję dawne lektury i informacje zderzając ich z teorią Magianów... No i naprawdę sporo śmy ich wałkowali z Hrabią niebożątkiem, zanim ten się bez sensu obraził i pobiegł pod trzepak, zbawiać świat Misesem.
Ale Magiany, jak pewnie już przeczuwasz, to problem na całą specjalną, nową K/C i jeszcze trochę! To studnia bez dna. Ach!
Co ja tam jedno malutkie niebożę w tej sprawie mogę.
Pzdrwm
@ Amalryk c.d.
OdpowiedzUsuńJeszcze co do Magianów... Wiesz, nie chciałbym prowokować za bardzo różnych Bratkowskich juniorów, ale jak się człek zastanawia nad tym handlowym plemieniem, tymi Merkurianami (to nie z S.), no to wtedy się teoria Magianów sama nasuwa.
I z ręką na sercu powiem, że daje ona wprost fantastyczne możliwości zrozumienia tych tam spraw, tak przynajmniej ja to na razie widzę.
Nawet różne Michniki, i w ogóle zjawiska w rodzaju szeroko pojętego rewizjonizmu... Całe to mętne a agresywne lewactwo... Samo Oświecenie w pewnym stopniu nawet.
Nie mam obsesji tych tam Merkurianów, ale wiele z tych rzeczy się daje nieźle zrozumieć, gdy człek uwzględni zarówno specyficzne podejście Magianów do religii, narodu, prawdy, życia społecznego... Jak i fakt, że oni (jeśli jedziemy Spenglerem) są już b. starą zgrają fellahów my zaś wciąż, jak na C.. stosunkowo młodzi.
Zresztą o dzisiejszych muzułmanach też się parę rzeczy jakby wyjaśniało, jak się to z Magianami uwzględni.
Pzdrwm
@ Iwona Jarecka
OdpowiedzUsuńWiem. Sporo pewnie ryzykuję czyniący sobie takie dowcipasy.
Taki święty mąż, a tu nagle gołe dziewice i jeszcze wibratory.
Cofną mi imprimatur, albo jeszcze wciągną na Index Liberum Prohibitorum, i co będzie?
Ale to i tak już ostatnie podrygi wolnego ęternetu - już Australia nawet ogranicza dostęp do nie takich treści, a u nas co dzień łapią tysiące sieciowych pedofili...
A więc adiós amigos! Miło było, ale kto się z kim osobiście nie poznał, to już się chyba poznać nie zdąży.
Co najwyżej z Kaszą i Ryżem. (I nie mówię o tym Ryżym, co go wsie znamy i kochamy.)
Pzdrwm
Tygrysie
OdpowiedzUsuńWłaśnie.
Ryży z Ryżem-Kaszą się dobre znają....to dlatego tak do spółki inwigilują.
Pozdro.
ps. To dobrze, że my się poznaliśmy osobiście.;D
@Tygrys
OdpowiedzUsuńDzięki! Nie wiem czy na starość nie nauczę się jednak przyzwoicie jakiegoś języka naszej cywilizacji, muszę to jeszcze przemyśleć!
Odnośnie plemienia którego nazwy wypowiadać nie wolno, to refleksem też doszedłem do ciekawych wniosków. Kiedyś miałem idee fixe w zakresie życia i twórczości tego Austryjaka, którego imię należy wymawiać z należytą ohydą. Przebrnąłem przez wszystkie dostępne biografie a częściowo trafiłem w autorów którzy go inspirowali.
Doprawdy pociesznym jest obecnie słuchanie baśni; że w dwa lata podbił cały Stary Świat kliniczny wariat!
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńTa, kliniczny wariat z jednym jądrem, impotent i pokojowy malarz... A przecież gość miał w sobie tyle z Merkurianina, że chyba powinni go traktować nieco oględniej. ;-)
A tak swoją drogą, to przemyślałem sobie pod Twoim wpływem parę rzeczy z tego szpęgleryzmu. Teoretycznie można by nawet coś większego o tym napisać, ale chyba szybko nie napiszę, bo akurat mam inne rzeczy do pisania, i to aż za dużo.
W każdym razie Szpęgleryzm Rulez! To się nadal potwierdza.
Pzdrwm
@ Tygrys
OdpowiedzUsuńOdnośnie Spenglera; czy miałeś w rękach polski przekład z 2001r i porównywałeś z oryginałem?
Bo naprawdę przeciętny, średnio rozgarnięty czytelnik nie połapie z tego za wiele. Najprawdopodobniej stwierdzi po prostu, że to takie tam "pierdu, pierdu".
Naprawdę nie mam skłonności do nadinterpretacji teorii spiskowych - ale do kurwy nędzy: jest skutek, jest przyczyna.
@ Amalryk
OdpowiedzUsuńZ czego się nie połapie? Ze mnie? Kto pierdu pierdu? Ja?
Ja tam w każdym razie do średnio rozgarniętych nie przemawiam! ;-)
Nie wiem, czy on był z 2001 i teraz nie sprawdzę, bo podarowałem bibliotece na rogu, ale ten przekład kiedyś miałem. Uważam, że to bandytyzm, bo jeśli się np. zaznacza skróty, to ma się psi obowiązek oznaczać WSZYSTKIE, a nie tak jak te, daruj, chuje!
Teoria spiskowa dla mnie tutaj jak najbardziej uprawniona, nie odpuszczaj! Ten skastrowany rodzimy przekład dawał się ew. czytać jako piękne nowe spojrzenie na historię sztuki zachodu - poza tym chyba nic.
Człek sensowny musiałby chyba stwierdzić i tak, że to b. fajna książka, ale nie ma bladego pojęcia czym jest oryginał. (Nie żeby się łatwo czytał, przynajmniej pierwsze dwa czy trzy razy.)
Pzdrwm
@ WSIe
OdpowiedzUsuńZ tym wyglądem i pochodzeniem to akurat czysta autobiografia, ale z czytaniem Gazownika i takimi tam - już nie. (Gdyby ktoś się zastanawiał.)
Fryzury à la Kociołek też naprawdę nie zapuszczam, choć sama mi się zapuści, jak zaniedbam te tam kapillaryczne sprawy.
Pzdrwm