środa, listopada 24, 2010

Media 2 tysiące lat temu (z cyklu "Dla spenglerysty nigdy nic całkiem nowego sub sole")

Nasz drobny moralitecik, cośmy go opublikowali poprzednio, na razie zawieszamy, pozostając przy jednym odcinku. Co zresztą było od samego początku przewidziane, bośmy wcale nie chcieli urazić Dobrej Pani Dziedziczki, a tylkośmy jej chcieli pokazać, jak jej życiowa i polityczna postawa mogłaby być widziana, oraz opisywana, przez autora mającego zacięcie do pisania moralitetów.

Zobaczymy co się teraz wydarzy, potem zadecydujemy, czy pociągniemy nasz utworek dalej (co, jak tuszymy, by zapewne było z korzyścią dla wyrobionego czytelnika, spragnionego dobrej literatury), czy też starczy. No bo w końcu nie na próżno nasi przodkowie w "łacińskiej cywilizacji" z upodobaniem powtarzali byli, że "Sapienti sat".

Na odmianę wrzucę tu, com przed chwilą przeczytał w znakomitej książce Guigliermo Ferrero o początku "republiki Augusta", czyli, mówiąc inaczej, o początkach rzymskiego cesarstwa. Moje własne tłumaczenie z francuskiego (oryginał jest po włosku). Rozbiłem to na nieco krótsze akapity, bo to w oryginale byłby jeden, choć i tak wyciąłem  mniej istotne fragmenty. Oto więc:

Arystokracja nieco nieautentyczna, która wokół Augusta, aby ukryć swe niedawne pochodzenie, głosiła admirację dla przeszłości Rzymu, próbowała uczynić modnym teatr Enniusa, Neviusa, Acciusa, Pacuviusa, Ceciliusa, Plauta, Terencjusza, a w rezultacie także teatr grecki, który ci rzymscy pisarze naśladowali. Było teraz obywatelskim obowiązkiem takim samym, jak inne, cisnąć się na przedstawieniach klasycznych utworów, hałaśliwie klaskać, mówić głośno i przy każdej okazji, że nigdy nie widziało się nic piękniejszego, że trzeba wrócić do narodowego teatru, który rozpowszechniał wśród ludu idee moralne i patriotyczne.

Wszyscy dobrzy obywatele powinni współpracować w tym szlachetnym przedsięwzięciu. Doradzano samemu Horacemu, by przywdział koturny, ale Horacy był marnym obywatelem - kiedyś pod Filippi porzucił swą tarczę, a teraz nie miał żadnej ochoty wystawiać się na gwizdy rzymskiej publiczności.

[_ _ _]

Na szczęście nie brakowało obywateli bardziej od Horacego gorliwych, którzy dla dobra republiki gotowi byli uczynić wszystko, nawet pisać tragedie.


[_ _ _]


Jednak podczas, gdy tylu Rzymian zadawało sobie trud, by w szlachetnych jambicznych wierszach dać potężny głos Ajaksowi, Achillesowi, Tiestesowi, przybyli z Orientu: z Cylicji Pylades, z Aleksandrii Batyllus, którzy w tym samym roku [21 p. Ch.] zaczęli wystawiać spektakle dotąd nie znane Rzymianom, mianowicie pantomimy. Niewidoczne głosy, z towarzyszeniem słodkiej muzyki, śpiewając opowiadały historię. Aktor, mim, z twarzą przykrytą wdzięczną maską, odziany w piękny jedwabny strój, naśladował zsynchronizowanymi z muzyką gestami scenę opowiadaną przez niewidoczne głosy.

Aktor znikał i, podczas gdy łagodne muzyczne intermedium zajmowało uwagę widzów, zmieniał kostium - z mężczyzny stawał się kobietą, z młodzieńca starcem, z człowieka bogiem, i powracał, by gestami przedstawiać drugą część opowieści.

Zazwyczaj mimowie czerpali swe tematy spośród niezliczonych przygód hellenistycznych bogów, z poematów homeryckich i poematów cyklicznych, spośród dawnych greckich mitów przekazanych w tragediach, ze specjalnym upodobaniem do epizodów zmysłowych i przeraźliwych katastrof, jak szał Ajaksa. Czasem zlecali napisanie swych wierszy wartościowym poetom, ale starali się przede wszystkim, podporządkowując temu celowi wiersz i muzykę, łechtać i drażnić nerwy widzów, poprzez wielką liczbę najróżniejszych scen - tragicznych i komicznych, cnotliwych i zmysłowych, łagodnych i przerażających, powiązanych ze sobą w dość wątły sposób.

Nie potrzeba było zatem żadnego wysiłku, by zrozumieć ten spektakl i odczuwać z jego powodu przyjemność - wystarczało patrzeć i słuchać, obserwować minuta po minucie umykające szczegóły, które można było natychmiast zapomnieć.

Jeśli uznać, że dzieło sztuki jest o tyle doskonalsze, o ile bardziej przypomina żywe ciało, z którego nie można odciąć żadnego członka, i im bardziej wyraża wieczne prawdy w ludzkich istotach, nie sposób nie uważać owych pantomim za dzieła całkiem zdegenerowane, w porównaniu z prawdziwymi tragediami. Podobały się one jednak tak bardzo rzymskiej publiczności, że Pylades wkrótce stał się bożyszczem mas.

Od subtelnych intelektualnych rozkoszy, wymagających jednak pewnego wysiłku, publiczność wolała łatwą i zmysłową przyjemność pantomim, dając tym dowód frywolności skorumpowanego świata, ale nie była być może pozbawiona racji, woląc żywe, urozmaicone i kolorowe pantomimy od tragedii swojej epoki - z wysiłkiem imitujących wielkie wzory, z których zachowywały powagę, nie mając nic z ich poezji, i które przez to stawały się jednocześnie nużące i nudne.

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

7 komentarzy:

  1. Ostatnio prof.Bartyzel popełnił intrygujący tekst o Egipcie, a właściwie o analogiach między egipską K/C a naszą:"To Egipcjanie pierwsi odkryli także indywidualną duszę człowieka, składającą się z nieśmiertelnego „sobowtóra” (Ka), niematerialnego elementu działającego niezależnie od życiodawcy (Ba) i inteligencji stanowiącej najwyższy składnik osobowości (Ach), a także życie moralne, duchowe i nawet mistyczne człowieka: sumienie („boga, który jest w człowieku”), świadomość dystansu do natury boskiej (niezgłębionej dla śmiertelnika), pojęcie sądu po śmierci z nieodłącznymi karami i nagrodami za jakość życia. Opowieści Sinuheta (pierwsza psychologiczna powieść) unaoczniają, że nieobcy im był także humanizm. Nawet klasyczny, Platoński podział duszy na trzy sfery (rozumną – mającą siedzibę w umyśle i sercu, mężną – w piersi, i pożądliwą – w brzuchu) znany był antropologii, etyce i psychologii egipskiej.(...)Egipska monarchia stworzyła wszystkie rytuały (na czele z koronacyjnymi), mity założycielskie, ceremonie i insygnia (spiczasty, podwójny pszent faraona Górnego i Dolnego Egiptu to przecież także prototyp tiary papieskiej!) konieczne dla celebracji uczłowieczającego ludzką bestię misterium władzy oraz dla utworzenia, zachowywania i cementowania wspólnoty politycznej. Bez egipskiej teologii politycznej nie byłoby zapewne ani wizji monarchia universalis Dantego, ani „liturgii królewskiej” biskupa Bossueta. Egipscy władcy oraz ich ministrowie przekazali nam pierwsze w historii traktaty polityczne, jak Nauki dla Merikare Chetiego III z XXI wieku przed Chr., późniejsza o stulecie Nauka Amenemhata I czy jeszcze starsze Maksymy wezyra Ptahhotepa z XXV lub XXIV wieku. Te prawdziwe podręczniki „rzemiosła królewskiego” ukazują nam władców roztropnych, napełnionych religijną pietas i umiarkowanych."

    OdpowiedzUsuń
  2. I dalej w tym, spenglero-podobnym guście: "Egipscy władcy prawie zupełnie pozbawieni są nadmiernych ambicji imperialnych (może jedynie za panowania Totmesa III Wielkiego, nie bez powodu nazywanego przez historyków „Napoleonem Egiptu”, u szczytu potęgi Nowego Państwa, zaświtała taka idea). Ich państwo jest na rozsądną ludzką miarę, ich aspiracje ograniczają się do konsolidacji wewnętrznej i rozwoju kraju oraz zabezpieczenia jego naturalnych granic na kresach. Faraonowie przypominają tym francuskich Kapetyngów, cierpliwie i wytrwale zbierających posiadłości kulturowej i historycznej domeny francuskiej, bez awanturnictwa na skalę globalną i ulegania chimerom podboju świata, co tak bardzo (i słusznie) zachwycało Bainville’a.
    Nawet porównanie dwu jakże podobnych – i ze względu na wyjątkową długość panowania, i wojenny rozmach dokonań, i zbyt duże koszty sukcesów – postaci: Ramzesa II Wielkiego i Ludwika XIV, odsłania tę analogię. „Za bardzo ukochałem wojnę” – wyznawał skruszony Król – Słońce na łożu śmierci; ślad tej samej refleksji jest w kamiennych świadectwach Ramzesa. Z drugiej strony – rządy twórcy pierwszej w dziejach znakomitej administracji, Senusereta III (jakby egipskiego Ludwika XI, władcy przemyślnego, a jednak pobożnego) – są zarazem pierwszym w historii (XIX wiek) przykładem tego, co stanowi esencję historii Francji, czyli przymierza monarchy z „klasą średnią” („szlachtą togi”) przeciwko nazbyt wybujałej oligarchii „feudałów”. Także ius gentium narodów cywilizowanych ma swój prapoczątek w traktacie pokojowym zawartym przez Ramzesa Wielkiego z królem Hetytów Hattusilisem III w 1284 albo 1258 roku przed Chr. – tym prawdziwym arcydziele rozumnej i odpowiedzialnej polityki zagranicznej, składającym się z paktu o nieagresji, sojuszu zaczepno-odpornego w wypadku agresji państw trzecich, wzajemnego potwierdzenia suwerenności oraz praw sukcesyjnych obowiązujących w obu królestwach, ustalenia wzajemnego trybu wydawania zbiegłych wrogów publicznych, a nawet wymiany kurtuazyjnych listów gratulacyjnych nie tylko przez władców, lecz również przez królewskie małżonki."

    OdpowiedzUsuń
  3. "W dziejach Egiptu można dostrzec prawzorzec etapów historii – tylko w znacznie dłuższych odcinkach czasowych – cywilizacji Zachodu. Wczesne i Stare Państwo to jakby epoka preromańska i romańska narodzin Europy: surowa, monumentalna, bohaterska. Średnie Państwo to „średniowieczny” „gotycki” szczyt, europejski XII i XIII wiek, najwyższa doskonałość, jaką dane było obu cywilizacjom osiągnąć, ale jeszcze bez tego „miękkiego” wyrafinowania, które jest zarodkiem dekadencji. Odrodzone po najeździe i okupacji Hyksosów (czyli jakby po epoce krucjat i rekonkwisty, będącej odpowiedzią na inwazję islamu ubiegłych wiekach) Nowe Państwo, z jego zachwycającą, subtelną elegancją, którą na pierwszy rzut oka widzimy w malowidłach przedstawiających urocze egipskie arystokratki, to finezyjne, zmysłowe piękno gothique flamboyant „jesieni średniowiecza” oraz renesansowego quattrocento i cinquecento, a ze względu na wspomniany, wyjątkowy, rys „imperializmu” – epoka zuchwałych odkrywców i konkwistadorów. Późne Państwo, ciągle upadające, podnoszące się i rozpaczliwie walczące o przetrwanie po najazdach Ludów Morza, Asyryjczyków i Persów, to nasz wiek XIX: legitymistyczna epopeja Wandejczyków, karlistów, sanfedystów, papieskich żuawów, próbujących ocalić Starą Europę przed rewolucyjną inwazją od wewnątrz. Hellenistyczny Egipt Ptolemeuszy – zawsze nieudana, choć nie pozbawiona piękności, mieszanka cywilizacyjna – to aleksandryjski spleen, starożytny fin de siècle."

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Anonimowy

    Dzięki, dobra robota! (I sporo.)

    Co do osiągnięć Egiptu, to nie zapominajmy o pejsach - podobno atrybucie młodzieńców z domu panującego.

    Bardzo to w sumie szpęgleryczne, choć periodyzacja chyba się nie zgada. Ci Hyksosi jako Krucjaty? Gdzieś mi drugi tom zginął i musiałbym poszukać w sieci (gdzie czytać nie lubię), ale dla nas to chyba raczej jakiś bardziej koniec K.

    Nawiasem mówiąc, cały ten rozdział u Ferrero, z którego wziąłem ten błahy fragmencik o popularnej rozrywce 2 tys. lat temu jest genialny. I b. szpęgleryczny. Szkoda, że przetłumaczenie go niemal w całości, jak by trzeba, plus opatrzenie pewną ilością komentarzy, byłoby naprawdę potężną robotą. :-(

    TAKIE książki powinny być po polsku! Pewnie nie mamy już dość czasu, żeby się bawić w autentyczne wykształcenie, ale nie mogę się zgodzić z poglądem niektórych (w tym Dobrej Pani Dziedziczki), że rozdawanie wśród Ludu świętych obrazków i intensywne życie towarzyskie to wszystko, czego tu potrzeba.

    Książek to NIE zastąpi! Książek NIC po prostu nie zastąpi. Ardreyów, Spenglerów i Ferrerów.

    (Bartyzel też robi niezłą robotę. Jeśli jest tego o Egipcie sporo więcej, mógłbyś dać linka.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  5. Szpęgleryczny tekst Bartyzela znalazłem na Rebelce:
    http://rebelya.pl/discussion/12037/?Focus=322182
    (pod spodem bardzo interesująca dyskusja o Merkurianach, myślę, że Cię zainteresuje Tygrysie!)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kaztzenbrenner sugeruje, że nasz kanclerz ma sporo za uszami:
    "-Jest w Donaldzie Tusku potencjał na złego?
    -No tak. On ma wielki potencjał mordercy politycznego.
    - To dlaczego jest Pan atakowany?
    -Nie wiem. Może dlatego, że mój poziom wiedzy na temat Tuska, PO czy Komorowskiego jest po prostu niewyobrażalnie wielki. Tylko niewielką część ujawniłem opinii publicznej, ale nie mam zamiaru robić tego dalej, mimo zaczepek z ich strony. Czego oni się boją, dlaczego mnie prowokują do kontrreakcji, nie mogę pojąć.
    -Ale jakiego rodzaju wiedzą Pan dysponuje? Obyczajową?
    -Głęboką.
    -Obyczajową również?
    -Obyczajówka nie ma w Polsce znaczenia, żadnego.
    -To jaki film by z tego powstał?
    -Byłoby dużo morderstw i dużo krwi.
    -Jak rządzi Tusk?
    -Przez intrygi. Wiecie, jaka jest ulubiona lektura Donalda Tuska? To są te opowieści o małych tyranach z IV, V w. p.n.e. ze starożytnej Grecji. Takie drobne opowiastki porozrzucane po różnych autorach, są choćby u Herodota. Trzy, cztery stronice o jakimś tyranie w Syrakuzach, jak zaczął panować, kogo zamordował i wykończył, jak to się skończyło. Taka krótka lektura na 15 minut. I to są ulubione lektury Tuska, on to zawsze ma przy sobie, czyta przed zaśnięciem. On to uwielbia, czyta w kółko. Może godzinami o tym opowiadać, zna wszystkie te biografie na pamięć. Nie znam innego człowieka, który byłby takim specjalistą w historii tyranów. Może tylko Machiavelli miał podobną orientację."

    OdpowiedzUsuń
  7. Komęt w próżnię, po wielu latach.

    Tak mnie od czasu napisania tego dręczy myśl, że może jednak te pantomimy wcale nie były taką chałą... No bo przecież No i Kabuki wydają się czymś w sumie podobnym, no bo przecież Pantomima Tomaszewskiego, którą w młodości kochałem (choć podejrzewam teraz, że tam się wprost kłębiło od pedalstwa, Jezu, jak ja balansowałem na tej wątłej linie!), a i we wspomnieniach widzi mi się ona jako coś o niebo lepszego od większości tego, co mi próbują pokazywać...

    Nic nie jest proste w tym naszym ludzkim życiu, ach! K*winy tego świata i inne tego typu indywidua mają jednak łatwiej.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń