środa, sierpnia 03, 2011

Kozacy, Duch Święty i karmienie kaczek (czyli Wszystko Co Chciałeś Wiedzieć o Politycznych Demonstracjach)

W swoim długim życiu brałem udział w niemałej ilości politycznych demonstracji. Nie we wszystkich z własnej woli, przynajmniej we wczesnej młodości, choć Bóg mi świadkiem, że bardzo się starałem tego uniknąć. Kiedy zaś z własnej woli, to często jednak miałem różnego rodzaju wątpliwości - natury już to estetycznej, już to jakiejś innej, choć przeważnie obu tych kategorii na raz.

Te wczesne i mimowolne, to oczywiście różne tam pierwsze maje ze szkołą, i co tam jeszcze było. Człek robił, co mógł, żeby nie pójść, albo przynajmniej urwać się tak szybko, jak to było możliwe. Żeby żadnej tam szturmówki, czy jednej z nóg transparentu nie nieść... Kiedy już był zmuszony do przedefilowania przed trybuną honorową, oczywiście starał się człek, żeby patrzeć w całkiem inną stronę, a nie z tym samym wniebowziętym zachwytem, co większość rówieśników, o belfrach nie wspominając.

Człek tak muzykalny jak ja, a jednocześnie tak źle do całego tamtego (i tego) syfa nastawiony, musiał się niemało namęczyć, żeby nie maszerować w takt skocznej muzyczki z niezliczonych głośników, jak to było zaplanowane i co działało nawet na ludzi o całkiem drewnianych uszach. Możecie mi wierzyć, że owo ciągłe staranie, by gubić krok i nie maszerować jak prlowski leming...

Gorzej! Żeby ten zbiorowy, wesolutki rytm, w tej, niemal zawsze ładnej pogodzie, jaką sobie komuchy u swoich świętych świeckich chyba zawsze skutecznie wymodlały, człowiekowi nie zaczął przenikać do krwi, do układu nerwowego, żeby człek nie stawał się też, niezauważenie prlowskim lemingiem.

Pierwsze moje w miarę efektowne osiągnięcia na dyskutowanej tu przez nas niwie miało miejsce w ósmej klasie podstawówki, kiedy to po prostu nie poszedłem na pochód, a nagabywany przez kierownika szkoły odparłem z niewinną minką, że "wydawało mi się, że to jest wolny dzień, a pójście na pochód jest dobrowolne".

Groziła mi ponoć z tego powodu trója ze sprawowania, a była to ostatnia klasa podstawówki, zaś w owych czasach obniżone sprawowanie nie było częste i stanowiło pewien problem. Przynajmniej w takich wzgl. cywilizowanych miejscach, jak owa elbląska szkoła. Założenie było w każdym razie takie, że z tym obniżonym sprawowaniem nie załapię się na żadną fajną dalszą edukację.

Nie wiem, jak to tam naprawdę było i jak realne wisiało nade mną zagrożenie, ale sprawa nabiera właściwego kolorytu dopiero, kiedy się wie coś o owym kierowniku. Którego, nawiasem, omal apopleksja na miejscu nie strzeliła, kiedy usłyszał moją odpowiedź, a cała liczna klasa wraz z nim. To był gość o wyglądzie tow. Kalinina - toczka w toczkę (b. adekwatne określenie) bliźniak jednojajowiec. Jak wyglądał tow. Kalinin? Można sobie poszukać, ale dla niecierpliwych powiem, że coś jak dwujajowy bliźniak tow. Trockiego.

Opowiadać by o nim można godzinami, bo to naprawdę był relikt z czasów nieco już wtedy, mimo wszystko, minionych, choć, jeśli właściwie odgaduję prądy epoki, to nie aż tak długo. (Komuś się nie chce, choć tego naprawdę nie rozumiem, odtwarzać w pamięci wyglądu tow. Trockiego, to powiem, że tow. Kuczyński także jest niezłym przybliżeniem. Pod wzgl. wyglądu, poglądów i zachowania.)

Od tej chwili jednak nie musicie sobie nic wyobrażać, bo macie tu, na samej górze, fizjonomię tow. Kalinina do naocznego oglądu. (Dzięki Iwona za znalezienie tego cudnego zdjęcia! Jednak tow. Bartkiewicz miał chyba głupszy pysk i mniej urodziwy, choć w sumie b. podobny.)

No to tyle było owej wesołej anegdotki (która, mam nadzieję, przy okazji pomoże mi zająć należne mi miejsce w jakimś przyszłym ZBoWiD'zie), a teraz przejdziemy do demonstracji dobrowolnych. Zrobimy to jednak tylko bardzo pobieżnie, zostawiając sobie ew. dokładny opis (und liczne impresje) na czas emerytury i komponowania własnych autobiografii.

Fakty sobie potraktujemy pobieżnie, jednak nie da się pominąć talkiego oto (z kategorii duchowych), że zawsze, od kiedy pamiętam, bardzo mi się nie podobały demonstracje z założenia mające stanowić apel do władzy, co do której człowiek, o ile nie był kompletnym durniem, nie mógł mieć żadnych złudzeń, że ma człowieka, swoich tzw. "obywateli", całą Polskę i wszystkie wartości etyczne w dupie...

A my tutaj apelujemy, nawołujemy do dialogu, jak Polak z Polakiem, prosimy, skamlemy i wyrażamy nadzieję, że teraz to już będzie inaczej, lepiej, bo władza przecież już, przed chwilą, zrozumiała. Tego typu pedalskie pierdoły, żeby było jeszcze obrzydliwiej, okraszone zazwyczaj masochistyczno-infantylnymi okrzykami i skandowanymi częstochowskimi wierszykami gdzieś z podnóża Góry Kalwarii.

Grudzień '70 to nie było takie coś, przynajmniej nie tam, gdzie ja byłem, czyli w Elblągu. Tego nie mam powodu się w żaden sposób wstydzić, choć oczywiście siły były w sumie dość nierówne, co nie jest w moim guście - z jednej strony czołgi, nawet strzelające, choć na szczęście tylko ślepakami (ale huk był niesamowity, a nikt nie mógł przecież wiedzieć, czym one będą strzelać za chwilę), z drugiej kamienie i odrzucane petardy. I tak udało się osmalić budynek Komitetu, co nie jest złym wynikiem. (Ja jednak nie miałem w tym osmaleniu żadnego osobistego udziału - mówię to, choćby mi to miało zaszkodzić w przyjęciu do nowego ZBoWiD'u.)

No dobra... Przeskakujemy czas jakiś - czas mrocznej epoki Gierka i jej pochodów, z którymi człek we własnym zakresie wojował jak potrafił, jako uczeń liceum i potem student. Dochodzimy do schyłkowego okresu mrocznej epoki i działającej już opozycji. Ta opozycja to oczywiście temat rzeka, temat na naukowe rozprawy, które już nigdy nie powstaną, temat dla nowego Spenglera, który już się nam nigdy nie narodzi...

Ale jednak masa porządnych ludzi - przeważnie chyba, jak ja sam, po początkowych wątpliwościach (ach, jakżeż uzasadnionych i jakżesz, jak teraz widać, słusznych!) - zaczęła w tym brać naprawdę aktywny udział, a  z czasem, zgodnie z zasadą contra spem spero, nawet wierzyć w jakiś tego wszystkiego pozytywny skutek.

Mamy więc te ostatnie lata mrocznej epoki Gierka, ja już pracuję sobie w biurze, bo inaczej się nie dało, a koledzy, którzy chodzili byli do tego samego gdańskiego liceum, co przywódcy Ruchu Młodej Polski i ludzie piszący w jego piśmie "Bratniak", dają mi te Bratniaki do czytania i ciągną na demonstracje. Demonstracje z okazji 11 Listopada, to na pewno, i czegoś tam chyba jeszcze. (No przecie, że 3 Maja! Przypomniało mi się po latach.)

Ja zaś, choć idee wyrażane w Bratniaku naprawdę mi się podobają (a jednocześnie trudno mi uwierzyć, że tak po prostu wolno w PRL je sobie w druku wyrażać, no i oczywiście miałem rację, o czym warto by było kiedyś szerzej), ale do demonstracji jako takich, mam stosunek dość mieszany, żeby nie powiedzieć niechętny. Po prostu postulaty składane do stóp zgrai bandziorów i zdrajców (na swoje usprawiedliwienie przypomnę, że wtedy jeszcze nie mogłem wiedzieć, że oni w tym jedynie wtedy raczkowali, a prawdziwi mistrze dopiero przed nami) były mi obrzydliwe.

Aż tu nagle - w tym Bratniaku chyba, no bo gdzie indziej, skoro znikąd poza tym nie sączono we mnie endeckich mądrości i endeckich prawd? - wpada mi w oko tekst, gdzie właśnie jest o endeckim stosunku do demonstracji. Endeckim w sensie nie jakichś tam dzisiejszych neo-komucho-endeków i czcicieli Konecznego, tylko autentycznego Dmowskiego i autentycznej Narodowej Demokracji. Do której dotychczas miałem stosunek niezbyt entuzjastyczny, bo nie pasował mi ten jej idealizm i zbyt, jak to widziałem, pozytywny stosunek do Rosji.

W tym tekście jednak znalazłem niejako odpowiedzi na wszelkie swoje wątpliwości dotyczące politycznych demonstracji. Powiedziano w nim bowiem, że owi dawni endecy nie traktowali demonstracji, jako pożal się Boże "dialogu" z zaborczą, opresyjną i w dupie mającą władzą - tylko na zasadzie "my sobie tu demonstrujemy, bo mamy na to ochotę i nikt nie ma prawa nam tego zabronić". I tak obchodzili różne tam narodowe rocznice, choćby to się nieprzesadnie podobało owym nie-naszym władzom. Bardzo to do mnie trafiło. A przy okazji przekonałem się, że z tą endecją nie jest wcale tak źle, jak myślałem.

No i było tam jeszcze o takiej jednej konkretnej demonstracji tej endecji, na której oni sobie tam tę rocznicę czcili, aż tu nagle wpada na nich galopem sotnia kozaków. I zabiera się do płazowania szablami, czy też walenia ich nahajkami. (Wydaje mi się teraz, po tych cholernie wielu latach, że czytałem tam o płazowaniu, ale jakoś te nahajki widzę jako bardziej prawdopodobne.) Wtedy jeden z owych demonstrantów, jakiś student...

(Ale wyjaśnijmy sobie, że tam były podane wszelkie informacje o tej demonstracji - kiedy, kto, kiedy, i tak dalej. Bo to było jak najbardziej historyczne wydarzenie, tylko że ja zapamiętałem samą istotę sprawy, za to bardzo, mimo upływu lat, wyraziście. Jeśli ktoś mi powie, jak tam dokładnie było, będę mu wdzięczny, bom dość ciekaw.)

Zatem, wracając do naszego głównego wątku, ów student wyciąga z kieszeni rewolwer i z najbliższej odległości kładzie trupem dowódcę tych kozaków. Mówiąc mu w ten sposób: "Sorry, ale pan nie byłeś zaproszony, a w dodatku przyłazisz pan tu z całą zgrają koleżków, którzy w ogóle nie potrafią się zachować. Takie coś nie może w porządnym towarzystwie ujść bezkarnie, przykro mi!" (A wszystko to zawarte w jednym krótkim "BAM!")

Kozaków ogarnął chaos, student znikł z tłumu, dłuższy czas skutecznie się ukrywał i, jeśli kojarzę, to żył potem długo i szczęśliwie. (Jeśli ktoś z was spotka kiedyś dziarskiego stupiętnastoletniego staruszka, karmiącego kaczki w jakimś parku - niewykluczone, że to właśnie będzie on.) I nikomu, z tego co pamiętam, nic się już nie stało, w każdym razie nic strasznego. Poza tym dowódcą kozaków, żadnych ofiar.

A jakiż z tego wszystkiego morał, spyta ktoś? Musi być morał? - spytam z kolei ja. Był kawałek wspomnień z czasów bardzo już zamierzchłych, w dodatku zamierzchłych słusznie... Była wesoła historyczna anegdotka... Było też nieco rozważań nad naturą politycznych demonstracji jako takich. Mało?

Jeśli naprawdę mało, no to proponuję wszystkim zwolennikiem tezy "swobodnym dostępie do broni", jako "najlepszej gwarancji wolności obywatelskich przed samowolą władzy", małe umysłowe ćwiczonko: proszę się zastanowić i napisać parustronicowe wypracowanie na temat: "Jak by się wypadki potoczyły, gdyby dzisiaj ktoś w podobnie elokwentny sposób udzielił lekcji manier dowódcy kozaków?"

To znaczy - wróć! Nie kozaków, przynajmniej na razie, tylko policjantów III RP, czy choćby chłopców od Zubrzyckiego (i tej tam natchnionej przez Ducha Świętego). Ale w sumie chodzi o analogiczną sytuację, tylko DZISIAJ.

Tak, całkiem z głowy. Nie, poważnie mówię! Żadnych opracowań, z tego co wiem, na ten temat zresztą nie ma. No więc jak będzie? Ktoś się odważy? Czy jednak fajniej jest cytować Jeffersona (o bardziej współczesnych mędrcach nie wspominając) i nie zaprzątać sobie zbytnio głowy myśleniem?

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

14 komentarzy:

  1. Jako człek ciekawy, oczywiście obejrzałam sobie tow. Kalinina.

    http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Kalinin.jpg&filetimestamp=20050401211205

    Tu linek, do tych co by go chcieli obejrzeć. Fakt, podobny do Trockiego.

    Pozdro.:D

    Ps. Bym zapomniała. Tekst Świetny! Ile anegdot!

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Iwona Jarecka

    Dzięki Iwona! Taki cudny, że aż go wkleiłem na samą górę mojego tekstu - niech lud roboczy miast i WSI podziwia!

    Swoją drogą, skoro my już przy tow. Bartkiewiczu, to ciekaw jestem, co się z nim działo od marca '68...

    Ja akurat byłem już w liceum i nawet mi do głowy nie przyszło się tym zainteresować, zresztą wtedy kompletnie nie kojarzyłem takich spraw, jak związek podobieństwa do tow. K. z przynależnością do RBW. Ale szkoda!

    Na pewno coś się działo, ale przykrości miał akurat mój cudowny anglista z liceum pan Żukower, który z komuchami nie miał absolutnie nic wspólnego, więc nie sądzę, by współkomuchy odpuściły takiemu ewidentnemu i zacietrzewionemu staliniście (bo nie sądzę, by np. trockista się wtedy uchował i miał tak wysokie stanowisko) jak tow. B.

    To tak całkiem na marginesie.

    Pzdrwm

    P.S. A może to on pisze teraz na szalomie jako ten tam... Wiesz, ta Hasbara. Eli Barbur, czy jakoś tak. Ale już by chyba nie żył, bo nie był młody.

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Iwona Jarecka c.d.

    Patronem tej szkoły w każdym razie dotąd jeszcze nie został:
    http://www.sp21.elblag.com.pl/

    ;-)

    Wszystko przed nim! A może od razu uniwersytet?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  4. No widzisz, jaka'm niezbędna!;-p

    A swoją drogą, jaką brzydką miałeś podstawówkę.

    Zobacz, jaka moja była ładna!
    http://www.garnek.pl/monikao/10708198/szkola-podstawowa-im-juliusza

    OdpowiedzUsuń
  5. @Tygrys

    A w jakim to celu wkleiłeś tu tego bolszewickiego chuja? Któremu Soso śmignął dla sportu starą do łagru, gdzie małżonka formalnego prezydenta bolszewii iskała wszy - bo do niczego innego się nie nadawała; nie to co żona Budionnego - no ale ten miał ładną żonę.

    OdpowiedzUsuń
  6. I dlatego polska prawica tak odżegnuje się zarówno od młodych endeków z Narodowego Związku Robotniczego czy innego Sokoła, jak i od ich pogromcy - bandyty z Bezdan tawariszcza Ziuka.
    A propos stosunku słów do czynów to przypomniało mi się jak to patron szkoły w Legionowie omal nie został skatowany na śmierć przez kolegów spod celi, bo ogłosił, że po Rewolucji Władza Ludowa dalej będzie wypłacała emerytury i renty Kozakom, klawiszom, kamerjunkrom, bo wicie rozumicie pacta sunt servanda, polityka miłości. Feliks Edmundowicz oczywiście żartował, (co udowodnił czynem wracając dobrowolnie do pierdelka i wynajdując nowatorskie zastosowanie dla szuflady z więziennego depozytu) ale koledzy chyba nie odczytywali komunikatów pozawerbalnych...

    OdpowiedzUsuń
  7. @ Iwona Jarecka

    Za moich czasów ona była jeszcze o wiele brzydsza. Aż ją z trudem rozpoznaję.

    Ale to nie była zła szkoła, jak na Elbląg, a ja chodziłem tam za dziecko wybitnie zdolne. (Może dlatego dostałem w końcu jednak maksa ze sprawowania na koniec?)

    Nie żeby codziennie mnie tam nie chcieli lać, ale to już była inna sprawa, zresztą miewałem tam niezłe sukcesy w laniu brzydkich ludzi. No i, o dziwo, odkryto mnie dla sportu, co mnie w jakimś sensie uratowało (przed zostaniem drugim... wiadomo!).

    Twoja faktyczne śliczniutka jak cukiereczek. Musi stara, co?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  8. @ Amalryk

    A nie jest cudny? Bawił mnie w dzieciństwie swoją książką "O wychowaniu socjalistycznym i obowiązku żołnierskim", z której jednak poznałem historię o Horacjuszach i Kursencjuszach - z tą tam chytrą taktyką, wiesz. Więc coś tam jednak mu zawdzięczam.

    W dodatku przypomina mi tow. Bartkiewicza, z którym było masa uciechy, choć się srożył i kopnięty z niego był komuch jak cholera. Dobrze, że nie nosił nagana, zresztą nie wiem dlaczego nie, bo byście nie mieli niekłamanej radości czytania tych moich genialnych strof, ach!

    A poważnie - co, razi Cię jego mordka? Nie jest to zabawny akcencik? Nieco może anty... Ale kto może mi cokolwiek zarzucić? Nie będziemy przecież usuwać nieboszczyków z fotografii i korygować Wielkiej Sowieckiej Encyklopedii, prawda? To już nie czasy dawno minione?

    Czy jednak?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Amalryk c.d.

    Miał być wykrzyknik po "dawno minione", ale tak też jest ładnie.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Towarzysz Mąka

    To Boski Feliks był z początku taki Korwinista?! Cholera, nie wiedziałem.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  11. Moja szkoła przedwojenna. Piękna. Teraz odrestaurowana. Za moich czasów były tam jeszcze piece kaflowe i wychodek na dworze. Ale szkoła naprawdę śliczna.
    No,cóż, że Cię odkryto jako wybitnie zdolne dziecko, to się nie dziwię.

    OdpowiedzUsuń
  12. @ Tygrys

    No pacz Pan jaki ten świat dziwny. Wyobraź sobie, że ja dwukrotnie uzyskałem na półrocze, co prawda, tróję ze sprawowania, a raz byłem nawet na dwa tygodnie zawieszony w prawach ucznia. Ale, niestety, wszystkie moje przypadki to represje nie za przestępstwa polityczne lecz kryminalne (udział w bójkach i demolce).

    A co do Twego przyszłego członkostwa w nowym ZBoWiD'zie, również mam takie plany, ale nie ze względu na spostponowanie podniosłej uroczystości 1-szo majowej, ale ze względu na obronę socjalizmu z kbkAK w ręku, w pamiętnym roku 1982-im. I wiesz co? Z każdym rokiem wydaje mi się, że to moje zasługi okazują się jednak coraz cenniejsze!

    A przy okazji. Uwierzysz, że w szkole nigdy nie byłem na pochodzie (zresztą mój stary też nigdy nie łaził) i nigdy nie miałem z tego powodu najmniejszych przykrości??

    OdpowiedzUsuń
  13. Wyrus to się ostatnio wyrobił: Damasia cytuje i Boyera, zrozumiał, że bez emocji rozum sam z siebie nic nie zrobi, a bez krzepy i emocje, i rozum są bezsilne. Jeszcze kilkanaście lat podczytywania Twoich bąmotów i może skuma, że psychopatia i socjopatia nie dla wszystkich są patologiami, w niektórych kręgach kulturowych to raczej norma, a przynajmniej ideał, do którego dąży wychowanie przyszłych fighterów i mężów stanu.
    Inna sprawa, że nie wiadomo, jak długo sobie poblogujemy, lato, upał, to i ludzie z nudów się wieszają.

    OdpowiedzUsuń
  14. Tow. Mąka

    na jakiej podstawie uważasz, że wyrus "zrozumiał" i to jeszcze pod wpływem lektury tekstów triariusa?
    Być może masz rację, ale chciałbym wiedzieć, skąd tę wiedzę posiadłeś?

    OdpowiedzUsuń