wtorek, grudnia 06, 2011

O metalach ciężkich, włosach i pedalskich ślubach

Jak nie ma bokserów odpornych na ciosy, a tylko źle trafieni, tak też nie ma mądrych prawicowców - a jedynie prawicowcy czytający właściwe książki. Nie ma też głupich prawicowców, a tylko ci, którzy właściwych książek nie czytają. Właściwe książki, to oczywiście przede wszystkim Ardrey i (dla hiper-elity) Spengler, ale są i inne, które czytać należy.

Do takich zaliczam na przykład tę, o której niedawno tu wspominałem, czyli "Myślenie systemowe" Geralda M. Weinberga. (Gdyby ktoś się poczuł i posiadał język obcy, to oryginalny tytuł brzmi: "An Introduction to General System Thinking". Bo rodzime wydanie z mrocznych czasów Gierka jest już trudno dostępne, natomiast zagraniczne może być do zdobycia.)

"A do czego nam się niby taka książka W REALU może przydać?", spyta ktoś (a ja nawet wiem kto). Na co ja podam drobny, acz wymowny, przykład. Otóż z czasów, kiedy ją w epoce głębokiego Gierka pożyczoną sobie czytałem, zapamiętałem taką oto sprawę... Autor zadaje (sobie i nam) pytanie: po co właściwie człowiek ma włosy? Nie skąd się one wzięły, bo wiadomo, małpie jest w tym owłosieniu do twarzy i nie miałaby bez nich powodzenia u płci, a nam to zostało w spadku. Ale czemu nie znikło do końca, skoro przecież przy małpiej sierści to są już u nas tylko smętne resztki?

No i stawia hipotezę, ten autor znaczy, iż najważniejszym powodem posiadania przez nas włosów może być to, że we włosach wydalają się z organizmu metale ciężkie. Które, trzeba wiedzieć, bynajmniej nie są zdrowe. Najważniejszą zaś w tym sprawą jest to, że - jak to autor sugeruje - trudno ludziom na tę hipotezę wpaść, ponieważ włosy wydają się im naturalnie należeć DO organizmu, niejako do jego wnętrza, a w tej hipotezie wydalania metali znajdują się one właśnie JUŻ POZA organizmem.

Więc najistotniejsza tutaj, przynajmniej dla myślenia systemowego, jest to, żeby zbyt pochopnie nie wytyczać różnych takich granic i nie trzymać się ich potem bez sensu jak pijany płota, bo zmiana widzenia tych granic może dać całkiem nową perspektywę i potencjalnie płodne hipotezy.

Co do korzyści z naszych włosów, choć tylko na marginesie, dodam, że do mnie to z metalami trafia, choć należałoby dodać feromony, które właśnie na włosach się gnieżdżą, no i kwestię "urody", czyli tego, że jak już się płeć przyzwyczaiła, że płeć włosy ma tu i tam, a tutaj nie, albo prawie, to płeć się na taką płeć mocniej napala, a na tych, bo włosy mają odwrotnie, słabo, co ma oczywiste skutki dla danej populacji i gatunku.

Jednak mniejsza o włosy jako takie i rozejrzyjmy się raczej dokoła i zastanówmy się - czy to o tych granicach, że nie należy z nimi zbyt pochopnie, ani się przy jakimś ich przebiegu pochopnie bez sensu dziko upierać - daje się gdziekolwiek przyłożyć do realnej (masło maślane) rzeczywistości? Oczywiście wielu powie, że nie, a niektórzy dodadzą, że ich fornale nie tylko żadnych hipotez o włosach nie stawiają, ale nawet nie wiedzą, jak wygląda książka (o Ardreyu już nie wspominając), a za to robotne są z nich chłopaki i mają mocne głowy.

OK, niech będzie! Jednak chciałbym Szanownemu Licznie Tu Zgromadzonemu Gremium Czytelniczemu przedstawić taki oto przykład... Miłościwie Nam Panujące Totalitarne Lewactwo co raz to wymyśla nowe światłe i postępowe "prawa" - jak nie prawa pedałów do zawierania małżeństw, to prawa szympansów, żeby się nazywać ludźmi. Zgoda? Z tym to się chyba nawet Nickowi fornale zgodzą, chyba że nie mają dostępu do mediów.

Co robi w takich przypadkach prawica? Prawica oczywiście podnosi dziki wrzask, że kudy pedałom do małżeństwa a szympansom do homo sapiens! Na co Miłościwie Nam Panujące podnosi jeszcze dzikszy, i w dodatku skutecznie rezonujący wrzask, że o to skrajna prawica, faszyści po prostu, pozbawia całkiem niewinnych i nic tej prawicy nie wadzących ludzi praw. Którymi sama się cieszy od lat itd.

No a prawica na takie dictum nie ma żadnej odpowiedzi, więc tylko się mocniej zapluwa i próbuje głośniej krzyczeć, ale ani to nigdzie nie rezonuje, a w dodatku oddech krótki, zadyszka, uderzenia gorąca (przynajmniej w czasie klimakterium, co jak raz pasuje) i stan przedzawałowy. A leming, jak to leming, okrutnie wrażliwy i humanitarny jest na tego typu brzydkie zakusy - na odbieranie komuś, kto nic przecież nie wadzi, należnych praw.

Wraz zaś z rasowym lemingiem w ten wir wciągana jest, nie da się ukryć, milcząca większość, która niby nie jest Postępem, Miłościwie Panującą i pedalstwem zachwycona, ale żadnych argumentów nie ma, więc (tu kłania się teoria dysonansu poznawczego, za którą zresztą nie przepadam) jej własna mózgowa kora nieuchronnie ciągnie ją w stronę rasowych lemingów, a dalej od prawicy i wszystkiego co nam bliskie...

Naprawdę smutna sprawa, prawda? I nic na to nie można poradzić. Ale może jednak coś by się dało. Na przykład zmienić perspektywę. Czyli coś takiego, jak z tym uznaniem, że włosy to już na zewnątrz organizmu, więc poniekąd... Między innymi co najmnej... Pardon le mot - wydalanie! (Metali ciężkich. Co za ulga!)

No i tutaj, jak mi się zdaje, można by także z pożytkiem zmienić perspektywę i sobie uświadomić, że nie tyle razi nas fakt, że pedały, czy inne szympansy, dostają jakieś tam słodycze, którymi my się cieszymy od stuleci... Dla małpy tytuł honorowego homo, a dla niehonorowego homo jakiś taki związek uroczysty.... Międzyludzki... Z welunem, bukietem, upiornym marszem Mendelsohna... (Sorry rebe Bratkowski! Wiem że są plemiona, o których tylko na kolanach, ale mnie po prostu ten marsz odrzuca i tyle! To czysto muzyczna sprawa.) I czym tam jeszcze.

Jednak kiedy my zmienimy te granice, czyli zmienimy perspektywę, no to nie jest trudno zauważyć, że nas wcale nie to tak razi, że szympansy czy pedały dostają jakieś tam słodkie pierniczki - choć oczywiście nie ma żadnego powodu, by byli bardziej uprzywilejowani od nas, zwykłych zdrowych LUDZI! - tylko to, że Kochana Władza gmera swymi wulgarnymi paluchami przy NASZYCH prawach NASZYCH sprawach. Tych odwiecznych, dla każdego oczywistych i, na razie przynajmniej "niepodważalnych".

No bo przecież, jeśli "prawa ludzkie" rozszerza się na szympansy, a potem zapewne na żyrafy, żeby w końcu dojść do kijanek i karaluchów, to te prawa zostają, całkiem obiektywnie, "rozwodnione", "rozcieńczone", ich treść zostaje rozmyta. A poza tym nikt po prostu nie powinien przy nich gmerać, a przecież gmera, tak?

Jeśli "małżeństwo" od początku istnienia tej instytucji, czyli co najmniej tak dawno, jak istnieje pisana historia, oznacza związek faceta z kobietą. Ew. w rzadszej i "rozszerzonej" wersji z wieloma kobietami, choć tu można by dyskutować, czy jednak też "małżeństwo" nie jest pomiędzy tym (szczęśliwym, a może wcale nie?) facetem i każdą z jego żon.

Gdzieś tam pono istniały też haremy, w których baba miała wielu facetów. Co jednak też nic nam istotnie nie zmienia. Tym bardziej, że ani to u nas występowało, a nawet Miłościwe Lewactwo na razie tego nie proponuje zmieniać.

Od czasu istnienia pisanej historii co najmniej, powiedziałem, ale po prawdzie, to prehistoria też, z tego co wiem (a zajmowałem się nią przez parę lat pilnie), nie ukazuje ani śladu jakichkolwiek hipotetycznych "jednopłciowych małżeństw". (A byłyby one  raczej widoczne, choćby w grobach, w których się prehistorycy z takim upodobaniem grzebią.)

Tak samo z małpami. Ja tam życzę źwięrzętom wszystkiego najlepszego i naprawdę chciałbym, żeby im się żadna krzywda nie działa. Z ludźmi nie jest już tak słodko, na pewno nie ze wszystkimi, ale ze źwierzętami właśnie tak mam. Jednak nadawanie szympansom "praw ludzkich" to po prostu paranoja! A raczej byłaby to paranoja, gdyby to nie było działanie totalitarnej władzy dążącej do zniszczenia wszystkiego, co jeszcze żyje w doświadczonym nią społeczeństwie.

W każdym razie, jak sądzę, nie muszę już tego tematu dalej wałkować, bo każdy może się chwilę zastanowić, czy i na ile się zgadza z tym moim poglądem. A jeśli się z nim zgadza w jakimś istotnym stopniu, no to wniosek - i to dość w sumie praktyczny - sam się narzuca:

Uświadomić sobie, i uświadamiać otoczeniu, że tu nie tyle chodzi o to, że pedał czy szympans nie ma mieć dobrze (choć oczywiście nie ma powodu, by stawał się jakimś "lepszym obywatelem" i/lub pupilkiem władzy!) - niech sobie dobrze ma i na zdrowie! Tu chodzi o to, żeby nam te chuje... Przepraszam - Kochana Władza - nie majstrowali przy naszych instytucjach, prawach, zwyczajach, przekonaniach, wierze i czym tam jeszcze!

Nie ma tego robić W OGÓLE, a konkretnie to nie ma tych naszych instytucji, praw, zwyczajów i całej reszty rozwadniać, rozbełtywać, zanieczyszczać... I o to tutaj chodzi! Nie o to, że my się nie zgadzamy na słodkie pierniczki dla małp czy zboczeńców, tylko o to, żeby nam tych zboczeńców i małp nie pakowano pod nasze małżeńskie pierzyny, przed nasze ołtarze, przed nasz rodzinny kominek i ukochany telewizorek! Tylko tyle i aż tyle!

No a nasza prawica mogłaby wreszcie zacząć ostrzej myśleć, a nie tylko skamleć i wyć z oburzenia, co lewiźnie sprawia dziką radość i na dłuższą metę jest powolnym samobójstwem. Niektórzy oczywiście myślą, nawet zbyt wiele, ale po pierwsze - to nie jest myślenie, które ja bym uznawał za "ostre", a po drugie - to przeważnie nie jest wcale prawica, tylko jej czyste zaprzeczenie.

Warto się (także) zastanowić nad ewolucją, jaką w tak przecież krótkim czasie, przeszli różni xiazelukowie i Kashmiry - rzekomo hiper-prawica i jedyna prawdziwa prawica - którzy dzisiaj niczym istotnym nie różnią się już od hunwejbinów Palikota. A Pan Tygrys mówił przecież od lat, że Korwinizm to żadna prawica, a "Liberalizm to lewactwo sklepikarzy". Coś jednak człowiekowi dają słuszne książki, nawet jeśli naprawdę nie ma mądrych samych z siebie prawicowców, tak samo jak nie ma bokserów odpornych na ciosy.

W każdym razie zadanie do domu to rozejrzeć się wokół i zastanowić, czy gdzieś nie dałoby się z pożytkiem zastosować takiego "przesunięcia granic", jak w kwestii tych włosów i sensu ich istnienia, albo jak w kwestii tych małp i pedałów, cośmy sobie o nich rozmawiali. I wbić sobie raz na zawsze do głowy: To nie jest tak, że my komuś odmawiamy jakichś praw! To jest tak, że my nie godzimy się na to, by nasze własne prawa, z przyległościami, taplano w szambie!

A teraz, Młodzi Spengleryści, wychodzimy pojedynczo, góra po dwóch na raz. Rozchodzimy się każdy w swoją stronę, udajemy że nie znamy drug druga... I uwaga na ewentualne ogony!

triarius

P.S. A teraz idź i przytul lewicowca!

108 komentarzy:

  1. ale Ty, Tygrysie, masz tylko szeroko pojęte czoło!;p

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Iwona Jarecka

    No nie, w tym konkretnym kontekście to Ty ulegasz, że tak to określę, odzieżowemu złudzeniu.

    Ja MAM włosy, i to całą masę! Po prostu skromnie kryją się pod skromnym przyodziewkiem. (Bom skromny.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. no też napisałam, że tylko i wyłącznie masz wysokie czoło...stąd ów języczek kokieteryjnie wysunięty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Autorze,

    czytam sobie Pana już od dawna i nieraz mam ochotę jakoś tu dać głos, ale zawsze, zanim przyjdzie co do czego, zapominam co chciałem napisać. Więc teraz na gorąco spróbuję, bo świetnie wyłożył Pan tu parę rzeczy, które mi nie dają spokoju. Najgorsze jest to, że lewactwo jest w natarciu. Używające nowoczesnej technologii swarming wydaje się być zbyt silnym przeciwnikiem dla niezbyt nawet dobrze zdefiniowanej ,,prawicy''. Jak Pan sądzi, czy ustawianie się w pozycji ,,obrońcy tego co jest'' nie skazuje nas automatycznie na bycie obrońcą, to jest atakowanym, to jest odbiorcą wrażej inicjatywy - zamiast posiadaczem?

    Przykład ślubów dla pedałów jest tu niezłą ilustracją. I nieźle Pan punktuje wszystkie słabości prawicowego anty-dyskursu. Nawiązanie do ,,Myślenia systemowego'' rozumiem jako tezę: ONI ustalają reguły gry, ONI definiują punkt starcia, ONI definiują znaczenie rezultatu tego starcia. I, tak jak Pan pisze, dopóki definicje będą ICH, oni pozostaną szlachetną grupą walczącą o wolność. Oraz, dopóki definicje będą ICH, będziemy zaostrzać nasz język tak długo, aż sami uwierzymy, że och, tak naprawdę to przede wszystkim Żydów należy zagazować, a potem się zobaczy.

    A wtedy każda konwencja genewska nam powie, że znajdujemy się w stadium znacznie poniżej zwierząt, co to przecież ,,czują'' i na żadne prawa nie zasługujemy. A już zwłaszcza na tę naszą własność, o którą najpewniej im chodzi. Bo podejrzewam że nie ma innej władzy (na większą skalę) niż władza nad własnością obywateli. Własnością majątkową, ale i intelektualną, jeśli ktoś sobie bardzo życzy.

    Wobec czegoś takiego nie mamy szans, chyba żebyśmy zamiast anty-dyskursu posiadali własny dyskurs właściwy. I to jest wielkie wyzwanie naszych czasów, co mamy postawić w miejsce dziewiętnastowiecznych złotych cielców, idei narodowych, moralnych państw, konnej orki i glinianych garnków. Ja się przyznam, lubię tu u Pana przesiadywać bo Pan ma własną, jak to mówią, ,,narrację'', narrację w sensie jak np. słynna Magdalena Żuraw ma własną narrację, a 99.9% znanych i lubianych prawicowych blogów nie ma. Problemem jednak jest, jak stworzyć odpowiednio szeroką narrację prawicową... a może: czy to w ogóle jest możliwe?

    To tyle na razie, bo trudno mi w tym małym okienku choćby ogarnąć co piszę, kończę więc i idę przytulić lewicowca tj moją kobietę, która jest lewicowcem... jak wszystkie, nespa? ;) pozdrawiam!


    PS a propos marszu, rzeczywiście ten kawałek Mendelssohna to jakiś upiorny dowcip. Jeśli już musieli dać coś z bebechami, nie lepiej by nam było z 1-szą cz. V-tej Mahlera?

    OdpowiedzUsuń
  5. @ shadowbeast

    Bardzo sensownie Pan pisze.

    Choć, nawiasem, panowanie, przynajmniej w tym sensie, nie jest tutaj przesadnie potrzebne. Jeśli nie ma konkretnych przeciwwskazań, prosiłbym o tykanie. (Niczym zegarek.)

    Z "tą narracją" (zabawne słowo/pojęcie, wkrada się w postaci niby-żartu, ale już, podejrzewam, w tych kategoriach naprawdę zaczynamy myśleć) święta racja. Bez tego nijak!

    Z tym, jak ja się tu maniacko upieram, my MAMY SWOJĄ "NARRACJĘ", metodę, filozofię, podejście do świata... Z czego wiele może teoretycznie wyniknąć, z czasem. (Ale o tym sza!)

    Jest nią Spengleryzm-Ardreizm-Tygrysizm, w skrócie SAT - Niezłomne i Niezwyciężone Narzędzie Przekształcania i... Trochę się wygłupiam, ale naprawdę coś w tym, moim zdaniem, jest.

    Spengler jako CO NAJMNIEJ spojrzenie z boku na oświeceniowe dogmaty, w których się macerujemy od setek lat, i które wydają nam się już "prawdą absolutną w sobie". I które sprawiają, że dziki prawicowiec z nożem w zębach z pkt. widzenia intelektu, jak się na to spojrzy z pewnej oddali, niewiele się w istocie różni od Michników tego świata. Co najwyżej emocjonalnie tu i tam odwróci sobie znaczki.

    Ardrey - jako on sam, ale także jako symbol niejako autentycznej, niezakłamanej, a jednak, o dziwo, NOWOCZESNEJ, biologii. Która jest nasza i wywrotowa jak cholera, ale nasza nieszczęsna głupiutka prawica (z wyjątkiem fornali Nicka, którzy nawet zresztą czytać nie muszą) jakoś nie raczy.

    Weźmy taką "Płeć mózgu". Masa typowego współczesnego postępowo-równouprawnionego bełkotu (nie wiem, czy jako haracz złożony Molochowi, czy z przekonania autorów), ale w sumie ta rzecz jest dynamitem! To o pochodzeniu pedalstwa na przykład. Albo o charakterze kobiet. Tylko jakoś nikt (poza ew. panną Żuraw) nie raczy raczyć.

    Ostatnio przypadkiem trafiłem na bloga Kashmira i zadałem mu w komęcie pytanie, którego sens ogólny był taki: "Kto wam, lewiźnie, dał ten patent na logiczne rzekomo myślenie? Dlaczego wam się ludzie wydaje, że wiecie cokolwiek o myśleniu i umiecie myśleć? Ja tego nigdy u was nie zauważyłem."

    No bo to i prawda! Nawet te "najmędrsze", czyli Korwiny w sobie, są mądre jak cholera WYŁĄCZNIE WEDLE TYCH SMĘTNYCH POSTOŚWIECENIOWYCH KRYTERIÓW, którym my tak idiotycznie i bezmózgo (o jajach nie wspominając) się poddajemy! A ta reszta? Kaszmiry, kniazeluki, GPS.65 (czy jak mu tam) - czym oni mogą komukolwiek imponować? Ja bym z takiego zrobił sieczkę w każdej dyskusji, choć z założenia w dyskutowanie z lewizną i świrami nie wierzę i staram się nie praktykować.

    Prawdopodobnie czeka nas BARDZO DŁUGI MARSZ, jeśli nie po prostu jedynie troska o własną etykę i honor, a tutaj ludziom się wydaje, że już, już, zaraz miliony lemingów wyjdą na ulice i obalą... Nie obalą, a nawet nie wyjdą.

    Ale nawet gdyby, to i tak niewiele się zmieni, bo: 1. nasza prawica (a zapewne i każda dzisiaj) niczym specjalnie, w całości, nie imponuje, więc dlaczego ktoś miałby się nią przejmować? 2. nawet prawica myśli dzisiaj i gada Michnikiem, tylko trzeba się nico odsunąć i "pofilozofować", żeby to zauważyć.

    Dzięki za b. interesującego komęta, pierwszego w dodatku. I proszę o więcej!

    Co do lewicowych bab... W pewnym sensie tak - kiedy im się pozowoli, albo każe, zbyt wiele mędrkować. Inaczej to sama esencja konserwy. Jako rzecze Spengler: "Mężczyzna robi historię, kobieta jest historią". Co rozumiem jako dość równoważne konserwatyzmowi.

    Co do młodego Mendla, bo, czy ja wiem - niewykluczone, że ten jego marsz, napisany dla komedii w końcu o leśnych krasnalach, celowo jest taki bombastyczny. Jako fajny dowcip. Ale traktowanie tym biednych młodych małżonków całkiem NA SERIO, to jednak dla mnie brzydka i szmirowata fopa. (A rebe Bratkowski podpadł mi dawno temu, o co się b. starał, więc lubię mu co pewien czas szpilę.)

    c.d.n., bo tu są ograniczenia na długość komętów.

    OdpowiedzUsuń
  6. @ shadowbeast c.d.

    Mahler? Pewnie tak, ale dla mnie, całkiem osobiście i subiektywnie, to "poważna" muzyka mogłaby (i raczej w wielu przypadkach powinna) zakończyć na epoce Charpentiera. Potem jeszcze mogę (bez większego bólu, bo byli wielcy) zrobić drobny wyjątek dla Vivaldiego i J.S. Bacha (choć te chóralne śpiewy po niemiecku są nie do wytrzymania nawet u niego).

    A co do samego jądra naszej tu dyskusji, to jasne - wiele z tego, o co niby walczy dzisiaj prawica, a szczególnie ta nasza, jest bez sensu od zawsze, albo jest bez sensu już teraz i takimi pozostaną, albo też po prostu nie da się tego już zrobić.

    Świat się zmienia, chcemy tego czy nie, i "konserwatyzm" mający polegać na tym, że nic się "nie ma prawa" nigdy zmienić, jest dla mnie głupszy od jakiejś head-banging party.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  7. Największe jaja są w tym, że cały ten twój wywód jakby żywcem z Korwina. Uściślę, takiego Korwina z czasów, gdy wydał "Vademecum ojca", czyli jakiś początek lat `90.
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. @ Artur M. Nicpoń

    Wyjaśnij mi łaskawie, gdzie tu widzisz problem? Bo chciałbym nieba przychylić moim komentatorom, ale nie wiem co jest nie tak, w związku z tym nie wiem co bym powinien zmienić.

    Poglądy mam zmienić? Czy też wykupić i zniszczyć wszystkie pisma Korwina z lat '90? (Może nie starczyć, dr. Alzheimer działa, ale chyba jednak będę musiał nieco ludzi pozabijać, bo wciąż pamiętają.)

    Nie, teraz serio... Toż ja pod koniec tych lat '90 (wcześniej mnie tu nie było i nie wiedziałem o istnieniu Korwina) pisywał sporadycznie w "NCz!". Nie od razu uważałem Korwinizm za lewiznę, i to agenturalną, serio!

    Korwin dla mnie był wtedy niemal tak prawicowy, jak moje serce mogło zamarzyć. Jego rynkowe obsesje zostawiały mnie faktycznie dość letnim, ale np. poglądy na "równouprawnienie" - miód w serce! Unii też zresztą nie lubił.

    I miał całkiem sporo fajnych drobnych uwag na różne tematy w swoich felietonach. A gdzie gadał głupoty, o ile, to zapewne traktowałem to wtedy jako absurdalne żarty. Uważałem go długo za świetnego felietonistę - tylko w sumie, i aż. I przez parę lat byłem Korwina niemal wielbicielem, wcale tego nie ukrywam.

    Jednak nie sądzę, by miał na mnie jakiś istotny intelektualny, czy ideowy, wpływ. Nie że coś, ale po prostu takich wpływów nie dostrzegam. Wystarczyły mi te, co je miałem wcześniej, plus moja własna kora z przydatkami.

    Zresztą, wracając do twojego "zarzutu", wiesz jak mawiali nasi łacińscy przodkowie (hłe hłe): "Si duo dicunt idem, non est idem". (No i ja, na przykład, nie jestem agent, co nieco zmienia.)

    A tak przy okazji - napisałeś świetnego teksta o tym filmie w telewizji. Dyskusja pod tym też niezła, jak zresztą u ciebie często.

    Swoją drogą, najlepszy chyba "poradnik ojca" napisał C.N. Parkinson, ten od "prawa". Ta książka się po polsku chyba nazywa "Prawo pani Parkinson", w oryginale zaś "In-laws and Out-laws". Czytałem to jeszcze w mrocznych latach PRL. Było cholernie pod włos w lewackiej Szwecji i w pewnym sensie mi nie pomogło, ale z drugiej strony... Może jednak, bo może mogło być gorzej. ;-)

    W każdym razie polecam. Tego nie jest wiele. Natomiast "Poradnika ojca" Korwina chyba nie widziałem na oczy, choć, gdyby mi to wpadło w ręce, z pewnością kiedyś bym to z zapartym stolcem przeczytał.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Tygrysie!

    Czy zanadto nie demonizujesz potęgi umysłu i nie ulegasz zwodniczej iluzji jego rzekomo rozstrzygającej mocy?

    Z biegiem lat, choć intelekt rzecz ważna,to jego nadmiar czy niedomiar coraz mniejsze wzbudza u mnie emocje. Jak to zwięźle ujął Chesterton: 'Szaleńcem nie jest ten człowiek, który postradał rozum, lecz ten, który kieruje się wyłącznie rozumem."

    Mniejsza już o konsekwencje twierdzeń limitacyjnych (wiekopomne Twierdzenia Goedla czy Churcha i Loewenheima-Skolema), które rozwiały w siwy dym wcześniejsze surrealistyczne wyobrażenia o nauce (przy czym akurat tu mówimy o nauce sensu stricto a nie takich tam sobie opowiastkach).

    My dzieci C faustycznej mamy ogromną skłonność do fascynacji rozumem i w konsekwencji jego pociesznymi wynalazkami, ale to jednak iluzja...

    Jak już wielokrotnie powtarzałem za Spenglerem:

    „(…) Tym samym jednak pieniądz znajduje się u kresu swych sukcesów; zaczyna się ostatnia walka, w której cywilizacja przybiera swą finalna formę: walka pomiędzy pieniądzem a krwią. Prawo potrzebuje(...)dostojnej tradycji, (...), która znajduje satysfakcję nie w gromadzeniu bogactw, lecz w zadaniach prawdziwego władania, poza wszelkimi korzyściami finansowymi.(...) Pieniądz będzie przezwyciężony i zniesiony tylko przez krew.(…)”

    (Przy czym, aby nie było że wyładowuję tu jakąś prywatną frustrację do ludzi nauki etc. Bądź bagatelizuję przy okazji znaczenie wątłości swego intelektu. Akurat tu wspólcześni certyfikowani szamani m.in. za pomocą testów IQ określili ją w swym slangu terminem "bardzo wysoka" - choć osobiście mam na ten temat inne zdanie. Jak również że tzw. testy IQ jeżeli nam o czymś mówią to tylko najwyżej o zdolności poddanego im delikweta do rozwiązywania testów IQ, a nie o samej inteligencji jego w ogóle).

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Amalryk

    Dowcip widzisz w tym, że ja, jak mi się zdaje, absolutnie nie fetyszyzuję inteligencji. Widzę ją chyba trzeźwo, jak rzecz miłą, ale wcale nie decydującą - ani o wartości człeka, ani o jego skuteczności.

    Inaczej jednak z ruchami, organizacjami, wojskami... Tak mi się zdaje. Ich siła polega jednak na organizacji, a to oznacza przywództwo - bystre und przenikliwe jak cholera, oraz strukturę dowodzenia, hierarchię autorytetu/odpowiedzialności itd. (Zamilknę już, bo mnie tow. Mąka jutro z samego rana odwiedzi, a ja późno sypiam.)

    Zresztą z tymi książkami to wcale nie chodzi o inteligencję - a w każdym razie na dalekim planie o nią chodzi - ino o WSPÓLNE idee, rozwalanie tej paskudnej zgniło-oświeceniowej skorupy i ścierki na oczach, zza której jednak większość (tych co Spenglera na każdym kroku nie cytują, za co dzięki!) świata, ani samych siebie, nie widzi. Zgoda?

    To naprawdę nie jest byle co, że można, przynajmniej w to wierzę, warto sprawdzić, zamiast się brenzlować tanim i głupim przeważnie optymizmem, zamiast dostawać wrzodów i zawałów brenzlując się narracjami kolejnych Urbanów, zamiast żywić się padliną i martyrologią...

    c.d. bo tu są ograniczeni na długość

    OdpowiedzUsuń
  11. @ Amalryk c.d.

    ... wybić lewiźnie i Kochanej Władzy te bronie, które do niedawna tak jej cudnie służyły i częściowo doprowadziły do sukcesu. Czyli: kpinę (ale nie masochistyczną w stylu Polaka z PRL!), zdrowy anarchizm, rozpustę (!), kurestwo... Ale także np. BIOLOGIĘ, która, im się zdawała, jest ich, ale jest nasza, a dla nich to trucizna i wirus Ebola.

    Także of course fizkultura i inne takie. Z inteligencją "w sobie" nie ma to aż tyle wspólnego, choć z "mądrością", taką w miarę zwykłą, ziemską, pisaną z małej litery - nie Sokratesy i Św. Tomasze (z całym szacunkiem dla tego drugiego) - to ma chyba sporo.

    A głupotą wiele nie zwojujemy. W każdym razie ja nie będę miał z kim gadać, a to dla mnie jest problem niemal tej samej wagi. Nie chodzi o zwiększanie inteligencji, a w każdym razie to nie jest najważniejsze, ale PRAWIDŁOWE ZAPROGRAMOWANIE własnego łba, plus wspólne tematy i pewne wspólne (że tak to określę) aksjomaty, wydają mi się BEZCENNE.

    Fakt, że niektórzy fornale bez książek są super mądrzy i Ardreye tego świata biją na głowę. Fakt, że do niektórych robót i zadań człek nieprzesadnie pofałdowany pod czaszką może być i lepszy. Ale też, chyba sobie świetnie zdajesz sprawę, że MY TU ROBIMY WYŁĄCZNIE W ELICIE, A NAWET W SUPER-ELICIE.

    Twoja kokieteria jest naprawdę urocza, ale ja Cię całkiem nieźle rozumiem. Z tymi testami IQ też szczera prawda i ja np. wcale bym aż tak powyżej 150 chyba nie był. Choć ludzi z tym IQ nie wiedzę jako moich overmenów, żeby to określić eufemistycznie.

    Moja była tłukła mnie w różne Master Mindy jak chciała, w tych rzadkich przypadkach, kiedy ja się zmusiłem do takiej zabawy. Brydża nigdy mnie nie zdołano nauczyć, bo było to zarówno zbyt nudne, jak zbyt niezrozumiałe. Te tam szczegóły tych konwencji znaczy.

    W każdym razie Młody Spenglerysta na pewno powinien mieć łeb na tyle dobrze zaprogramowany, żeby:

    1. dobrze wiedzieć gdzie jego miejsce w hierarchii Bytów;

    2. umieć je należycie zapełnić;

    no a dodatkowo

    3. imponować postronnym, maluczkim, pannom, mężatkom, wdowom, sierotom, lemingom, lewicowcom... czym się da, jeśli się da, to i inteligencją - byle nie tak schizofrenicznie rozbrykaną, jak u wielu (ale nie naszych).

    I nie chodzi tu bynajmniej o jakiś przesadny narcyzm związany z niezłą inteligencją. Książki, jak głęboko wierzę, naprawdę są b. dla nas ważne. Przynajmniej teraz.

    Długi i przemądrzały wykład, ale mnie sprowokowałeś.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  12. Nieco mnie uspokoiłeś.

    Z tą moją niby kokieterią, to kulą w płot – szczerze, na te szamańskie precentyle , sryle czy dupile to ja szczam! A aby rozpoznać matoła to, z reguły, wystarcza mi parę minut i , o dziwo, bez żadnych tajemnych czarnoksięskich praktyk.

    Ale nie o tym.

    Tu jest fundamentalna cytata dla pojmujących:

    „Matematyka jest zarazem w pełni świadoma faktu, że tu ostateczne dywagacje o istocie liczby zlewają się z rozważaniami czystej logiki, tak że się mówi o algebrze logiki.[...] Niezauważonym celem do którego to wszystko zmierza i który jest odczuwany przez każdego prawdziwego przyrodnika, [...], jest uwydatnienie czystej, liczbowej transcendencji, […] przezwyciężenie naoczności i jej zastąpienie przez niezrozumiałą i niewykonalną dla laika mowę obrazową[...]. Zachodnie przyrodoznawstwo zamyka swój cykl. Wraz z głębokim sceptycyzmem tych ostatnich poglądów duch nawiązuje znów do form wczesnogotyckiej religijności.[...]
    Rozpoznaliśmy już liczbę jako jeden z najpierwotniejszych symboli każdej kultury;[...] Gdy cel jest już osiągnięty, odsłania się wreszcie ogromna […] przezroczysta tkanina, która oplata całe przyrodoznawstwo: jest to po prostu wewnętrzna struktura przykutego do słów rozumienia, które przezwycięża – jak sądzi – naoczność , wydobywa z niej „prawdę”. […] Im mniej antropomorficzne wydaje się sobie przyrodoznawstwo, tym bardziej takie właśnie jest! Eliminuje stopniowo poszczególne ludzkie rysy obrazu natury, aby wreszcie dzierżyć w ręku jako rzekomo czystą naturę samo czyste i kompletne człowieczeństwo. Duch miejski – alter ego irreligijnego przyrodoznawstwa – wyłonił się z duszy gotyckiej, przesłaniając religijny obraz świata. Dzisiaj, w gasnącym blasku epoki naukowej, w stadium triumfującego sceptycyzmu, chmury zanikają i spokojny krajobraz poranka rysuje się znowu z pełną jasnością.”

    I wszystko jasne. Aaa i jeszcze jedno istotne zdanie:

    "(...)Życie jest alfą i omegą, kosmicznym strumieniem w mikrokosmicznej formie. Jest ono wyróżnionym faktem w obrębie świata jako historii.(...)" - Życie jest naprawdę silniejsze od rozumu, coby tam Kartezjusz sobie nie myślał a Hegel nie spiskował!

    OdpowiedzUsuń
  13. W "Uwarzam rze" Zaremba znęca się nad horrorami und filmami katastroficznymi klasy B i C, że takie przewidywalne etc. a tym,czasem to najbardziej spęgleryczno-ardereystyczne produkcje jaki można sobie wyobrazić na tym łez padole.
    W takim horrorze klasy B od początku wiadomo, że zginą ci brzydcy i starzy, a ocaleją młodzi, piękni i zakochani. Toż to fundament nowoczesnej biologii i psychologii: uroda jest objawem dobrego genotypu, ergo ludzie piękni są ewolucyjnie (ontogenetycznie und filogenetycznie) skazani na sukces.
    Co więcej taki film niesie ultra-tygrysie przesłanie: najlepsze są proste metody walki ze złem z kosmosu brutalna siła + prostackie podstępy, nie żadne tam inteligenckie wątpliwości czy franciszkańskie rozczulanie się nad potworami z bagien.

    OdpowiedzUsuń
  14. @triarus

    A co powiesz o tym gosciu i jego dzielach?

    Gosc nazywa sie Peter Turchin i w swoich analizach zdaje sie wykorzysttywac analize matematyczna i statystyke.

    http://tiny.pl/hjqg3

    Dwie ksiazki ktore nalzey szukac to

    Peter Turchin - War and Peace and War, The Rise and Fall of Empires (2007).pdf-tego jest tam duzo

    oraz druga

    The Phenomenon of Science A cybernetic approach to human evolution - Turchin V.F.pdf -konto na samym dole strony

    I jeszcze strona na ten temat

    http://tiny.pl/hjqth

    I jeszcze pare opracowan i ksiazek.

    http://tiny.pl/hjqtr
    http://tiny.pl/hjqtq
    http://tiny.pl/hjqtx
    http://tiny.pl/hjqt9
    http://tiny.pl/hjqtg
    http://tiny.pl/hjqtt
    http://tiny.pl/hjqt7

    Duzo czytania ale ciekaw jestem Twojej opinii(w sumie to sam zaledwie na razie rzucilem okiem).

    OdpowiedzUsuń
  15. Cześć Tygrys, skoro już jesteśmy przy horrorach klasy B..., to ordynarnie pozwalam sobie na copy-pasta małego kawałka, który wydaje mnie się na temat. Traktuje o zastraszaniu i wciąganiu przeciwnika we własną grę na słówka przed mordobiciem. I ja tu widzę dużą analogię do podobnie stosowanej techniki na innych polach lewicowo-prawicowych potyczek.

    Jak zauważył pan shadowbeast, dobra narracja i umieszczenie problemu w odpowiednim kontekście (jak najbardziej naszym, a nie ichniejszym) jest kluczowe jak ta walka będzie się toczyła.

    Ewidentnie widać tą technikę na każdym niemal forum. Np. niejaki troll Dante na prawicy.niet każdy ciekawszy komentarz próbuje przefrandzlować i wciągnąć dyskutanta na swoje boisko ze swoją piłką.

    Oto mała wklejka pochodząca ze strony selfdefenceexposed.

    >>>>

    Today, Dave Turton continues with his tips on handling ntimidation...

    "When you face opponents, in competition, in training or for real your first dual priorities are to refuse THEIR intimidation and inflict your own.

    If you accept theirs you have already lost, what then can you do to TURN the tables?

    We all follow certain "Rules" when in a confrontational situation, we generally begin by trying to win verbal points, he challenges you and you respond. This is often a mistake, by batting the metaphorical verbal ball back to your opponent you have entered the game using HIS ball and playing by HIS rules.

    But if you were to choose to ignore him totally or use an answer totally opposite of the conversation, then he would have to rapidly alter his challenge, because his conscious or even subconscious thought out plan isn't going his way.

    You see, whether he knows it or not, he WILL have worked out a game plan, but when the plans go wrong so does his confidence and control. So, even by just altering the plan slightly you have already tipped the scales in your favour.

    In the animal kingdom a predator expects two things from his quarry, one is to freeze the other is to run, predators rarely expect or can deal with aggression turned back on
    them.

    So it is with us, those scum who mug the elderly and defenseless do so in the knowledge that their quarry will act as victims not aggressors.

    The assailant expects cringing submission - not your size ten in his nuts. Refuse his challenges, don't argue with him, you are NOT there to enter into dialogue you owe him absolutely NOTHING.

    Don't argue, he expects that, don't beg, he wants that, ignore him and walk away (keeping a good eye on him) or change the subject. Getting him to have to think about what's said or done takes his mind from the physical aggression for the moment, enough time for you to plan and execute your escape or better still, your OWN attack."

    <<<<

    OdpowiedzUsuń
  16. No i jeszcze jedna myśl mnie dopadła, bardziej nieco globalna. Najpierw wstęp: Otóż "słowo" jest potężne we Wszechświecie, czyż nie? Podobno nawet najpierw było Słowo, a świat dopiero po nim (!). Koniec wstępu. No więc starając się nie zaczynać od no więc podaję mój przepis na coś tam, sam nie wiem jeszcze co i do czego to się może przydać.

    Zbyt często widzę, jak nasi rodzimi prawicowcy są werbalnie napastowani przez różnej maści trollów i wpadają w sidła.

    No więc (a niech będzie na początku) spróbujmy sobie wyobrazić, że słowo to potężna energia, która coś powoduje: jak nie stworzenie świata, to mdlenie młodej panny, kiedy usłyszy np. "masz ładną fryzurę" itp. Część słów może mieć oczywiście energię negatywną np. handa-ho. Inne będą próbowały tą energię negatywną ukryć itd.

    Ogólnie plan jest taki, że warto może sobie przeanalizować samą energetyczną zawartość komunikatu werbalnego jakiegoś lewaka, jego kierunek, współczynnik trojańskiego ukrycia itp., aby spróbować zdobyć kontrolę nad tą energią i ją wykorzystać w naszym celu, albo może czasami - że użyję troszkę innej analogii - kompletnie ją zignorować, nie dotykać tego końca przewodu, nie się chuj sam uziemi.

    No to pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  17. @ piotr34

    Nie miałem pojęcia, że taki gość istnieje, ale oczywiście se pościągam, i w wolniejszej chwili, przejrzę.

    To może być interesujące, bo ja lubię takie podejście. (Mam tylko nadzieję, że tam nie ma zbyt wiele formalnej matematyki, bo tego z kolei raczej nie lubię.)

    Szkoda, swoją drogą, że hrPonimirski uciekł i zmylił pogonie, bo go życie korporacyjne skusiło ze swymi licznymi uroki... Temu to by z pewnością pasowało!

    W każdym razie dzięki. No i polecam się, tak czy tak, zapoznać, bo trza w końcu wiedzieć jak ludzie do takich spraw podchodzą. Tym bardziej, że niewykluczone, iż w tym jest coś sensownego.

    Pzdrw

    OdpowiedzUsuń
  18. @ julek

    Tak, to ma sens. Nawet sporo.

    Choć te fragmenty o Logosie i Energii musiałbyś dla mnie chyba jednak nieco rozbudować, bo tak od razu to nie całkiem chwytam. Wcale nie wykluczam, że przy pewnej konkretnej perspektywie (w sensie punkt widzenia) to ma masę sensu - jako po prostu wyjaśnienie, albo chociaż jako pewien mentalny "mit", który się sprawdza w działaniu), ale w tej chwili nieco to dla mnie przyabstrakcyjne.

    Natomiast to o źwierzątkach - drapieżnych i otherwise - jak najbardziej. Jakoż i to o konfrontacji werbalnej przed ew. mordobiciem. O trollach też, no a ten Dante to chyba, jak mgliście pamiętam, podpadł także i mnie, w zamierzchłych czasach, kiedy ja sam szalał po prawica-niet.

    W tych sprawach to ja b. sobie cenię ujęcie stanowiące część "filozoficznej" podstawy do Target Focus Training (które uważam za najbardziej rewolucyjne podejście do walki wręcz od długiego czasu i naprawdę b. interesującą sprawę, jak coś to pytać!).

    Tam się mówi o agresji SPOŁECZNEJ, ASPOŁECZNEJ i ANTYSPOŁECZNEJ. No i pyskówka dla aresora-psychopaty, albo zawodowca, to jest tylko część jego działań wynikających z agresji ASPOŁECZNEJ, podczas gdy dla naiwnego napadniętego, to wszystko zdaje się być częścią konfliktu jak najbardziej SPOŁECZNEGO, czyli pyskówa dla pyskówy, w sensie walka o pozycję w stadzie wśród cywilizowanych wielkomiejskich człowieków, czy czego tam.

    Dla psychopaty albo zawodowca jesteś kawałem mięcha - jak jakiś przedpotopowy mamut dla przedpotopowego łowcy - on z tobą się nie regaci na słowa o pozycję w stadzie, bo ty po prostu w żadnym jego stadzie nie jesteś - jesteś tylko jego ofiarą, czyli łowną źwierzyną, albo nawet robakiem do rozdeptania.

    No i zwykłe dzisiejsze lemingi, i niestety nie tylko rasowe lemingi, ale każdy cywilizowany człek, będzie z samej swojej natury mylił te sprawy i wychodził na tym w podobnych sytuacjach fatalnie. W dodatku to wymaga dla takich - czyli w sumie NORMALNYCH (dzisiaj) cywilizowanych ludzi - sporego TRENINGU, żeby to rozpoznawać i sobie z tym radzić.

    Trolle i inne kurestwo moim skromnym pięknie wpisują się w ten schemat. Pomyślcie o tym, warto!

    Ja tam przeważnie zresztą na żadne lewackie zaczepki nie odpowiadam, chyba że ocenię, że mogę robaka zniszczyć, publika to zobaczy i on zobaczy że publika zobaczyła. Czasem zdarza mi się zaczepić lewaka/trolla, ale to na moich warunkach i raczej wynik chwilowego nastroju, bo wielkiego sensu nie widzę (może kiedyś, na razie jesteśmy zbyt wątli).

    I w sumie b. sobie to podejście chwalę, że aż trudno mi zrozumieć ludzi płaczących z powodu ataków lewizny na swoich blogach itd. Wywalać to kurestwo bez patrzenia i tyle! (Z przeproszeniem kurw oczywiście, jak zresztą zawsze.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  19. Zgadzam się. Niektórzy nawet jak już dostaną po dupie to sobie jeszcze wmówią, że słusznie, że to w ramach systemu, o który oni także walczą.

    Może nie będę rozbudowywał tylko zrobię małe porównanko. W realu ludzie leją się po mordzie, prawda? Tylko to mordobicie to nie jest znowu takie machanie łapami. Bruce Lee i cały klasztor Shaolin rozprawiają o energii i jej znaczeniu przy zadawaniu nawet najmniejszego ciosu. Target focus training tworzy, jak sam mówisz, swoją filozofię itd.

    I teraz porównajmy sobie to mordobicie do np. pianobicia na różnych forach, blogach i salonach. Mnie się wydaje, że na obu tych ringach ścierają się podobne ładunki energetyczne.

    Stąd może warto postudiować jak się do takiej bitnej dyskusji zabrać, od strony energetycznej.
    ...tak jak to czynią mistrzowie w sztukach walki wręcz.

    To tylko tyle. Nie będę rozwijał bo to świeża dość myśl i rozwijać nie mam co.

    Zresztą nie każdy może widzieć w tym potrzebę, zwłaszcza, kiedy ktoś leje innych po mordach samym tygrysim ziewnięciem.

    No i jeszcze raz tylko przytaknę panowi shadowbeast, że z tą "naszą narracją" to trafił wg mnie w dychę, bo generalnie prawica od dłuższego czasu rzeźbi w gównie.

    A propos rzeźbienia w gównie i kotów drapieżnych, to niedawno poznałem ludzi, którzy pojechali swego czasu do ZOO po lwią kupę. Zapakowali tego dwa worki i rozrzucili koło swoich grządek w ogródku, aby odstraszyć jelonka podgryzającego kapustę czy tam marchewkę. No i kiedy tak skończyli już się tym babrać, na drugi dzień przyszedł leśniczy i im tego jelonka położył jednym strzałem. A lwia kupa jeszcze sobe trochę pośmierdziała.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. @ julek

    Piękna przypowiastka o tych lwich odchodach!

    A co do energii, to jasne, że w tym prostym sensie to jest prawda. (A w dodatku jaka spengleryczna, bo przecie Faust to m.in. Energia!) Jeśli chodzi o to, że energia może być dobrze lub źle - z sensem lub bez, skutecznie lub nie - wykorzystana,to jak najbardziej.

    Wstadziłeś tam także jednak Logosa, więc podejrzewałem, że to jakaś wyższego sorta metafizyka. Ale ten Logos to chyba też był tak po prostu - nasz zwykły codzienny Logos (ach!) - więc chyba też rozumiem.

    Co do zaś tych trzech rodzajów agresji, co je tak ładnie (i tak cholernie ARDREYICZNIE!) w TFT sobie przeanalizowali, to może warto by o tym było osobno napisać, co? Jak myślicie?

    Bo to naprawdę same podstawy SAT, a tego to nawet chyba słynni z mądrości fornale Nicka tak do końca jeszcze nie pojęli.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  21. @ julek (i WSI'e)

    Twoja anegdotka o lwie i jelonku (nie zapominając o dzielnym panu gajowym) cudnie ilustruje inną sprawę w TFT, w dodatku samo ich motto:

    "Przemoc rzadko jest rozwiązaniem, ale kiedy jest, jest JEDYNYM rozwiązaniem".

    Oczywiście to, że "rzadko", to raczej lekka przesada i ukłon w stronę politycznej poprawności, zresztą dość zdrowy i zrozumiały.

    (Tym bardziej, kiedy się uwzględni jakie bywają na TFT reakcje - np. podczas ich stosunkowo niedawnych gościnnych występów w UK. Część prasy dostała po prostu amoku!)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  22. @triarus

    Pogrzebalem na tej stronie TFT i nawet sklonny byl bym wydac troche kasy na to-moglbys napisac cos wiecej na temat swoich doswidczen z tym systemem a szczegolnie oczywiscie jego skutecznosci?

    OdpowiedzUsuń
  23. @ piotr34 (i WSIe)

    System jest naprawdę awangardowy, super-przemyślany, oparty na naukowych podstawach (wiem że to marnie brzmi, ale się rozumiemy), no i niewątpliwie skuteczny, co wiem zarówno z moich teoretycznych rozważań, opartych o niemal pół wieku doświadczeń, jak i z ich własnych doświadczeń w realu.

    Wchodzi w to obficie np. obserwacja realnych medycznych przypadków (szczególnie z amerykańskich pierdlów) - rzeczy nie zawsze miłe do oglądania, ale nie mówimy w końcu o tańczeniu walca, tylko o uszkadzaniu bliźnich.

    Super ardreyiczna "filozofia", same techniki w pewnym sensie nietypowe, ale to b. sensowne zmiany, no i całkiem nowa i niezwykła metodyka treningu. Zresztą podobno mieli niezłe wyniki, dające praktyczne korzyści, nawet po 40 minutach treningu, kiedy tak kiedyś komuś wypadło.

    Ściągnij sobie za darmo wstępnego ich ebooka:

    https://m260.infusionsoft.com/go/BK/triarius/

    (Inni też!)

    I na Boga! - JEŚLI COŚ KTOŚ KUPUJE, TO KUPOWAĆ Z MOJEGO LINKU! Czasy są ciężkie, niech się forsa bez sensu nie marnuje!

    Wydać na to można naprawdę sporo, i ja np. sporo wydałem, ale produkt jest, wedle mojej oceny, najwyższej jakości. W dodatku, gdyby było z kim poćwiczyć, to z czasem można by z tego zrobić nawet i biznes. Nie mówiąc już o korzyściach dla osobistego bezpieczeństwa, oczywiście.

    Z jednej strony nieco realnego boksu (może być tajski), BJJ i/lub MMA, z drugiej strony TFT - jesteśmy należycie przygotowani do życia w tych ciekawych czasach.

    (No i Spengleryzm Stosowany w głowie, of course.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  24. Tak, bardzo proszę o agresji i nie tylko.

    Najlepiej jakbyś mi wytłumaczył tą sztuczkę jaką wykonał Krokodyl Dundee. Otóż uspokoił on rogatego byka machnięciem dwoma palcami. Akurat ten system walki imponuje mi najbardziej. Trochę hipnozy albo czarów. Czort wie czego jeszcze ale wydaje mnie się to bardzo interesujące. Myślę, że posiadaniem takich różnawych umiejętności można sobie spokojnie utorować drogę np. do ucieczki.

    Jak przyjdzie co do czego, to przecież nie będą szukać partyzantów po lasach tylko np. zorganizują, podobnie jak w latach 40-tych, konkurs na najmądrzejszego prawicowca. I mają nas wszystkich w Kozielsku bez specjalnego wysiłku.

    Potem sprawdzą każdemu historię Googla i zobaczą kto przesiadywał na blogu Tygrysa. I kula w łeb jak nic.

    Wracając do hipnozy, to przypomniało mnie się to amatorskie nagranie ze Smoleńska, w którym ponoć padają polskie słowa typu: "Patrz mu w oczy".

    No i w związku z tym mam pytanie: czy wojaków i podobnych im wojowników poddaje się szkoleniu co robić w tych ostatnich sekundach, które zostały do przeżycia? Np. kiedy jesteśmy w takim Kozielsku, albo jesteśmy prowadzeni do zastrzelenia albo kiedy jedziemy na pace ciężarówki do lasu?

    No i z tym patrzeniem egzekutorowi w oczy? Czyżby efekt miałby być podobny do tych dwóch palców Krokodyla Dundee? Zyskanie paru sekund na wyciągnięcie własnej spluwy, czy też godniejsza śmierć, czy też pojawianie się egzekutorowi w snach...

    Zastanawia mnie to?

    A co Ty Tygrysie wykombinowałbyć w Kozielsku?

    OdpowiedzUsuń
  25. @ julek

    Nic bym nie wykombinował, czasem jest już zbyt późno na wykombinowanie czegoś. Zresztą, jak uczy Amalryk, nie przesadzajmy z znaczeniem inteligencji, czy choćby nawet mądrości. (Choć te, jak rozumiem, lekko zawoalowane komplementy doceniam.)

    Tu trzeba jednak wcześniej kombinować. Zresztą Putek - co do którego spodziewałem się za wiele lat ukąszenia przez wściekłą piranię w czasie moczenia nóg w miednicy (po czym ta pirania znikła bez śladu i nikt jej nigdy nie widział) - powoli zaczyna mieć ciepławo koło dupy.

    Czy to sam lud (skądinąd podziwiam ich odwagę, Ruscy w sumie są fajni, tylko to ich obrzydliwe od wieków państwo!), czy też Boska Hilaria (Korwinem pojechałem!), czy też (najprawdopodobniej) bitwa pod dywanem z udziałem Miedwiediewa i GRU... A najpewniej wsio eto wmieście i jeszcze trochę... To jednak miłe, optymistyczne i niemało zaskakujące.

    Tak że głowa do góry - może jeszcze nie być żadnego Kozielska!

    A co do byka i palców, to istnieją różne ciekawe tricki w tych sprawach. Na przykład dość często można spowodować omdlenie poprzez silne uderzenie w ramię, najlepiej kantem, w dwa różne miejsca. Organizm odczytuje to pono jako krwotok i zmniejsza gwałtownie ciśnienie krwi.

    A taki obojczyk wymaga ino 40 kg nacisku, do jego złamania. Co zresztą ponownie prowadzi nas w sfery TFT, bo tam właśnie o takie sprawy chodzi, choć nie tylko, choć z fajną kontynuacją... I w ogóle to cudo. (Ino pamiętać, w razie czego: Z MOICH LINKÓW!)

    A byki to pono naprawdę można zwalczać machając im przed oczyma dużą szmatą, np. zdjętym z grzbietu kubrakiem. W dodatku wcale nie musi być czerwony, bo bykom wsio rawno. Wymaga to oczywiście i kurewskiej odwagi i sporo koordynacji, ale daje się robić.

    Jeśli więc męczy Cię akurat problem walki z bykami, to na jakiś czas masz rozwiązanie. A potem, Bóg da, byk zobaczy przystojną krowę i Cię zostawi w spokoju.

    Tak że wiesz - mądrość daje sporo rozwiązań nabrzmiałych problemów, jak człekowi naprawdę zależy.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  26. Wiesz co... z tym Putkiem to ja nie mam swojego zdania. Jedni piszą, że dyktator inni, że wyrwał żydom nowy biznes. Co lepsze, to niech sobie każdy sam odpowie. Ja tam w Rosji nigdy nie byłem i Rosjan nigdy nie poznałem i wypowiadać się na ich temat też nie będę.

    Polityka obecnie na świecie jest tak mocno pogmatwana, że trudno ogarnąć kto z kim, przeciw komu i na jakich warunkach.

    Kozielsk to tylko przykład roboczy.
    Ok. Ja też nie sądzę abym coś mógł wykombinować. Może nie w ciężarówce czy z pętlą na szyi, ale w samym baraku w Kozielsku może udałoby się coś przewidzieć. To mnie przeraża(!): Czy oni się czegoś domyślali?

    Właśnie tu możnaby poćwiczyć mięśnie mózgowe odpowiadające za prognozowanie wypadków czy też wąchanie powietrza czy śmiercią nie śmierdzi. Itp.

    Tak na marginesie, zauważyłeś, że oba słowa mają śmier- ?

    Widzisz dobry podstęp to podstawa skutecznej walki od wieków. Koń trojański! Klasyka! Jak i oczywiście obrona przed nim. I tutaj widzę barierę trudną do pokonania dla przeciętnego prawicowego Polaka wychowanego w katolicko-sielskiej tradycji, który nie potrafi kłamać, i który jest bardzo honorowy.

    OdpowiedzUsuń
  27. Sowieci swego czasu ostro kombinowali z tymi tam czarami-marami (hipnoza, telepatia, telekineza etc). Ale nie wdając się w szczegóły, to znane mi imperia objęły swój kąsek świata w posiadanie, zawsze jednak dzięki swej większej sprawności militarnej.

    W sowieckich obozach, to przede wszystkim, trzeba było się nie znaleść, bo po tym, to w celu przeżycia pozostawała tylko zdrada (czasowa lub stała).

    Egzekutorowi z nkwd w oczy to raczej okazji popatrzeć nie było, ani też uciąć sobie z nim miłej pogawędki, czy wypalić ostatniego papierosa... Od zorientowania się ofiary, że coś jest tu nie ten teges, do strzału w trzeci krąg szyjny mijało parę sekund. Pistolecik lekki (Walther PPK)zamek swobodny, nabój słaby, krwawienie małe, ryzyko rykoszetu żadne a i nadgarstek się nie męczył. "Profi" w dniówce mieli po kilkaset egzekucji.

    Tak, że może raczej, proponuję się skoncentrować na TFT niż na "ciosie wirującej ręki" czy też hipnotycznym spojżeniu.

    OdpowiedzUsuń
  28. Dzięki. Problem w tym, że ja sobie akurat takie, a nie inne scenariusze wyobrażam w przyszłości. Tzn. nikt nic nie wie do momentu strzału.

    Nie pojmuję tej zdrady. Czy oni tam coś przysięgali?

    OdpowiedzUsuń
  29. Co do tych czarow-marow to kiedys kupilem cos takiego.

    http://tiny.pl/hjqjg

    Przejrzalem tylko z grubsza ale zdaje sie dzialac.

    i jeszcze cos takiego

    http://tiny.pl/hjqj7

    To tyle z powiedzmy jasnej strony mocy(ale zalecam ostroznosc).Kiedys tez otarlem sie o ciemna strone ale nie polecam bo trzeba sobie dac przerobic swiatopoglad w niekoniecznie fajnym kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  30. "[...]Nie pojmuję tej zdrady. Czy oni tam coś przysięgali?[...]" - Nosz kurde! To by był dopiero kabaret - uroczysta przysięga zwerbowanego agenta poświadczona może jeszcze wpisem do Książeczki Wojskowej? Mimo wszystko sądzę, że czekiści jednak chyba nadal pozostają przy skromnym pisemnym zobowiązaniu.

    Sowieci nie rozwalali wszystkich hurtowo ot tak sobie, "od kopa" (po co mieliby czekać z tym aż do wiosny?). Raczej dość metodycznie i w miarę (jak na nich) starannie zrobili sobie selekcję , od ewidentnych agentów, umieszczonych w Małachówce, po ewentualnie przydatnych zgromadzonych w Griazowcu.

    "[...]Problem w tym, że ja sobie akurat takie, a nie inne scenariusze wyobrażam w przyszłości. Tzn. nikt nic nie wie do momentu strzału.[...]" - To dość typowy scenariusz przy masowych mordach. Jak to onegdaj rzekł dr praw i zarazem Grupf.SS Ohlendorf ; "Przewożono na miejsce straceń ciężąrówkami tylko tyle osób naraz ile można było natychmiast rozstrzelać. Chodziło bowiem o to, aby skrócić do minimum czas wyczekiwania ofiar na egzekucję, z chwilą gdy zdawały sobie już sprawę ze swego losu."

    Aczkolwiek, ten sympatyczny dr z kolei był zdecydowanym przeciwnikiem strzału w potylicę jako; "szarpiącym nerwy i niekorzystnie odbijającym się na stanie psychicznym dokonujacych egzekucji". Jak widać czekiści jakoś nieco mniej się troszczyli o psyche swoich podwładnych (z resztą u nich "rotacja" też była duża).

    OdpowiedzUsuń
  31. @ piotr34

    Dzięki! Ściągam sobie. I jak to sam oceniasz?

    Jestem z natury dość sceptyczny, ale z drugiej strony w psychologii jest sporo siły i np. hipnoza jest absolutnym faktem, a niektóre jej zastosowania są zarówno zadziwiające, jak i potencjalnie b. użyteczne.

    Mnie akurat najbardziej fascynuje autohipnoza, a w każdym razie hipnoza własnej osoby, bo tam jest niekłamany potencjał jak cholera, a szczególnie fascynują mnie niewiarygodne możliwości czegoś, co się nazywa "time distortion".

    Nie jest to łatwo osiągnąć i niewielu osiąga, ale jeśli się uda, to sky's the limit! Poczytajcie sobie gdzieś na ten temat. (Myślałem nawet o tym napisać, ale raz, co ja tam wiem, a dwa, o tylu rzeczach myślałem napisać, że aż wstyd wspominać.)

    A jak nic nie ma, a ktoś ciekawy, to oczywiście pytajcie.

    Co do NLP też raczej wierzę, choć nie do końca i nie bardzo stosuję. Jednak spontanicznie zawsze miałem tego typu zagrania np. przy czarowaniu bab. Tam to się najfajniej testuje.

    W każdym razie, choć nie należy przeginać, w psychologii jest o wiele więcej możliwości, a także nauk, niż to się naszej prawicy wydaje. Lewizna i to kurestwo u światowej władzy całkiem skutecznie zresztą to stosują, oczywiście nie wszystko, do tresowania lemingów. (Zaczęli co najmniej od prania mózgów amerykańskich jeńców w Korei, sławna sprawa.

    (Skuteczne w każdym razie to było, przynajmniej na liberalnych Amerykanach, bo na Turków np. podobno działało marnie. Cóż, chyba to różnica między Fellachem i Metropolitalnym Lemingiem Późnej C.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  32. @ Amalryk

    Dzięki za te podnoszące na duchu informacje! Tak precyzyjne i tak ładnie zarazem podane, ach!

    ;-)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  33. Za podnoszacego na duchu robi Nicek!Ja tylko delikatnie próbuję rozwiewać iluzje.

    OdpowiedzUsuń
  34. @triarus

    Jak napisalem na razie obskoczylem to tylko z grubsza-trudno powiedziec jaki potencjal w tym tak do konca sie kryje ale z tego co tam po paru pierwszych probach widzialem zdaje sie dzialac.Oczywiscie podobnie jak i wszystkie te NLP,szkoly uwodzenia itp-sporo w tym zwyklej autoreklamy ale z tego co tam liznalem troche tu i tam pewne efekty sa wiec warto sie poduczyc(zreszta jak i wielu innych rzeczy co do ktorych mozna znalezc poradnikii o roznym stopniu (nie)legalnosci).

    OdpowiedzUsuń
  35. Dzięki za komenta (Amalryk) i linki (Piotr).
    Zacząłem poczytywać Browna (akurat o nic tam nie prosili).

    Powiem, że ja z tym mentalizmem spotykam się w dwóch przypadkach i bardzo mnie to bawi. Otóż od czasu do czasu zatrzymuję się na ulicy i spoglądam w kierunku wybranej osoby, czekając aż ta spojrzy mi w oczy. No i dość często się zdaża, że osoba ta czując moich oczu wiercenie, nagle odwraca swój łepek w moją stronę i nasze spojrzenia się spotykają.

    Drugie zjawisko, które mi się przytrafiało, to sprawdzanie godziny. Otóż (przysięgam na babcie), że w 80-90% przypadkach, kiedy spoglądałem na mój elektroniczny zegarek, to widziałem 50-te sekundy i moment jak się przekręcają w nową minutę: 54, 55, 56, 57, 58, 59, 00, 01... W 80-90% przypadkach!

    Zegarka (tego z melodyjkami od I Komunii) nie nosiłem już kilkanaście lat. Ale kiedy przy zakupie wiertarki w zeszłym roku dostałem w promo chiński badziew, znowu to samo! 55,56,itd. Nie wiem, ale wydaje mnie się to trochę podejrzane. Może oznacza, że umrę w wieku 50 kilku lat...???

    A tak poza tym to jestem zdrowy na umyśle. Tak mi się przynajmniej wydaje.

    Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  36. @ julek

    Nie że coś, ale TRIARIUS - triarIus.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  37. @ julek

    Nie wiem czy to jest aż nadzmysłowe, i raczej wątpię, ale jest faktem, że od czasów prasłowiańskich (żartuję, od milionów lat) jesteśmy wprost niesamowicie wrażliwi (zmysłowo) na wbity w nas wzrok. I trudno się temu dziwić.

    To jest coś na absolutnej granicy naszych zmysłowych możliwości i różni całkiem trzeźwi i znający się na rzeczy faceci uczą np. żeby, ukrywając się, nie wpatrywać się w prześladowcę. Np. mój ulubiony Marc "Animal" MacYoung w swojej chyba najlepszej książce, która właśnie traktuje i o uciekaniu i się chowaniu.

    Myśliwych zresztą też tego chyba uczą (trza by spytać Nicka), bo nasi bracia mniejsi także oczywiście mają ewolucyjny interes, żeby szybko zauważać nasze wpatrzone w nie oczy. (Jak w związku z tym miło musi być tym wszystkim sarnom w zoologach!)

    A co do zegarka, to b. znanym jest faktem, że stosunkowo łatwo się np. obudzić o upragnionej godzinie, albo wyjść z hipnotycznego transu po określonym czasie. Mi to całkiem nieźle wychodzi.

    No a weźcie np. koty, które, podobno głównie na podstawie "akustycznej mapy", potrafią wrócić setki kilometrów do ulubionego domu. (Albo Lassie.) I to jest prawda. Rzecz całkiem z Ardreya, a konkretnie z "Territorial Imperative", ale on tam chyba kotami się akurat za bardzo nie zajmuje, a szkoda.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  38. Triarius, Triarlus, Triarus czy może... Tiarus - hłe, hłe,hłe! Kalambury jak w "głuchym telefonie".

    Julek

    "Może oznacza, że umrę w wieku 50 kilku lat...???" - To sobie spraw chronometr z 120-sto sekundowym sekundnikiem, i długowieczność gwarantowana!

    OdpowiedzUsuń
  39. Powiem tak-kazdy kto ma oczy to widzi ze elity od dobrych paru dekad(co najmniej)laduja gruba forse w ta cala psychotronike,paleoastronautyke,mind control itp wiec cos musi byc na rzeczy(zwyczajnie jakby rezultatow nie mieli po juz dawno przestali by finansowac a oni laduja w to kase caly czas bez mrugniecia okiem).Pytanie nie CZY to dziala tylko JAKIE efekty sa w stanie uzyskac(i tu mozemy sie spierac ile z tzw.teorii spiskowcyh to prawda a ile to zwykle plotki czy dezinformacja).Przypuszczam ze mozna uzyskac "dobre" efekty w odniesieniu do jednostek czy malych grup ale jednak imperia jak slusznie zauwayl Amalryk buduje sie mieczem a nie "rozdzka czarodzieja".

    P.S.To nie jest tak do konca gdybanie-jak juz wczesniej napisalem w swoim czasie otarlem sie LEKKO o tzw "mroczna strone" tzw.psychtroniki i mowie z pelna odpowiedzialnoscia-to DZIALA(tyle na ile zdazylems sie zorientowac bo potem zwyczajnie scykoralem i dalem sobie spokoj).Choc byc moze trzeba specjalny talent w tym kierunku przejawiac(tak twierdza niektorzy)-w kazdym razie ja przejawialem i to nawet za bardzo jak na moj wlasny gust.W kazdym razie mozna troche podlapac z podstaw ale mowie UWAZAC jak z odbezpieczonym granatem i to siedzac na cysternie pelnej paliwa.

    OdpowiedzUsuń
  40. Jeszcze jeden ciekawy przypadek opiszę. Otóż siedzieliśmy sobie w Walijskiej knajpie. Ja i paru kursantów po elektrycznym egzaminie. No i pewien Angol (były wojak z Afganu) rozłożył 12 kapsli, i kazał mi pod jednym z nich ukryć monetę. Wskazał ją za pierwszym razem. Potem on ukrył mi ją. No i ja odgarnął 4 z lewa, odgarnął 4 z prawa i wskazał ostatni kapsel z 4 pozostałych. Monety niet. Wskazał następny i znalazł monetę. Przecierałem oczy, po czym wzięliśmy na test następnego kursanta. To samo: 12 kapsli i jedna moneta i chłopak wskazał dokładnie ten pod którym była moneta.

    3 trafienia (licząc z moim prawie-trafieniem) to chyba jednak za dużo jak na zbieg okoliczności.

    Ja też jestem zdania, że jeszcze wiele niezbadanych rzeczy w kosmosie.

    No i wszyscy przecież znamy ten przypadek parę lat temu (w Tajlandii to było?), kiedy zwierzęta opóściły wybrzeże przed nadciągającym tsunami, kiedy ileś tam ludzia pożarły pewnie rekiny.

    Niektórzy twierdzą, że człowiek wciąż zachował śladowe ilości zmysłu pozwalającego mu na odczuwanie pola magnetycznego (głownie ziemi). Zresztą u paru zwierząt jest udowodnione. Być może to pole magnetyczne jest rozwiązaniem zagadki o kapslach i monecie?

    Tygrys, z tym patrzeniem w kierunku agresora to nawet często pokazywana holywoodzka scena.

    Amalryk, ty to też masz niezły kalamburowy nick. Zanim się zorientowałem, że to postać historyczna, zawsze czytałem go podświadomie jako Almaryk, co w wolnym hiszpońsko-polskim tłumaczeniu brzmi nie mniej ni więcej tylko Ryk Duszy... (Ach!)

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  41. "Powiem tak-kazdy kto ma oczy to widzi ze elity od dobrych paru dekad(co najmniej)laduja gruba forse w ta cala psychotronike, paleoastronautyke,mind control itp wiec cos musi byc na rzeczy (zwyczajnie jakby rezultatow nie mieli po juz dawno przestali by finansowac a oni laduja w to kase caly czas bez mrugniecia okiem)."

    To się nazywa nieświadome, mimowolne zaczadzenie Oświeceniem!
    Przecież to w ogóle tak nie działa i nigdy tak nie działało, że ludzie, zwłaszcza Trzymający Władzę przestawali w coś ładować forsę tylko dlatego, że to coś nie działało! Aztekowie do końca wyrywali jeńcom serca i grillowali własne dzieci - "zwyczajnie jakby rezultatow nie mieli po juz dawno przestali by"to robić. Hitler wolał wydawać kasę na poszukiwania Szambali, Agarthy, Atlantydy, Lemurii etc. niż na bombę A, superszybkie uboty czy taczanki dla Kozaków z formacji pomocniczych SS i Wehrmachtu i dlatego m.in. przegrał. W Holandii nawet poważni mężowie stanu ulegli gorączce tulipanowej, w realnym leberalizmie ładuje się grubą forsę w sztukę nowoczesną itd.

    Wyobraź sobie szpeców od białego wywiadu z KGB czy innego Guanbo, którzy na serio przekonują zwierzchników, że ci polscy prawicowi bloggerzy to poważne zagrożenie, bo przecież stale się modlą i ładują grubą forsę w pielgrzymki, szkaplerzyki, tablice w kościołach etc. a"zwyczajnie jakby rezultatow nie mieli po juz dawno przestali by finansowac a oni laduja w to kase caly czas bez mrugniecia okiem".

    OdpowiedzUsuń
  42. "Wyjaśnij mi łaskawie, gdzie tu widzisz problem?"

    Ja tu nie widzę problemu. Żadnego. Wskazuję na zabawny fakt.
    Wyrzekając na Korwina dobrze jest przynajmniej wiedzieć, co chłop napisał, żeby powtarzając po nim choć wtedy nie wyrzekać, bo się robi śmiesznie.
    Dodam, że wyrzekanie na Korwina ma sens i należy mu się solidny kop w jaja.
    A tak w ogóle to się nie chce kłócić tylko tu wpadłem z gałązką oliwną i białym gołabkiem na ramieniu.
    ;)
    Gołąbkowi sprawdziłem pochodzenie do 70 pokolenia wstecz i nie jest w żaden sposób spokrewniony z radzieckim gołabkiem pokoju. Ani jego kolegami.

    Pytanie za 100 pkt. Pisałes kiedys o tych rekawicach z drobinkami ołowiu. Szukałem, ale znalazłem tylko takie z piaskiem. Tez dobre?

    OdpowiedzUsuń
  43. @Towarzysz Maka

    Wiem o czym piszesz-ktos tam(Toynbee zdaje sie-a moze i ktos inny)nawet pisal ze taki nawrot irracjonalizmu i wiary w zabobony to jeden z sygnalow upadku cywilizacji.Coz-moze i tak a moze to odpryski jakiegos starozytnego(obcego?)high-tech ktory oni probuja zredkonstruowac lub jeszcze cos innego.NIE WIEM ale jak juz napisalem-otarlem sie kiedys o to i wiem ze cos jest na rzeczy wiec wole byc OSTROZNY i nie bagatelizowac sprawy.

    OdpowiedzUsuń
  44. Oh! Trafnie onegdaj spostrzegł Feyerabend, iż ludy, które nazywamy prymitywnymi, orientowały się w tym świecie wcale nie gorzej od nas.

    "[...]Owszem, nie było wówczas zbiorowych wypraw na Księżyc, ale
    poszczególne jednostki, nie zważając na czyhające na ich dusze i zdrowie
    psychiczne niebezpieczeństwa, wznosiły się poprzez kolejne sfery
    niebieskie, aż wreszcie stawały twarzą w twarz z samym Bogiem w całej
    Jego chwale.[...]"

    Możemy sobie wysłać kolejne blaszane pudło, aż (ach!) na Marsa i nic to, w przedmiotowej materii, nadal nie zmienia.

    OdpowiedzUsuń
  45. @ Artur M. Nicpoń

    Piasek, nie da się ukryć, musi być bez porównania bardziej dostępny i tańszy od sproszkowanego ołowiu. Ale też o wiele, chyba, lżejszy, więc albo to będzie lżejsze, albo też grubsze i bardziej w stronę dziwnej bokserskiej rękawicy.

    Na pewno jednak działa. Swoją drogą, nie jestem po tych 40 ponad latach pewien, czy to były 2 uncje, czy 3 tego ołowiu. Na pewno jednak nic innego.

    Chętnie bym zobaczył te twoje rękawice - masz jakiegoś linka?

    Jeszcze coś mi się przypomniało... Wiesz, ja mam trochę takie instynkty zawodowego advocatusa diaboli, i jak ładuję przeciw czemuś argumenta, to się nie nie przesadnie hamuję, i czasem obraz owej sprawy zostaje, skutkiem tego, nieco zwichrowane. (Sprawdził bym się pewnie w sądzie w czasach Cycerona.)

    Na przykład z tą twoją laską, to jest proste rozwiązanie sprawy kogoś, kto ci szybko wchodzi b. blisko i nie daje się trafić tym niebezpiecznym końcem - po prostu musisz się nauczyć walić tym krótkim końcem. Wiedzieć gdzie, pomyśleć sobie o tym, i trochę może zrobić tego typu walki z cieniem. W końcu ten krótki koniec to połowa yawary/kubotana.

    Masz także poniekąd drugą piąchę, łokieć, palce w oczy itd. Tylko po prostu nie można ulegać fetyszowi rzekomo niezwyciężonej broni, bo nawet pistolet taką nie jest i na krótkim dystansie nie daje stuprocentowej gwarancji sukcesu.

    Pozdrów gołębia!

    Jeszcze coś... Co, jako myśliwy, sądzisz o tej słynnej łatwości, z jaką się zauważa wlepione w nas oczy? Także pono od tyłu, a nie tylko widzeniem super-peryferyjnym? W przypadku źwierząt też może być, jeśli o nich coś wiesz.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  46. @ piotr34

    Że się wetnę.

    A Spengler tego przypadkiem nie mówi? O "drugiej religijności"?

    Ale chyba nie chcesz go porównywać z Toynbeem? ;-)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  47. @ Amalryk

    Że się wetnę...

    Nauka - w takim Oświeconiowo-dziewiętnastowiecznym sensie - to w całkiem oczywisty sposób RELIGA. Ze wszystkim, co się z tym wiąże.

    Tylko religia w sumie, w kategoriach religii, marna. Mająca swoje, przecudne rzekomo, uboczne skutki, czyli to, że daje możliwość rozpasanej konsumpcji i np., zamiast żeby człeka miały zabić konie od dyliżansu, które poniosły, to zostanie humanitarnie utrupiony metodą eutanazji.

    Ale jako religia to jest marne, choć na pewno religia. Prawdziwa zachodnia nauka swoje sukcesy zawdzięcza przecież właśnie dojrzałej rezygnacji z odkrywania Prawd, zadowalając się funkcjonującymi Hipotezami. Ale oczywiście tak to nie funkcjonuje u lemingów, ideologów i totalitarnych zbawiaczy świata.

    W "Myśleniu systemowym", co o nim ostatnio pisałem, jest takie ćwiczenie (duchowe): "Wytłumacz dlaczego każda rzecz, która określa się jako naukowa, z definicji taką nie jest". (Cytat z pamięci.)

    No bo wtedy po prostu staje się religią! Moja odpowiedź. Choć pewnie nie załatwia całej sprawy.

    Zwalczanie chrześcijaństwa jako tej religii numero uno, która trzyma człeka w zabobonie, jest zarówno głupie, jak i tchórzliwe - bo chrześcijaństwo dawno przegrało walkę o serce masowego człowieka - z Nauką, z Konsumpcją, z Prawami Człowieka, o Postępie nawet nie wspominając.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  48. "[...]Nauka - w takim Oświeconiowo-dziewiętnastowiecznym sensie - to w całkiem oczywisty sposób RELIGA.[...]" - Takie z grubsza były sugestie Feyerabenda.

    "[...] Ale nauka wciąż sprawuje najwyższą władzę. Jest tak dlatego, że uprawiający ją ludzie nie są w stanie zrozumieć i nie chcą zaakceptować odmiennych ideologii, że dysponują siłą pozwalającą im narzucać swoje pragnienia i że posługują się tą siłą tak, jak ich przodkowie używali swych sił w celu narzucenia chrześcijaństwa ludziom, na których natykali się w trakcie swych podbojów. Amerykanin może dziś wybierać religię zgodnie ze swymi upodobaniami, ale nadal nie wolno mu domagać się, aby jego dzieci uczono w szkole raczej magii niż nauki. Istnieje rozdział kościoła od państwa, nie ma rozdziału państwa od nauki.[...]"

    OdpowiedzUsuń
  49. @ Amalryk

    To cały czas ten Feyerabend?

    Czy też może...?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  50. Miałem na myśli nie tylko i nie tyle fazę cywilizacyjną z jej nieodłączną drugą religijnością, ale raczej strukturalną, ontologiczną niezdolność człowieka do podejmowania działań wyłącznie skutecznych.
    Poza tym taki barbarzyńca A, znajdujący w fazie młodej i naiwnej kultury, dalekiej od starczego uwiądu cywilizacji, nigdy by nie wpadł, że ludzie działają, bo wyspekulowali sobie, że działania takie to a takie (w tym wypadka psychotronika, paleoastronautyka etc.) przynoszą im to korzyść. Barbarzyńca stwierdził by zapewne, że dzialają tak a tak, gdyż tak nakazali im Bogowie, taka jest ich odwieczna tradycja i fantazje ich władzuchny, a że przy okazji daje im to różne benefity (prawdziwe lub tylko pozorne!) to inna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  51. Podobne tezy głosił swego czasu amerykańska as przestworzy Karol Lindbergh, za co został zresztą niemiłosiernie wyśmiany przez Alissę Zinowiewnę Rosenbaum. On również dowodził, że jego podróże aeroplanem są niczym wobec wzlotów ducha różnych szamanów, co później złożono na karb jego obłędu spowodowanego śmiercią synka. (Innym objawem tegoż samego obłędu była sympatia dla faszoli.)
    Z drugiej strony nie sposoób odmówić Ayn Rand tak zupełnie racji: w końcu w każdej K/C można się upalić, widzieć zapachy i słyszeń kolory, ale tylko w Faustowskiej K/C (i ew. w Agarcie) lata się OPROCZ TEGO po trzeźwemu różnymi sterowcami, paralotniami i Tupolewami.

    OdpowiedzUsuń
  52. Tak Tygrysie, to cały czas Feyeraband:
    "Zarozumiałością jest zakładać, że posiada się rozwiązania odpowiednie dla ludzi, z którymi nie dzieli się życia i których problemów się nie zna. Niemądrze jest zakładać, że takie ćwiczenie w humanizmie na odległość przyniesie efekty zadowalające zainteresowanych. Od zarania zachodniego racjonalizmu intelektualiści uważają siebie za nauczycieli, świat za szkołę, a ludzi za posłusznych uczniów. (Feyerabend, Przeciw metodzie)"

    "Osiągnięcia nauki z punktu widzenia jednych tradycji wydają się wspaniałe, z punktu widzenia innych – odrażające, warte jedynie ziewnięcia dla innych jeszcze. Oczywiście uwarunkowania naszych współczesnych materialistów owocują wybuchami entuzjazmu wobec takich wydarzeń, jak wystrzelenie rakiety na księżyc, odkrycie podwójnej spirali czy termodynamiki stanów nierównowagi. Spójrzmy na te fakty z innego punktu widzenia, a okażą się tylko śmiesznymi i jałowymi zabawami. Potrzeba było miliardów dolarów, tysięcy dobrze wyszkolonych asystentów, lat ciężkiej pracy, aby kilku naszych współczesnych, nie potrafiących się wysłowić i dość przy tym ograniczonych, wykonało bez wdzięku parę podskoków w miejscu, którego nie odwiedziłby nikt przy zdrowych zmysłach – na wysuszonej, gorącej skale, gdzie nie ma czym oddychać. A przecież mistycy, ufni tylko w moc swoich umysłów, podróżowali przez sfery niebieskie do samego Boga, oglądając go w całej wspaniałości i otrzymując siłę do dalszego życia, oświecenie dla siebie i swoich bliźnich. Tylko analfabetyzm szerokich mas i ich nauczycieli – intelektualistów, ich zadziwiający brak wyobraźni, sprawia, że takie porównania odrzuca się bez większego namysłu. (Feyerabend, Przeciw metodzie)."

    OdpowiedzUsuń
  53. @ Towarzysz Mąka

    Ardreyicznie rzecz biorąc, to jednak nasz umysł, a raczej cała psychika, jest przystosowana do całkiem innych warunków, a do tego ten makabryczny przerost kory, stosunkowo b. późny, wcale nie jest jednoznacznie pozytywny, a w każdym razie nie sprzyja wyłącznie wąsko pojętej skuteczności.

    Czyli z pkt. widzenia jednej skuteczności to jest nie całkiem skuteczne, ale z pkt. widzenia samopoczucia naszej psychiki na tym łez padole może jednak jest.

    Czy to jest na pewno źle? Nie jestem całkiem pewien. Choć oczywiście zgadzam się, że człek na pewnym poziomie rozwoju, czyli nie całkiem zlemingowaciały człek późnej (Faustowskiej) cywilizacji powinien - kiedy akurat walczy, czy robi coś równie konkretnego - zdawać sobie sprawę z tego, że to co robi jest niespecjalnie szkodliwe dla wroga, czyli (w danym kontekście) mało skuteczne.

    Z drugiej strony - czy mamy walczyć. i ew. ginąć, bez dudziarzy prowadzących nas do boju? Bez chorągwi, buńczuków, proporców? Dlatego, że tych ludzi co je noszą, można by wykorzystać do obsługi nabijanej ćwiekami maczugi albo innego topora bojowego?

    ;-)

    Dudy i "ja myślałam że to maki, że ogniste lecą ptaki", to przecież przyczyna, że "każdy chłopak chce być ranny". Itd.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  54. @ Towarzysz Mąka

    Co do Ayn Rand, to podobają mi się dwa jej teksty. Na podst. jednego - takiego o "Comprachicos" - zrobiłem zresztą swój własny.

    Baba jednak jest do szpiku kości oświeceniowa, a do tego być może także do szpiku kości merkuriańska (jest na pewno, ale nie do końca wiem, czy właśnie to tak z niej wyłazi).

    Ze wszystkimi ograniczeniami, ślepotami i aberracjami, które z tego wynikają.

    Sterowce, samoloty, rakiety? No to ja na to odpowiem, że: "Tak, tylko w tej cudnej cywilizacji ludzie muszą tyrać jako niewolnicy nie tylko małych urzędasków, ale i maszyn i wszelkiego szmelcu... I tylko w tej cywilizacji taki Pan Tygrys musi się zastanawiać kiedy go pierdolną w łeb z jakiegoś drona, albo jaką to ideologię dorobią media, kiedy mu zrobią przyspieszoną eutanazję".

    ;-)

    Tak że z tymi korzyściami to nie całkiem do końca, bo jeśli się pogrzebie dość głęboko, to znowu pojawiają się liczne nieprzyjemne pytania, na czele z tym, czy jednak było warto?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  55. @Tygrys

    Spengler to znacznie subtelniejszy myśliciel i nieprawdopodobny erudyta;

    "[...]Pierwiastek duchowy każdej żywej kultury jest religijny, ma religię bez względu na to, czy jest tego świadomy, czy nie. Człowiek metropolii jest wszakże irreligijny.[...] Stopień pobożności na jaki może sobie pozwolić dana epoka, objawia się jej stosunkiem do tolerancji. Tolerujemy coś albo dlatego, że w języku form mówi o przeżywanej przez nas samych Boskości, albo też, iż nic podobnego już wogóle nie przeżywamy.[...]"

    Oraz;

    "[...]Przypatrzmy się raz jeszcze socjalizmowi-[...]-jako faustowskiemu przykładowi etyki cywilizacyjnej.[...]
    Etyczny socjalizm nie jest-mimo stwarzanych na zewnątrz iluzji-systemem współczucia, humanitarności, pokoju i opiekuńczości, lecz sytemem woli mocy. Stoik dostosowywuje się. Socjalista nakazuje.[...]Socjalista[...] jest człowiekiem historycznej troski, tego co przyszłe[...] Duch antyczny [...] chce tylko znać przyszłość, zachodni chce ją tworzyć.[...] I tu socjalizm - w przeciwieństwie do stoicyzmu i buddyzmu - staje się tragiczny.[...]
    Coś dobiegło kresu. Dusza północna wyczerpała swe wewnętrzne możliwości; pozostał tylko jeszcze dynamiczny burzliwy napór, manifestujący się w historycznych wizjach przyszłości świata. Musi się ona przynajmniej łudzić, że jej działalność ma jakiś sens...[...]"

    OdpowiedzUsuń
  56. @ Amalryk

    Niezłe, dzięki!

    W sumie, prostymi tygrysimi słowy: Chcą być Demiurgami, ponieważ świat i własne życie nie ma dla nich żadnego sensu. I tylko to daje im jakiś bodziec do działania i złudzenie sensu.

    Sens życia bowiem, to w sumie Religia <-- no i mamy nowy bonmot Pana T.!

    Pomyśleć, że niektórzy "na prawicy" łykają rozsiewane przez durniów i agentury gadki, że "zawsze chodzi tylko o pieniądze"!

    Swoją drogą, w skórze tych wszystkich Rumpujów i P*kotów też bym się sobą brzydził u próbował pewnie uciec w wyimaginowaną przyszłość.

    OdpowiedzUsuń
  57. @ Towarzysz Mąka

    Ja to widzę tak...

    Od tych samolotów i sterowców nie uciekniemy, bo one wynikają z naszej natury i to jest nasz Los. Człeka faustycznego i faustycznej K/C.

    Los - a nie powód do orgazmu! Brenzlowanie się wspaniałością osiągnięć naszej Cywilizacji to taki sam narcyzm, jak każdy inny.

    Szczególnie, że nie ma czym się aż tak podniecać. Ayn Rand i inne tego typu oświeceniowe mędrki widzą te wszystkie technologiczne osiągnięcia jako coś ETYCZNIE NEUTRALNEGO - co można wykorzystać praktycznie dowolnie, na rzecz dobra, na rzecz zła, czy jakoś pośrednio.

    A to, moim skromnym, brednia. Tak samo jak musieliśmy stworzyć te sterowce, tak samo musieliśmy stworzyć Grubą Bertę, Cyklon B, i te wszystkie podsłuchy i podglądy, które nas teraz tak radują. Żadnej przypadkowości w tym nie ma, albo prawie!

    To jest nasz Los, my inaczej nie potrafimy... No i może nas to jakoś tam, w sumie, cieszy. Jeszcze. Bo powiedzmy możliwość puszczenia sobie The Pogues, albo Monteverdiego, kiedy się tylko zechce, może w naszych oczach przeważać świadomość, że zapewne bez przerwy jesteśmy podsłuchiwani, być może także podglądani...

    I zapewne za to, co mówimy i robimy, kiedyś w końcu bekniemy.

    Na razie może jeszcze przeważać - subiektywnie i nie u każdego. Ale jak długo jeszcze?

    No ale najważniejsze chyba jest to, że o ile nam te nasze "własne" twory (twory naszej K/C) mogą się wydawać cenne, to ludziom spoza naszej K/C raczej będą się wydawać ohydne. Chyba, że są oni już praktycznie zglajszachtowani przez naszą późną i agresywną C. i stanowią praktycznie prowincjonalną wersję NASZYCH, faustycznych wielkomiejskich lemingów. Zapewne gorzej sfaustowaną, ale za to nie znającą realiów i napaloną, skutkiem propagandy, na słodkie pierniczki z Zachodu i zachodniego stylu życia.

    Czyli dokładnie to, co spotkało nieszczęsne PRL, kiedy się przepoczwarzyła w III RP, by zaraz potem stać się zapyziałym powiatem IV Reichu.

    Tak to widzę. Ktoś ma na ten temat jakieś swoje zdanie? To gadać!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  58. W fustycznym "Zmierzchu Bogów" jest jednak jakiś tragiczny heroizm, dostojeństwo! Ale wybacz! Nie w tych szemranych typkach o mentalności taryfiarza, korych nam tu, z sadyzmem, serwujesz tu mamy tylko śliskie łapki i rozbiegane oczęta.

    "[...] te desperackie samookłamywanie się duszy, ktora nie może i nie śmie spocząć.[...] Piętno tego kłamstwa przywiera do [...] etycznego socjalizmu, który [...] milczy na temat niszczycielskiej powagi swych finalnych pojmowań, by tylko ocalić iluzję historycznej konieczności swego istnienia.[...]"

    "[...]Ostateczną konkluzją mądrości faustowskiej jest [...] roztopienie całej wiedzy w ogromnym systemie morfologicznych pokrewieństw.[...]... oto wieczna głęboka tęsknota tej duszy[...] Jest to [...] sprowadzenie do formuły dynamiczno-imperatywnej przyczynowości i rozwinięte w formie arbitralnego, przekształcającego ziemię przyrodoznawstwa z jego pojęciem pracy. Stanowi to wielki testament duszy faustowskiej dla ducha przyszłych kultur - zapis form o przemożnej transcendencji, który być może nigdy nie będzie otworzony.[...]"

    Oczywiście, że te oświeceniowe miazmaty o etycznej neutralności "wiekopomnych zdobyczy naszej cywilizacji" to kosmiczne pierdolenie! ( Oczywiście w pakiecie z wolnym rynkiem i prawami człowiekaetc...)

    OdpowiedzUsuń
  59. Amalryku
    //Oczywiście, że te oświeceniowe miazmaty o etycznej neutralności "wiekopomnych zdobyczy naszej cywilizacji" to kosmiczne pierdolenie! ( Oczywiście w pakiecie z wolnym rynkiem i prawami człowiekaetc...)//

    Oczywiście, że całe to pierdolenie o neutralności jest li tylko... no właśnie, pierdoleniem. Nie jest to też jakoś szczególnie istotne. Liczy się to, czy są one w naszych rękach, skierowane przeciw wrogom, czy w rękach wrogów, skierowane przeciw nam (i również mowię o wszystkich wynalazkach naszej C, począwszy od wytapianej stali i europejskiego cepa aż po prawa człowieka i wolny rynek [które nawiasem powinniśmy usilnie krzewić w adolflandzie i u sowietów]).

    OdpowiedzUsuń
  60. Nasza Cywilizacja umiera, a akuszerzy Nowego Wspaniałego Świata, nawet nie dostaną posady grabarza przy pochówku starego.

    Spenglera unikają wszyscy, lewacy bo rujnuje ich sens istnienia, reszta ze strachu.
    Nie ma już Cywilizacyjnych żywych skamienialin, wszystko na tej Ziemi (i kawałek poza nią) zostało naznaczone piętnem człowieka faustowskiego. Wszędzie też zaniósł swe "szklane paciorki" ( i "wodę ognistą" ) szczerze dziwiąc się, że go nie witają kwiatami.

    Nawet tysiącletni fellachowie zmuszeni teraz żyć w jakiś pokracznych pseudomorfozach, poza strachem żywią w podzięce do faustian strach z trudem skrywaną odrazą. Ale z czasem ten stach im osłabnie...

    Jestem głęboko przekonany, że "wielki testament duszy faustowskiej" nigdy nie zostanie odczytany. Wraz z jej zniknięciem znikną też jej diaboliczne wynalazki, a "zapis form o przemożnej transcendencji, [...] nigdy nie będzie otworzony".

    Jeżeli sądzisz Mustrumie, że my w tej nadchodzącej zagładzie, przetrwamy niewinni jak ta lelija, to chyba natchnąłeś się z lekka gdzieś nową wersją "polskiego mesjanizmu". Dzięki wybitnym mężom stanu, nawet w tej dychawicznej, dogorywającej Europie, nasz nieszczęsny kraj odgrywa polityczną rolę porównywalną z Republiką Kossowa.

    OdpowiedzUsuń
  61. Amalryku

    Przetrwają karaluchy, szczury i Tupperware(tm) [polipropylenowe pojemniki do gotowania w kuchenkach mikrofalowych]*. Walka o pokój się tak zaostrzy, że okres półtrwania tego świecącego szmelcu, który po świecie zostanie liczyć się będzie w tysiącach lat.

    Ale ja raczej mówiłem w konwencji "here and now", i "postponing the inevitable". Coś robić trzeba, nawet jeżeli to bez sensu, skazane na porażkę i nieuzasadnione wolnorynkowo :)

    OdpowiedzUsuń
  62. Rękawice- linka nie mam, bo tego jest w cholerę w necie, a ja sobie do sklepu poszedłem, u nas, we Wro i sobie poprzymieżałem. Były takie z jakimś wzmocnieniem knykci czymś w rodzaju wszywki, ale mam wrażenie, że to by tylko popsuło kostki przy uderzeniu. Te z piaskiem, czyli drobinami kwarcowymi, wyglądają mi na fajne. Ciężkie nie są, wręcz przeciwnie, prawie ich nie czuć na ręcę. W moim przypadku to nie jest problem, bo ja mam 196cm wzrostu i jakieś 110 kg masy, więc kolokwialnie mówiąc, tzw. pierdolnięcia nie trzeba mi specjalnie wzmacniać tymi paroma gramami w rękawicy. Za to ładnie opinają dłonie i faktycznie usztywniają po zaciśnięciu pięści a ten miał kwarcowy dobrze się rozkłada na całości i wygląda na solidną ochronę i przy uderzeniu pięścią i kantem dłoni, bo to idzie taką eLką z kostek na bok dłoni. Całość z solidnej skóry, nie żadnych syntetycznych gówien.
    Na razie to sobie jednak muszę kupić nowe biodra, tzn. endoprotezy szt. 2. I to chyba chwilę potrwa, zanim ja się będę wdawał w bójki.

    Laska- ja jej normalnie, na codzień, używam do podpierania się podczas chodzenia. Ale kupiłem sobie właśnie taką (na rocznicę Smoleńska), żeby w razie Niemca można było przypierdolić i żeby to się nie rozpękło i faktycznie narobiło szkody. Ja akurat nieźle sobie radzę z bronią białą, czy w walce na kije (tzn. żeby być szczerym, to sobie raczej radziłem, bo dziś to cholera wie). Więc to nie są żadne specjalne tajemnice. Jak jednak powiedziałem- ja tej laski używam jako laski. Przy okazji jest ładna, nieprzekombinowana i można ją nosić i do dżinsów i do garnituru. Do garnituru nawet bardziej ;)

    Oczy- chodzi ci o to, że czujesz jak ktoś na ciebie patrzy od tyłu, że aż cię świdruje i się odwracasz?
    Jeśli o to chodzi, to nie mam pojęcia. Mam za to wrażenie, że zwierzęta (roślinożercy), raczej tego zmysłu nie mają. W każdym razie ani sarny, ani jelenie, ani dziki, ani muflony, ani daniele itp. Na drapieżniki nie polowałem. Miałem jechać na Słowację na wilki 3 lata temu, ale się coś nie chcę wyzdrowieć i bez sensu jest w takim stanie nie do końca zdrowym jechac na wilki. Tzn. można, jak ktoś jest pojeb i satysfakcjonuje go zdjąć wilka fińską Tikką z 900 metrów. Tylko co to za frajda? To jest w sumie żadne myśliwstwo. Tu nie ma żadnego podchodzenia zwierza. Wystarczy dobre stanowisko i sporo cierpliwości. Żeby być dobrze zrozumianym- podchodząc zwierza też trzeba sporo cierpliwości, bo to trwa, czasami pół dnia trzeba leżeć w jakichś mokrych krzakach, podczołgując się po metrze, żeby nie spłoszyć i wyjść na czysty strzał. Walenie jednak do zwierzaka z kilometra, to jest trochę jak obsługa drona. Gra komputerowa.

    Pozdro

    P.S. we Wrocławiu 13 grudnia wypadł tak sobie. Przyznam, że się szybko wywinąłem, bo siąpiło a mnie łupało w kościach jak cholera, więc nawet nie lazłem w żadną knajpę się z ludźmi spotkać.

    OdpowiedzUsuń
  63. @Nicpoń

    Z mojej strony uzupełnienie:
    Nie tyle patrząc z tyłu ale chociażby z boku. Zresztą sami to sobie wszyscy wypróbujcie. Najlepiej to działa w samochodowej kolejce na dwóch pasach w jedną stronę.

    OdpowiedzUsuń
  64. @Julek

    Ach Julek, Julek! A Ty ciągle tylko chciałbyś używać Mocy i Mocy - a tak pójść na salę i wylać trochę potu, to już nie bardzo i niekoniecznie?

    @Nicek

    Choć A.H. to gieroj nie mojewo romana lecz w tym jednym mamy podobne zdanie; "Nie mam nic przeciwko strzelaniu do zwierzyny. Uważam tylko, że to smutny sport. Najprzyzwoitsza na polowaniu jest zwierzyna [...] Różnica między powtarzalnym karabinem a zającem jest zbyt duża - zając od tysięcy lat się nie rozwinął!"

    "[...]Tzn. można, jak ktoś jest pojeb i satysfakcjonuje go zdjąć wilka fińską Tikką z 900 metrów. Tylko co to za frajda? To jest w sumie żadne myśliwstwo.[...]" - O! Tu już lepiej.

    Choć gdy "wynaleziono" strzelców wyborowych to ich los, po wzięciu do niewoli, jak i przez pewien czas celowiczych CKM był raczej nie do pozazdroszczenia.

    A teraz? Snajper plus obserwator z Vectorem i zestawem,łup z 2km...

    OdpowiedzUsuń
  65. Gimnastyka w robocie + hobby tenis asfaltowy mi zupełnie wystarczają. Nie mówmy może o mocy, bo to faktycznie brzmi trochę jak z gwiezdnych wojen, ale np. o umiejętności odczytywania intencji. (Itp.)

    W kontekście zwierzaków to też dość ciekawa sprawa. Niektóre homo sapiensy potrafią się np. z końmi dość dobrze dogadywać, podczas gdy inni dostają z kopyta. Dlaczego?

    Poznałem swego czasu cyganów, co to konie chowają i kochają. I ta kobitka zapoznała mnie z Parellim. http://www.parellinaturalhorsetraining.com/natural-horse-training/
    Warto się z tym przykładem (jedynie przykłądem) zapoznać, aby wiedzieć do czego takie umiejętności mogą się przydać.

    To szukanie mocy to są takie podchody pod Ardreya, tylko że z drugiej strony.

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  66. @ julek

    Taa, Cyganie konie koczają...
    Mój Ojciec opowiadał mi jak to Cyganie handlowali przed wojną końmi:
    Starej chabecie wtykali pod ogonek tlącą cie hubkę i ta nagle dostawała wigoru, tańczyła jak arab jakiś rasowy. Po przyklepaniu interesu konik jakoś dziwnie markotniał.
    To tak w kontekście miłości i przyjaźni końsko-cygańskiej.

    obserwator

    OdpowiedzUsuń
  67. Być może - być może, ale w moim poście chodziło o konkretnych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  68. @Julek

    "...umiejętności odczytywania intencji. (Itp.)" - Intencje to ja zawsze odczytywałem raczej bezbłędnie, tylko co z tego gdy "egzekutywa" szwankuje? A czy można zmienić jaźń, i z fellacha zrobić wojownika? Nie wiem.

    Co do koni. Coś w tym jest. Ja, który z koniami nigdy nic w życiu wspólnego nie miałem, zawsze przy każdej okazji lezę do nich, lubię z nimi "rozmawiać", głaskać je "wabi" mnie ich "emploi". Co dziwne, moja żona córka bogatych rolników z dziada pradziada (teść jak typowy polski chłop, mimo że miał dwa traktory nadal trzymał konie - no bo jak to? gospodarz bez konia?? no więc ona ma 50 metrowy dystans ucieczki od tych zwierząt. Dlaczego? Skąd takie różne reakcje, też nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  69. No widzisz Amalryku, prawieś Krokodyl Dundee.

    Z tego co mi ta kobitka opowiadała, to system Parellego i wypracowanie tego super zaawansowanego kanału komunikacyjnego z kuniem polega m.in. na tym, aby pokonana została międzygatunkowa bariera między człowiekiem (drapieżcą), a szkapą (ofiarą). Chodzić tu może pewnie o strach, że np. koń pójdzie na kabanosy.

    Niby w końcowym efekcie to ma wyglądać na wielką przyjaźń i może tak to sobie człowiek też tłumaczy, ale przcież nie czarujmy się w tym momencie: to chłop jeździ tu na koniu, a nie koń na chłopie.

    Z pewnością taka relacja istnieje także wewnątrz naszego homo gatunku.

    Czytając wasze tu gaworzenia o pociskach i rękawicach z ołowiem, mam wrażenie, że jesteście trochę takimi natural born killers.

    Ale nie wszyscy takimi są, rodzą się czy zostają. I w tym kierunku podążają dalej moje dociekania. Na ile jesteśmy my (harujące woły + może Twoja uciekająca żona), a nie wy (wydupcone z kolejki po władzę natural born killers)... na ile my jesteśmy takim z bożej (ateiści czytają: z matki natury) decyzji, a na ile jesteśmy w to wrobieni czy to wychowaniem, TV, doświadczeniem, filozofią itp. Jeżeli to drugie to potem pojawia nam się cała masa kolejnych ciekawych pytań.

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  70. ...pytań tj. "A czy można zmienić jaźń, i z fellacha zrobić wojownika?"

    OdpowiedzUsuń
  71. @ Julek

    No nie wiem, nie wiem. Z reguły jestem szalenie sceptycznie nastawiony do wszystkich tych "humanistycznych" narracji i w większości traktuję je jako takie sobie miłe uchu opowiastki.

    Z resztą z psami "relacje" mam o wiele lepsze,a to wszak drapieżcy.

    "...Czytając wasze tu gaworzenia o pociskach i rękawicach z ołowiem, mam wrażenie, że jesteście trochę takimi natural born killers...." - Weź przestań! Gadaniem jeszcze nikt nikogo nie zabił.(Poza tym co innego odruchowy strzał, jak do celu, na strzelnicy, a co innego utłuc kogoś gołymi łapami.)

    Ale wychowanie (i to w odpowiednim wieku) z pewnością jest szalenie istotne. Być może są jakieś podświadome, wychowawcze procesy nawet pokoleniowe? Bo te podziały wewnątrzgatunkowe, tu zbieracze tam łowcy, to mi się wydaje że to takie lewackie pierdu, pierdu.

    OdpowiedzUsuń
  72. Chyba przyznaję ci rację. Też mnie się tak trochę wydaje.

    Łowcy pozostali łowcami (konkretne plemiona), bo albo nie widzieli potrzeby zamykania takiego bawoła z bawołką za płotem z racji urodzaju, albo im po prostu takie hodowlane mięcho nie smakowało. Myślę także, że jest to w dużej części związane z kulturą, tradycją, religią, czyli rozwija się, tak jak mówisz, przez pokolenia. Indianie północno-amerykańscy nauczyli się wypasywać bydło dopiero od Europejczyków, ale nauczyli się(!).

    Być może, gdyby takich bawołków zaczęło już w okolicy znacznie ubywać, może wpadliby wówczas na pomysł hodowli. No ale to wcale nie znaczy, że przestaliby być biologicznymi drapieżcami. W tym względzie przypominaliby trochę niedźwiadków pasących się jagodami.

    Wiadomo nie od dziś, że nawet rasowe drapieżniki nie łupią całego stada ofiar, tylko zostawiają część, aby się później im dorodnie rozmnożyła.

    No i nie zapominajmy: drapieżnik jaką jest np. biedronka, nie ma szans z grzebiącą w ziemi kurą jajonośną.

    Jednak wciąż wydaje mi się, że istnieją "drapieżni" mężczyźni (kobiety oczywiście też), jak i ofiarni (także obu płci), w obrębie tego samego gatunku. W moich obserwacjach przynajmniej.

    Być może mylę tu drapieżnictwo jako sposób odżywiania się z agresją. Sprawy inne ale też chyba w jakiś sposób powiązane (czy też nie?) Chyba czas na przypomnienie sobie wykładów z tygrysiego uniwerka.

    OdpowiedzUsuń
  73. "Być może mylę tu drapieżnictwo jako sposób odżywiania się z agresją." - Zapewne. Szarżujący nosorożec czy rozszalały słoń, raczej nie napotka na swej drodze chętnego do konfrontacji drapieżcy.
    Wątpię też czy polująca watacha wilków lub stado hien ma jakoś szczególnie wyzwoloną agresję? Nie widzę tu raczej jakiejś uzasadnionej potrzeby.

    A agresywne zachowania u ludzi to często kamuflaż, demonstracja rzekomej siły i determinacji, bywa różnie gdy nagle ktoś jak w pokerze powie sprawdzam. W zasadzie, u konkretnych zabijaków jakich znałem, agresywne zachowania bez powodu, w zasadzie nie występowały.

    OdpowiedzUsuń
  74. @ julek, Amalryk

    (Że się wetnę.)

    Fajnie sobie gadacie i z sensem, ale nie prowokujcie mnie chopaki!

    Dlaczego niby wataha wilków albo polujące hieny to nie miałaby być agresja? Bo się przeczytało "Tak zwane zło" laureata nobla Lorenza Konrada?

    Któren dostał tego Nobla, choć był swego czasu w NSDAP? Moim zdaniem dostał głównie po to, żeby załatwić socjobiologię - może nie "z Ardreyem na czele", bo to jednak nie był "uczony", tylko wspaniały eseista w sumie, choć opierał się także na super wiedzy - ale te wszystkie Leakeye, Darty i inne takie jak najbardziej.

    Moim zdaniem z tą Waszą (implicite) definicją agresji to zaczynacie (jak to mawia Nicek) od dupy strony. Dlaczego zaczynacie od mglistego psychologizowania, że spytam? Dlatego, że to trudno uchwytne i nieprecyzyjne?

    Jeśli zdefiniujemy "agresję" po prostu, jak zwykli praktyczni ludzie, w stylu: "Robienie z własnego popędu wbrew jakiejś istocie (lub czemuś mentalnie traktowanemu jako istota, choćby tylko chwilowo)", to wszystko z powrotem nabiera sensu.

    Wilki polujące na łosia to Agresja Aspołeczna - bo łoś to nie jest ich stado. Także samo zawodowy morderca, rasowy psychopata, mordujący babcię dla złotego zęba, stary ringowy wyjadacz niszczący młodego talenta, wojna w stylu Wielkiego Fryca...

    Facet bijący żonę, żona pyskująca mężowi, faceci popychający się w sprawie miejsca na parkingu, sporo w dzisiejszych, poprzedzonych propagandową histerią wojnach... Itd. to agresja Społeczna...

    No a dawny berserker, Malaj w amoku, wandal niszczący windę, facet popełniający "rozszerzone samobójstwo", o jakich słyszy się coraz więcej (i będzie się słyszeć jeszcze więcej więcej, albo się nie znam na życiu i leberaliźmie), spora ilość "zwykłych" samobójstw... To agresja Antyspołeczna.

    Coś się tutaj Szan. Panom nie zgadza? Moim zdaniem to jest super klasyfikacja i znakomicie porządkuje całą sprawę.

    Sporo z tego co Lorenz pisze, żeby do niego wrócić, jest interesujące, ale - na Boga! - takie dzikie uogólnienia na podst. paru gęsich piskląt i paru psów?! W dodatku hodowanych w całkowicie sztucznych, domowych warunkach?

    Dajcie spokój, ludzie! Czytajcie Ardreya i zostawcie na boku tego typu literturę! Nagroda Nobla od dawna nic nie znaczy, albo nawet znaczy do tyłu i chyba my nie powinniśmy dawać się tak żałośnie nabierać, co?

    W każdym razie cholernie doceniam, że chce się Wam dyskutować na takie tematy, w sumie Tygrysiczno-Ardreyiczne, co one dla mnie samą podstawą prawicowości, i że w dodatku u mnie.

    Pzdrwm czule

    OdpowiedzUsuń
  75. "Dlaczego niby wataha wilków albo polujące hieny to nie miałaby być agresja? Bo się przeczytało "Tak zwane zło" laureata nobla Lorenza Konrada?" - O rzesz ty! Znów wydumałem coś za co już kasę drapnął jakiś noblista?

    Lorenza nie przeczytałem jednej kartki, te tam zachowania szarych gęsi czy innego inwentarza jakoś mnie tak średnio interessieren. Wciągnął mnie Julek w te dywagacje, no to sobie konfabuluję.

    Ale jak mówisz agresja, to niech będzie agresja! Pewnikiem agresja jest trochę nie ten teges z aktualnie obowiązującą modą, bo to się chyba teraz mówi "sportowa złość", czy też "pozytywna energia" i takie tam sraty pierdaty.

    OdpowiedzUsuń
  76. @ Amalryk

    Nie czytałeś - zwracam honor! ;-)

    Ja czytałem mając lat naście, dość mi się podobało, ale od razu miałem drobne wątpia. Np. to dlaczego oni to w ogóle w PRL wydali. I nie było to bez racji.

    A długo potem, kiedym czytał Ardreya, drobnym szokiem była dla mnie wiadomość, że takie na przykład lwy mordują się z upodobaniem i wcale nie chodzi tylko o jakąś rytualną pseudo-walkę (o co też oczywiście chadza, nawet pewnie częściej), tylko o całkiem zdecydowane mordowanie.

    Co rozwala z hukiem najistotniejszą w sumie tezę Lorenza - tę, że drapieżniki się mogą zamordować tylko przez pomyłkę, a za to roślinożercom wystarczy, by im było ciasno. Z tym, że oczywiście w naturalnych warunkach ciasno im po prostu NIE MA PRAWA być, więc o czym my tu gadamy?

    To tylko kroczek od Freuda i jemu podobnych, którzy na podstawie masturbacji w wykonaniu szympansów w ZOO wnioskowali o seksie rządzącym życiem wszystkich źwierząt, w tym człeka. Czyste brednie! (I za to dzisiaj dają Noble.)

    A co do rodzajów agresji... Jeśli coś wygląda jak kaczka, brzmi jak kaczka i zachowuje się jak kaczka, to to jest niemal na pewno kaczka, tak? No a jeśli różne rodzaje agresji - polowanie i walka wewnątrz gatunku, czyli to, co ja (za TFT zresztą) nazywam agresją społeczną i aspołeczną - potrafią wyglądać całkiem tak samo, albo niemal tak samo?

    To nie ma żadnego znaczenia - bo my wolimy wczuwać się w przesubtelną duszę wilka i na tej podstawie wyrokować co jest, a co nie jest agresją!

    Młody Spengleryzm, czy jak go nazwać (a kochane dziecko ma wiele imion, jak mawiają Szwedzi) polega WŁAŚNIE na tym, że my rozwalamy tego typu myślowe zapętlenia, leberalne mity, chciejstwa i ewidentne kłamstwa rzadzącej nam miłościwie... Jak to kurwa nazwać?

    To z Lorenzem to chyba było celowe oszustwo, bo jak się dochodzi do ludzi, to po prostu wychodzą absolutne kłamstwa na temat ich natury i natury ich agresji. Lorenz okupił winy swojej młodości, a te chuje nas swoją nową "naukową" pałą dalej mogą ogłupiać i terroryzować.

    Dixi!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  77. @ Tygrys

    To czy się tam lwy czy inne hipopotamy nawzajem powybijają czy nie, to ich sprawa - gorzej by było z inwentarzem, bo jak tu prowadzić "racjonalną politykę żywnościową" partii i rządu?

    A z obserwcji "subtelnej duszy" mojej wilczycy wyszło mi, iż muszę szczególnie uważać na na inne samki z jej gatunku, bo ta jej subtelność już kilka razy kończyła mi się wizytą (w celu sfarstrygowania jej kreacji) u weterynarza. (No ale to wiadomo! Zwierzę udomowione, niewiarygodne obserwacje, bo to z i dala od natury(ach!) i zgubny wpływ cywilizacji... I takie tam kituś blajduś!)

    Lewackie mity sobie, a życie sobie.Pojawienie się "mas" tej "bezforemnej nomadowości metropolii" podsyła tym mitom i mitotwórcom wdzięczny obiekt do zachwycania się nad doniosłością swych wiekopomnych odkryć. Ale finał już znamy - misterne wywody nie ochryniły jeszcze nikogo przed nie umiejącym czytać (ba nawet mówić we "właściwym" języku) barbarzyńcami. Ochronić może tylko - krew!

    OdpowiedzUsuń
  78. "Wiadomo nie od dziś, że nawet rasowe drapieżniki nie łupią całego stada ofiar, tylko zostawiają część, aby się później im dorodnie rozmnożyła."
    to jest dopiero Lewackie Kłamstwo przez wielkie L i wielkie K!
    Gdyby tak funkcjonował świat, to ludzie nigdy nie wytłukliby tych wszystkich mastodontów, mamutów, turów, kwagg, drontów dodo, moa, neandertalczyków itd. Podobnie kot domowy nigdy nie zlikwidowałby połowy ornitofauny Antypoodów, a krokodyl różańcowy nie wyżarłby tych wszystkich nielotów na różnych maciupeńkich wysepkach Indopacyfiku.
    Owszem niektóre gatunki drapieżników mają taki wrodzony mechanizm atakowania głównie najpospolitszych kategorii ofiar, a równocześnie oszczędzania mniej licznych ofiar, ale inne gatunki drapieżników niczego takiego nie wykształciły, bo i po co? Zwłaszcza gdy jest się nie tylko drapieżnikiem, ale i roślinożercą jednocześnie - a człeń, i wiele mrówek tak mają. I może dlatego ludzkie społeczności w toku ewolucji co raz bardziej upodabniają się do mrowisk?

    OdpowiedzUsuń
  79. "To tylko kroczek od Freuda i jemu podobnych, którzy na podstawie masturbacji w wykonaniu szympansów w ZOO wnioskowali o seksie rządzącym życiem wszystkich zwierząt, w tym człeka. Czyste brednie! (I za to dzisiaj dają Noble.)"
    Nie tyle zwykłe brednie, co nie zawsze uprawnione rozciąganie faktów i prawd o jednych gatunkach, na inne gatunki.
    Seks rzeczywiście nie odgrywa większej roli u samozapładniających się obojnaków jak tasiemce czy u zwierząt z definicji bezpłciowych jak polipy jamochłonów, ale już u wielu ptaków i ssaków rzeczywiście sex rules! Dobór płciowy i zasada upośledzenia Zahavichich to nie mity, tylko fakty.

    OdpowiedzUsuń
  80. Zostawiając na boku straszliwy los ptaków dodo i masturbujących się szympansów, chciałbym zwrócić uwagę koleżeństwa na pewną koincydencję, jaką odkryłem; między szalenie odkrywczymi i pono niezwykle nowatorskimi lecz też obrazoburczymi tezami pewnego profesora z Uniwersytetu w Telawiwie, niejakiego Szlomo Sanda; a tym co pisał przed stu laty pewien zapomniany Prusak z Blankenburgu.

    Posłuchajmy najpierw genialnego profesora:

    "[...] To mit. Rzymianie wcale nie wypędzili Żydów z Palestyny, a Żydzi wcale nie przybyli do Europy. System kar, jaki Rzymianie stosowali wobec ujarzmionych nacji, nie przewidywał masowych wysiedleń. Wyrzucenie całego narodu z jego ziemi to bardzo skomplikowana operacja, której wykonanie stało się możliwe dopiero w XX wieku wraz z rozwojem niezbędnej infrastruktury, np. linii kolejowych. Nawet Trzecia Rzesza miała spore problemy z takimi operacjami, a co dopiero Imperium Rzymskie. Rzymianie byli oczywiście brutalni. Mogli zabić wielu ludzi, spalić miasto, ale nie wypędzali całych narodów.[...]"

    [...]Tak, ale wszyscy ci ludzie nie są wcale potomkami wypędzonych Żydów z Palestyny. Mało tego, w sensie etnicznym wcale nie są Żydami. To przedstawiciele rozmaitych innych ludów i narodów, których przodkowie przed wiekami nawrócili się na religię judaistyczną. Żydzi znaleźli się na całym świecie nie dzięki jakiejś mitycznej wędrówce ludów, tylko dzięki masowemu nawracaniu! Bycie Żydem w Europie czy Afryce nie miało nic wspólnego z narodowością. Żydami byli po prostu wyznawcy judaizmu.[...]"

    A teraz Prusak:

    "[...]Żydzi - podobnie jak Persowie - z drobnych związków plemiennych przekształcili się w niezmiernie liczny naród, a to dzięki nawróceniom i przechodzeniu na judaizm. Jest to jedyna forma podboju, do której zdolny jest naród bez ziemi, i dlatego naturalna i oczywista dla religii magicznych. Ale ten ruch wyszedł z samej tylko Mezopotamii; jest w nim duch apokaliptyczny, nie zaś talmudyczny.[...]"

    I jeszcze to;

    "[...]Zburzenie Jerozolimy dotyczyło tylko drobnej cząstki narodu, i to zarówno politycznie jak i duchowo, wcale nie tak ważnej. Nie prawda jest, jakoby lud żydowski żył odtąd "w rozproszeniu". Od stuleci bowiem żył on - nie sam jeden, lecz wespół z ludami perskimi i innymi - w formie , która nie była związana z żadnym krajem.[...]"

    Dobre co? (No i jak ten Spengler mógł tak bezceremonialnie odpisywać od profesora!)

    OdpowiedzUsuń
  81. NT czy późne księgi ST kilkakrotnie wspominają, że judaizm był religią misyjną. Spójrzmy choć na ten fragment Dziejów Apostolskich:"Przebywali wtedy w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem. Kiedy więc powstał ów szum, zbiegli się tłumnie i zdumieli, bo każdy słyszał, jak przemawiali w jego własnym języku. Pełni zdumienia i podziwu mówili: ”Czyż ci wszyscy, którzy przemawiają, nie są Galilejczykami? Jakżeż więc każdy z nas słyszy swój własny język ojczysty? – Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei oraz Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii oraz Pamfilii, Egiptu i tych części Libii, które leżą blisko Cyreny, i przybysze z Rzymu, Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie – słyszymy ich głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże! (Dz. 5-11.)" W I w.n.e.słowo Żyd oznaczało po prostu wyznawcę judaizmu, który etnicznie mógł być i nierzadko był Rzymianinem, Arabem, Kreteńczykiem, Medem, Frygiem czy Egipcjaninem. A teza o pochodzenia większości Aszkenazim od Chazarów też jest starsza od Prusaka z Blankenburga.

    OdpowiedzUsuń
  82. @ Towarzysz Mąka

    Nie Mistrzu, to nie o to tu chodzi.

    Jeśli "seks" będziemy pojmować w niesamowicie szerokim sensie - z terytorialnością, upierzeniem takim czy innym (nierzadko godowym), doborem naturalnym itd. - to oczywiście, że on rządzi życiem gatunków. W końcu inaczej ich życie byłoby ograniczone do jednego pokolenia, a nie na tym polega czar płciowego rozmnażania.

    Ale Freudom tego świata (pewnie powinienem go pisać z małej litery, zgodnie z zalecami Jareckiego, ale to jednak ani Komóra, ani zdRadek, więc niech ma) chodziło o to, że źwierzęta o niczym innym nie myślą, tylko o dupie. Co jest absolutną brednią, bo przez większość swego życia większość źwierząt o dupie nawet nie pomyśli.

    Co innego "sekusalny atleta", jak Ardrey nazywa ludzką samicę, ale to całkiem inna historia.

    Nawet Ty, gdybyś walczył, polował (np. na głowy innych plemion), rajcował sobie z wiernymi towarzyszami, wcale byś cały czas (ja teraz) o dupie nie myślał. Raz na jakś czas, przy kolejnym Sacco di Roma, albo na przedłużającym się postoju, kiedy by nie było nic lepszego do roboty.

    Z seksem u ludzi to jest tak - u facetów znaczy, bo baby to fakt, dać im palec - że on ma tendencję zajmować całą wolną, że tak to określę, przestrzeń życiową. Ale tylko ją, w sumie, poza specjalnym okazjami.

    Źwierzęta naprawdę mają masę innych i pilniejszych problemów, niż myśleć cały czas o dupie, co zresztą nic istotnego by im nie dało i to nie jest tak u nich zorganizowane... A człoń, wiadomo, ze swą zdziczałą mózgową korą, ze swym rozpasanym softwarem, który nie bardzo wie za co się wziąć, ze swą podatnością na kulturowe (żeby to tak ładnie określić) wpływy i manipulacje...

    Potrafi dać swoje życie zwekslować w stronę myślenia niemal wyłącznie o dupie, i to w dodatku przeważnie w wyjątkowo żałosnym wydaniu, bo np. te amerykańskie boginie seksu dzisiejszej doby bardziej przypominają przedpubertalne chłopięta-pedalęta, niż jakiekolwiek samice.

    Oczywiście powoływanie się na Ardreya nie jest żadnym wielkim argumentem, jak i powoływanie się na kogokolwiek, jednak przeczytać byście łaskawie mogli, bo taj jest po prostu także masa konkretnych informacji, których nigdzie indziej nie znajdziecie!

    No i ja to tak widzę, że dzisiejsze metropolitalne lemingi coraz bardziej przypominają, pod niektórymi względy, szympanse w ZOO - stąd tyle się ich mentalnego brenzlowania i stąd może prawa człowiecze dla szympansów.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  83. @ julek

    Z boku to trochę co innego, bo my po prostu mamy o wiele szersze pole widzenia, niż nam się na ogół wydaje.

    Żadnych obserwacji na trawersie głowy wprawdzie nie poczynisz, ale poruszaj sobie ręką i zobaczysz, jak szerokie jest pole widzenia, kiedy chodzi o wykrywanie ruchu.

    No i z wpatrzonym w nas wzrokiem musi być jakoś podobnie. To też oczywiście byłoby b. ciekawe zjawisko, bo dwoje ocząt to jednak nie jest coś tak "ostentacyjnego", jak ruch, ale jednak nie całkiem to samo co z tyłu, które wymaga czegoś w rodzaju "widzenia pozazmysłowego", czy cholera wie czego.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  84. @ Amalryk

    NIE - SA - MO - WI - TE ! ! !

    Musi Duch Święty tego Prusaka ęspirował osobiście, bo inaczej nie potrafię sobie jego genialności wytłumaczyć.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  85. @ Towarzysz Mąka

    Przecież nikt tu nie twierdzi, że Prusak osobiście odkrył każdy pojedynczy fakt z historiografii!

    Jednak wyszukanie istotnych, zważenie ich w swym umyśle, przypisanie im odpowiedniego znaczenia i priorytetu, stworzenie na podstawie setek takich fakcików i b. rzetelnej, a jednocześnie rewolucyjnej, filozofii...

    Jest tego znacznie więcej, niż by potrzeba na obsłużenie paru setek laureatów Nobla! Przynajmniej takie jestm moje zdanie.

    Gość się sprawdza niemal z roku na rok coraz lepiej, nic się nie pojawia, co by go mogło jakoś zdewaluować, podczas gdy konkurencja wali się na pysk i w gruzy...

    Gość był po prostu... Brak mi słów.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  86. @Tow.Mąka

    Przecież Prusak opisywał tylko rzeczywistość tak jak ją postrzegał, zbudowaną ze strzępów dostępnych mu informacji. Akurat jeżeli o te cytaty chodzi nie stawia tu zadnych hipotez, nie dokonuje żadnych intuicyjnych wnioskowań, nawet nie zahacza o jakąkolwiek morfologię...

    A tu, po latach stu, jakowyś szalenie utytułowany Żyd, profesor wzbudza jakąś szaloną konkietę żywcem "odkrywając Amerykę"! Toż to istny kabaret.

    Jak to szło:

    "[...]Nauka dawną była, szło o jej pełnienie!
    Lecz wtenczas panowało takie oślepienie,
    Że nie wierzono rzeczom najdawniejszym w świecie,
    Jeśli ich nie czytano w francuskiej gazecie.[...]"

    OdpowiedzUsuń
  87. Amalryk,

    "Wyrzucenie całego narodu z jego ziemi to bardzo skomplikowana operacja, której wykonanie stało się możliwe dopiero w XX wieku wraz z rozwojem niezbędnej infrastruktury, np. linii kolejowych. Nawet Trzecia Rzesza miała spore problemy z takimi operacjami, a co dopiero Imperium Rzymskie."

    Rebe Sand raczy się tu mylić okrutnicko. Wysiedlenia, np. Słowian z Bałkanów do Azji Mniejszej, stosowali Bizantyńczycy. Również Albańczycy, lud pokrewny Czeczenom, nie znaleźli się w Europie bez udziału basileusa.

    OdpowiedzUsuń
  88. Tygrysie,

    kongratulejszyn, bo ci się chyba zebrało najwięcej komentów ever. Pod jednym wpisem. I, co kurewsko cenne, większość z mięsem. Cymes, jak mawiają Zydzi nie znający polskiego ;)

    Julek,

    Ja nie wiem, czy o to chodziło Tygrysowi, o czym ja napisałem. On chyba wyraźnie zaznaczył, że nie idzie mu o widzenia spoza pola, ale o coś na poły magicznego. Tak to odebrałem. Na moje chodziło mu o instynkt, który daje sygnał mimo, że zmysły nie dają impulsu. A jednak coś ten impuls daje. Stawiam tezę, że daje ten impuls drapieżnikom. U roślinożerców nie zauważyłem. A to jest ciekawa kwestia o tyle, że tłumaczyłaby tępotę lemingów a naszą nadmierną wrażliwość na bodźce. Tzn. że my widzimy/czujemy zagrożenia zanim one nastąpią, a lemingi/roślinożercy dopiero wtedy, kiedy pantera gryzie je w dupę. No ale wtedy jest już trochę za późno.
    Taka wydra- zwierz chroniony. Zdarzyło mi się zabić kilka sztuk, bo to kurestwo, jak się zalęgnie w pobliżu stawów, to potrafi tonami (bez żartów) wynosić ryby. A ryby kosztują, a stawy się prowadzi by była kasa, a nie najedzone wydry. Wydry mają ten 6 zmysł, mają czuja. Wydrę niezwykle trudno jest zabić. Nie tylko z broni, ale i na sidła wszelkiego rodzaju. Wydra poluje, przez co nie jest bezrefleksyjną pizdą i jest czuła na zagrożenia.
    Niechaj to będzie mój mały wkład do ardreyizmu.
    Nie wiem, jak z wilkami, nie wiem, jak jest z rysiem (piękne zwierzę, swoją drogą). Ja tych wydr, kun, lisów, jenotów itp. nie traktuję jak drapieżniki, ale jak szkodniki. No ale to jest moja osobista optyka, bo wynika z gospodarowania na ziemi. Ale ksiązkowo to są drapieżniki jak najbardziej. I ich zachowania potwierdzają to co napisane wcześniej.
    Przy okazji- Tygrysie- o tym naprawdę wie każdy chłop ze wsi i każdy mój fornal, bo to jest ta natura, która go otacza i on do tego Ardreya nie potrzebuje, a lemingowi z miasta i tak ni chuja tego nie wytłumaczysz. Tzn. korowo może on i zrozumie, ale zew natury? Na to jest głuchy jak pień!

    OdpowiedzUsuń
  89. Amalryk,

    ja mało poluję sztucerem. Tzn., mam CZetkę o zasięgu 1,2km z optyką Zeissa i naprawdę można z niej puknąc dowolną istotę żywą z tego dystansu. No ale to jest w sumie sprzęt sam nie wiem na co, bo do polowania nie używam. Mam też Tikkę fińską, z zasięgiem 900 metrów. Ale tej używam tylko sportowo. Na wewnętrznych zawodach itp. Mały kaliber, wysoka kinetyka pocisku, pięknie niesie i pieĸnie wchodzi w cel. Feler taki, że broń delikatna bardzo i wolę czeską CZetkę, bo ta może w sumie w gównie leżeć rok i jak ją smalcem przeciągnąc, to dalej wali jak nowa.
    Na codzień używam bocka, albo drylinga, bo to jest krótki dystans, w sumie max 50m. A to oznacza, że trzeba zwierza wyczuć, podejść i naprawdę być od zwierza lepszym. Parę razy polowałem z kuszą i łukiem. Wbrew pozorom jest to łatwiejsze niżby się mogło wydawać. Z łuku walnąłem daniela na Ukrainie jakieś 10 lat temu. Efekt świetny, bo zwierzę pada nie wiedząc, co się dzieje. Jak oddajesz strzał z palnej, to zwierz zrywa się do skoku w momencie, w którym dostaje kulę. Dzwięk dociera ułamek sekundy po strzale i jest to charakterystyczne hop. Przy łuku lub kuszy tego nie ma. Cała rzecz odbywa się bezdźwięcznie, zwierz się pasie, dostaje strzał, którego nie czuje nawet i chwilę później, jak gdyby nigdy nic, pada.
    Mocna rzecz. A z łuku podszedłem do daniela na jakieś 20 metrów. Fakt, z gwizdkiem, tzn z piszczałką taką imitującą dzwięki wydawane przez innego samca daniela. Taki byk da się wtedy podejść naprawdę na metry, jak myśliwy się nie mył kilka dni i nie czuć od niego dezodorantem. I nawet może cię widzieć, natomiast ten dźwięk działa tak silnie na jego ego, że on lekce sobie waży zagrożenie i ma ten imperatyw, żeby skopać rywalowi dupę.

    Z broni automatycznej strzelałem kilkadziesiąt razy. Począwszy od w pełni automatycznego sztucera Browninga- i to jest syf, bo tu artyleryjska psuje (odrzut), więc trudno o precyzyjne wstrzelenie się w punkt po pierwszym strzale. A dla sztucera, który z natury jest precyzyjny to oznacza bezsens. Choć frajda jest, bo 7,6 bije jak skurwysyn po ramieniu i to jest fajny wrażenie, jak się sprujesz w 3 sekundy z 8 naboi tej mocy.
    Strzelałem też z glauberytu, AK47, raka, uzi i ingrama. A 2 tygodnie temu, pod Brzegiem Opolskim jeździłem najdrożczym autem w życiu- Rosomakiem (11 mln szt.), na poligonie Bumaru, bo kuzyn mój załatwiał tam sprawy i ponapierdalaliśmy z działek (uszy do wymiany) po pijaku. O pistoletach i rewolwerach nie wspominam.
    Z doświadczenia mogę powiedzieć tyle- lubię broń precyzyjną, mam do niej oko dobre, nawet bez optyki, lubię jej masę, kształt, zapach, dzwięk. Leży mi. Do krótkiej walki- najlepszy jest IŻ pompka, czyli szotgan. Najlepiej z urżniętą lufą i kolbą. On ma tylko 6 naboi (krótki magazynek), ale do zwarcia super. Zwłaszcza, jak załadowany breneką.
    Tyle o broni. Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  90. "[...]Rebe Sand raczy się tu mylić okrutnicko.[...]" - No masz! A wystarczyło tylko nie rozwijać twórczo problematyki o swe wiekopomne przemyślenia! A tak, to wyszło jak wyszło...

    OdpowiedzUsuń
  91. @ Nicek

    Ciekawe rzeczy o tym łowiectwie prawisz i muszę Ci wierzyć na słowo, bo jak wspomniałem nie praktykuję. Więc i o broni z przeznaczeniem łowieckim wyobrażenie mam takie raczej ogólne.

    Ale jasnym jest, że jeżeli ustrzelisz daniela to i człeń takiego eksperymentu nie przetrzyma, lecz oddali się niczym rączy daniel do "krainy wiecznych łowów" (zwłaszcza że w łowiectwie idea jest inna i amunicja inna, niż ta obwarowana konwencjami - zwierza po postrzale nikt nie ratuje.)

    "[...]Do krótkiej walki- najlepszy jest IŻ pompka, czyli szotgan. Najlepiej z urżniętą lufą i kolbą.[...]" - No, nie wiem! Trzeba by doprecyzować o jaką "krótkość" i "walkę" chodzi.

    Z ruskiej gałdkiej lufy cal 12 (wagomiarowy) nigdy nie prałem (albo Fabarm, albo Mossberg). Przy czym Mossberg krótki (magazynek na cztery 3"; a mają również "Super-Shorty") jest produkowany bez kolby (Ruski Bajkał chyba też?). Tylko strzelanie z tego "z ręki" to zajęcie dla dość konkretnych facetów, bo energia pocisku (no i na łapie strzelającego) to pow. 2500 J, a są breneki pod 4000 J! (Dla porównania strzał z poczciwego Makarowa to ok. 250 J.)

    No i o żadnej celności mowy tu nie ma - wali się "po lufie", na azymut.Dlatego do takiego "wymiatania" na parę metrów najlepsza jest loftka - leci chmura i zawsze coś cel pokryje.

    OdpowiedzUsuń
  92. Ale jaja Tygrysie. Katoliccy tradycjonaliści z Rebelyi plują na papierstwo i kościół "w Polsce nie ujawniono jak dotąd żadnych istotnych skandali pedofilskich z udziałem duchownych. To wszystko jest jeszcze przed nami. Z pewnością tak zaprawiony w bojach gracz jak abp Kowalczyk jest gwarantem marginalizacji tego ryzyka. Ale nie łudźmy się, choćby z przyczyn ilościowych, skandale takie zostaną ujawnione prędzej czy później. Przez lata, według ponurego dowcipu, największą karą za akt pedofilski było w Polsce … przeniesienie na Inną parafję. Być może aktualny skład kadrowy polskiego episkopatu jest dostosowany do tego ryzyka. Cokolwiek by nie mówić o ekipie Jana Pawła II, byli to mistrzowie w zamiataniu takich spraw pod dywan. I o tem Benedykt XVI również wie doskonale."

    OdpowiedzUsuń
  93. Amalryk,

    breneka dlatego dobra, bo i samochód zatrzymasz i drzwi otworzysz i złego człowieka stukniesz. Wielofunkcyjna ;)
    Ale śrut też ok.
    Przy okazji, to jest najłatwiejsza broń do samowykonania, taki samopał na naboje śrutowe od strzelby myśliwskiej. A te akurat naboje są najłatwiejsze do dostania. Na youtubie są nawet takie 4 lufówki wielkości sporego "pistoletu", odkręcana na pierścień a nie łamane. Duże to i mało poręczne, ale w trudnych czasach, gdy już wszystko padnie lepsze to, niż nic, no i łatwiej jednak z czymś takim w ręce zdobyć broń prawdziwą niż z gołymi łapami.
    Kusze polecam, bo to naprawdę super zabawki. W Czechach można kupić praktycznie z ręki, w sklepie i w domu delikatnie podtuningować (kilka prostych patentów), Można też zrobić samemu. Odkąd nie ma już syrenek i ich resorów, to chyba najlepiej z łuku bloczkowego taką kuszę zrobić. Ciche to, celne i skuteczne.

    OdpowiedzUsuń
  94. @ Nicek

    „[...]breneka dlatego dobra...[...]” - Ano dobra, jak sobie trafisz. Zawiasy wywala się praktycznie z przyłożenia, samochód to też nie mucha. Ale człoń, i to na dodatek ten niedobry, raczej nie będzie pokornie oczekiwał aż ty się do niego, z tym swoim szpejem wydzierganym w garażu z gazrurki, dobierzesz.

    Osobiście przestrzegałbym też przed popularyzowaniem wśród ludu czaru tych narracji typu; „...obok orła znak pogoni, poszli nasi w bój bez broni...”, czy też bezrefleksyjnemu kupowaniu z wypiekami na twarzy różnych propagandowych bzdetów w rodzaju „Czas humoru”, że już o historycznych wyczynach słynnego dziarskiego czekisty J23 , lub „legendarnych” „Czetyryje duraka i sabaka”, przez grzeczność i wzgląd na zakładany elementarny poziom umysłowy naszej prawicy, nie wspomnę.

    Te wszystkie pierdolety o potędze guerilli, to bajera kulawa na obie nogi. Szkopy za czasów ostatniej wojny światowej pokazali, co te wszystkie partyzanckie zbieraniny (i to bynajmniej nie uzbrojone w jakieś samopały) są warte. Nawet na tych opiewanych w pieśniach Bałkanach, spuszczali regularny wpierdol gdzie chcieli i komu chcieli, i to tylko za pomocą drugorzędnych sił policyjnych; nikt tam do tych łapanek nie wysyłał zaprawionych w bojach dywizji frontowych.

    Wracając na nasze podwórko; pomijam tu taktownie milczeniem ten szczegół, że Ty wyruszasz na tę, majaczącą w pomrokach przyszłości, kontrrewolucję z Tikką , a nam tu z Tygrysem proponujesz samopał z gazrurki, ew. jakąś kuszę z wyharatanego resora od „skarpety”, hę??? No, za takoje aruże, to ja was kamandir gromka pazdrawljaju!;)))

    Żarty, żartami. Wszystkie te ruchawki wewnętrzne udają się wyłącznie wówczas, gdy armia danego kraju jest w stanie całkowitego rozkładu, albo też życzliwie „neutralna” (i tu czy tam jakiś arsenalik, niechcący opróżnić gawiedzi pozwoli). Uwierz mi te 12 tys. naszych eksportowych askarysów (bo tyle spośród tej urzędniczej zbieraniny pod nazwą WP jest coś warte) rozpędzi i 100tys dziarskich „maczosów” uzbrojonych nie tylko w samopały czy te resory od Syreny 105L , w pizdu! Bez najmniejszego wysiłku!

    W tym kraju broni jest ciągle od jasnej cholery, tylko że za jakieś 10-15 lat nie będzie już prawie nikogo kto by potrafił się nią posługiwać . Wydaje się, że z wolna nadchodzą znów czasy, gdy amigo na czele 10 tys., uzbrojonych i zdecydowanych na wszystko mężczyzn, będzie w stanie podbijać całe państwa. Ale to temat na zupełnie inną opowieść.

    OdpowiedzUsuń
  95. Taki "pistolet" kilkulufowy na naboje od strzelby, mimo, że sporo cięższy od pistoletu może być używany też na małe odległości. Nie łudźmy się co do glocka na dystansach większych niż 10-15 metrów, w sytuacji ostrej walki, zamieszania i walenia "po ręce". Na azymut.
    A na tym dystnasie, jak masz czuja w waleniu na ruchomy cel, to breneka wchodzi jak miód. I dopiero robi rozpierduchę. Nie wiem, czy widziałeś kiedyś zwierzę zabite z breneki? Sarnie, jak kula wejdzie w zad, to wychodzi gdzieś szyją rozpieprzając tam w środku wszystko po drodze. W człowieku robi podobne spustoszenia.
    Kusza, czy co tam, to jest inna bajka na inne okazje. Wskazuję jednak na fakt, że jeśli już zaniedbaliście temat całkiem i nie maci w posiadaniu broni prawdziwej, to jak już wszystko pierdyknie i przyjdzie wam wtedy tę broń zdobyć, to lepiej po nią z gołymi rękoma nie iść. Bo te sklepy z bronią, magazyny, czy co tam, wezmą ci, którzy już są uzbrojeni.
    Jasne, że 10 000 wojska roznosi w pył i kurz 100 000 wyszkolonych i uzbrojonych kiboli. Bez trudu. To jest kwestia procedur przede wszystkim- maszynka rusza i zaczyna mielić. Guerilla w zdrowej sytuacji nie ma szans żadnych.
    Czy będzie u nas to komu obsłużyć? Myślę, że spoko. To nowe pokolenie jest dużo lepsze niż nam by się mogło wydawać. Najgorsze są roczniki 70-80. Dzieci przełomu- jak ja. W moim roczniku odsetek ostatnich pizd jest zastraszający. Tak jakby walący się świat popierdolił im w głowach. Jakby uwierzyli w te wszystkie bzdety.
    Za to to młode, z pokolenia mojej córy (18 lat), to zajebista młodzież jest. W sensie nie takiem, że wszyscy, ale na tyle ich już, że dadzą radę.

    OdpowiedzUsuń
  96. @ Nicek

    „[...]na tym dystansie, jak masz czuja w waleniu na ruchomy cel, to breneka wchodzi jak miód. [...]” - Jak nie zobaczę, to nie uwierzę! Za to Ty nie uwierzysz , ilu widziałem „strzelców” co z 10m , z markowej strzelby, z breneki, z pozycji klęczącej, strzelając do popiersia (23p) nawet nie zahaczyli ekranu! (Przy okazji nieomal się wypierdalając.) A Ty tu mówisz o jakimś quasiszotganowym pistolecie i szybkim strzelaniu z wolnej ręki „po lufie” do ruchomego(!) celu na dystansie pow. 15m, w stanie wysokiego stresu spowodowanego, nie hukiem i śmiechem publiki, a stanem realnej groźby utraty życia??!!!

    Co do efektów. Czyżbyś przypadkiem nie zaliczał się do klubu „czcicieli huku”? Jest mnóstwo amunicji specjalnej; grzybkującej, koziołkującej i fragmentującej w klasycznym kalibrze 9 PARA, których chwilowy profil rany postrzałowej powoduje w organizmie człowieka spustoszenie uniemożliwiające jego uratowanie, bez wymogu postrzału w głowę... Energia 500J, w całości oddana w celu, to aż za dość, nie trzeba paru tysięcy (nie ma konieczności strzelania z armaty do wróbla).

    Ale zostawiając na boku tę naszą „sprzętową” dyskusję, która się staje akademicka aż do śmieszności w kraju, którego racją stanu jest całkowite rozbrojenie społeczeństwa, wraz z paranoidalną mobilizacją wszystkich agend państwa, w celu uniemożliwienia jego obywatelom dostępu do broni... I skoncentrujmy się na jego przyszłości, czyli młodym pokoleniu.

    Cóż? Tutaj jestem skłonny skwapliwie, w całej rozciągłości, podzielić Twoje zdanie. Lecz gwoli uczciwości muszę przyznać, że powód tej zgody obciążony jest z lekka zachwianym obiektywizmem – sam mam syna w wieku 20 lat. I wrodzony mi sceptycyzm, budzi złośliwie w podświadomości echa znanego adagium; „Każda pliszka swój ogon chwali” a zarazem niepokój, co do uleganiu uwodzicielskiemu czarowi myślenia życzeniowego... Inna sprawa, że o wyszkolenie strzeleckie mojego chłopaka, przezornie zadbałem sam. (Ale tak na dobrą sprawę, to my znamy tylko kumpli i znajomych naszych dzieci, a oni wszak też się dobierają wg klucza adekwatności poglądów, co wcale nie musi znaczyć, iż większość nie stanowi jednak zleminżałej czerni.)

    OdpowiedzUsuń
  97. Ale zdaniem Coryllusa najlepszy czas na powstanie bezpowrotnie minął, teraz trza zacisnąć zęby i czekać na zmiłowanie boskie - "dobry czas na wywołanie powstania minął wiosną roku 2010. Potem było już tylko gorzej. I nadal jest gorzej. Mieliśmy wszystko co to pokazania obywatelskiego nieposłuszeństwa potrzebne. Katastrofę, wypowiedź Tuska o tymże nieposłuszeństwie, którą mogliśmy machać jak cepem i tysiące ludzi na ulicach. Nie mieliśmy jednak przywódcy. Jarosław Kaczyński był całkowicie załamany, a jego współpracownicy nie mają wyobraźni politycznej za grosz, no a poza tym uważali wtedy, że można spotykać się tak po prostu z Januszem Palikotem i rozmawiać z nim o pieniądzach. Potem mieliśmy serię kampanii wyborczych. Wszystkie zostały przegrane, a wina ludzi, którzy je prowadzili jest bezsporna i nie podlega dyskusji. Przegrane kampanie to także wynik tego pierwszego zaniechania, któremu poddaliśmy się wiosną i latem 2010. Już to pisałem, ale jeszcze powtórzę – zamieniliśmy świętość na publicystykę. I w tej publicystyce pluskamy się do dnia dzisiejszego. I jeszcze niektórzy poczytują sobie to za powód do dumy."

    OdpowiedzUsuń
  98. @ tow.Mąka

    A Coryllus to wykupił sobie, gdzieś na bazarze, jakiś patent na wszechprawicowego Wernyhorę, że się tak nad tymi jego konceptami z troską pochylasz? Czas na zawieruchę o którą nam się rozchodzi to dopiero ma nadejść. Co by tu dały jakieś regionalne ruchawki, czy jeszcze lepiej, zmiany kabaretowych rządów w tym skrzyżowaniu „Priwiśleńskiowo Kraja z GG”? A już złote myśli jakiegoś tam Tuska czy Buzka, gdy przyjdzie co do czego, to będą tak istotne jak wypowiedzi Dody, czy innego Zenobiusza Wdupewyrypalskiego . Nikt nie będzie się podniecał wczorajszymi przypalonymi grzankami gdy zapłonie Świat i poleje się krew.

    Odnośnie przywódców, to jednak zgroza. Od stuleci ten nieszczęsny kraj ubogi w nich, jak saharyjska pustynia w łany zboża. Ale to nie wzięło się z niczego. Gdy nasi sąsiedzi mili raz zdegenerowali nam tzw elitę państwowotwórczą, to potem wystarczyło tylko ten proces pieczołowicie kontynuować. I nie wiele tu pomogło te dwadzieścia międzywojennych lat. O bolszewickich „mężach stanu” i ich kontynuacji w postaci aksamitnotęczowych rewolucjonistów, przez szacunek dla tu piszących, już nie wspomnę.

    OdpowiedzUsuń
  99. Maka, oto maly dowod, ze nie klamalem.
    http://www.beckingham-northnotts.org.uk/nathist/hbuzzard.html
    Ja to pamietam z innego filmu przyrodniczego, ale wygrzebalem z sieci tylko to co znalazlem.

    OdpowiedzUsuń
  100. Nicek,

    Jestem zdania, ze aby cokolwiek, gdziekolwiek i kiedykolwiek osiagnac (ale juz nie z kimkolwiek) to te pistolety sa rzecza drugorzedna w relacji do takich trikow jak np. "nasz czlowiek" w "ich" strukturach, ktory moglby np. dorobic druga pare kluczy do tego schowka z granatami. Wywiad, informacja, szpiedzy, agenci itp. to sa chyba warunki skutecznej obrony, nie mowiac juz o ataku. Jeden dobry szpieg jest warty setki karabinow. Ale niestety tu wkraczamy po czesci w zakamarki ludzkiej duszy, bo taki prawicowy agent musi np. umiec klamac w zywe oczy, albo manipulowac osobami w swoim otoczeniu, czesto wchodzac z nimi w stosunki przyjacielskie, co staje sie z definicji zaprzeczeniem prawicowosci. ...no chyba, ze zaakceptujemy tygrysia definicje.

    Wesolych.

    OdpowiedzUsuń
  101. @ Amalryk

    Ja tam nie wnikam, czy Coryllus sobie patent na wszechprawicowego Wernyhorę kupił na bazarze, odziedziczył czy zdobył w pojedynku na topory, wiem za to, że zdaniem Tygrysa Coryllus to znakomitość w dziedzinie demaskowania łże-prawicy i Krzeczkowskich tego świata.

    @ Julek

    Ależ nie zarzucam Ci świadomego kłamstwa, wiem, że taka teza funkcjonuje jako Fakt i Prawda nie tylko wśród akademików, ale również w szerokich rzeszach społeczeństwa. Niestety jest to hipoteza na bakier z rzeczywistością, bo jak wytłumaczyć w takim razie wymieranie gatunków wskutek pojawienia się nieznanych wcześniej drapieżników, hę?

    OdpowiedzUsuń
  102. @ tow. Mąka

    "[...]kupił na bazarze, odziedziczył czy zdobył w pojedynku na topory[...]" - Chyba jednak na te topory!

    Ale pomijając te Coryllusa zdolności demaskacyjne, to prognozę postawił całkiem błędną.Po pierwsze w naszym kondominium nie ma "kryzysu przywództwa" tylko nie ma przywództwa w ogóle! A to spora różnica.

    Na dodatek te ileś tam tysięcy (daj Boże milion) to nie tylko, że to armia bez wodza, ale i bez broni, a i co gorsza wydaje się że też(obym był w błędzie) bez woli walki. I nie chodzi mi tu wcale o te tradycyjne jojcenia i puszczania w eter tych pierdół o pokojowej rewolucji i te oszałamiające "moralnye zwycięstwa".

    A jeżeli Coryllus wyobrażał sobie to powstanie, jako powstanie. I w konsekwencji walkę zbrojną - bo inaczej bolszewicy władzy tu nie puszczą - to wam gwarantuję! To najnormalniej majaczył.

    Tu i teraz, w obecnym stanie ogłupienia i rozkładu to trzeba zaczynać od podstaw. Tzn od klasycznej konspiracji i mozolnego budowania struktur państwa podziemnego. Oraz czekać na sprzyjający moment.

    OdpowiedzUsuń
  103. Amalryk,

    "Jak nie zobaczę, to nie uwierzę!(...)"

    Stary, jak się chcesz napatrzeć na koncertowe ofermy, to wpadnij kiedyś na strzelnicę myśliwską we Wrocławiu. Zobaczysz gości przyjeżdżających z bronią za 30 tysięcy, którzy się jej chyba trochę boją ;)
    Ja jestem zwolennikiem tezy, że do wszystkiego, w tym strzelania, trzeba mieć dryg. I jednych nawet nie trzeba specjalnie uczyć, ot, kilka rad, żeby nie wyważali drzwi otwartych już, a innych, choćbyś nad nimi ślęczał i krok po kroku wszystko tłumaczył i pokazywał- nic z tego nie będzie. Ja pierwsze wspomnienie strzeleckie mam jeszcze z głebokiej komuny, kiedy to jako malec na rekach trzymany, w takiej budzie na kołach, strzelnicy, ojcu mojemu z wiatrówki zestrzeliwałem czarne Dunhille. Mi się po prostu strzela samo i ja się nawet nad tym specjalnie nie zastanawiam, dlaczego mi się strzela dobrze. Tak jest i już. Natomiast obycie z bronią pomaga niewątpliwie. Jak wywalisz ze strzelby z 10 000 szt. ammo, to też ci się pewnie będzie samo strzelać.

    "Co do efektów.(...)"

    Huk jest OK, bo wprowadza panikę w szeregi wroga. Ale na poważnie- amunicja myśliwska, do strzelb, jest najłatwiej dostępną amunicją w Polsce. Po prostu jedziesz na strzelnicę, idziesz do opiekuna miejsca i kupujesz sobie po 25zł/paczka. I już. Cała robota.
    Do tego strzelbę zrobić najłatwiej domowym sposobem. Bardziej taki samopał niż prawdziwą strzelbę, ale działa i potrafi być piekielnie skuteczne. Dlatego polecam.
    Drugą łatwą w dostępie amunicją (mówimy o tych, którzy normalnie nie mogą kupować), jest ta od kbksu. I tu jest procedura identyczna, jak z myśliwską. Do tego można stosunkowo łatwo przerobić wiatrówkę na karabin. Wytrzyma kilka strzałów, ale to od nich może zależeć życie.

    Młodzi- jasne, przecież nasze dzieci raczej się nie zadają z pojebami, więc w ich orbicie nie widzimy lemingów. Niemniej jednak, takie mam odczucie szersze, że ta nowa dzieciarnia ma jaja. Że tym pokoleniem najbardziej popsutym jest moje (1973r) i okoliczne. Dzieci przełomu, kompletnie popierdolone. Z jednej strony wrodzony anarchizm (bo komuna i fuck the system), z drugiej strony ten głód kolorów po opakowaniu zastępczym i kompleks cywilizowanych ludów zachodu. I parę takich jeszcze, które się nakładają.
    Ta dzieciarnia nowa jest od tego kompletnie wolna.
    Ciekawe wnioski można wyciągnąć (odnośnie części z nich, ofkoz) wchodząc na takie serwisy jak www.kwejk.pl Luknij sobie. 90% tego "humoru" to syf, 5% jest durnowate, a z 5% nadaje się do uśmiechu. Chodzi jednak o coś innego- o jakiś tam obraz tych nowych, który mi się z tego wyłania. I to jest, moim zdaniem, obraz bardzo prawicowy.

    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  104. Julek,

    zgoda, ale przecież nie o tym gadamy, co lepsze, ale o tym, co mieć w ręce na wszelki wypadek.
    I chodzi o to, żeby jednak nie być z pustymi rękoma. Cokolwiek się w nich ma jest po prostu tysiąc razy lepsze niż nic.

    Wesołych!

    OdpowiedzUsuń
  105. Taki szpion, masz rację, jest zaprzeczeniem prawicowości, bo to jest kurwa zwykła. No ale gdzie jest powiedziane, że prawica ma niemieć swoich kurew?

    OdpowiedzUsuń
  106. Coryllus pierdoli jak potłuczony. I to z każdym wpisem jakby bardziej. On chyba naprawdę uwierzył, że jest wybitnym twórcą. Brak pokory to dla człowieka pióra samobójstwo.

    OdpowiedzUsuń
  107. @ WSIe w Mieście

    Ż(e) S(ię) W(etnę)...

    Z tymi kurwami to Nicek trafił w samo sedno - może nawet bardziej (moim skromnym), niż sądził.

    Od dawna uważam, że ministrantami i mężami-pantoflarzami (choćby i mieli "własne" firmy) daleko nie zajedziemy.

    Kurestwo to integralna część życia, do tego ważna i piękna (poza leberalnym wykonaniem oczywiście, jak ze wszystkim), i to jest paranoja, żeby pozbawiona jaj lewizna robiła teraz za rozpustników i skurwysynów, a my żebyśmy się ośmieszali oburzonym jęczeniem, jak zgraja starych bab (z całym szacunkiem dla starszych pań!) na parafialnej herbatce!

    Spójrzmy na nasze kurestwo - w sensie jak najbardziej dosłownym - przecież to kompromitacja i człek niemal ma ochotę wyrzec się całej tej problematyki na zawsze! Ach - mieć taką mafię, jak japońska jakuza i takie wyrafinowane kurestwo, jak to, któremu ona patronuje!

    W ogóle uważam, że wyrafinowane kurestwo to w japońskiej cywilizacji tak samo, jak u nas światłocień i polifonia. I w dodatku o ileż dostępniejsze, o ileż bardziej poszłe pod strzechy...

    Albo CAŁE @#$% życie będzie kiedyś prawicowe, albo możemy się co najwyżej bawić w stoików nieco nowszego typu. (No, chyba że ktoś taki optymista jak Nicek, że znowu się do niego odniosę. ;-)

    Pzdrw

    OdpowiedzUsuń
  108. @ Nicek

    Weź odpuść! Jestem skłonny Ci uwierzyć, że jesteś dobrym strzelcem. Ale za chwilę będziesz mi tu wmawiał, że z pistoletowego samopału trafiasz z biodra breneką w locie rzuconą pięciozłotówkę!

    Też uchodzę za niezłego strzelca. Choć strzelam okazyjnie i z tego co mi w ręce wpadnie. Nie tak dawno wywaliłem z poczciwego "blaszaka" (P-83 Wanad) koszyk Belotki (25szt) Makarowa do popiersia 23p z 20m i ustrzeliłem 239/250. (Trafiły mi się dwie 8-mki, ale nie też nie mogłem się zbyt pierdolić, bo strzelałem na osi ze zmianą trenującą dublety do dwóch francuzów w interwałach czasowych, a ja musiałem 4 razy wymieniać magazynki.)

    Do wszystkiego trzeba mieć dryg. Ale wybacz Twoje rady dla "zielonych leszczy" aby sobie wyciergali samopał pod brenekę z gazrurki i z tym szturmowali są o kant dupy potłuc. Odległość skutecznego strzału, w ich wykonaniu, z takiego ustrojstwa jest porównywalna akurat z odległością skutecznego rzutu siekierą.

    Ale zostawmy już te dywagacje na boku, bo tylko my się tu nimi podniecamy jak wyrośnięte dzieci. Mamy Wigilię, więc wszystkim tu zaglądającym: Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń