środa, grudnia 12, 2012

(Poniekąd się wypinając na biężączkę) Ukryty wymiar Ardreyizmu

Wcale nie twierdzę, że się nic ważnego czy interesującego nie dzieje. No bo i: nowe weekendowe samobójstwa... Przedsiębiorcy, w ramach swoich kapitalistycznych narad, mordują się nożami, a mordujący, w ramach czynności wstępnych, obrywa sobie dłoń za pomocą przyniesionych w tym celu cząsteczek wysokoenergetycznych, skutkiem czego nie jest zdolny do złożenia zeznań, choć w zamordowaniu tego drugiego nic mu nie przeszkadzało...

A przed chwilą dowiedziałem się, że gościowi, o którym było swego czasu dość głośno, pono wcześniej autentycznemu więźniowi politycznemu III RP, niejakiemu Klaudiuszowi Wesołkowi (którego nazwisko obijało mi się o u uszy wielokrotnie, kompletnie nie kojarzę o co chodzi i nie wiem, za co go III RP nie lubi, ale przecież nie lubi wielu) spalono właśnie chałupę wraz z psami...

Nie mówię, że to nieistotne, ale ja po prostu nie o tym. A o czym? A o tym, że byłem jakiś czas temu w antykwarni, gdzie wszystko po 5 zł (dzięki Adasiu za inicjatywę i polecam się na przyszłość!), gdzie m.in. kupiłem sobie dwie książki Edwarda T. Halla: "Ukryty wymiar" i "Bezgłośny język". Pamiętam je jeszcze z PRL'u, kiedy to zostały wydane (ta pierwsza w '78, w dziesięć lat po oryginalnym wydaniu) i szczerze sobie cenię, choć dawno mi oczywiście (ach te polskie losy!) tamte dawne egzemplarze przepadły.

W jednej z nich, nie pamiętam której, ale to niezbyt tutaj ważne, jest na przykład sporo o fascynującym zjawisku "bagna behawioralnego" ("behavioral dump" - polskie tłumaczenie nie jest specjalnie dosłowne, choć ma wdzięk). O którym to zjawisku pisałem już tutaj parokrotnie, a można by napisać sporo więcej. Pierwszy raz zetknąłem się zresztą z tym zjawiskiem - wysoce ardreyicznym, żeby tak to określić - właśnie w książce Halla. W sensie intelektualnym pierwszy raz, bo w życiu to niestety człek się dzisiaj spotyka na każdym kroku, a już szczególnie taki (Młody Wykształcony) Z WIELKIEGO MIASTA, jak ja.

No  i zacząłem dzisiaj sobie luźno czytać "Ukryty wymiar". No i chciałem wam zacytować tutaj parę drobnych fragmentów. No i to właśnie teraz zrobię.

Już na drugiej stronie "Przedmowy autora" czytamy:
Jako antropolog nawykłem cofać się do początków i szukać takich struktur biologicznych, z których wyrasta dany aspekt ludzkiego zachowania. W podejściu tym szczególny nacisk kładzie się na fakt, iż człowiek - jak wszelkie zwierzę - przede wszystkim, zawsze i ostatecznie jest więźniem swego biologicznego organizmu. Przepaść oddzielająca nas od reszty świata zwierzęcego nie jest zresztą tak ogromna, jak mniema większość ludzi. Im więcej dowiadujemy się o zwierzętach i zawiłych mechanizmach adaptacyjnych wytworzonych przez ewolucję, tym istotniejsze stają się owe badania dla rozwiązania niektórych co bardziej kłopotliwych problemów ludzkich.
Sam Ardrey mógłby to napisać, zgoda? Nawiasem, w obszernej biografii tej książki nazwiska Ardreya nie znajdziemy, co mnie zresztą ani nie dziwi, ani nie oburza, bowiem Hall to "praktykujący" akademicki naukowiec, antropolog (jak zresztą z wykształcenia też Ardrey), więc powoływanie się na eseistyczną robotę nie pasowałoby mu do konwencji, nawet popularnonaukowej książki. Jest w tej biografii jednak, co mnie dość zaskoczyło i raczej ucieszyło - mianowicie Oswald Spengler ze swym Magnum Opus.

Zaledwie kilka stron dalej znajdujemy zaś te oto słowa:
Terytorialność nie tylko chroni gatunek i środowisko. Związane są z nią pewne funkcje społeczne i jednostkowe. C. R. Carpenter przeprowadzał w związku z terytorialnością testy względnego znaczenia seksualnej potencji i dominacji i stwierdził, że na swoim własnym terytorium nawet wykastrowane gołębie mogą wygrać testową utarczkę z normalnymi samcami, chociaż utrata płci pociąga za sobą utratę pozycji w społecznej hierarchii.
Cholernie ardreyiczne - znowu. zgoda? Można by to w dodatku zgrabnie odnieść do tego i owego, westchnąć nad losem emigrantów. I tym, którzy nie wiedzą, uświadomić (na ile może to uczynić blogasek), że los emigranta wcale nie jest aż tak jednoznacznie słodki, jak się wielu wydaje... Ale zaraz przychodzi otrzeźwienie i człek zdaje sobie sprawę, że my tu, w tej III RP, też wcale nie jesteśmy na żadnym "własnym terytorium". Co by można dowolnie długo i owocnie rozwijać, ale chyba każdy tutaj sam może sobie łatwo dośpiewać.

A na koniec, ponieważ dotąd tylko niewiele stron tej książki (after all these years) przeczytałem, jeszcze tylko jeden cytat. Który wydał mi się jakoś szczególnie soczysty i smakowity. (Choć niepozbawiony żądła, żeby tak to określić.) I nawet nie wiem dlaczego, bo owoce morza akurat nie są moją gastronomiczną miłością. (Może przyszli badacze znajdą jakieś zgrabne wytłumaczenie.)
W zimnych wodach Morza Północnego żyje pewien krab zwany Hyas araneus. Wyróżniającą cechą tego gatunku jest  fakt, że w pewnych okresach życia poszczególne osobniki stają się bezbronne wobec innych okazów tego samego gatunku i niektóre z nich są składane w ofierze dla utrzymania populacji na niskim poziomie. Gdy okresowo krab zrzuca z siebie skorupę, jego jedyną ochroną przed krabami będącymi w twardej skorupie jest dzieląca go od nich przestrzeń. Jeśli krab z twardą skorupą zbliży się na tyle, że może wyczuć swego kolegę w miękkiej skorupie - gdy tylko przekroczona zostanie granica zapachu - węch wiedzie drapieżnika w twardej skorupie do kolejnego posiłku.
Fajne, nie? Lewacko-lebaralni naukawcy szału dostają, żeby nas przekonać, że wewnątrzgatunkowa agresja istnieje tylko u ludzi - a i to tylko u paskudnych prawicowców - i żadne źwierzę swego pobratymca nie utrupi, choćby je kąpano w smole i tarzano w pierzu... A tu patrz pan! - nie tylko, o czym my wiedzieliśmy od zawsze, lwy żrą się między sobą i mordują drug druga aż miło, ale nawet i smakowite kraby, które by na oko muszki nie skrzywdziły.

Wszystkie nasze cytaty dotyczyły źwierząt, a nie ludzi, ale dalej, jak pamiętam, w tych książkach, obu, jest całkiem sporo i o ludziach. Choć, po prawdzie, nie wiem, czy to o ludziach jest równie odkrywcze i ardreyiczne. W każdym razie są to naprawdę ciekawe książki, dające sporo do myślenia i niejedno wyjaśniające. I które, w związku z tym, gorąco wszystkim polecam.

triarius

P.S. Własność bez siły to tylko kolejna leberalna ściema.

9 komentarzy:

  1. Mowisz,masz

    http://tiny.pl/hk6wm

    A ksiazki rzeczywiscie dobre i dosc dobrze tlumacza czemu nowoczesne miasto to behawioralne bagno i koniec cywilizacji.

    P.S.Pozdrowienia dla Nicka(pewnie czytasz)-malo ostatnio u Ciebie komentowalem ale wlasciwie malo komentuje juz wszedzie zarowno z powodow osobistych jak i innych.

    Piotr34

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy czym najlepsza wersja jaka udalo mi sie znalezc jest tutaj(ma swoje wady ale pozostale sa jeszcze gorsze).

    http://tiny.pl/hp64v

    piotr34

    OdpowiedzUsuń
  3. Co powinni zrobić mieszkańcy Opola w ramach "tygrysizmu dla białych pasów"? Najpierw uciekać, a potem wzywać policję? Czy odwrotnie? Sprawa wyglądała następująco:
    "- Przyszli na pasterkę w garniturach i z piwem w rękach. Butelki poustawiali tam, gdzie ludzie kładą książeczki, zapalili papierosy albo skręty i bawili się w najlepsze - relacjonuje mieszkaniec dzielnicy. Mężczyźni spodziewali się chyba, że wywołają wśród wiernych większe poruszenie. Kiedy tak się nie stało, postanowili jeszcze bardziej rozkręcić “zabawę”. - Zaczęli głośno dyskutować jaka piękna tu jest impreza, a później jak stado jeleni skakali po ławkach. Ludzie są zastraszeni, więc każdy bał się zareagować. W końcu ksiądz zadzwonił po policję, ale oni tej dzielnicy unikają jak ognia. Dopiero kiedy proboszcz ich przycisnął, to wysłali jakichś młodych policjantów - wspomina. Dopóki patrol nie pojawił się na miejscu, mężczyźni wcale nie zamierzali kończyć imprezy. Jeden z chuliganów oblał piwem mężczyznę siedzącego w kościele.
    - Ten się zdenerwował, złapał go frak i zaczął wyciągać z kościoła, ale kompani ruszyli chuliganowi na pomoc no i zaczęła się szarpanina. W końcu ten oblany mężczyzna dostał butelką w głowę, tak, że mu w szpitalu 6 szwów założyli. Przy okazji zdemolowali płot plebanii, zniszczyli postawione przed kościołem rowery - wylicza. - Policjanci, gdy w końcu przyjechali, złapali tych kilku, którzy nie zdążyli uciec, zawieźli do izby wytrzeźwień, a oni następnego dnia już chodzi po dzielnicy i śmiali nam się w twarz - opowiada rozżalony."

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo Jorge na forum IV RP doradza użycie środków bogatych i ze swej natury gwałtownych: "Natomiast bardziej smutne są reakcje ludzi w kościele. Taka akcja powinna trwać minutę. Chłopa było przecież na nabożeństwie sporo, powinni ich na flekach wynieść, skatować. I nie ważne jak, nie ważne czym. Rzucić ławką, skopać, spacyfikować. Żeby nigdy, przenigdy więcej, nawet nie pomyśleli. Z przemocą jest o tyle zabawnie, że staje się ona coraz bardziej skuteczna, bo cywilizacja białego człowieka postanowiła ją wyeliminować. Kiedyś ludzie leli się po ryjach regularnie, dziś nawet w środowiskach patologicznych jest to coraz większą rzadkością. Jest coraz mniej ludzi, którzy potrafią się bić i mają w tym doświadczenie, dlatego nie ma co się bać, wszyscy improwizują. Jeżeli do czegokolwiek dochodzi, bo z reguły to tylko straszenie i huczenie. Dlatego kiedykolwiek i gdziekolwiek, jeżeli się zdarzą sytuacje jak z artykuły, momentalnie zareagować. Jak najbrutalniej i jak najbardziej bezwzględnie. Ludzie pomogą, po prostu ktoś musi zacząć ..." Powołuje się przy tym na przykład Austrii, gdzie "podczas konfrontacji Legii Warszawa z Austrią Wiedeń, kibole Legii zabierali policji austriackiej ostrą broń i wrzucali do kosza na śmieci. Ja parę miesięcy później byłem na meczu eliminacyjnym naszej reprezentacji w Wiedniu i potwierdzam, nas się bali jak ognia, wszyscy. Przed meczem chodziliśmy po Praterze i i jakiś chłop do nas podbiegł i i powiedział, dawajcie do namiotu tam nasi wkurwiają tubylców. Polegało to na tym, że 4 nawalonych kiboli z polski biegało po stołach i zrzucało kufle piwem i darło się na kilkuset Austriaków. Nikt nie wstał, nikt nic nie zrobił. Myśmy popukali się w głowę i wyszli, a nie ukrywam, że mnie to rozbawiło, i zażenowało z drugiej strony. Ale tak to jest, jeżeli w ludziach nikną naturalne instynkty. I ja wszystko rozumiem, cywilizacja, prymitywizm przemocy i tam takie, ale do cholery pewnych spraw się nie przeskoczy. Czasami jedynym wyjściem jest palnąć w ryj i tyle."

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do l-l naukowców to ostatnio w Polityce był wywiad z francuskim paleontologiem o konfrontacji między naszymi przodkami Homo sapiens a neandertalczykami, i tam pan profesor gadał jeszcze ostrzej niż Ardrey i Pan Tygrys o skłonnościach człowiekowatych do rezania wszystkiego co się rusza, zwłaszcza przedstawicieli własnego rodzaju, z naciskiem na przedstawicieli własnego gatunku, tyle, że z innnych plemion, albo szzególnie upierdliwych konkurentów z tego samego stada. O czym to świadczy? Są jeszcze uczciwi uczeni w kościach? Czy też l-l są tak pewni swojej hegemonii, że mogą otwartym tekstem przyznać rację dawnym przeciwnikom - co najwyżej przedstawić ją jako odwieczny wynik refleksji młodego Marksa i Freuda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ Anonimowy

      Co do profesora, to, skoro do tego w "Polityce", to stawiam jednak, niestety, na mądrość etapu.

      Ardrey w niewłaściwych rękach - a co może być mniej właściwego niż ich zawszone łapy? - to by była potworna maczuga na resztki wolności i szlachetności, jakie się jeszcze tu i ówdzie może uchowały. "Si duo dicunt idem, non est idem", jakoś tak to szło.

      Profesor może był OK i chciał dobrze. I byłoby dobrze, gdyby nie miażdżąca przewaga ich aparatu przemocy i propagandy, nad wszystkim, co żyje. Tu mały akcencik, tu jeszcze mniejsze kłamstewko, sporo więcej, oczywiście, starannie dobranych przemilczeń... I załatwią nas na amen nawet Ardreyem.

      Nasz Ardrey to nie jest to samo co ich Ardrey. Zapewne, w bierzącej chwili i na krótką metę, chodzi o rozbrojenie. Potem może o kastrowanie, czy od razu jakieś eliminowanie, wszystkich w miarę jurnych osobników, których waadza nie potrzebuje akurat w roli zbirów.

      Przerażająca informacja, że już takie coś jak "Polityka" zaczyna lansować socjalbiologię! A my do tego kompletnie nieprzygotowani. Gdyby się go wydało pięć lat temu, w całości, to, jak mówiłem, bylibyśmy nieco mniej... Tacy, jak niestety jesteśmy.

      Módlmy się (o ile ktoś uważa, że to ma jakikolwiek sens, jeszcze), żeby to był jakoś jednorazowy wybryk, a nie globalna, czy choćby europejska, kampania zawłaszczania i przede wszystkim PROPAGANDOWEGO WYKORZYSTYWANIA Ardreyizmu.

      To wykorzystania całego Tygrysizmu oni się z pewnością nigdy nie posuną - co może dla tego i owego stanowić drobną pociechę - ale też, jeśli wezmą się za "wykorzystywanie Ardreya" (do zwalczania "starego" i budowy "nowego", ach!), to niewiele im potem zostanie do zrobienia. I z nas zresztą też.

      Pzdrwm

      Usuń
  6. @ Anonimowy

    No widzisz, nie śledzę i nie miałem pojęcia, że takie coś się JUŻ tutaj dzieje.

    Co powinno być w takich razach robione, to chyba jest absolutnie oczywiste i nawet nie bardzo, z różnych zresztą względów, jest sens, żebym ja to tutaj otwartym tekstem deklarował. Skoro nikt na to sam nie wpadnie, to po prostu nie ma sensu. (Pomijając już inne istotne aspekty.)

    Tylko, że np. trzeba mieć jakiś tam "pas". Nie mówię dosłownie, bo w submission grapplingu pasów akurat nie ma, a pod względem innych pasów akurat nie mógłbym nikomu zaimponować. Kolorki, do czerni w każdym przypadku daleko. Z różnych zresztą przyczyn, nie wszystkie jakoś mnie umniejszają, ale takie są fakty. Jednak na pewne sytuacje trzeba się przygotowywać, i to w różnych, że tak to określę, "płaszczyznach". Mentalnej, praktycznej, organizacyjnej... Że o religijnej już nie wspomnę, bo to nie moja dziedzina i nie bardzo wiem, co by tam miało być białym, czy czarnym zresztą, pasem.

    A jak jest? Czytam, że co trzy minuty jest na świecie mordowany chrześcijanin. I to bractwo wmawia sobie - załganie dla mnie o wiele pokraczniejsze od załgania np. leberałów! - że to dobrze, że to męczeństwo w stylu pierwsi chrześcijanie, Neron i lwy. Paranoja, ale to też zbyt słabe określenie!

    Nie było krzyżowców, konkwistadorów, nie było obrony Malty, nie było Lepanto, Poitiers (mówię o tej wcześniejszej), zakonów rycerskich (fakt, że jeden nam paskudnie podpadł, ale był szkopski, więc co się dziwić). Wszystko inne, niż żałosne masochistyczne popiskiwanie i gratulowanie sobie, że jak kogoś tam mordują, to MY jesteśmy pierwsi chrześcijanie i zwyciężymy... To oczywiście taliban, jeśli nie coś o wiele gorszego. (Bo ich się boją, a chrześcijan za ch...a! Na nieco dłuższą metę to ZAWSZE tak działa.)

    Co należało zrobić to wiadomo, choć oczywiście jest problem stosunku sił w skali krajowej i globalnej... Więc to by była, całkiem na serio, udana prowokacja z ich strony. Retorsje muszą zawsze mieć odpowiednią skalę, stanowić zagrożenie, a bez ofiar, z własnej strony, o tym mówię, takich czy innych, niekoniecznie śmiertelnych, choć przecież i te wkrótce będą i to wiele, się nie obejdzie. Bo nigdy się nie obchodzi.

    Zresztą wyobrażam sobie reakcję choćby Benedykta, gdyby katolicy zaczęli stosować retorsje. Z czego wynika, dla mnie, że chrześcijaństwo jest po prostu skończone. Nie mówię w niebie, bo się nie znam i mało mnie to, ale na ziemi i historycznie. I to nie jest wcale ładny zgon - nie oszukujcie się ludzie!

    Naprawdę mi przykro, ale tak to widzę. Nietsche miał zupełną rację, a to, że potworność tego, co się miało wydarzyć, przyprawiło go o schizofrenię, tylko dobrze o nim świadczy. Co najmniej o jego geniuszu i etycznej wrażliwości.

    Na zakończenie jedna z moich ulubionych etycznych, i tygrysicznych oczywiście, zagwozdek: Jeśli ktoś ci zamorduje matkę, to ile matek musisz jemu zamordować, żeby to się etycznie domknęło?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  7. ERRATA

    "Bieżącej" chyba tak jak tutaj, a nie ja tam.

    Bo mi zaraz zaczną wytykać, jakby to miało znaczenie u dyslektyka. ;-)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeżeli Nietzsche & Ardrey to cytatem:
    "... rozpoczęła się największa i najstraszniejsza choroba, z której ludzkość po dziś dzień nie ozdrowiała, człowiek rozchorował się na człowieka, na siebie samego: wskutek gwałtownego odcięcia się od przeszłości zwierzęcej, niejako skoku i runięcia w nowe położenie i warunki bytu, wskutek wypowiedzenia wojny starym instynktom, na których polegała dotąd jego siła, uciecha i straszliwość"

    OdpowiedzUsuń