poniedziałek, stycznia 07, 2013

Druga religijność ante portas... (i inne takie)

Mógłbym przecież... Cóż, mógłbym się nazywać na przykład... Teodor Artur Romuald Gerwazy Olgierd Wacław Ignacy Cyborg-Anapast... (Byłbym pewnie jakimś arystokratą i miałbym tyle imion, co hiszpański grand, plus dwa nazwiska połączone myślnikiem.)

Mógłbym, prawda? Długie to i ludzie by zastępowali skrótem. Skrót, cóż, niezbyt sympatyczny, fakt. Jednak okazuje się, że może być znacznie gorzej. Moje osobiste inicjały to, turpe dictu, PO.

Wyobrażacie sobie, jak się czuję za każdym razem, kiedy to widzę? Teraz już się nieco przyzwyczaiłem, ale jak wy byście się czuli, gdyby wasze osobiste inicjały oznaczały jedną z najobrzydliwszych rzeczy, jakie kiedykolwiek pełzały po ziemi, i gdybyście to raz po raz musieli oglądać?

* * *

Nie chcę was ludzie martwić, ale wkrótce czeka nas armageddon - albo coś jeszcze o wiele gorszego.

* * *

Jeśli się bardzo nie mylę, a nie sądzę, to wkrótce będziemy mieli świat PO CHRZEŚIJAŃSTWIE. I niezależnie od tego, czy to będzie armageddon, czy ta druga, dużo gorsza opcja, będzie to coś niewyobrażalnie upiornego.

Będzie to czas, gdy zwykłe, pozbawione bezinteresownego sadyzmu, walnięcie bliźniego ciężkim przedmiotem w czaszkę, ze skutkiem śmiertelnym, żeby mu np. zabrać coś, co on ma, a my chcemy, będzie można (z punktu widzenia filozofii etycznej, którą nikt się wtedy oczywiście nie będzie zajmował, może z wyjątkiem funkcjonariuszy o nazwiskach oznaczających dnie tygodnia) słusznie uznać za zachowanie w sumie przyzwoite.

Zaś przyozdobienie jakimś niskiej rangi aparatczykiem, czy szpiclem, drzewostanu czy jakiejś (zrujnowanej już zapewne) konstrukcji, będzie jedynym aktem autentycznie wzniosłym dostępnym komukolwiek. Dostępnym jednak oczywiście jedynie bardzo nielicznym. Bo to nie będą czasy wzniosłości, raczej przeciwnie.

Dzisiejsze, posoborowe chrześcijaństwo to, w moich oczach, dno, jednak to, co przyjdzie potem, będzie jeszcze o lata świetlne gorsze. W dodatku nie będzie to czyściec, który się kiedyś kończy i człowiek idzie do nieba, tylko piekło, bo z tego już ludzkość nigdy z pewnością nie wyjdzie.

I może nowe zlodowacenie, które w końcu musi przyjść, i wcale niekoniecznie jest aż tak odległe, okaże się w końcu wybawieniem dla niemal wszystkich, którzy tych upiornych czasów dożyją. Może poza najwęższą "elitą", która będzie się wtedy czuła szczęśliwa - tak, jak tego typu (z przeproszeniem bydląt) bydło szczęśliwe być potrafi. Albo też ludzkość wygubi się w jakiś inny sposób. Zapewne o wiele mniej przyjemny, ale i tak nie będzie to gorsze od tego życia, które czeka ówczesnych proli. (O ile nie po prostu wszystkich, łącznie z "elitą".)

* * *

Wyobrażacie sobie, jaki los gotują nam ci wszyscy, których nie ma nawet jak nazwać, bo nazwanie ich "psychopatami" obraża psychopatów, "zerami" obraża tę przyzwoitą w końcu liczbę... Bez żadnej złej woli - po prostu dlatego, żeby nas ściągnąć do własnego poziomu... Czy, raczej, w ich mniemaniu, jak należy przypuścić, "podciągnąć"...

Żeby zapewnić nam, a sobie przede wszystkim, bezpieczeństwo po wieczne czasy... Nieśmiertelność od skrobanki po eutanazję... Polityczną poprawność taką, byśmy sami na siebie składali donosy, kiedy nam się coś niepolitycznego przyśni, albo przyjdzie nam do głowy nietolerancyjna myśl... Żebyśmy się różnili baba od chłopa "tylko jedną malutką rzeczą" ("na którą przecież bóg", z małej litery, zdaniem różnych współczesnych chrześcijańskich duchownych, "uwagi nie zwraca"), a i to do czasu...

Ci ludzie - o twarzach złodziei kur, o twarzach jakby wprost ze słoja z formaliną w jakiejś upiornej klinice psychiatrycznej pod wezwaniem Pabla Picasso i dr. Mengele - kładą nas, już dzisiaj, na prokrustowe łoże, żeby nas tu naciągnąć, tu przykroić, i żebyśmy się do nich upodobnili. Z jedną różnicą - oni mają być panami, my niewolnikami.

* * *

Mówi się, że bogaci zachodni, a szczególnie amerykańscy, Żydzi bez wielkiego smutku oglądali zagładę swoich wchodnioeuropejskich pobratymców, widząc w tej zagładzie wiele korzyści, które potem faktycznie się zrealizowały. Albo przynajmniej, że nie przeszkadzały im wstępne do tego czynności, ponieważ widzieli w tym np. szansę na znaczne zwiększenie emigracji do Palestyny. (Kosztem, oczywiście, asymilacji i ewentualnego utraty żydowskiej tożsamości.)

Nie mogę powiedzieć, choć się tymi sprawami raczej nie zajmuję, by argumenty za tą tezą były całkiem nieprzekonywujące. A przecież są i jeszcze dalej idące hipotezy, wedle których ci zachodni, bogaci Żydzi, w mniejszym lub większym stopniu sami, świadomie przyczynili się do tej zagłady swoich pobratymców. Nie mnie to, powtarzam, osądzać, ale nie da się ukryć, że niektóre argumenty w tej kwestii dają do myślenia.

Niestety, zaczynam się obawiać, że trochę podobnie jest dzisiaj z chrześcijaństwem. W tym sensie, że hierarchia bardzo mało się tym martwi, iż chrześcijanie na całym niemal świecie są dziś prześladowani. I po prostu giną. Jak ostatnio gdzieś przeczytałem, nie wiem czy to dokładnie prawda, co trzy minuty jest mordowany jeden chrześcijan.

Ludzie sobie wmawiają, że to "męczeństwo" i że Kościół z tego wyjdzie zwycięski. Jakim durniem i jaką kurewską szują trzeba być, żeby takie pierdoły opowiadać? Nie chcę się tu wdawać w dyskutowanie starożytnej historii, o której akurat to i owo wiem, ale te sytuacje - czyli pierwsi chrześcijanie i lwy w cyrku Nerona z jednej, i to co się dzieje obecnie, od morderstw po "drobniejsze" prześladowania, których nie da się już po prostu zliczyć, w III RP, w "Europie", w "mniej cywilizowanych" krajach - są kompletnie różne i nieporównywalne!

Spengler przepowiedział - nam, czyli Zachodowi - nadejście "drugiej religijności", które miało jednak nie przypominać katolicyzmu, a raczej coś w rodzaju Zielonoświątkowców. W sensie, że miało być pokorne, ciche, masochistyczne, i pomagać ludziom, swoim wyznawcom, godzić się i jakoś żyć w koszmarnej rzeczywistości późnej Cywilizacji. Katolicyzm mu do tego nijak nie pasował, i wcale się nie dziwię. Jednak po latach katolicyzm przepoczwarzył się w coś, o czym kościół Zielonoświątkowców z czasów Spenglera zapewne nie mógłby nawet marzyć.

Czy Kościół i katolicyzm (inne wyznania i tak nie będą miały znaczenia) ma w ogóle szansę przeżyć? Mówię - na ziemi - bo o sprawach czysto religijnych nie chcę się wypowiadać. Pewnie i ma, ponieważ obecna "elita", waadza, establiszmęt... Ten światowy, ta światowa, to globalne od Nowego Porządku, Nowego Człowieka itd. - w sumie potrzebują jakiegoś źródła moralności (czyli "resztek po dawnym religijnym tabu", jak to genialnie określił Spengler, choć możliwe, że to wziął od Nietschego), a do tego lepiej się nadaje WYKASTROWANY I "ZNAJĄCY SWOJE MIEJSCE" KK.

Lepiej od jakiejś, wymyślonej przez któryś z dni tygodnia, świeckiej obrzędowości, czy kultu Istoty Najwyższej. Która w końcu nie pomogła nawet samemu Robespierre'owi. Prole mają mało kraść, a jeśli, to od siebie nawzajem, a nie od waadzy... Prole mają o waadzy co najwyżej opowiadać mało śmieszne dowcipy, jeśli już muszą, ale na pewno nie mordować nasłanych przez waadzę szpicli i czynowników po ciemnych kątach... Prole mają też nie popełniać nie w porę samobójstw, bo to by była samowolna fopa - waadza sama zadba o to, żeby żaden prol zbyt długo nie pożył.

A już całkiem nie ma prawa być samobójstw spektakularnych, które by odciągały uwagę innych proli od organizowanych dla proli przez waadzę budujących imprez... Nie mówiąc już o tym, żeby jakiś prol chciał ze sobą na drugi świat kogoś, albo i sporo innych, zabrać.

No i do tego przyda się waadzy Kościół, tylko musi znać, jak się rzekło, swoje miejsce. I hierarchowie to rozumieją, a także, mniej czy bardziej chętnie, z mniej czy bardziej autentycznie religijnych powodów, akceptują. Mi się to bardzo mało, przyznam, podoba, ale ja akurat stoję obok i tak mi się wydaje, że gdybym obok nie stał, to podobało by mi się jeszcze bez porównania mniej. (Choć co ja tam wiem.)

I to wszystko może się im udać - tym i tym - co by stanowiło istotną część tego, o czym pisałem na początku. Tej alternatywy gorszej. A w każdym razie o wiele radykalniejszej. Od armageddonu. (Który oczywiście sam w sobie też nie byłby żadną absolutnie rozkoszą.) Jednak może się to też nie udać, a to na przykład z tego powodu, że waadza w coraz większym stopniu pozwala hulać swoim hunwejbinom, czy może się nimi wprost posługuje. Ci hunwejbini to oczywiście lewactwo w typie, turpe dictu, P*kota. (Czy innego K*wina, choć ten na religię katolicką zamierza się w sposób o wiele bardziej wyrafinowany.)

Na razie działania tych hunwejbinów są waadzy na rękę, ponieważ kastrują Kościół i pokazują katolikom, do jakiego stopnia są niczym. Jeśli skończy się to na kastracji, totalnej podległości, odgórnie sterowanej drugiej religijności, masach pocieszających się cichutko nadzieją na wieczną szczęśliwość, podczas tyrania od urodzenia po grób na swoich panów... Wtedy wszystko będzie cacy - Kościół PRZEŻYJE, ALLELUJA!

Jednak jeśli hunwejbiny trochę przesadzą, albo wprost dojdą do władzy... Nie wiem zresztą, która perspektywa dla mnie gorsza. Świat całkiem po chrześcijaństwie z pewnością będzie koszmarem większym od wszystkiego, co potrafimy sobie wyobrazić - świat z wykastrowanym Kościołem i katolicyzmem w stylu globalnego kościoła "księży patriotów" podoba mi się jeszcze jakby mniej. (Aż trochę trudno uwierzyć, że to możliwe, a jednak!)

Choć na pewno z taką reglamentowaną drugą religijnością, którą oczywiście zachłysną się wszelkie sieroty i kulawe kaczki... I tylko one. Jednak łatwiej będzie wtedy poniekąd ludziom silnym i zdeterminowanym, bo i mniej będzie konkurencji, więc przeżyć powinno im być łatwiej. Tyle, że ta przyszła, obrzydliwa - sądząc po tym, co już mamy - waadza, okaże się jeszcze bardziej totalna i wszechmocna. Więc w sumie też nie bardzo jest się czym pocieszać.

Tak czy tak, wasza ew. wiara w ponowne "zwycięstwo Kościoła" wydaje mi się smętną brednią i już dziś formą drugiej religijności. W dodatku wyjątkowo mało religijną i przeraźliwie naiwną, żeby nie wyrazić tego brutalniej.

Zwycięstwo Kościoła, my foot! Faktycznie, nadejdzie - dzięki męczeństwu (nawet i bez cudzysłowu) ludzi żyjących (do czasu) daleko stąd, plus waszemu własnemu "męczeństwu" polegającemu na tym, że nie odważacie się już nawet wyrazić swojej wiary (tu chyba powinien być cudzysłów); stanąć w obronie świętości, które ponoć wyznajecie; walczyć o to zwycięstwo, w które rzekomo tak wierzycie, inaczej, niż...

Ew. tyrając na posadce i grzecznie płacąc podatki, bo taka jest, jak was nauczono, podstawa chrześcijańskiej moralności, a moralność to praktycznie wszystko, co się w chrześcijaństwie liczy. Jeszcze niedawno żaden niemal katolik na to by nie wpadł, ale oni wszyscy byli głupi, a do tego wredni, za to my dzisiaj już to wiemy. A jakby ktoś zapomniał, to go któryś z dni tygodnia oświeci, a P*kot ze swoją menażerią przypomni, skąd katolom nogi wyrastają i że mogą w ogóle przestać wyrastać.

Tak więc Alleluja - cieszmy się tą drugą religijnością, bo pierwsza, jak się okazało (co za szczęście żeśmy to na czas zauważyli!) była do dupy!

triarius

P.S. Kak swabodno dyszajet cziełowiek w tej III RP, prawda?

23 komentarze:

  1. Czekam teraz, aż wreszcie i ciebie, jakiś zbłąkany z łojnetu skatonauta, zakapuje ochoczo do rozgrzanej Temidy i będziesz się razem w duecie z Matką Kurką próbował wykręcać od wariatkowa!

    I pomyśleć, że w niedalekiej przyszłości nasze obecne skurwiałe czasy będą wspominane w pieśniach i powieściach, ze łzami w oczach, jako epoka arkadyjskiej wręcz szczęśliwości! Więc proponuję się jeszcze nią (tzn. oczywiście tą zajebiaszczą szczęśliwością) jednak przezornie nasycić na zapas.

    Zasadniczo jedyne co mnie interesuje – to kiedy? Kiedy to już ostatecznie pierdolnie, tak, że już żadna finansowa łatanina i medialne zamulanie móżdżków proli nic nie poradzą. No i czy w tych heroicznych czasach będę w stanie (o ile w ogóle będę) utrzymać pistolet w swej trzęsącej się łapce…

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co jest, do kurwy nędzy? Wpisuję odpowiedzi i nic nie widać...

    (Mąkę ponoć wywalili, tak? Zemke wrócił?)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mąkę? Już dawno, chyba zaraz po tym jak dostał wpierdol od podwładnego-rogacza, któremu rypał babę. Ale i Skorżę i Białka i tego Bonda co ryczy... W ogóle kabaret jak chuj Panie w tem cipistanie!

      Usuń
    2. Ich wszystkich rypał?!? Dobry jest!

      Pzdrwm

      Usuń
  4. No wszystko pięknie Tygrys! Ale czy nie zauważyłeś , że się w tym ęternacie strasznie nam wokoło pusto zrobiło? Taż kurwa, nie dość że czytać nie ma kogo, to jeszcze dyskutanci nam gdzieś odparowali!
    Ja tam , jako praktykujący szpenglerysta, spodziewałem się zawsze co prawda, jakiejś widowiskowej megakatastrofy globalnej, ale może to wszystko jednak ma tak właśnie zdychać - na uwiąd!

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Amalryk

    Praktykujący szpenglerysta - miód w serce!

    (Swoją drogą, i nie wiem dlaczego mi się to skojarzyło, pewnie po prostu chciałem to komuś powiedzieć, ale dziś na ojro-postępowym programie francuskiej TV było o karierze Hitlera. Całkiem fajany reportaż, sporo się drobnych, choć istotnych fakcików, które powiniem był znać od zawsze, dowiedziałem. Z odpowiednim oczywiście rozłożeniem akcentów - ruch komunistyczny to głównie były czapki i bluzy, takie tam. Co z tego może wynikać? Wiele różnych rzeczy i sam z pewnością parę hipotez jesteś w stanie z głowy rzucić.)

    Teraz że pusto... Wiesz, Koryła (to Twoje? powinienem Ci płacić tantiemy za parę genialnych słowotworów, od bantustanu, przez Koryłę... Było tego jeszcze sporo... Acha: Szabesgoj Cajtung) parę dni temu w dyskusji na szalomie (nieźle tam się jednak ętelektualnie kotłuje, muszę przyznać, u Koryły na szalomie znaczy) stwierdził otwartym tekstem, że blogasy się u nas skończyły, nikt tam już nic istotnego nie mówi (bo mnie brzydal nie czyta?) i nie ma żadnych sensownych dyskusji, więc... Itd.

    No a Pan Tygrys to był chyba, któren w ogóle twierdzi, że leberalizm dąży do uśmiercenia ludzkości nudą i deprechą, na wzór swego rodzaju śmierci termicznej wszechświata. Koryła, choć to trudny geniusz i genialnie trudny gość, wyczuwa trendy jak mało kto, Pan T., sam wiesz, teraz Ty... Coś w tym musi być. A więc nie armageddon, tylko...

    Ciekawe tylko, czy nadal oni będą sobie tam na wierzchu i w sumie kontrolować (choć nie bardzo wiadomo, konkretnie i osobiście, kto, który co), czy wszyscy razem - Cała Ludzkość - razem zdechnie z nudów?

    Tego to nawet Ardrey wprost nie przewidział, choć się do tego nieźle zbliżył, jak go inteligentnie odczytać, o Malthusie nawet nie wspominając... Ale my stoimy przecież, karły, na barkach Olbrzymów i jesteśmy o te ileś tam lat mądrzejsi (hłe hłe), oraz, niestety, smutniejsi.

    Co do czytania, to ja od paru dni nic w sieci nie czytałem, ino trochę szwedzkiej biografii królowej Krystyny Gutenbergiem... Może to też jest przejaw tego trendu? Chu nołz?

    Za to staram się praktykować bijatyki - ja biję, mnie biją, ja kopię, mnie kopią, gryzienie (np. w tętnicę szyjną, ale sza!) też w sobotę było. A dzisiaj sobie m.in. powojowałem z takim 120-kilogramowym bykiem, na szczęście dość surowym, choć omal mi nogi nie załatwił skrętówką wykonaną w nieprzyzwoicie szybkim tempie. Zabawa w każdym razie fajna, pewnie się do niczego - wobec tych nowych trendów - w praktyce nie przyda, ale polecam serdecznie!

    Zapogadalibyśmy sobie potem o wytrzymałości kości, ścięgien, czołach inkrustowanych połamanymi zębami (to akurat nie submission grappling, tylko druga część RAT w sobotę). I inne takie.

    I BLOGASEK BY ZNOWU OŻYŁ!

    Jeszcze coś w nawiązaniu do tego Twojego poprzedniego komęta, co mi wcięło nań długą i elokwentną odpowiedź... Tak się staram gadać Ezopem, a Ty mi mówisz, że mógłbym zostać drugim Kurakiem? Trochę mi żal się pocieszać takim czymś, ale jednak Kuraka ktoś czyta, a mnie na palcach zliczyć. Więc może jednak, nawet jeśli Ezop, o dziwo, miałby nie wystarczyć.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ojroprogresywnym o Genosse Wolf inaczej niż w duchu radzieckiej propagandy? Chmm...

      Blogi w przytłaczającej masie chujowe no bo chuje tam skrobią, więc jakie mogą być? Do Koryłły (to raczej nie moje) zaglądam, owszem ale sam on to się za bardzo lubić nie da.

      Zasrany leberalizm pewnie zabiłby, gdyby tylko, mógł cały Świat nudą i syfem, ale to raczej niedoczekanie - głód i nędza nieleberalnych mieszkańców najlepszego ze światów ochronią nas zapewne przed nudą (bo że przed nimi z kolei obronią nas drony i inne takie tam - to androny!) Więc ćwicz intensywnie bo kto wie czy to ci się nie przyda szybciej niż ci się wydaje.

      Kurak pisze jak pisze, na zdrowie! Nie porównywałem cię z jego produkcją tylko próbowałem ci zasugerować że jeżeli takiego w sumie niewinnego Kuraka jakaś ormówa zakapowała i się w efekcie przed cipistanowska Temidą musi robić uniki przed psychuszką, to sobie pomyśl co by mogło grozić tobie!

      Trochę brakuje tego naszego Piotrusia Pana Optymisty, ormowcy nam go zgasili jednym pierdnięciem, ale w sumie lubiłem chłopa.

      Usuń
  6. @ Amalryk

    Nie, poważnie? Mąka dostał wpierdol? W sensie... Wpierdol?

    Fajnie się dzieje w tym naszym bantustanie, nie ma co!

    Swoją drogą, jakiś tam standard chłopaki jeszcze utrzymują - dostaje wpierdol, to się na rodzimego Bonda (z ruskiego nadania) nie nadaje. Tym bardziej, jeśli zacznie ryczeć. (Ryczał?) Co to za Bond, w końcu, jak ryczy? Temu by trzeba nadać jakąś specjalną, adekwatną nazwę!

    Z drugiej strony sprawdził się jednak jako samiec, więc coś z Bonda, przynajmniej takiego dla ubogich z bantustanu, chopak w sobie ma. Trzeba by ich skrzyżować, albo jakoś drug z drugiem zespawać - tego co pieprzył cudzą babę i tego co mu dał wycisk...

    I MIELIBYŚMY WRESZCIE NASTOJASZCZIEGO RODZIMEGO BONDA! W każdym razie na nasze możliwości, a czego chcieć więcej?

    Niesamowite jednak to z tym pieprzeniem i dawaniem wpierdol - przyznam, że nie miałem pojęcia i brakowało mi wybraźni, żeby coś takiego w ogóle przypuścić. Nawet tutaj.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  7. WSIe w Mieście (i inne tam ABW)

    Tego 120-kilogramowego jednak ja też dwa razy odklepałem. Nie miał kondychy, o technice nawet nie wspominając. (Tylko skąd mu się, @#$%, wzięła ta @#$%^ skrętówka?!)

    Kickbokser zresztą.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czołem " Tygrysie Syny" (z całą sympatią). Nie łamać się , blogaska czytuję z regularnością zegara atomowego. Matkę Kurkę cenię, lecz Triariusa ponad wszystko. Już się martwiłem, że po blogu, na podobieństwo Nicka (nieodrzałowanego), ale jest nowy tekst, co to znowu do myślenia stymuluje, panowie jestem z wami "Ardreyowymi jaskiniowcami". I poproszę o częstsze analizy tuskolandii. Pzdrwm. Piotr Zgierzanin.

      Usuń
    2. @ Tygrys

      A co to niby jest ta magiczna skrętówka? Kilogramy kilogramami ale ile miał wzrostu, no i tłuścioch miewa lepszą kondychę, bo tłuszcz w przeciwieństwie do mięśni nie potrzebuje tlenu.
      Kickbokser w parterze to kicha.(Ba, po zakończeniu przygody z lekkoatletyką przez parę lat w tej branży praktykowałem, bo mój dobry koleś prowadził sekcję.Ćwierć wieku temu, czy nawet więcej, otrzymałem od samego Endriu Palacza brązowy pasek, wówczas też poznałem Marka Piotrowskiego - Boże jakie to stare dzieje! A tu człowiek ciągle młody!)

      @Piotr

      Bracie! A któż tu mówi o łamaniu! (Chyba że opłatkiem.)Tygrys pisze i pisał będzie, bo musi leczyć dysleksję. Nicek dostał, pewnie pierwszego w życiu kopa w jaja - ale jak to mawiali w HJ, "Co nie zabije, to wzmocni!" A w tym tutaj pokracznym pierdolniku, który rasowi propagandziści stręczą ciemnemu ludowi za Polskę, nie ma co analizować - czy Tusek czy Bucek, eins ciul! Chuj strzelił to państwo w '39-tym, i się do dziś pozbierać nie możemy,a to tutaj... Wstrzymałem się od epitetów, bo jestem dobrze wychowany.

      Usuń
    3. @ Anonimowy

      (Co tu się dzieje, do @#$% nędzy, z tym @#$%^ drzewkiem? I nie mówię Firefox, bo działam z Opery.)

      W powietrzu wisi jakaś taka ponurość i oczekiwanie... Może nie od razu katastrofy, ale w każdym razie paskudnie ciężkich i nieprzyjemnych czasów... Że niespecjalnie się chce pisać na blogaskach. W każdym razie mnie na moim. Choć to i owo by się pewnie napisać dało.

      Z drugiej strony (choć naprawdę nie chcę być, jak to mawiał Urban... wiadomo), prawie wszystko co potrzebne zostało już napisane - w sumie przez Ardreya (podlać to z letka Spenglerem i czegóż więcej chcieć?), jeśli ktoś nie jest w stanie, to, skromnie powiem, także (choć z paru powodów nie do końca) na tym blogasku.

      Jednak mało komu na tym Ardreyu w ogóle zależy, niewielu czyta nawet to, co jest dostępne (po naszemu), a jak słyszę od znajomych interpretacje... Kompletny brak zrozumienia tego, co z tej całej naszej źwierzęcości wynika...

      I tak dalej... To człek widzi, że zanim naród na tego Ardreya zapracuje, zanim go przeczyta, ZANIM GO PRZETRAWI I WYCIĄGNIE WNIOSKI... Bo tu przecież WCALE NIE CHODZI o zęby i pazury, krwawe znaczy! To, że ja się trochę zabawiam grapplingami i combativami nie ma wiele z tym wspólnego. To znaczy niby ma, ale nie aż tak wele...

      I jakoś nikt nie rozumie, a ruchy, co one nie mają własnej spójnej i chwytliwej FILOZOFII, historycznie nie mają cienia szansy. Co już jakiś czas temu stwierdził Pan Tygrys. A alternatywy dla tej akruat tygrysicznej filozofii (SAT) jakoś nie dostrzegam i Dekalog nie wydaje mi się żadnym poważnym kandydatem, sorry!

      Ogólnie, to albo (jak zdaje się przypuszczać Kurak) mamy ciszę przed burzą, i nasi Ukochani dadzą nam wnetki takiego łupnia, że zajęczymy; albo też to jest już ta śmierć cieplna, którą wykrakałem. W każdym razie po co pisać, skoro czas pisania, i innych tego typu jałowych zabaw, ewidentnie minął?

      No a wmawianie sobie, że blogaski mają jakikekolwiek przełożenie na rzeczywistość (poza ew. szykanami na ich autorów) to skrajna naiwność.

      Pzdrwm

      Usuń
  8. Nie wiem co jest grane, ale w firefoxie pisanie komentów mam zablokowane, a w IE po pięciu słowach nie widać dalej co się wypisuje, pole tekstowe ma awarię, ten i wcześniejszy koment piszę z telefonu, tu mo działa. Mam chyba to samo czego Triarius doświadczył 9 stycznia roku Pańskiego 2013.
    Czy jest ma to jakaś rada ?
    Pzdrwm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ Anonimowy

      Rada? Opera, Comodo Dragon, Safari, Chrome... Te na razie pozwalają wpisywać komęta? (Nie wiadomo tylko jak długo.)

      Ja mam całą baterię zainstalowanych przeglądarek i jakoś sobie dotąd radzę.

      Pzdrwm

      Usuń
  9. @ Amalryk

    No widzisz, ja tam nigdy do żadnego brązowego pasa nie doszedłem, choć różnych kolorowych pasów i niepasów mam sporo. I na pewno umiem nieproporcjonalnie dużo, jak na takiego marnego pstrokatego pasownika. (Kopnięte słowotwórstwo też miałoby być symptomem KOŃCA ŚWIATA?!)

    Skrętówka, trzeba Ci wiedzieć, to jest taki specjalny chwyt, polegający na skręceniu do wewnątrz stopy prostej nogi, przy zafiksowanym udzie/kolanie. Istotne jest to, że w wielu, o ile nie w większości klubów, jest to wprost zakazane, ponieważ kurewsko niebezpieczne - szczególnie łatwo potrafi załatwić kolano.

    (Czyli inaczej niż mój ulubiony toe-hold, który jest skuteczniejszy, łatwiej złapać, o wiele więcej okazji, szybciej działa, ale mniej na kolano, bo na zgiętą nogę. Chwyt, którym kiedyś gwiazdy prawdziwego catchu, jak Frank Gotch, wygrywały masę walk. To była starcza dygresja.)

    No a ten gość, zrobił to naprawdę gwałtownym szarpnięciem, co jest już całkiem okrutną fopą. Mógłby za to wylecieć na pysk, choć to chyba kumpel trenera. Mnie do teraz lekko boli kolano (i nieco wiecej) stopa, a po dodatkowej sekundzie wylądowałbym z pewnością w szpitalu i miał pół roku chodzenia o kulach.

    Tak się dzieje, kiedy człek zaczyna ostro ćwiczyć obronę otwartej gardy i jeszcze nie wszystko ma obcykane. Mam nadzieję, że za jakiś czas takie przygody (nie mówię już o gwałtowności, bo to był ewenement) będą należeć do przeszłości.

    Facet jednak nie składał się z samego sadła, był naprawdę silny, i zanim nie zdechł, dał mi nieźle w kość. W sumie wyszło na remis, bo wystarczyło wskoczyć mu na klatę, mount znaczy, po naszemu dosiad, żeby za chwilę był dętka i albo klepał ze zmęczenia, albo dał sobie założyć americanę. (Trener był wyraźnie zbudowany.)

    Piotrusia Pana Optymisty faktycznie szkoda, bo był fajny i w ogóle. Ech, wolę tej sprawy szerzej nie komętować, bo... Kto rozumie ten rozumie.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Amalryk

    Z tym, że samo wskoczenie mu na klatę, czyli, fachowo, sweep i wejście w mount, było sporym sukcesem.

    Choć nikt inny z moich kolegów z tak błahego powodu by nie zdechł, choćby miał 50 kg mniej. Cóż, #$%^ delfinki i inne Tabaty swoje jednak robią.

    Ciekawe czy ten gość, o ile będzie u nas dalej trenował, nabierze w końcu kondycji i będzie nie do pokonania, czy jednak w jego przypadku to niemożliwe? A może straci całą masę i siłę, i w ten sposób przestanie być groźny?

    Ileż możliwości! Całkiem jak z końcem świata (i nie mówię o głupich Majach)!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  11. @ Amalryk

    Że uzupełnię...

    Oczywiście, gdyby to była realna walka, dałbym mu drugą nogą kopa w nos i tyle. To był tylko jednak grzeczny grappling dla kobiet w ciąży. ;-)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  12. Kurwa! Tygrys! To nie może być przypadek! Tylko u ciebie mam takie koszmarne jaja z wpisywaniem komętów, Nie dość że musiałem sobie extra zainstalować trzy przeglądarki to jeszcze i tak w cipę.Znów chuj mi długi strzelił komęt!

    Chuj tam z pasami! Gdybym był konsekwentnym, upartym, nawiedzonym kolekcjonerem miałbym pewnie ze trzy czarne, bo tych paru dżentelmenów utrzymujących się z tzw. sztuk walki o paskach przyozdobionych na końcu niezliczoną liczba belek znam jeszcze z czasów młodości. Ale ja też mam to w dupie. Przecież nie wyciągnę, w razie draki, kawałka czarnej szmaty i nie będę się nią opędzał przed konkretnymi gośćmi, jak czosnkiem przed wampirami, hłe, hłe - no nie?

    Masa mięśniowa to jest gigantyczny brak wydolności. Co też biednemu Pudzianowi namieszało we łbie, jaki to on nie będzie gwiazdor w MMA, gdy w tri miga pogonił tego pseudo boksera Najmana (uwierzysz że onegdaj sam wystartowałem do pana Marcina, gdy się na pewnej gali bokserskiej przypierdalał o miejsce które mu rzekomo niesłusznie zająłem, w ogóle nie znałem gościa więc kazałem mu się walić, to ten wyobraź sobie ściągnął porządkowych, i niestety, pod groźbą usunięcia, skapitulowałem - kumpel z którym byłem cały czas dawał mi, co prawda znaki dymne,abym odpuścił, po czym po fakcie poinformował mnie, że to niby zawodowy bokser etc... Ale wtedy, jakby przyszło co do czego to pewnie bym mu przypierdolił w końcu włeb, tym krzesłem na którym siedziałem.)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzięki Tygrysie za ożywczy powiew zdrowego pesymizmu - tego mi brakowało!

    Mniej à propos - mógłbyć napisać nieco więcej o toe-holdzie? Powiedzmy, że jestem mało zaawansowany i dźwigni na nogi nie używam, ale na przyszłość może mi się przydać.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. @ Luca

    OK, więc toe-hold... Jest to dźwignia skrętowa na kostkę, ale przy zgiętej noce (idealnie gdzieś koło kąta prostego, choć tolerancja jest spora, szczególnie przy kątach ostrych można dojechać i do zera), więc nie jak ta złowieszcza "skrętówka", stosowana jako alternatywa dla typowego foot-locka (kości nadgarstka wbijają się w ścięgno Achillesa). Dzięki czemu jest pewniejszy, z dużo lepszą kontrolą dawkowania bólu i martyrologii, i działa zasadniczo na stopę i kostkę, a nie jak tamto zdradliwie z nagła na kolano.

    Był ten chwyt koronną techniką niektórych wielkich autentycznego catchu, chyba Frank Gotch go wylansował i kończył nim większość walk. I się nie dziwię, bo jest to radykalne, w sumie dość łatwe do założenia, i można założyć z najprzeróżniejszych pozycji.

    Wygląda to (w pierwszym przybliżeniu, czyli mówiąc o samej nodze denata) tak, że gość ma zgiętą w kolanie nogę i skręca mu się stopę do zewnątrz. Choć nie jest to żaden atak na palce stopy, nazwa jest o tyle słuszna, że, aby uzyskać dużą dźwignię, chwyta się za tą nieszczęsną stopę tak daleko za jej przednią część, jak się da, czyli że w sumie chwytasz za palce, choć jednak cała dłoń powinna chwytać, ze wzgl. na ew. ślizganie i zginanie.

    W praktyce często jest to zakładane tak, że gość leży nam na plecach, gnuśnie broniąc się nogami, my go chwytamy np. prawym przedramieniem pod prawe podudzie (nieco się zwracając w lewo), a lewą dłonią z góry za te jego nieszczęsne palce, w sensie przednia część stopy. Robimy potem "trójkąt rękami" (chyba tak to się nazywa, choć głowy teraz nie dam), inaczej "czwórkę", czyli kładziemy prawą dłoń na swoim lewym przedramieniu. Prawe przedramię pod jego podudziem. No i ładnie naciskamy z góry dłońmi, skręcają mu stopę do środka (w tę stronę o wiele szybciej działają te skręty).

    Jeśli tylko gość się nam nie obróci, a w tej pozycji raczej łatwo temu zapobiec, to powinniśmy uzyskać b. skuteczną dźwignię na kostkę i stopę. Którą w dodatku można sobie na ogół łatwo i elegancko dozować. Jeśli gość nie ma 40 kg mięsa więcej i nie jest usztywniony, powinno zadziałać. W każdym razie na pewno da mu do myślenia, co już jest zaletą w takich przypadkach.

    Inna forma (z tego możesz sobie potem wyekstrapolować i wyinterpolować inne sytuacje) jest taka, że mamy pacjenta na brzuchu, zginamy mu jedną nózię, powiedzmy prawą, lewą dłonią skręcamy mu stopę do środka, a prawą jej pomagamy z przedramieniem obejmującym jego nogę i dłonią opartą na lewym przedramieniu.

    I tak dalej, i tak dalej. To wychodzi nawet jedną ręką, jeśli gość nie jest przeraźliwie silny i/lub świadomy zagrożenia, np. z dołu dosiadu, z bocznej. Tylko trzeba wiedzieć, gdzie ciągnąć w takich przypadkach - duży ruch, tak żeby cała noga się ułożyła w "koło", stopą celując gdzieś w jego centrum.

    Na pewno jest tego sporo na różnych YouTubach.

    A pesymizm, fakt - ożywczy jak cholera i ja się w nim po prostu kąpiuę.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  15. @ Amalryk

    Masz rację - na 90%. No, 95%.Co do pasów. Z komętami to rzeczywiście jaja i 100% celności. Jakieś WSI nam się tu chyba mści zza grobu, albo inna Bruksela.

    Choć machania szmatką, nawet czarną, też bym nie zalecał. Zbyt nieprzewidywalne wyniki.

    Na razie tyle, bom dętka, a w dodatku moje sny są o wiele ładniejsze (nawet koszmary) od rzeczywistości w III RP.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  16. @ Triarius

    Dzięki. Na jutubach faktycznie sporo, więc jeszcze popatrzę. A potem - popróbuję.

    Kąpiel - można by rzec, że jest obligatoryjna dla spenglerystów przed przystąpieniem do rozważań nad dziejami. Złośliwie można by ją nazwać ablucją ;)

    OdpowiedzUsuń