czwartek, lipca 14, 2016

Kibel w Historii

Starożytna publiczna toaleta w Ostii
Jakiś czas temu ktoś na szalomie strasznie się cieszył, że kiedy Henryk Walezy przyjechał do Polski, zastał tu w zamku kible, których we francuskich zamkach wtedy nie było. Co miało świadczyć o naszej cywilizacyjnej wtedy wyższości. Rozśmieszyło mnie to nieco, choć przyznaję, że śmieszność tego akurat powodu do narodowej dumy nie bije po oczach i wychodzi na jaw dopiero na poziomie meta. Albo może i nigdy, zgoda. W każdym razie mnie to nieco zapłodniło do pewnych, jakże głębokich, rozmyślań.

Teraz znowu jeden z naszych dawnych znajomych, hrPonimirski, który od jakiegoś czasu znowu próbuje swych sił w szalomie, napisał takie coś:

http://hrponimirski.salon24.pl/720467,sinusoida-epok-czy-madrosc-etapu

Na razie do jakichś wstrząsających wniosków nie doszedł, zobaczymy co będzie dalej, ale mnie dodatkowo zmobilizował, tak że, wcześniej zapłodniony, choć tej tematyki szczerze nie lubię, postanowiłem się swymi intuicjami z P.T. Światem podzielić.

Otóż tak mi się widzi, że istnieją dwa podejścia do życia, a konkretnie do problemu uwznioślenia go na tyle, by człek miał odczucie, że żyć warto, że to coś innego niż bydlęce żarcie i, excusez le mot, wydalanie, z seksem niewiele się w sumie różniącym od tego drugiego, jako uzupełnieniem od czasu do czasu...

Tak więc mamy dwa rodzaje Epok (na ile, oczywiście, można w ogóle mówić o charakterze "epoki"), kultur czy cywilizacji (w sensie nie-spenglerycznym, tylko zdroworozumowym), może też ideologii. Rozumiemy się, tak? Są dwa typy, z czego jeden z całych sił dąży do tworzenia coraz doskonalszych kibli, drugi zaś wszelkie kible i całą tę (fascynującą, hłe hłe!) problematykę usilnie stara się ignorować. I tutaj nam się właśnie ładnie wkomponywują Francuzi i Polacy z końca XVI wieku.

Trafia? Dla mnie ta myśl jest bloody wprost genialna, powiem skromnie. Ale mam jeszcze więcej, bo oto przed chwilą przyszło mi do głowy, że być może cały spenglerowski podział okresów w historii - w odniesieniu do owych cybernetycznych tworów złożonych z ludzi i ich różnorakich, szeroko pojętych dzieł, że tak to inteligentnie określę, czyli do Kultur i Cywilizacji (tym razem w sensie jak najbardziej spenglerycznym) - dałoby się może sprowadzić do kwestii kibli właśnie.

Więc słuchajcie: najpierw nie ma żadnych kibli, tak? Religia rozbuchana, twórcza und kreatywna, epos rycerski, początki matematyki, architektura zadziwiająco kwitnie, tworząc całkiem niespotykane formy... Ale nawet nikomu do głowy nie przyjdzie wymyślać jakieś kible. Jakoś to sobie rozwiązują, że tak to określę, "odruchowo". Na poziomie - z punktu widzenia całej Kultury (bo to przecie ona, albo ew. okres przedkulturowy, spenglerycznie) - podkorowym, nieświadomym. I tyle tego.

Żaden geniusz się do tego nie zniża. Potem w końcu jednak przychodzą kible... I już nie ma odwrotu. Jeśli już kible są są, to nie mogą, nie mają prawa zniknąć. Bo byłaby cywilizacyjna degrengolada. Chyba że znikną wraz z całą daną Cywilizacją. Wtedy zgoda.

Jeśli już są, ale będą zaniedbane, jeśli dane społeczeństwo przestanie o nie dbać - staną się paskudne, brudne i w ogóle, ale nie znikną. Ponieważ kibel czysty i rozkoszny jest, jakby na to nie patrzeć, lepszy i rozkoszniejszy od brudnego i lepkiego, więc tutaj postęp (z małej!) i naprawa jest w oczywistym kierunku - tak samo jak w oczywistym kierunku jest upadek i smród. Tu też musi być postęp. Nieunikniony. Coś niemal jak finansowa piramida, która jeśli nie idzie do przodu, cofa się.

Geniusz, jeśli się gdzieś szczęśliwie wykluje, nie zajmuje się już bohaterską epiką czy posągami bogów, tylko kiblami. Nawet nie ma sensu nad tym przesadnie ubolewać. Z czasem albo te kible zaczną - jak w dzisiejszej Japonii - podgrzewać nam tyłki, mierzyć zawartość odżywczą tego, cośmy kiedyś zjedli, oraz śpiewać nam kołysanki - albo zastąpią je takie, jak tu i ówdzie. A nawet takie jak bardziej na wschód. (Alternatywnie, zamiast Japońskiej cud-techniki, jaspisowe kafelki ze złotą inkrustacją i tłusty eunuch czyniący miły wiaterek wachlarzem z pawich piór.)

Nie ma odwrotu, nie ma odwrotu, nie ma odwrotu... Dramat! Coraz większa część geniuszu (także w sensie bardziej starożytnym) idzie w te kible, coraz zaś mniejsza w inne sprawy. Łącznie z tymi silnikami samolotowymi i mostami, o których Spengler. One może w pewnej fazie stają się najważniejsze - kosztem porcelanowych pasterek do postawienia na stole podczas uroczystej kolacji i lakierowanych kasetek na kosmetyki - ale z czasem kible wygrywają, bo po prostu muszą.

Z czasem jednak ludzie odwracają się od kibli - albo dlatego, że paskudne i cuchnące, albo dlatego że ich śpiew nie wydaje im się rzeczą dostatecznie wzniosłą, a prostota życia bez podgrzewanego tyłka i wiedzy na temat zawartości tłuszczów nasyconych zaczyna do nich coraz mocniej przemawiać. Wydaje się przede wszystkim o ileż bliższe Boga i tego typu spraw. Kibel znowu staje się niepotrzebny, a nawet absurdalny, niesmaczny, z czasem i grzeszny. Zaczyna się druga religijność. Koło Historii się zamyka.

Tak mi się to właśnie w umyśle wyjaśniło i sądzę, że jestem co najmniej na dobrym tropie. Dzięki za uwagę! (Tu mógłby być jakiś skatologiczny dowcip, ale my nie z takich.)

triarius

P.S. Zgodnie z (świeżą) tradycją uwiecznimy tu sobie nasze czołowe motto, które zastąpimy nowym. Żeby się nie zmarnowało Oto i: "Życie w tej epoce wymaga od każdego z nas naprawdę ogromnej samodyscypliny - jeden nieostrożny ruch i człek może coś nieopatrznie zrobić dla Postępu i Szczęścia Ludzkości." (Triarius the Tiger)

3 komentarze:

  1. hej Tygrysku, powiem tak "Czlowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce". bardzo wazny temat i cywilizacyjnie i egzystencjalnie. jestem germanistka, przezylam pare lat w Niemczech wschodnich, w wakacje pracowałam fizycznie w zachodnich, mieszkałam u roznych niemcow, zamożnych lub średnio i tak naprawdę to nie zazdroscilam im mercedesow ani zadnych takich tam, tylko tych kibli dostępnych na każdym kroku i perfekcyjnie czystych po prostu. a dla "cywilizowanych" kobiet to b. wazna kwestia i to z wielu powodow (bo np. w Mongolii, gdzie dziś znow wielcy szczytuja, gdy za komuny ktorys techniczny znajomy rodzicow pracowal tam "w exporcie", podobno nawet kobiety zalatwialy te sprawy jakby nigdy nic na przystanku, jakiś jeden autobus jezdzil wtedy po ulan bator). zastanawiam się dlaczego z milionami turkow w Niemczech nigdy nie było zadnych problemów, może dlatego ze jak widziałam oni nie przyjmując ani religii ani kultury jednak starają się zawsze podciagnac cywilizacyjnie, czyli higienicznie po prostu. ciekawe - heinrich heine sam niemiecki zyd pisal o zarobaczonych polskich zydach. widać przy niemcach wszyscy się cywilizacyjnie-higienicznie podciagaja, ha ha. natomiast we francji do dziś spotyka się i to nie rzadko, a już na pewno na poludniu w knajpkach i nie tylko kibelki takie jak na promach kiedyś, na stojąco brrr. nie na darmo istnieje dowcip ze francuzi wprowadzili perfumy bo się nie myja i ze w wersalu panie miały młoteczki do wytlukiwania weszek w swych coifurach. może dlatego francuzi nigdy nie zauważali tej "bylejakości" i nie dostosowania do naszej cywilizacji jak i frustracji swoich arabow, które u człowieka zaczynaja się na poziomie higieny. mnie to przyznam i u arabow tysięcy w lipsku i w krajach arabskich (tunezja, maroko) okrutnie razilo, chociaż naprawdę daleko mi do deutsche hausfrau i nie aspiruje. do tego chociaż nie miałam Babci na wsi (zaluje) to b. lubie zapach obory i stajni, serio. ale kiedy 2 lata temu jezdzilam po Polsce z przyjaciolka, która ponad 20 lat mieszka w Berlinie, to była zdumiona, ze ja wręcz blagam, żeby nie zatrzymywać się przy cuchnących toitoiach, tylko po prostu w lesie, jak w dzieciństwie, gdy jechalo się na kolonie. wlasnie obejrzałam sobie moje dawne zdjęcia z grecji i chyba w Mykenach stoimy z kolezanka nad otworami w kamiennych blokach, było ich kilka obok siebie, dzisus oni to załatwiali w grupach chyba, pewnie prowadzac przy tym madre filozoficzne pogaduszki. w sumie temat wazny, zyciowy, nie gada się o nim na co dzień, bo i po co, ale tez nie ma co udawac ze jesteśmy tylko "dusza". pozdrawiam serdecznie marysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na przystanku? Moja matka w Libii, w dalekobieżnym autokarze przez pustynię widziała, jak zakwefione żony kucały i sikały w autobusie. Libia Kadafiego to naprawdę był kraj kontrastów! (Ale nic, teraz będzie z nim jeszcze sporo ciekawiej! ;-)

      Nie tylko dusza, zgoda. Sam jadę Alexandrem Lowenem, którego wszystkim (naszym) skłonny jestem stręczyć... Ale rozumiem, że ta francuska postawa - nie kucane kible, bo to kwestia gustu (?), tylko "po prostu brak kibli w przestrzeni publicznej", że tak to błyskotliwie określę, niezaprzątanie sobie intelektu tymi kwestiami", kompletnie do Cię nie trafia?

      Fakt - co innego las nad jeziorem Nemi, co innego wielomilionowe miasto... Choć o takiej np. Kalkucie słyszy się różne ciekawe historie, w których jest także zawarta heroiczna, choć poniekąd naiwna i trochę (dla nas) śmieszna walka człowieka o uwznioślenie swego życia, tak, by, cytując "Kamienne tablice" (spokojnie, to kiedyś robiło za pornografię!)...

      Kto wie, o jaki cytat chodzi, ten wie, a inni niech o tym komuszym pisarzu szybko zapomną!

      Pzdrwm

      Usuń
    2. Swoją drogą, przyszło mi właśnie do głowy (zapłodniłaś mnie, again!) śliczne określenie tej drugiej postawy: "Wypięcie się na kibel". ;-)

      Pzdrwm

      Usuń