poniedziałek, lutego 01, 2021

Żeby nie było nic

To klasycznie wyrażone pragnienie, co je mamy w tytule, wykorzystałem w sposób nie całkiem zgodny z intencją jego twórcy, bo mnie tutaj chodzi o to (poza giętkim, oczywiście, językiem), że mam zupełnie niewiarygodnie fascynujący linek... (Niestety tylko dla umiejących wiązać buty i spuszczać wodę, nie moja wina!) Ale żeby nie był goły linek i w ogóle NIC - WESTCHNIENE: k*wa mać, straciłem kilku dobrych przyjaciół i miłość połowy rodziny, że o obelgach i ironicznych uśmieszkach nie wspomnę, bo byłem za PiSem, a teraz tracę znajomych i wywalają mnie z portali, do których rozkwitu (?) sam się walnie (i czelnie) przyczyniłem, bo już nie jestem! (Czemu nie jestem, spyta ktoś? BO SIĘ NIE DA!)

Cudnie podzielili ludzi, "społeczeństwo" znaczy! Nawet (tzw.) komuniści mogli o czymś takim tylko pomarzyć. Donosy, spojrzenia spodełba. rodziny skłócone i nie mogące już na siebie patrzeć, puste trybuny... (Swoją drogą, znam taką jedną Kassandrę, która te puste trybuny lata temu przewidziała i pisała o tym w kontekście tych różnych Neronów oglądających sobie luźno gladiatorów. Niewiarygodne, prawda?)

A teraz przyobiecane mięso bez kości. Zmobilizujcie się i uważnie wysłuchajcie pierwszych 10 minut, potem nie będziecie się mogli oderwać i na pewno nie uznacie tych chwil za stracone! Oto i (fanfary, werble, chóry starców):


A tu jeszcze drugi wspaniały linek na deser:


Co za czasy! Ale Ardreya oczywiście, kiedy jeszcze był czas i mogło to mieć nieco sensu, czytać się nie chciało. Woleliście "von" Misesa i JP2 (tego drugiego zresztą wkrótce pozbawią świętości. "Santo subito", my foot! W obie strony.)


triarius

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz