Bratem mi każda ludzka istota, o ile nie przyłożyła ręki do Postępu i Szczęścia Ludzkości. (Triarius the Tiger)
poniedziałek, czerwca 25, 2007
Zagadka nr 1
(Ludziom, którzy przeżyli ostatnie dwa lata w dżungli i nie mieli z nikim i niczym, poza jaszczurkami i moskitami, kontaktu, wyjaśniam, że Cieniasy to Platforma Obywatelska.)
Teraz przewiń stronę, aby poznać odpowiedź.
Na postępującą niesiołowatość.
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
niedziela, czerwca 24, 2007
Prawo i Sprawiedliwość? Zaczynam wątpić...
Szanowny Panie Premierze,
Co, do jasnej i niespodziewanej, robią jeszcze w rządowym budynku te @#$% nielegalnie przebywające tam pielęgniarki? Sam Pan świetnie wie, Panie Premierze, że to cyniczna kpina z prawa. Sam Pan to publicznie mówił. Proszę więc wyciągnąć wnioski o do roboty! Prawo zaś, i Sprawiedliwość, ma Pan na sztandarach, a w każdym razie na partyjnych logach.
Nie ma też wielkiego znaczenia, że to kobiety. Można im z tego powodu było dać powiedzmy sześć godzin for, ale na więcej nie zasługują - nie ta uroda, nie to zachowanie. Trzeba zasłużyć, by być uważanym za kobietę, wartą specjalnych względów. Babsko, które się samo nie szanuje, damą nie jest i należy je, w tych przynajmniej paskudnych czasach, traktować jak każdego innego. Najwyżej się zastanowi i wróci do autentycznej kobiecości. Wtedy możemy może mieć dla nich nieco specjalnych względów.
Proszę je z tamtąd wywalić, bo poszukam sobie znacznie radykalniejszych od PiS'u sympatii politycznych. (I na pewno nie będzie to całkowicie oderwany od życia Korwin-Mikke. Mówię o rzeczach w miarę poważnych.)
Zapewniam Pana, że wielu porządnych ludzi będzie z Panem, kiedy weźmie się Pan za te babusy. Zaś wrzasku europejsów i rodzimej piątej kolumny nie musi się Pan już przecież obawiać aż tak, jak jeszcze kilka dni temu.
A więc... Prawo? I Sprawiedliwość? Czy ZNÓW pozwalamy, by byli równi i równiejsi?Pozostaję z szacunkiem
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
Jestem jak Szekspir - zaczynam o jednym, kończę o czym innym!
Dlatego też zresztą, choć to nie jest nasz główny temat w tej chwili, przyczynowość nie jest wcale aż tak skutecznym narzędziem w analizie wydarzeń tak skomplikowanych i na taką skalę, jak globalny klimat... Nie mówiąc już o globalnej historii. (Poza tym, że po prostu nie nadaje się do analizy samego siebie, jako żywej i działającej, a nie tylko jałowo mędrkującej, istoty.) Znacznie lepiej, a także znacznie obszerniej, wyjaśnia to Oswald Spengler, którego tu całkiem niedawno zachwalalem i którego uważną lekturę nadal gorąco polecam.
W sumie, wracając do "efektu motyla", chodzi o to, że czasem nikłe przyczyny mogą wywołać ogromne skutki. Zgoda, czasem mogą, tyle, że my nie jesteśmy specjalnie zdolni przewidywać, które przyczyny i jakie skutki. Nie mówiąc już o działaniu w ten sposób.
Jednak jeśli w jakiejkolwiek dziedzinie "efekt motyla" daje się celowo skutecznie zastosować, to będzie to oddziaływanie na poglądy elit. Jeśli gdzieś to może działać, to tutaj. Czego ponurym przykładem jest mały, spędzający w dodatku większość życia w więzieniu, garbusek Gramsci i niewątpliwie przez niego w ogromnej mierze spowodowany późniejszy "marsz przez instytucje" lewaków z '68 i wszelkiego tałatajstwa podobnej maści.
W odwrotną stronę działało to niestety znacznie słabiej, choć chyba były i takie przykłady. Co było największą siłą prloskiego realnego socjalizmu? Moim zdaniem przekonanie praktycznie wszystkich nim dotkniętych, że będzie on trwał - może nie przez wieki, ale na pewno dłużej, niż życie nasze i naszych dzieci. I że jeśli się jakimś cudem szybciej skończy, to będzie to skutkiem tragedii na taką skalę, że największy ekstremista tylko w momentach wyjątkowej frustracji mógłby sobie tego w duszy życzyć. Mimo całej swej nienawiści do tego syfa i koszmaru swej w nim egzystencji. (Wiem coś o tym, bo sam byłem właśnie takim sfrustrowanym ekstremistą i najklasyczniejszym wewnętrznym emigrantem.)
Kiedy zacząłem dostrzegać cień nadziei na to, że "najlepszy z ustrojów" może jednak mnie nie przeżyć? Trochę to chyba śmieszne, ale było to po przeczytaniu niewielkiej, wydanej oczywiście w podziemiu, książeczki Andrieja Amalrika "Czy Związek Sowiecki dotrwa do roku 1984?". Autor dowodził, że niekoniecznie, głównie argumentując na podstawie potwornego cywilizacynego i ekonomicznego zapóźnienia Sowietów, koszmarnego stanu zdrowotności, braku przyrostu naturalnego... Takie rzeczy. I b. dobrze współgrało to z zapoczątkowaną właśnie przez wielkiego Ronalda Reagana twardą polityką wobec Sowietów.
Jeśli ktoś chce sobie przeczytać ten tekst Amalrika, to po angielsku jest on tutaj: http://www.stetson.edu/~psteeves/classes/amalrik1.html i tutaj: http://www.stetson.edu/~psteeves/classes/amalrik2.html. Po polsku też powinien dzisiaj gdzieś być dostępny, po prostu trzeba poszukać.
Z Amalrikiem jest o tyle zabawna sprawa, że najpierw nikt nie mógł uwierzyć, by jakiś żyjący w Sowietach młody pracownik naukowy mógłby coś takiego napisać, potem wydać to na Zachodzie... I jeszcze przeżyć! Wkrótce te wątpliwość zostały jeszcze wzmocnione, gdy Amalrika wypuszczono na Zachód. Kiedy jednak niedługo potem zginął w Hiszpanii w wypadku samochodowym, żadne wątpliwości na jego temat nie zostały rozwiane, to w ogóle nie było komentowane. No i oczywiście nikt nie miał cienia wątpliwości na temat samego wypadku, skoro wypadek, to wypadek i wiadomo, że nikt w tym rąk nie maczał.
W moim przypadku być może pojawienie się tej nadziei, że komuna może się skończy szybciej, niż przez całe dotychczasowe życie myślałem, nie miała pewnie ogromnego praktycznego znaczenia, ponieważ i tak nie mogłem dla siebie w prlu znaleźć miejsca, więc żyłbym w sumie tak samo i robił to, co i tak robiłem. Wiedząc też, choćby z historii, że zdychająca, mające jednak wciąż w sobie sporo sił i determinacji, bestia wcale nie staje się z tego powodu łagodna, miałem też w sumie związane ręce i z konieczności sławę "pogromcy komunizmu" musiał człek od samego początku pozostawić innym. Po prostu nie dało się wieść ludzi na barykady, czy do Okrągłego Stołu (tfu!), nie wierząc za grosz ani w dobrą wolę komuszego reżimu, ani w "nowy, lepszy socjalizm", nie pragnąc zostać męczennikiem, nie mając lewicowych i wpływowych kumpli za granicą, ani poparcia kierowanej wtedy przez ujawnionego potem prloskiego agenta "Wolnej Europy".
Jest to sprawa, nad którą naprawdę warto się dobrze zastanowić, bo dokładnie taki był mechanizm działania polskiej opozycji - nawet jeśli obraz anytkomunistycznej opozycji przedstawiany przez Aleksandra Zinowiewa, gdzie każdy opozycjonista to jednocześnie agent, uznamy za intelektualną przesadę.
Z motyla, przez Amalrika, zeszło na moje własne, niezbyt w końcu same w sobie znaczące, doświadczenia z prlu i antyprlowskiej opozycji. Szczerze mówiąc, miałem zamiar napisać o czymś całkiem innym, i z Amalrika przejść do domysłów na temat tego, co też może być "biblią" dla naszych wrogów - europejsów i wszelkiego tego typu liberalnego lewactwa. Bo jestem całkiem pewien, że Marks nie odgrywa wśród ich inspiracji większej realnej roli. Jednak zeszło na wspominki, więc niech już tak zostanie.
Nie chodzi oczywiście o mnie, tylko o fakty z pierwszej ręki, nawet jeśli ta ręka nie należała do wielkiego działacza, jakiegoś prawdziwego bohatera, czy martyrologicznego masochisty (tym ostatnim akurat zawsze się brzydziłem i jak ognia unikałem).
Jednak, skoro jesteśmy przy doświadczeniach z pierwszej ręki i mówimy o specyficznych, istniejących wtedy, choć dla ogółu do dziś niewidocznych, ograniczeniach, pozwolę sobie wspomnieć, że gdzieś na początku chyba tzw. stanu wojennego (zresztą może było to wcześnie, za "Solidarności", albo i jeszcze wcześniej?) chciałem w podziemnej gazetce napisać coś o tym, że prawdziwym i legalnym rządem Polski jest Rząd w Londynie. I kolega zwrócił mi uwagę, całkiem zresztą słusznie, że powinienem "pomyśleć o drukarzach". Czyli wybić sobie takie fanaberie z głowy.
Miał niestety rację - nawoływanie do naprawy socjalizmu, jeśli się jeszcze miało możnych protektorów w KC i w lewicowym Paryżu, było stosunkowo bezpieczne, choć niekoniecznie wygodne. Mówienie o niepodłegłości ani wygodne, ani bezpieczne nie było. Co wiecej, nie było takim nie przede wszystkim dla tych ludzi (podwójna negacja!), którzy te poglądy formuowali, bo co do nich władza ludowa nie miała już większych złudzeń, tylko dla tych, którzy najbardziej się narażali pracując nad ich powielaniem i dystrybucją. Tak to działało i ludowa władza świetnie wiedziała co robi.
No dobra, inne doświadczenia podobnego typu zostawię sobie, Deo volente, na inną okazję. Tekst mi się rozjechał, ale mam nadzieję, że coś z niego nadal wynika. A razie czego może te linki do Amarlika będą stanowić jakąś skromną rekompensatę. (No i wszyscy wielbiciele Szekspira out there też powinni docenić tę moją bezforemność. Albo nazwijmy to tutaj "gawędą szlachecką", wtedy też będzie fajnie.)
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
sobota, czerwca 23, 2007
"Gdzież jest drugi kraj?" - piosenka quasi-ludowa
Tekst, z serca nabrzmiałego polskością płynący, zainspirowany został urzędowymi napisami na opatulonych folią kasztanowcach Przymorza i Jelitkowa. Melodia - praktycznie dowolna, pierwsza z brzegu, choć raczej w stylu ludowym, co nie przeszkadza, by co ambitniejsi patrioci mogli w tej sprawie nieco poeksperymentować. (Raczej jednak nie rap czy techno - błagam! Naprawdę nie byłbym szczęśliwy, gdyby mi mój przeklęty sąsiad zza ściany właśnie ten utwór puścił pojutrze na pobudkę.)
Gdzież jest drugi kraj?
Gdzież jest drugi kraj?
Oj dana, oj dana!
bis.
Gdzie mały robaczek,
Oj dana, oj dana!
bis.
Nazywać się może,
Oj dana, Szrotówek,
Oj dana, Szrotówek
Kasztanowcowiaczek?!
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
poniedziałek, czerwca 18, 2007
Wcale nie musicie czytać Gombrowicza, Grassa i Sierakowskiego!
Po drugie zaś - naprawdę istnieją rzeczy tysiące razy bardziej warte Waszej uwagi, i wcale nie są niedostępne. Wbrew pozorom. I wbrew wysiłkom przeróżnych liberalnych czcicieli wolnego słowa, głoszących, że "w otwartej debacie wartościowe idee same się obronią". A potem zamykającym ludzi do więzień za takie czy inne poglądy...
Bywają oni zresztą czasem naprawdę bardzo sprytni i wyrafinowani. Jako przykład weźmy wciąż jeszcze słynną książkę Oswalda Spenglera, której oryginalny niemiecki tytuł brzmi "Der Untergand des Abendlandes". Czyli "Schyłek Zachodu", co tylko częściowo zresztą odpowiada jej treści i przesłaniu, ponieważ dzieło to rozrosło się ogromnie z dość krótkiego tekstu, który o tym schyłku właśnie traktował. Ta książka jest faktycznie do dostania w Polsce i po polsku, np. na merlin.pl, tyle że w wersji skastrowanej do około 20% oryginału. I to tak skastrowanej, że pozostały - bardzo ciekawe to fakt, ale we wspaniałej książce nie ma przecież nieciekawych fragmentów - przede wszystkim fragmenty dotyczące filozofii i historii sztuki, natomiast bardzo niewiele pozostało z rozważań historycznych, nie mówiąc już o rozważaniach dotyczących teraźniejszości i przyszłości. A proszę mi uwierzyć, że książka Spenglera to nie jest jakiś "Mein Kampf", która jednakm nawiasem mówiąc, była kilkanaście lat temu, a całkiem możliwe, że jest i nadal, obowiązkową lekturą na drugim (błędnie napisałem "pierwszym") roku historii idei na postępowym do mdłości uniwersytecie w Uppsali. Uppsala leży zaś w postępowej do mdłości Szwecji, gdyby ktoś nie wiedział, taki szwedzki Kraków.
Nawet niewiarygodnie fascynujących tabel chronologicznych, pozwalających kilkoma rzutami oka "synchronicznie" porównać stadia rozwoju, a także schyłku, różnych cywilizacji, z naszą włącznie, nie ma w tej skastrowanej ad usum Delphini wersji. I jest to zrobione w najlepszym stylu prlowskiej cenzury, albo i lepiej, bowiem niektóre fragmenty, będące niewątpliwymi skrótami, są drukowane miejszą czcionką, więc czytelnik widzi, że to skróty. Natomiast cała masa innych fragmentów, i to tych najciekawszych, jest po prostu amputowana i nikt nikogo o tym poinformowac nie raczy. Piękna robota, panie cenzor! Co zabawne, wygląda na to, że wszystkie obecnie wydawane w Europie wersje książki Spenglera są właśnie takie - to nie w Polsce tak tę rzecz skastrowano, ale od razu u źródła, w Niemczech.
Aby dać Państwu chwilę odpocząć od tych eschatologicznych rozważań i drobnych literek, oto obrazek:
Co widzimy na załączonym obrazku? (Całym zdaniem proszę!) Na załączonym obrazku widzimy oddanego Państwa sługę, właściciela tego bloga, trzymającego w dłoniach pełny autoryzowany (!) przekład na angielski dzieła Oswalda Spenglera - jednej z absolutnie najwspanialszych książek, jakie kiedykolwiek napisano. (Pan Tygrys nie zna niemieckiego - jakoś go do tego języka mało ciągnie, choć faktem jest, że napisano w nim parę niezwykle interesujących rzeczy - i dlatego potrzebował przekładu. Najchętniej trzyma się oczywiście oryginałów.) Oba tomy przybyły pocztą z US of A, właśnie dzisiaj, z czego Pan Tygrys naprawdę ogromnie się cieszy i biegnie na bloga podzielić się z Tobą Czytelniku (istniejesz w ogóle?) swą radością. (Choć akurat ma masę roboty, więc z samym czytaniem będzie gorzej.)
Jeśli to jeszcze nie wystarczyło by w Czytelniku wzbudzić burzliwe emocje i dręczące pożądanie, dodam, iż książka, o której mówimy - dwa tomy, niemal 1000 stron, twarda okładka, w sumie b. dobry stan (nawet stan obwoluty) - wraz z dostawą, kosztowała mnie 37 dolarów, czyli nieco ponad stówę. Plus ze 40 dni tęsknienia i oczekiwania. (Cóż, celnicy też muszą z czegoś żyć. Podobno.) Nabyłem ją, gdyby to kogoś interesowało, w internetowym antykwariacie alibris.com. Jest on naprawdę fajny i bogato zaopatrzony, na każdą kieszeń zresztą. Ale istnieją i inne fajne serwisy tego rodzaju.
A więc można, jeśli się naprawdę chce. Na razie jeszcze można. Zachęcam do zastanowienia się nad tym, oraz nad własnymi lekturami. To naprawdę nie musi być Gombrowicz ani Sierakowski z Żiżkiem i Leninem!
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
Myśli innych ludzi (za to interesujące)
Człowiek prawdziwie szlachetny to taki, który popełnił już wszystkie podłości jakie popełnić musiał i nie weszło mu to w krew.
bloger Andrzej Zbierzchowski
Nie chodzi o to by zginąć za ojczyznę. Chodzi o to, żeby to tamten skurwysyn zginął za swoją ojczyznę.
gen. Patton
Gdyby dżuma miała do rozdania urzędy, godności, beneficja, pensje i zaszczyty, miałaby również teologów i prawoznawców, którzy by uzasadnili, ze opiera się ona na prawie boskim, że byłoby grzechem przeciwdziałanie szerzonym przez nię spustoszeniom.
Gabriel Mably
Do triumfu zła starczy by dobrzy ludzie nic nie robili.
Edmund Burke
Gdyby nie ten der di das, to by były Niemce z nas.
ludowe śląskie
Poruszamy sie w minionych epokach lub odległych utopiach, podczas gdy teraźniejszość przemija.
Ernst Jünger (z pewnością mając na myśli monarchistów i korwinianów)
Skoro naród utraci kontrolę nad swym pieniądzem i kredytem, to przestaje być ważne kto dlań ustanawia prawa.
W. L. MacKezie King
Nie istnieje polityka liberalna, a jedynie liberalna krytyka polityki.
Carl Schmitt
Suwerennym jest ten, kto może wprowadzić stan wyjątkowy.
Carl Schmitt
Prawo łagodne dla oprawcy jest prawem okrutnym dla ofiary.
nie wiem kto, pewnie anonim
Trzeba jedynie ogłosić się wolnym i od razu człowiek czuje się uwarunkowanym. Ale jeśli ktoś ma odwagę ogłosić się uwarunkowanym, wtedy czuje się wolny.
Johann Wolfgang Goethe (cytowany przez Oswalda Spenglera)
Kto pozwala sobie płacić, pozwala sobie rozkazywać.
anonim (bo on to chyba był)
Z kim graniczy Rosja? Z kim chce. A z kim chce? Z nikim.
też chyba on
Pies, który obszczekuje nieznajomego za płotem, robi to z tego samego powodu, dla którego jego pan stawia płot.
Robert Ardrey
When you've got them by the balls, their heart and their mind will follow.
Richard Nixon (Co oznacza: Jeśli trzymasz ich za jaja, ich serca i myśli podążą za nimi. To taka prawicowa wersja marksistowskiej zasady, że "byt określa świadomość", też w sporej mierze zresztą prawdziwej.)
Żadna praca nie hańbi, ale każda umniejsza.
Nicolás Gómez Dávila
Nowocześni ludzie wierzą, iż żyją wśród różnorodności opinii, podczas gdy naprawdę tym, co dziś panuje, jest dusząca jednomyślność.
Nicolás Gómez Dávila
Nowoczesne społeczeństwo pracuje z zapałem, by uczynić wulgarność dostępną dla każdego.
Nicolás Gómez Dávila
Falsyfikacja przeszłości to metoda stosowana przez lewicę do udawania, iż tworzy przyszłość.
Nicolás Gómez Dávila
Modernistyczna urbanistyczna aglomeracja to nie miasto - to choroba.
Nicolás Gómez Dávila
Optymizm jest tchórzostwem.
Oswald Spengler (w istocie to jest wyrwane z kontekstu i oczywiście nie zawsze słuszne, ale ten pozorny paradoks jest zadziwiająco często słuszny, przynajmniej w naszych czasach)
Religię można opisać, jako Świadomość żywej istoty w momencie, gdy przezwycięża, opanowuje, zaprzecza Istnieniu, lub nawet je niszczy.
Oswald Spengler
Pacyfizm pozostanie ideałem, wojna zaś faktem, i jeśli biali ludzie są zdecydowani nie prowadzić już wojen, ludzie kolorowi będą to robić i staną się władcami ziemi.
Oswald Spengler
Mężczyźni robią historię, kobieta JEST historią.
Oswald Spengler
[Ludzie wchodzący w skład Trzeciego Stanu], liczący się na sztuki, nie zaś na podstawie jakiejś hierarchii, są wszyscy, w Późnych fazach wszystkich Kultur, wolni, "liberalni", w taki czy inny sposób - czyli wolni od wewnętrznej potęgi niezurbanizowanego życia. Ekonomia została uwolniona do robienia pieniędzy, nauka uwolniona do krytykowania. I w ten oto sposób, we wszystkich wielkich decyzjach dostrzegamy intelekt, z jego książkami i jego naradami, mający wiele do powiedzenia ("Demokracja"), oraz pieniądz osiągający własne korzyści ("Plutokracja") - i tym, co zwycięża, nigdy nie są idee, a zawsze kapitał.
Oswald Spengler (mój własny przekład z angielskiego)
"Imperia znikają, ale dobry wiersz pozostaje", powiedział W. von Humboldt na polach Waterloo. Jednak, mimo wszystko, osobowość Napoleona uformowała historię następnego wieku. Dobre wiersze! - należałoby spytać chłopa przy drodze. One "trwają" - w nauce o literaturze. Platon jest wieczny - dla filologów. Napoleon jednak wewnętrznie rządzi nami, każdym z nas, naszymi państwami i naszymi armiami, naszą opinią publiczną, całym naszym spojrzeniem na politykę, i to tym skuteczniej, im mniej jesteśmy tego świadomi.
Oswald Spengler
Lewicowość jest czymś w rodzaju fantazji masturbacyjnej, dla której świat faktów nie ma większego znaczenia.
George Orwell (Orwella zawsze uważałem za nielewackiego lewicowca, poniekąd lewicowca "fałszywego". Myśl w każdym raz celna, że aż...)
Aktem założycielskim wolnego państwa polskiego w roku 1989 powinno być wieszanie na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, przed Świętą Anną i przed Pałacem Staszica - właśnie to się naszym wrogom należało.
Jarosław Marek Rymkiewicz
Słabość korumpuje, zaś absolutna słabość korumpuje absolutnie.
(Długom myślał, że to moje i tylko moje, ale nie tak dawno znalazłem to w książce niejakiego Josepha Kordy, więc niezależnie drug od druga śmy to wymyślili. :-(
Celem tego eksperymentu jest zidentyfikowanie jego przeciwników i wyciągnięcie stosownych konsekwencji.
Aleksander Zinowiew w "Przepastnych wyżynach" (mój przekład, bo czytałem to po szwedzku)
Nie czytając gazet - jesteś niedoinformowany. Czytając je - jesteś dezinformowany.
Mark Twain
Moralne problemy są zawsze skomplikowane dla kogoś bez zasad.
G. K. Chesterton
Jeśli pozwolisz by robactwo się rozmnożyło - rodzą się prawa robactwa. I rodzą się piewcy, którzy będą je wysławiać.
Antoine de Saint-Exupéry (zapożyczone od, dziś już św.p., blogera Wiki3, R.I.P.)
wracajcie, bo będzie więcej (Deo volente of course)
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
Miniaturka
Miniaturka
Ściemniało się już gdy wracałem tego dnia z biura. Kiedy przechodziłem koło baru "Promyk", wytoczył się z niego mocno zbudowany osobnik i zagrodził mi drogę bełkocząc pogróżki. Wiem, że najlepszą metodą jest w takich razach odwołać się do dobrych stron czyjegoś charakteru, rzekłem więc:- "Zgodzi się pan, że awantury są poniżej godności cywilizowanych ludzi jak pan i ja. Jeżeli czuje pan do mnie jakąś urazę, rozładujmy ten konflikt na przykład poprzez partyjkę szachów."
- "Dobra!", rozpromienił się. "Szach!"
I rąbnął mnie pięścią w brzuch. Odebrało mi oddech. Zgiąłem się w pół.
- "I mat!", wykrzyknął zaraz radośnie, waląc mnie kolanem w nos.
Kiedy odzyskałem świadomość, ulica była pusta. Dokoła panowała ciemność, było mi bardzo zimno. Delikatnie pomacałem swą spuchniętą twarz i zacząłem się z trudem podnosić z ziemi.
Zrozumiałem, że muszę jeszcze sporo popracować nad grą w debiucie.
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
Bosak vs. Sierakowski - czy jest się z czego radować?
Sprawa ta, to wczorajsza debata posła Bosaka z LPR i lewakiem Sierakowskim na gościnnych falach WSI24. Clipu z tą debatą nie znalazłem na portalu tej słynącej z prawdomówności instytucji, choć clipy na temat samej sprawy, wcześniejsze, są np. tutaj. (Klikać proszę tylko, jeśli ktoś naprawdę musi!)
Swoją własną odpowiedź wklejam, ponieważ wyraża ona moje bardzo ogólne przekonania dotyczące charakteru obecnej społecznej i ideowej "debaty" pomiędzy ludźmi w miarę normalnymi, a agresywnym i bezczelnym lewactwem.
Niektóre, dość nieliczne wprawdzie, reakcje na wczorajszą debatę, były takie, jak poniższa:
Wystarczyło ataku posła LPR, żeby z salonowego rewolucjonisty wylazł mały, chytrawy, trochę przestraszony, a zarazem węszący, co by tu jeszcze można ugrać i wysępić lizus i cwaniaczek.Czyli w sumie b. optymistyczne, zgoda? W każdym razie, jak na te czasy, kiedy to raczej lewactwo ma powody do optymizmu, nam zaś jakoś ich stale brakuje. (A przynajmniej ja to tak widzę.)
Sierakowski jest Smierdiakowem polskiej publicystyki.
Z czym ja się nie zgodziłem, odpowiadając tak:
Ja tego "przestraszonego" absolutnie nie dostrzegł. Cała reszta - zgoda. Ale nie dostrzegam powodu, by się z tego cieszyć.Zaś ogólnym moim podsumowaniem całej sprawy był poniższy mój wpis. Który, jak mam nadzieję, daje się zrozumieć w także w znacznie ogólniejszym kontekście, nie tylko przez tych, którzy znają wczorajszą debatę.
Kto tutaj może być przestraszony? Lewactwo? Nie sądzę...
Naiwniaczki z Was...Tak to widzę, nie oszukuję, nie kokietuję. Spengler powiedział, że "optymizm jest tchórzostwem", a ja naprawdę nie dostrzegam wielu powodów do optymizmu. Mam nadzieję, że waga spraw, o które mi chodzi usprawiedliwia ten - przyznaję, dość oryginalny - środek wyrazu, jakim jest cytowanie samego siebie.
Sierakowskiemu nie zależało na elegancji czy trafności argumentów, on nas porażał swoją pewnością siebie i bezczelnością. Jego zarzut, że Bosak ćwol, bo nie czytał Gombrowicza, trafi do 99,8% wykształciuchów, a nawet na tym forum zapewne do 80%.
Na zarzut, że on nas chce wykluczać, podczas gdy my jego nie, nawet nie raczył odpowiedzieć. Bosak zaś, którego b. cenię, może pod wpływem ujadania tego obłudnego dziennikarzyny, nie potrafił nawet powiedzieć, że "Jak to tak? Jedna strona określa wszelkie reguły, wykluczając kogo chce, a druga ma się z tym godzić? Kto zadecydował, że TO WłAŚNIE jest ta demokracja?"
Tyle, że i tym by się Sierakowski nie przejął. Oni nie argumentów się boją, bo wiedzą, że za nimi jest siła, my zaś możemy tylko ćwierkać, a i to coraz ciszej.
A uwaga Sierakowskiego o kapitaliźmie? Paradne, oczywiście, ale przecież nikt nawet mu nie próbował odpowiedzieć! To może w kapitaliźmie (Sierakowski broni kapitalizmu, niezłe!) Sierakowski chce zarobić na produkcji swych bzdetów, ale przecież ktoś musiałby za to chcieć mu płacić.
No a to z pornografią, kiedy się ten smętny dziennikarski najemnik wykręcał, że "grupa czarnych mężczyzn wykonujaca inne czynności seksualne, czego nie można pokazać przed 23:00, NIE JEST PORNOGRAFIą - on tego nigdy nie powiedział".
Ludzie, z takimi sukcesami to nasze dzieci będą w kołchozach za zabawki dla pedalstwa. Już lepiej chyba by było dla arabusów. Naprawdę nie ma się co takimi sukcesami podniecać.
A w ogóle, skoro już jesteśmy przy autopromocji (w końcu mamy liberalizm, w którym "nie sprzedajemy mydła, tylko kupujemy klientów" i te rzeczy) to polecę Państwu moje własne mini-opowiadanko sprzed lat pt. Miniaturka. Jest ono ściśle związane z omawianym w tym poście tematem.
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
niedziela, czerwca 17, 2007
Bonmoty i złote myśli Pana Tygrysa
Żydowski mesjanizm to subtelne połączenie samonaprowadzającej torpedy z worem na pieniądze. Polski to subtelne połączenie włosiennicy z maścią na podrażnienia skóry. (Obie te rzeczy zresztą kupione od Żydów.)
* * *
Czynienie dobroczynnej i wszechmocnej opatrzności z "wolnego rynku" jest jeszcze bardziej idiotyczne, niż dopatrywanie się jej w jakiejś rzekomo przemądrej i z natury nieskończenie dobrej grupie ludzi - choćby w partii komunistycznej.
* * *
Nic tak szybko i tak skutecznie nie rozkłada tradycji, więzi społecznych, kultury i wartości jak "wolny rynek".
Przykładem na to są choćby dzisiejsi Polacy, którzy w znośnym stanie przetrwali zabory, niemiecką okupację i komunizm, ale nie wykazali cienia odporności na pokusy konsumpcjonizmu.
* * *
Podobno Władysław Gomułka co pewien czas siadał i na dwóch kartkach z zeszytu obliczał nową politykę gospodarczą dla Polski, mającą jej zapewnić dostatek na wieki. Rasowy liberał nie potrzebuje do tego więcej niż pół strony, a jego obliczenia rozwiążą na całą wieczność absolutnie wszystkie problemy, nie tylko ekonomiczne, nie tylko całej Ziemi, ale nawet najdalszych galaktyk.
* * *
Człowieka dość głupiego, by nie potrafił zrozumieć, że poza KONKRETNYM społeczeństwem takie pojęcia, jak wolność, sprawiedliwość, prawo, własność, zysk, swoboda gospodarcza itd. itd., po prostu nie mają cienia sensu, nazywamy liberałem.
(Istnieje wprawdzie jeszcze jedna kategoria ludzi, którzy takich rzeczy nie rozumieją - nazywamy ich "rozbestwionymi i niezbyt rozgarniętymi czterolatkami". Tyle, że oni nie dorabiają do swych fochów aż tak rozbudowanej ideologii.)
* * *
Polityka historyczna ma sens, bo uświadamia co mniej tępym, że w realnym życiu na każdym kroku występuje odpowiedzialność zbiorowa.
* * *
Skoro już tyle rozmawialiśmy o ukąszeniu heglowskim, ja teraz bym chciał nieco porozmawiać o ukąszeniu korwinowskim.
* * *
Monarchia jest najstarszym zawodem świata. ;-)
* * *
Prawicowość to dążenie do wolności. Wolności realnych żywych ludzi, żyjących w realnym świecie. Nie do "wolności całej Ludzkości", tylko do wolności Ciebie, mnie i innych ludzi w jakiś sposób z nami związanych i na których życie mamy jakiś realny wpływ. Ten realny wpływ bardzo rzadko przekracza granice narodu, dlatego też prawicowiec często, lub nawet przeważnie, myśli kategoriami narodu, który stanowi dla niego pewną naturalną całość - przeważnie bardziej naturalną od wielu mniejszych grup ludzkich, a całkiem często bardziej nawet kompletną i pojęciowo spójną od jednostki.
Liberalizm to wolność dla ludzi, ale ludzi skrajnie uproszczonych, jakby z patyczków. To niestety jedyny typ ludzi, jakich przeważnie potrafi zrozumieć dzisiejszy akademicki humanista, zaślepiony ideolog piszący w gazecie, czy powszechny dziś polityczny broiler, nie dostrzegający skrawka rzeczywistego świata spoza sloganów i frazesów, którymi karmiono go praktycznie od niemowlęctwa.
* * *
Lewactwo to wolność dla ludzi, ale ludzi, którzy istnieją jedynie w chorym mózgu lewaka, ponieważ człowiek o zdrowym mózgu lewakiem by być po prostu nie mógł, a obraz realnego człowieka i umiejętność jego zrozumienia jest pierwszą rzeczą, którą się traci przy zakażeniu lewactwem.
(Poza tym oczywiście lewactwo walczy o wolność dla lewaków, ale lewak z normalnym człowiekiem ma niewiele wspólnego.)
* * *
Przypisywane Bismarckowi zdanie, że: "ten kto nie był w młodości lewicowcem, będzie na starość świnią", jest słuszne, ale wyłącznie w kontekście Prus, a i to być może tylko w tamtych bismackowskich czasach. Jeśli ktoś używa go z przekonaniem dzisiaj, to z pewnością ma opaczne pojęcie o istocie prawicowości.
Zapewne utożsamia ją przede wszystkim z posiadaniem, ze "świętym prawem własności", w wyniku czego archetypem prawicowca wydaje mu się wielce z siebie, bez istotnego powodu, zadowolony; pogardzający każdym i wszystkim, co nie jest nim, i czego nie rozumie; z przesytu wygodny i bojący się każdej zmiany; bardziej chytry i bardziej egoistyczny, niż to nawet dla niego samego dobre... przedstawiciel tzw. "klasy średniej".
(Kiedyś to nazywano "burżujem" czy "filistrem", ale nie musimy przecież koniecznie posługiwać się ani terminologią socjalistyczną, ani też tzw. "artystycznej cyganerii", żeby nie czuć przesadnego entuzjazmu dla tego pana, którego większość ludzi niestety uważa za samą esencję prawicowości.)
* * *
Korwinizm to nie prawicowość i w ogóle nie pogląd, tylko jednostka chorobowa.
To nastawienie do świata kogoś, kogo chorzy z ambicji rodzice posłali do szkoły o trzy lata zbyt wcześnie, kto z tego powodu był zawsze mniejszy od kolegów, i dlatego całe życie kompensuje sobie nabyte w dzieciństwie kompleksy mózgową oziębłością i oziębłym mózgowaniem ponad wszelką miarę.
(Nie twierdzę, że tak było z rzeczywistym Januszem Korwinem-Mikke, ale tak to wygląda i do tego to pasuje. W dodatku jest to najbardziej przychylna dla tego pana interpretacja, inne są znacznie mniej pochlebne.)
* * *
Pętak puszczający sąsiadom przez ścianę rap i techno czyni więcej dla zwycięstwa światowej rewolucji, niż tysiące prawicowych blogerów dla jej powstrzymania.
* * *
Dziennikarz, który bez cudzysłowu i na serio używa określenia "pseudokibic", dowodzi iż jest pseudodziennikarzem.
* * *
"Pseudokibic" to "zapluty karzeł reakcji" naszych czasów.
* * *
Dla "pseudokibiców" sport to pretekst do plemiennych zachowań, bo jeszcze mają jaja, dla "prawdziwych kibiców" to ucieczka od realnego życia, bo jaj nie mają.
* * *
Oczekiwanie, by zdrowi dorośli mężczyźni podniecali się dzisiejszym sportem, to dokładnie to samo, czym byłoby oczekiwanie, iż będą się podniecać kursami giełdowymi i absurdalnymi zarobkami prezesów, absolutnie nic z tego nie mając. "Pseudokibic" oczywiście traktuje sport, jako pretekst do plemiennych zachowań, ale w tych zachowaniach jest cała nadzieja normalnych ludzi na wsypanie piasku w tryby coraz bardziej rozpędzonego buldożera, niwelującego wszystko co żywe i normalne pod budowę Nowego Wspaniałego Świata.
* * *
Jednym potencjalnie cennym skutkiem ogromnej i niestety skutecznej ofensywy lewactwa w ostatnim czasie jest to, że teraz naprawdę nie powinno już być trudności z określeniem, kto nasz, a kto nie. W praktyce nie potrzeba subtelnych dyskusji o istocie prawicowości, bowiem istnieją tylko trzy kategorie ludzi: lewacy, ich nieprzejednani wrogowie, oraz cała reszta - owce potulnie i obojętnie idące do rzeźni, nie przerywając przeżuwania sztucznie osłodzonej słodzikiem trawy.
* * *
Teraz, kiedy lewactwo obrosło w sadło i stało się w wielu miejscach instytucją, mamy wreszcie szansę zastosować przeciw niemu jego własną odwieczną broń - śmiech i kpinę dosłownie ze wszystkiego, co reprezentuje. Im i tak zawsze będzie łatwiej, bo ich celem jest rozłożenie dosłownie wszystkiego, naszym - tylko ich. Kto jednak mówi, że ma być łatwo?
* * *
Liberalizm to lewactwo sklepikarzy i alibi aferzystów.
* * *
Europa jest już od dawna trupem, a Unia Europejska to rozdęty czerwony wrzód na jego dupie.
(Wydaje ci się, że ten trup trochę się jednak rusza? Nie oszukuj się, to tylko gazy w układzie pokarmowym i robaki w oczodołach!)
* * *
Feminizm jest dowodem na to, że wibrator nie zastąpi babie groźnego zmarszczenia mężowskich brwi.
(Tak - bez "baby" formalnie jest to jeszcze lepsze, ale niech tak zostanie, bo tu nie tylko o klasyczne piękno chodzi.)
* * *
Siedzenia w trójmiejskich tramwajach i kolejkach SKM są tak niewygodne, że ktoś powinien siedzieć!
* * *
Naprawdę nie rozumiem, jak może nie być w Gdańsku ulicy Babskiej, skoro jest Chłopska, i w dodatku taka duża!
* * *
Duża część dzisiejszej tzw. „muzyki” to tylko mniej bolesna forma ogłuszania się przez walenie głową w ścianę. („Mniej bolesna” niestety tylko dla ludzi o drewnianym uchu.)
* * *
Największą karierę w dzisiejszym show-biznesie zrobiłby ktoś, komu by przeszczepiono organ powonienia muchy. Potrafiłby od razu odróżnić zwykłą chałę od złotodajnego gówna.
* * *
Jak można mówić o zniesieniu kary śmierci, skoro wciąż istnieją automatycznie perkusje i wszystkie avatary „muzyki” dysko?
* * *
„Nowy mężczyzna” – wirtualny eunuch.
* * *
Żydzi nie tylko zawsze są patriotami kraju, gdzie mieszkają - oni także mają monopol na definicję tego patriotyzmu!
(Oczywiście nie dotyczy to wszystkich Żydów, a mówię to nie tylko dlatego, że wolność słowa przestaje na naszych oczach istnieć. Dlatego to mówię, że osobiście znałem jednego absolutnie cudownego Żyda. Niech pan Żukower, mój licealny nauczyciel angielskiego, spoczywa w pokoju!)
* * *
W Brukseli stoi słynny „Siusiający Chłopczyk”. Pytam więc - dlaczego wciąż brak „Siusiającej Dziewczynki”? Co z równouprawnieniem?!
(Okazało się, że naiwnie nie doceniłem Sił Postępu. Jest! Można sobie zobaczyć klikając tutaj.)
* * *
Przekujmy miecze na lemiesze! (A kosy na sztorc. Niech chociaż kowale zarobią!)
* * *
Głupota wydaje się w dzisiejszej Polsce takim samym niezbędnym warunkiem sukcesu, jak czerwona dupa u pawianów. (Zresztą czerwona dupa też bardzo pomaga.)
* * *
Powiedział ktoś kiedyś, że umiejętność dobrej gry w bilard to dowód zmarnowanej młodości. Analogicznie, znajomość większości nazwisk tenisistów z aktualnej pierwszej trzydziestki rankingu ATP jest dowodem zmarnowanej teraźniejszości.
* * *
Ulubione powiedzonko B. Clintona: „ekonomia durniu” ("economy stupid!") jest niewątpliwym dowodem, że politycy naprawdę ćwiczą swoje kwestie przed lustrem.
* * *
Pocieszam się, że moda na feminizm też minie. Kiedy tylko ludzkość wymyśli coś jeszcze głupszego.
* * *
Człowiek nie posiada ogona, dlatego też w kontaktach z władzą merda całym sobą.
* * *
Uczcie się Polacy, że homo jest cacy!
* * *
Jest jeden niezły sposób, by uczynić z kobiety feministkę - pozbawić ją nadziei na zdobycie chłopa. I jeden stuprocentowy - wydać ją za socjaldemokratę.
* * *
„Psychologia” – nauka, której nazwa wywodzi się z pewnością od jedynego jak dotąd jej sukcesu: eksperymentów Pawłowa na psach. (Przed ponad stu laty to było zresztą).
* * *
Klasyczny rosyjski nihilista nie założył ponoć nowej koszuli, zanim nią nie wytarł całej podłogi. Że też się nie bał, iż podłoga stanie się od tego czystsza?!
* * *
To na razie tyle. Deo volente będzie tego więcej, w miarę jak sobie przypomnę dawniejsze i/lub wymyślę nowe.
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
Najstarszy z socjalizmów - rzecz o liberaliźmie
Tekst został zamieszczony na witrynie Instytutu Edukacji Narodowej.
prof. Leon Kiereś
Najstarszy z socjalizmów
[...]
Co ciekawe, najstarszym historycznie socjalizmem, tym, który po rewolucji francuskiej został w myśleniu Europy i zaczął dominować, jest właśnie liberalizm, znany pod postacią kapitalizmu. Był on już obecny wtedy, kiedy jeszcze w Europie panowały trony, choć już rozpoczęła się tzw. rewolucja przemysłowa - i tego trony nie wytrzymały. Kapitalizm wytworzył nową społeczność: producentów i konsumentów, a więc społeczność dynamiczną, twórczą, przetwarzającą świat i ten świat konsumującą. Oczywiście, z drugiej strony miał miejsce ideowy napór socjalizmu, który już był zorganizowany w partie, w ruchy społeczne. Co ciekawe, reakcją na zwyrodnienia cywilizacyjne liberalizmu w XX wieku był po kolei: komunizm, faszyzm, nazizm. Zwyrodnienia te to przede wszystkim: produkcja klasy społecznej upośledzonej cywilizacyjnie, a więc tzw. proletariatu, czyli warstwy biedoty i bezrobotnych; kult pieniądza - hasłem życia społecznego staje się "sprzedać-kupić", pieniądz jest miarą wszystkich rzeczy; niszczenie tradycji, ponieważ ideologia ta żyje teraźniejszością i przyszłością, rzuca projekty tzw. zaspokojenia potrzeb, czegoś, co z samej natury nie ma końca. Ponadto ma miejsce cały szereg innych negatywnych zjawisk, które są funkcją tych wymienionych.
Komunizm jest reakcją na zwyrodnienia liberalizmu. Proponuje on inną metodę życia społecznego i inną koncepcję polityki, mianowicie: jedna partię i jedną metodę życia społecznego, czyli kolektywizm. Inną reakcją na liberalizm - a także na komunizm! - był faszyzm Mussoliniego, w którym odrzucano zarówno kolektywizm, jak i krwiożerczy kapitalizm i wielopartyjność, która do niczego nie prowadzi, która jest, jakby powiedział Koneczny, cywilizowaniem na wiele sposobów jednocześnie. Do tego dołączył komunizm narodowy Adolfa Hitlera, czyli socjalizm nazistowski.
Wymienione wyżej rodzaje socjalizmów wyrastają z jednego korzenia ideowego i wiek XX jest okresem zmagania się socjalizmów o panowanie nad światem. Socjalizmy w sposób naturalny zastąpiły trony, zapanowały w Europie, w Hiszpanii, w Rosji, w Niemczech, we Francji. Ich historia jest bardzo złożona, skomplikowana. Były eksportowane w świat, choćby do Meksyku, a po II wojnie światowej na Daleki Wschód. Ideologia ta rozlewa się po świecie jako nowa propozycja cywilizacyjna. II wojna światowa jest wojną socjalizmów o panowanie na światem. Należy zwrócić uwagę na kształt koalicji, który jest nieprzypadkowy: nazizm połączył się z faszyzmem. Faszyzm utożsamia się dziś z nazizmem, co jest pomysłem liberałów. Jest on w rzeczywistości zupełnie czymś odrębnym od nazizmu, choć istniały jakieś historyczne, geopolityczne powiązania między nimi. Z kolei liberalizm połączył się z komunizmem, a nawet go czynnie wspierał. Po II wojnie światowej na arenie dziejów został liberalizm, natomiast z drugiej strony komunizm, a po upadku komunizmu na arenę dziejów wrócił liberalizm, dlatego admiratorzy liberalizmu twierdzą, że jest to ostateczny głos w dziejach teorii społecznej, że nic więcej człowiek już wymyślić nie może.
Skoro, jak zostało powiedziane, socjalizm jest pewną chorą naroślą na ciele Europy czy szeroko pojętej zachodniej tradycji, to co jest zagrożeniem dla tego liberalizmu, co jakby wewnątrz niego jest elementem rozkładowym?
Sama natura ludzka. Człowiek jest bytem rozumnym i wolnym, na pewno nie da się zredukować do tego, co głosi socjalizm, do tego, że człowiek jest po prostu nawozem historii, że jest masą czy jakimś "zasobem ludzkim", który stanowi przedmiot manipulacji i technologii. Socjalizm stosuje niezwykle perfidną kombinację propagandy i terroru. Sercem propagandy jest właśnie utopia, czyli lansowana wizja szczęśliwego świata. Jest to świat nieograniczonej konsumpcji materialnej - pierwsi utopiści wyszli już z założenia, że zło społeczne będzie zlikwidowane wówczas, gdy zapewni się równy dostęp do dóbr konsumpcyjnych; kiedy zaspokoi się potrzeby człowieka, stanie się on dobry, nastąpi metanoia moralna. Jest to oczywiście fałszywa teza. Z tego, że człowiekowi powodzi się dobrze w sensie materialnym, nie wynika, że będzie on człowiekiem dobrym moralnie. Są to zupełnie różne sfery, a praca kultury i cywilizacji polega na tym, aby te sfery "złożyć" ze sobą, zagwarantować człowiekowi niezbędne minimum materialne, ale również kształtować jego ducha, ponieważ to od ducha właściwie wszystko zależy.
Propaganda roztacza wizje, którym jednak towarzyszy terror społeczny. Jest on bądź terrorem bezpośrednim, czyli fizycznym, kiedy się fizycznie likwiduje wszystkich niepoprawnych politycznie; bądź terrorem pośrednim, czyli terrorem zmasowanego ataku propagandy, terrorem duchowym. Jest to przemoc strachu, tak jak to obserwujemy współcześnie, kiedy ludzi byłego bloku komunistycznego straszy się, że nie mamy wyjścia... są to konieczne prawa dziejowe, my zaś jesteśmy funkcją tych praw, musimy się zatem z tymi prawami pogodzić. Wrogiem liberalizmu - redukcjonizmu antropologicznego - jest sam człowiek, który jest bytem rozumnym i wolnym, a nie tworzywem jakichś urojonych przez socjalizm praw historii.
Liberalizm przeszedł szereg przeobrażeń, ale z chwilą kiedy opanuje on arenę polityczną globu, będzie "pokazywał zęby". Musi tak być, ponieważ jest socjalizmem i traktuje człowieka jedynie jako surowiec. Za to ludzie zapłacą ogromną cenę.
Obecnie na sztandarach liberalizmu mam, jako ustrój społeczny demokrację liberalną z jej systemem partyjnym, który jakoby zapewnia poszanowanie godności każdego człowieka, bo w tym liberalnym dialogu każdy może uczestniczyć...
Tak, to jest część propagandy, bowiem demokracja - i w tym miejscu należy wierzyć Arystotelesowi - jest najgorszym z możliwych ustrojów, ponieważ są to rządy gorszych czy, jak ktoś kiedyś powiedział, rządy "hien nad osłami". Rządy większości, która jest manipulowana, której stwarza się miraż, że to ona wybiera, a w gruncie rzeczy ów wybór jest pokierowany przez tych wspomnianych wcześniej.
Dodatkowo wybiera między stronnictwami politycznymi, tymi partykularnymi opcjami ideologicznymi...
Tak, ja zawsze pytam, co łączy robotnika, żołnierza, kapłana, nauczyciela, którzy wybierają jakąś partię, a nie chcę już tu mówić jaką, bo jak wskazuje historia partie mnożą się jak grzyby po deszczu, bardziej niż wirusy. A to zmierza w jednym kierunku - neutralizacji tradycji łacińskiej i myślę, że scenariusz będzie taki: będzie liberalna lewica, liberalne centrum i liberalna prawica. W socjalizmie wszystko musi być socjalistyczne! Socjalizm zawsze cele ma te same, natomiast różne stosuje metody.
Nurt określany mianem liberalnego przejawia widoczną tendencję do misyjności, ekspansji. Wspólna Europa i globalizm - te hasła rozgrzewają umysły elit politycznych i publicystów. Wydają się stopniowo realizować, zwłaszcza w Europie. Czy możliwe jest stworzenie liberalnej supercywilizacji?
Ideologia, o której mówimy, ma wymiar globalny, jest totalitaryzmem. On musi panować, natomiast sprawą taktyki jest, kiedy i jaką metodą będzie to zrealizowane. Teraz socjalizm liberalny nie ma właściwie żadnego konkurenta. Sami socjaliści są ignorantami, nie wiedzą, że używając takich słów, jak prawda, dobro, piękno, sprawiedliwość, używają słów, które pochodzą z innej tradycji i mają inne znaczenia niż te, jakie oni "podkładają", jeśli jakiekolwiek podkładają, bo podejrzewam, że jest to tylko taka quasi-religijna magia języka.
Socjalizm posiada własną wizję zbawienia człowieka i wizję tę bezwzględnie mechanicznie stosuje, socjalizm jest cywilizacją mechaniczną, aprioryczną, fundamentalistyczną, sakralną. Przemówienia polityków będących admiratorami liberalizmu mają charakter religijny, wciąż powtarza się: "ja głęboko wierzę..." Wszystko jest nabudowane na wierze, na woli, na wyborze pewnej wizji, a nie na wiedzy. To jest największe nieszczęście, jakie niesie ze sobą liberalizm, bo pozbawia człowieka rozumu i osadzenia w realnym świecie.
W zmaganiu socjalizmów między sobą na placu boju pozostał liberalizm. Tylko patrzeć, jak odżyje kolektywizm, faszyzm, jak odżyją nacjonalizmy, bo narody nie dadzą sobą manipulować. W Polsce już odżywa marksizm, który przynajmniej miał - przaśną, bo przaśną - jakąś wizję kultury, natomiast liberalizm redukuje człowieka do pozycji zwierzęcia konsumującego, by tak rzec "dwutorowca".
[...]
Całość tutaj.
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
środa, czerwca 13, 2007
Błogosławieni cisi zdrajcy, albowiem ich będzie królestwo biało-czerwone
poniedziałek, czerwca 11, 2007
Bolek się urwał?
W opublikowanych dzisiaj przez Lecha Wałęsę materiałach z IPN znajdujemy takie zdanie:
major Styliński pisze: "Celem działań jest dalsze utwierdzenie A. Walentynowicz w przekonaniu, że L. Wałęsa nadal współpracuje z SB". (podkr. moje)Jeśli trzeba utwierdzać w przekonaniu, że LW "nadal współpracuje" to znaczy, że prawdą jest, że w przeszłości współpracował. Dzięki Lechu za odwagę! Choć nie jestem pewien czy to raczej nie przeświadczenie, że dzisiaj, tak jak kiedyś, wszystko da się zagadać a usłużne media podchwycą jedyną właściwą wykładnię i sposób rozumienia tego zdania. Nie te czasy Lechu…
(Oryginał tutaj.)
Fakt, zgoda. Ale przecież Bolek przyznawał się i wcześniej, na przykład w nieupublicznionym oficjalnie oświadczeniu telewizyjnym w czasie Nocnej Zmiany. Oświadczeniu, które można zobaczyć na dokumencie "Nocna Zmiana", choćby tutaj:
Co do samego faktu wsprółpracy Wałęsy z SB w latach '70 żaden zoologicznie antykomunistyczny oszołom nie może mieć moim zdaniem wątpliwości. Można się zastanawiać nad zakresem tej współpracy, ale że coś zostało podpisane, nie ulega cienia wątpliwości. To, że na samy podpisaniu się nie skończyło także wydaje się chyba dość pewne.
W roku '78 Wałęsa miał rzekomo odmówić dalszej współpracy. I to jest właśnie sprawa, która mnie interesuje znacznie jeszcze bardziej, niż jego wcześniejsza współpraca. W esbeckich papierach - to znaczy w tym, co nam z nich pozwolono zobaczyć, a przecież zajmowali się nimi różni interesujący ludzie, od samego Wałęsy, po facetów w typie Lesiaka - współpraca TW Bolka kończy się właśnie (o ile dobrze pamiętam) w roku '78. W każdym razie, kiedy mniej więcej w tym okresie Wałęsa rozpoczął współpracę z Wolnymi Związkami Zawodowymi, agentem miał już nie być.
Jakoś mi to słabo przystaje do tego, czego się przez pół stulecia dowiedziałem o funkcjonowaniu tego świata, a już szczególnie o działaniach tajnych policji, z prlowskimi włącznie. Sprawny, oddany i skuteczny agent zostaje zwolniony z obowiązków WŁAŚNIE WTEDY, gdy zaczyna robić coś naprawdę dla esbecji i komunistycznej władzy najbardziej interesującego! Średnio do mnie trafia teza, że sam Wałęsa akurat wtedy z agenta bezpieki postanowił stać się kryształowo czystym opozycjonistą i patriotą.
Ale mniejsza z tym. Nigdy nie lubiłem Dostojewskiego, więc zakamarki brudnej duszy agentów, urodzonych zbrodniarzy i zboczeńców mogą być dla mnie zamknięte. Nawet przewrotna teza Aleksandra Zinowiewa, że każdy opozycjonista to był jednocześnie agent, dopiero teraz zaczyna do mnie trafiać, wcześniej wydawała mi się intelektualną perwersją. Jestem więc chyba ufnym, łatwowiernym naiwniakiem. Tym lepiej dla Wałęsy! Nie, żeby psychologia mnie nie interesowała, czy choćby ten rodzaj psychologii - po prostu trudno tutaj o dowody, czy chociaż twarde argumenty.
Co innego sprawy wymierne, na przykład ewidentne interesy tajnych służb i ludowej władzy. Jak tu uwierzyć, że ubecja, która ceniła sobie współpracę z Bolkiem (do czego w końcu sam się przyznał) właśnie wtedy pozwoliła mu przejść w stan spoczynku? Że też nie zagroziła mu ujawnieniem przeszłości, na temat której musiała przecież mieć ogromną ilość jednoznacznych dowodów? Gdyby, jakimś cudem, Bolek okazał się niezrozumiale niechętny do współpracy (tylko czemu nagle teraz, skoro przedtem był chętny?) to można było zacząć te dowody po kolei ujawniać, od najmniej jednoznacznych... W końcu by zrozumiał. Albo w końcu by go skompromitowano, gdyby zrozumieć nijak nie chciał. (Co jednak, jak już mówiłem, wymagałoby dusznych głębi, o których Dostojewskim się nie śniło, tak ja to przynajmniej widzę.)
Skoro jesteśmy przy psychologii, to wystarczy sobie przypomnieć głośną, mającą w Polsce wiele wydań i aż dwa różne tłumaczenia (!), książkę Aronsona o eksperymentalnej psychologii społecznej (którą wspomina choćby RAZ w "Michnikowszczyźnie", jako o wstępnej uniwersyteckiej lekturze obowiązkowej, która poza tym jest cenna). Przypomnieć sobie po to, by sobie uświadomić, że SB bardzo by z pewnością Bolka znielubiła, gdyby nagle urwał się jej właśnie wtedy, kiedy naprawdę mógł się przydać do wielkich rzeczy. W końcu, jak udowadnia Aronson, bardziej boleśnie odczuwamy pozbawienie nas nagrody, której z przekonaniem oczekiwaliśmy, niż karę.
Gdyby szantaż przeszłością nie zadziałał, pozostawały jeszcze przecież inne środki - te, "normalnie" stosowane wobec działaczy, a szczególnie działaczy organizacji nie mających ochronnego parasola najderowskiej Wolnej Europy, KORu z jego ogonem zachodnich lewicowych intelektualistów, rodzinnych i towarzyskich związków z elitą władzy... W końcu WZZ to była naprawdę niebezpieczna i znienawidzona przez większość komuszej władzy sprawa! (Co nie zmienia faktu, że część tej władzy mogła w ich rozwoju mieć swój interes, tak się nieraz działo w historii, także w historii PRL'u.)
No dobra, jeśli moje argumenty jakoś do Ciebie Ukochany Czytelniku trafiły, to co z tego właściwie wynika? - możesz zapytać. Przede wszystkim wynika to, że człowiek, który w jakiś sposób ma interes, by nie podpaść, jest sterowalny. W mniej lub bardziej świadomy sposób, mniej lub bardziej... Ale przeważnie, jeśli go się konsekwentnie pociśnie, stacza się szybko po równi pochyłej i nie zatrzymuje się zanim skurwi się do końca i zrobi, co od niego oczekują. Jeśli tylko konsekwentnie pocisnąć, ale dlaczego mieliby tego nie zrobić?
W końcu wiadomo, że piłkarski sędzia, choćby był nie wiadomo jak uczciwy i/lub kosmopolityczny, nie obraża się, że nie dają mu sędziować międzynarodowego meczu z udziałem reprezentacji jego własnego kraju, zgoda? To samo dotyczy wydawania przez sędziów wyroków w sprawach dotyczących bliskich krewnych. Po prostu nie sposób wtedy liczyć na obiektywność. Dlatego też to, że ktoś mógłby w ogóle chcieć zmylić opinię i zostać sędzią w sprawie bliskiego krewnego, albo sędziować mecz z udziałem własnej drużyny, byłoby samo w sobie zagraniem podstępnym i nieuczciwym. Proszę tylko chwilę nad tym pomyśleć, przecież to oczywiste, tak?
Jednak Polacy to ludek... Oszczędzę Ci Czytelniku ironicznych epitetów, które cisną mi się na usta i pod palce. W każdym razie ludek w dużej mierze odpowiedzialny za nieszczęścia, które go bez przerwy niemal od stuleci już gnębią. Przykład jak to działa? Proszę bardzo - polecam ten tekścik, z tego samego bloga. Nikt się nim oczywiście nie przejął, jak i sprawą, o której on traktował... Bo taka jest nasza polska natura, bądźmy z niej dumni! - dzięki temu mamy tyle okazji do użalania się nad sobą. Hurrra!
Gdyby było inaczej, Lech Wałęsa nie byłby dziś bohaterem narodowym. Tylko czym? W najlepszym przypadku, czymś w rodzaju Jerzego Urbana - gościem bogatym i spasionym, mającym krąg zaprzysięgłych wielbicieli i jadących na jednym z nim wózku obrońców. A a my... My nie bylibyśmy jednak chyba Polakami, bo przecież cechą Polaka jest to, że daje się rżnąć w dupę (w każdym możliwym sensie) jednocześnie szlochając i kwicząc z rozkoszy.
Nie, żeby był aż taki homofilny, na to przyjdzie nam jeszcze nieco poczekać, choć jesteśmy przecież w Europie. Ale to przecież tak miło móc się z przekonaniem uważać za za Największą Ofiarę Losu W Całym Wszechświecie! Toż to dopiero Naród Wybrany! Szczególnie, gdy jeszcze - ach! - przyozdabiają go takie lśniące, bezcenne, nobilitujące cały naród klejnoty, jak Lech Wałęsa!
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
niedziela, czerwca 10, 2007
Europejski polityk podtrzymuje europejską tradycję
Nic Państwo o tym zabawnym wystąpieniu dotąd nie wiedzieli? Prasa nie pisała? Telewizja też nic? Cóż, wniosek z tego, że takie zachowania nie kompromitują europejskich polityków, ani ich narodów. Co innego oczywiście nacjonalizm! Wtedy robi się burza nawet na Jamaice.
A zresztą, nie bądźmy fanatykami. Któż mógłby się naprawdę gniewać na polityka tak udatnie naśladującego fioletowego tubisia? W Europie?!
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
piątek, czerwca 08, 2007
Czyżbym przebił katarynę osikowym kołkiem?
Te dwa odcinki, które są już napisane, można znaleźć tutaj: Czy kataryna to gazownik Kalukin? ( 1 ) i Czy kataryna to gazownik Kalukin? ( 2 ).
Tekścik jest na serio w jakichś 90-95%. To znaczy prawdopodobieństwo, że to rzeczywiście jest Kalukin oceniam zdecydowanie niżej, choć gość mi z wielu względów do tego pasuje. Jednak najistotniejszą kwestię, czyli to, że "kataryna" to lewacka, zapewne gazownicza, prowokacja, traktuję w sumie całkiem poważnie. Zachęcam zresztą do zapoznania się z tymi dwoma istniejącymi już odcinkami cyklu.
Najzabawniejsze jednak jest to, że ostatni tekst na przesławnym blogu "kataryny" powstał 13 maja i traktuje o, z pozoru rzeczywiście przedziwnej, zmianie poglądów Adama Michnika w sprawie ujawnienia teczek. Można zresztą kliknąć i samemu sprawdzić: Michnik: "Teczki dla wszystkich". Jakby nic istotnego się od tamtego momentu nie wydarzyło...
Przyznam, że obserwuję tę systuację na przesławnym blogu od dłuższego czasu, z coraz większym zainteresowaniem i coraz większym rozbawieniem. Kataryna bywała na Forum Frondy, gdzie postawiłem swą przewrotną tezę, a potem broniłem ją przed zgrają oburzonych i pełnych pogardy szermierzy. No i sprawa jest o tyle zabawna, że jeśli moja gambitowa teza byłaby słuszna, to samo jej ujawnienie - nawet na tak mało znanym blogu, jak mój - zniszczyłoby cały sens tej przemyślnej (hipotetycznej) manipulacji.
Co zresztą jest właśnie jedynym powodem, dla którego starałem się tę tezę rozpropagować - żeby nie można było potem kiedyś manipulacji ujawnić i obśmiać prawicowych internautów, prawicowych blogerów i prawicy w ogóle: "jacy to durni i jak łatwo łapią się na byle fałszywkę, byle używała ulubionych słów kluczowych".
Wyobrażacie sobie, co by się działo? Wyobrażacie sobie, jak byśmy się potem czuli? I to nie tylko wszyscy namiętni i całkiem liczni wielbiciele "kataryny", ale po prostu wszyscy, dla ktorych poglądy gazownika i innych demokraci.pl są głupie i obrzydliwe. Pomyślcie tylko! Czy nie warto było sprytną paradą zapobiec czemuś takiemu?
No bo teraz - o ile oczywiście mam co do "kataryny" rację - nie będzie można już nas bezkarnie wyśmiewać, bo zawsze ktoś w odpowiedzi może powiedzieć: "No ale przecież jeden facet przejrzał całą tę grę na oczy, prawda? Więc chyba nie całkiem chodzimy stadem, nie zawsze nabierzemy się na każdą farbowaną lipę".
No więc w sumie, każdy kolejny dzień, nic nowego nie pojawia się na blogu "kataryny" sprawia, że bardziej na serio zastanawiam się, nie tylko czy jednak nie mam racji, ale także, czy moje na ten tamat pisanie nie nie stało się dla "kataryny" osikowym kołkiem. No bo po co dalej miałby się Kalukin i Agora wysilać, skoro manipulacja spaliła na panewce? Natomiast w innym przypadku, dlaczego nagle "kataryna" zaczęła na swym blogu publikować raz na miesiąc, zamiast jak dotychczas nie rzadziej niż co parę dni?
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.