Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty

piątek, listopada 05, 2021

Każda miłość jest piękna

U Kuraka pod wczorajszym ktoś ładnie skomentował b. nieładną i niestety prawdziwą rzecz, stwierdzając coś w tym duchu, że: "PiS mówi swoim wiernym wyznawcom: 'tak, sprzedaliśmy Polskę, ale zobaczylibyście, co by było, gdyby to Tusk ją sprzedał!'" Faktycznie, różnica w drodze do rzeźni jest, i to spora! Tusk czyniłby to głośno mlaskając z rozkoszy, przy dźwięku fanfar i biciu w bębny, podczas gdy nasza obecna waadza się kryguje i doprasza dłuższej gry wstępnej, a całując w imieniu nas wszystkich kolejną przepisaną do całowania dupę, stara się skrzywioną kwaśno miną okazać światu, że strasznie ją to brzydzi. (Za co zresztą w końcu sama dostanie w dupę, bo o ile unijna biurokracja PiSie pieprzenie o "wolnej dumnej Polsce" ma gdzieś, na co PiS cały czas glupio liczy, to wszystkie te nieprzeliczone hunwejbiny dostają  szału właśnie od tej gadki i na pewno odpowiednią karę w końcu wymuszą.)

A tak zupełnie przy okazji, to "waadza" jest jak najbardziej właściwym określeniem dla tej, i każdej innej zresztą, zgrai u żłobu, ale "władza" już nie! Albo, %^&* mać mamy wciąż tę "demokrację", a wtedy to urzędnicy, wynajęci i opłacani przez nas, mający psi obowiązek o nas dbać i spełniać nasze życzenia, albo "demokracji" nie ma i to już jacyś udzielni książęta i króle z Bożej łaski, którzy mogą z nami robić, co tylko im do łba strzeli - np. godziny policyjne i różne tam segregacje na tych, co waadzy ślepo uwają (dzisiaj to będą szczepany) i tych drugich, do utylizacji. 

Albo albo! Rozumiem, jeśli ktoś stwierdza, że demokracja się nie sprawdziła... Tylko dlaczego akurat te bezmózgie pokraki bez kręgosłupa i jaj miałyby zostać tą nową arystokracją?! Był na to jakiś casting? Może ja bym się na udzielnego załapał, zamiast tego tam... I tego drugiego. Tylko o dziwo nikt mnie nie raczył zaprosić.

Wracając zaś do wątku głównego, to nie wiem jak kto, ale mi, i żadnemu niepodegłościowcowi, ilość ew. lubrykantu, czy nawet środka przeciwbólowego, przy analnym gwałcie na naszej osobie i/lub na Polsce, większej aksjologicznej różnicy nie sprawia. W rzeźni też zresztą - sękata pała w łeb i poderżnięcie gardła, czy po koszernemu bez sękatej pały - wsio rawno! Nawet humanitarny zastrzyk z fenolu w serce, czy równie humanitarna puszka gazu z cjankiem w łaźni, nie wydają mi się czymś istotnie różnym od sękatej pały, tępego noża, czy zabiegania na śmierć niczym Buszmen antylopę.

Ja mam z tym w ogóle dziwnie, bo moja pretensja do komuchów nie jest o to, w każdym razie nie o to najbardziej, że oni, broniąc swej władzy i swojego tyłka, zabijali naszych patriotów - każda władza tak robi, czyli tępi swych wrogów - tylko, że byli kim byli i wpieprzyli się nam tutaj, do Polski. Podobnie z tym Polski zgonem, aranżowanym na raty od zawsze, a już na pewno od '89, a sfinalizowanym przez Morawieckiego w tej tam Brukseli, gdzie miał wetować, ale poklepali go po pleckach i obiecali, że nie będą oszczędzać na wazelinie, a Cyklon B będzie najwyższej jakości, więc chłopina nie miał wyjścia. Nie zawetował, wrócił do domu, odtrąbił sukces. I my teraz mamy się radować, że obiecali nie na sucho, a co będzie potem... Teatrzyk Sado-Maso niewątpliwie, bo cóż innego, ale jak ktoś ma obiecaną naprawdę wielką michę ryżu - Z OMASTĄ - i dobrej jakości bat, w dodatku higieniczny, bo tylko na własny grzbiet, nie jakiś publiczny, to co mu to robi?

Zaraz, zaraz! Morawiecki nie powie przecież: "Po mnie choćby potop!", bo przecież Prole mają zaiwaniać za miskę ryżu, żeby jakieś niebinarne stwory za setki lat mogły nami spokojnie gardzić, jako binarnymi małpoludami, ciesząc się nienaruszonym klimatem i dobrobytem, na który myśmy za tę miskę ryżu... To by była zbyt wielka sprzeczność, by unijni i globalno-masońscy spece od propagandy na takie teksty mu pozwolili, prawda? Musi biedak inaczej kompinować!

Ale miłość jest ślepa, a do tego piękna, więc Morawiecki na zawsze pozostanie nie do ruszenia i przetrwa każdą "rekonstrukcję rządu" (hłe hłe!). Jeśli Mołotow był "kamienna dupa", to czym jest ten nasz ukochany Delfinek? Nasuwa mi się w powyższych kwestiach sporo różnych rzeczy, co je kiedyś przeczytałem, i nawet kilka z nich teraz wymienie, żebym nie zapomniał co to było. Na wypadek, gdybym jeszcze dał wam ludzie następne odcinki. A więc: jedna powieść o Indianach, jeden egzotyczny reportarz z przedwojennego magazynu ilustrowanego... Tyle w tej chwili pamiętam, czekajcie z zapartym... tchem, niech będzie, to może wam powiem.

I to by na razie było miejsce na uświęcone tradycją: c.d., Triario et Deo volentibus, ale jeszcze...

*

Ogłoszenia parafialne

Kiedyś, może ktoś pamięta, mieliśmy tu po prawej masę linków: do naszych własnych, co bardziej wiekopomnych; do dostępnych w sieci Ardreyi i Spenglerów; do zaprzyjaźnionych blogasów, itd. Potem Gugiel, obecny Blogspota właściciel, zaczął wszystko ulepszać i linki poszły się kochać. Jednak Gugiel, trzeba mu to przyznać, dodał Bloggerowi strony, no i właśnie wczoraj zafundowałem sobie tu pierwszą taką, a na niej umieściłem parę interesujących linków. Deo et Triario volentibus, z czasem będzie tych linków więcej.

Te linki, ta strona znaczy, jest do ujrzenia, jak się tam u góry po prawej, pod Tygrysem, kliknie na linek "LINKI i..." I coś tam jeszcze przed chwilą dopisałem. Łatwo znaleźć, trzeba tylko chcieć! (Pytasz, Mądrasiński, czy naprawdę Pan T. uważa, iż każda miłość jest piękna, czy może to tylko sarkazm? Módl się o dalszy ciąg, to się dowiesz, a na pociechę z ręką na sercu stwierdzę, że wasza z panną N. naprawdę widzi mi się przecudną! I - ach! - mam nawet pokusę  sam się w to włączyć. Tyle informacji na razie. Bądź tak miły i przekaż to jej! A swoją drogą, co z nią dzisiaj - niezdrowe biedactwo?)


triarius

P.S. 1 A teraz wychodzimy pojedynczo. I uważać na ogony!

P.S. 2 A zupełnie przy okazji, to tutaj linek do absolutnie darmowych (nie biorą ani grosza, słowo!), dobrej klasy kursów muzycznych dla początkujących. Tylko parę dni. Piano, Bębny, Śpiew, Gitara - do wyboru, albo wszystko razem: https://www.musora.com/free-music-lessons


sobota, września 25, 2021

Uczyć się od najlepszych!

Zasady wyrażonej w tytule należy pilnie przestrzegać, więc przyjrzyjmy się co też ci najlepsi mają do zaoferowania. Na przykład dla Polski, która zdaniem dość wielu stanowi miejsce wybrane przez Boga dla swoich ulubionych dziatek... Tyle że albo to nie jesteśmy my, albo też jakiegoś istotnego składnika jednak tu wciąż brakuje.

Żyzne, ach!, równiny... Krajobrazy pełne płaczących (i nie bez powodu!) wierzb i pastuszków z fujarkami... (O sorry! To przecież k*winięta czekające na następne szczerozłote Pędolino!) Aż się prosi, żeby co sto kroków postawić pomnik - to Frycek zasłuchany w granie świerszczy, to jakiś nieszczęśnik nabity na rożen, to goła baba z uniesionym tasakiem... Lud dowcipny, nad wyraz rozgarnięty i mordziasty. W ziemi - skarby nieprzebrane! Minerały i to, co ukradkiem zdołał zakopać król Popiel zanim go zjadły gryzonie. (No i te nasze gryzonie! Takich jak nasze nie ma nikt! Żeby faceta z koroną berłem do szczętu skonsumować...) Cudowne miejsce, Raj po prostu na ziemi! Czy aby jednak jakiejś drobnej rzeczy nie brakuje, żeby wszystko się domknęło i szczęśliwość tej rozkosznej krainy stała się wprost nieziemska?

Powiem brutalne, wybaczcie (moi niezliczeni Czytelnicy)! Moim skromnym to by wszystko może i dawało przecudny wynik, wszyscy, których los tutaj umieścił, być może byliby niewyobrażalnie szczęśliwi, lew z barankiem, muszka owocówka z wróbelkiem... Tylko że (miałem być brutalny, przykro mi!) to by wymagało potężnej armii. Armii w sensie: piechota, czołgi, konnica, saperzy, lotnictwo... (Przepraszam wszystkich pominiętych!) Wraz z niezbędnymi dodatkami, jak Doktryna Wojenna, mająca (cywilną?) odwagę choćby wymienić z imienia wszystkich potencjalnych agresorów, choćby byli ukochanymi sąsiadami... A to przecież dopiero skromny początek drogi do Raju!

Aby ułatwić prace nad takim systemem obrony i taką doktryną, przyjrzałem się faktom, historii i czemu tam jeszcze, i oto prezentuję wam niezliczeni Czytelnicy, i mojemu krajowi, Doktrynę Wojenną najpotężniejszego kraju na ziemi, a w każdym razie Zachodniej Cywilizacji. Jako źródło inspiracji i przykład, że można, Oto ona - w kilku słowach, żadne tam opasłe tomiszcza, jak zaleca K*win:

Każdego wroga, realnego czy potencjalnego, przekupić gumą do żucia i biletem na film Disneya. 

I to jest to! Więcej nic nie trzeba. I do tego jest Aneks, gdzie stoi napisane poniższe:

Niezliczone naukowe badania dowodzą, że szczególnie dobrze sprawdza się "Pocahontas". Może dlatego, iż mamy tam ujętą przystępnej formie apologię kolaboracji, z dawaniem nowym panom d..., także dosłownie, jako najlepszym, co może takiego dzikusa w jego nędznym żywocie spotkać. Jeśli dzikus nie da się przekupić, natychmiast zmieniamy narrację i cele podjętej lata temu operacji - nigdy nie zamierzaliśmy dzikusów podbi... wyzwalać! Byliśmy tam przecież tylko po to, by kręcić duszieszczipatielnyje reportaże, jak to kobiety cierpią bez politpoprawności i "Pocahontas"! (Nie mówiąc już o cierpieniach ich LGBT, no ale ci cierpią zawsze, wszędzie, i cierpieć będą dopóki odmowa na umówienie się z takim na randkę nie będzie karana więzieniem.)

Dokładnie przeczytać, zrozumieć, a potem tylko zmienić co trzeba - gumę na bigos lub pierogi, "Pocahcntas" na "Noce i dnie"...  I mamy Doktrynę Wojenną jak ta lala! Albo na którąś z fabularyzowanych biografii Frycka zmienić. I Polska kwitnie, a ludziom żyje się dostatnio. W Japonii, Irlandii i gdzie tam jeszcze zaczną obiecywać prolom "Drugą Polskę", a z Izraela przyjeżdżają do nas na gastarbajterów. Wyobrażacie sobie naszą, polską, wtedy, jakże słuszną, dumę?

Proste genialne rozwiązania są zawsze najprostsze. I najgenialniejsze.

triarius

P.S. 1 Bez kompleksów proszę! Polak to nie "dzikus" - my mamy Frycka!
P.S. 2 A teraz wychodzimy pojedynczo i proszę uważać na drony!

niedziela, września 19, 2021

Dlaczego Polska?

Dlaczego to właśnie Polskę należałoby uznać za największego przegranego Drugiej Wojny Światowej? (Chyba, że ktoś łyka te pierdoły o "wolnym, dumnym kraju", czym by miała być tzw. "Trzecia RP"!)

Moim tygrysicznym zdaniem dlatego, że główny agresor, skutkiem tej swojej agresji (a i do dziś i nie wygląda, by to się kiedykolwiek miało istotnie zmienić) ma tę Polskę niemal dokładnie tam, gdzie ją mieć zamierzał, i będzie się tego trzymał do ew. końca swego istnienia. Do linczowania ofiary przyłączyły się zaraz inne sępy, i to niebylejakie, a szczególnie jeden taki, z turbodoładowaniem, specjalnym upodobaniem do akurat tego terenu dla zdobywania padliny, i globalny... No i mamy! Czy to teraz nie jest jasne i oczywiste?

triarius

P.S. Tygrysizm to rzeczywiście Niezłomny Oręż i Narzędzie do Wykuwania...! I tak dalej.

środa, lipca 10, 2019

Bonmot trywialnie merkeliczny

Że Europą rządzi dziś ktoś taki, jak Merkela, jest dla mieszkańców tej Europy po prostu upokarzające i nawet może wywołać lęki z moczeniem nocnym i jąkaniem (jako SYMPTOM oczywiście przede wszystkim)... Jednak fakt, że taki ktoś rządzi akurat nabardziej w Niemczech, a nie np. nowy avatar tego, no... albo tego drugiego, co to... wiadomo... to dla Polski akurat bardzo korzystne.

(Trywialna w sumie myśl? Ależ absolutna zgoda! Jednak ktoś to w końcu musiał głośno powiedzieć, n'est-ce pas?)

triarius

środa, grudnia 13, 2017

Myślęta (zima 2017)

słodka ropuszka
Najsampierw coś artystycznego...

Picasso - Szkoła Frankfurcka w 2D i kolorkach.

* * *

A teraz dłuższe i bardziej jeszcze aktualne...

Żmija, jadowita ropucha, skorpion, bakteria dżumy są obrzydliwe, ale są jakie są i można się nimi co najwyżej, mniej lub bardziej radykalnie, bronić. Pomysł, by im wyrwać jadowite zęby, przypudrować, przykurtyzować ten śpiczasty ogonek, poperfumować Chanel nr 5 i używać jako przymilnych kociaczków widzi mi się dość głupi i mocno niesmaczny. No a czymże jest ulubiona telewizyjna audycja wielu naszych "prawicowych" (hłe hłe!) rodaków "W tyle wizji", jeśli nie takim właśnie podrabianym kociaczkiem? (Swoją drogą sam tytuł jest żenujący.)

"Szkło kontaktowe", na którym jest to wzorowane, to program oczywiście obrzydliwy, ale też na tym dokładnie to tam polega. Najklasyczniejszy ardreyowsko-tygrysiczny "instynkt linczu" (o którym sobie tu wielokrotnie pisaliśmy i który jest cholernie ważny do zrozumienia), niepohamowana agresja w stronę kogoś, kto w sumie jest widziany, jako znacznie słabszy (i niestety słusznie), ale któremu dorabia się różne paskudne i złowieszcze maski... To cała idea i cały lewacki/ubecki wdzięk "Szkła kontaktowego".

Pomysł, żeby to ucywilizować i zrobić coś podobnego, ale słodkiego, łagodnego, dyszącego wprost człowiekolubną moralnością i obiektywizmem, to całkiem jak pudrowanie jadowitej brodawkowatej ropuchy skrzyżowanej z zarażonym wścieklizną skorpionem. Że już nie będę się dodatkowo znęcał nad samą ideą - wspólną tym razem dla obu tych arcydzieł - że oto przychodzi do studia człek od Ducha Świętegp/Kiszczaka obdarzony niebywałym dowcipem i na zawołanie będzie nam tutaj, bez przygotowania, cholernie zabawny.

To się, moim skromnym, niemal zawsze kończy żenadą, tylko że lemingi - także te "prawicowe" - nie raczą, lub raczej nie potrafią, tego zauważyć. Zresztą w przypadku "Szkła kontaktowego" nie o to przecież chodzi! Po co ja o takich żałosnych w jednym, podłych zaś w drugim przypadku, rzeczach tyle piszę? Dlatego, że to nieszczęsne "W tyle wizji" jawi mi się jako metafora Polski. Mógłbym rzec "metafora III RP", ale to by była łatwizna.

Polska, którą byłbym w stanie zaakceptować, to dziś tylko idea - nawet naiwnie zakładając, że wcześniej wszystko było OK... Fakt, że gdzie indziej, jak się nieco pogrzebie w historii, też nigdy całkiem OK nie było, tylko że niektórzy częściej dawali, niż brali w dupę, ale logika sugeruje, że ktoś jednak brać musi, żeby inni mogli dawać... No a później, to, z dwudziestoletnią pieriedyszką, od ponad trzystu lat Polska jest w... Wiadomo gdzie... Ta pieriedyszka była wprawdzie dziesięć razy dłuższa, niż ta ostatnia, ta sprzed paru dni, ale cóż to w porównaniu z wiekami? Ale i wcześniej, twierdzą niektórzy, byliśmy przeważnie, o ile nie po prostu zawsze, kulawi i mocno ślepi...

To była przydługa dygresja, sorry, ale chodzi mi o to, że wolnej (i BOGATEJ, bo o tym wszyscy, z tego co wiem, marzycie) Polski nie stworzy się stosując się do reguł narzucanych przez kraje, które teraz są w upadku (!), a to, że pod względem bogactwa mają jeszcze z czego spadać, wynika właśnie z tego, co one robiły, a my nie. Stosując się do tych reguł, nie tylko nikogo nie dościgniemy - co najwyżej oni, w wariancie hiper-optymistycznym, w którym my w ogóle za pół wieku istniejemy, oni dościgną nas. W dół!

I to jest właśnie, żeby ładnie (na odmianę) zamknąć to arcydzieło ślicznie skomponowanego publicystycznego tekstu (hłe hłe!), to pudrowanie ropuchy, perfumowanie dżumy i przerabianie skorpiona na puchatego przytulaska. Ale cóż, skoro cała prawdziwa polityka jakiegoś narodu opiera się na JEDNYM (słownie JEDNYM) starszym panu, a całej reszcie status kolonii i bantustanu zdaje się całkiem nie przeszkadzać... Skoro "wszyscy Polacy" oznacza także 20% ewidentnej i nie-do-odratowania targowicy, a każdy, kto, zawsze tak czy tak z cudzego nadania, chce Polską rządzić, musi być "wszystkich Polaków"...

Skoro "prawicowość" (żeby to na moment przenieść się z rozdrapywania ran narodowych na poziom globalny) to dziś jedynie te same, co u lewizny LEWACKIE IDEAŁY, TYLKO "MY TO ZROBIMY LEPIEJ"... I tak łagodnie że nawet nie zauważycie! "Przeczyszcza łagodnie, nie przerywając snu", jak głosiła pono jedna przedwojenna reklama. (Spójrzcie sobie pod tym kątem na Trumpa i w ogóle dzisiejszą Amerykę.)

Tak moje ludzie - dzisiejsza Polska to takie "W tyle wizji"! Choć tak bardzo się niby staramy, żeby w końcu mieć coś własnego i fajnego, mamy upudrowaną ropuchę trzymająca się za ręce ze żmiją przerobioną na zaskrońca i resztą opisanej tu przez nas tak udatnie menażerii. Jeśli do tego uwzględnić nieprzyjemny fakt, że ONI mają to samo, tylko bez pudru i spiłowanych zębów...

triarius

P.S. Tak zupełnie bez związku z czymkolwiek, to dwa dni temu widziałem na jakiejś prywatnej telewizji, co ją mam w pakiecie, chyba TV5 HD to się wabiło, pięćdziesięciominutowy film propagandowy pod tytułem "Krym wraca do ojczyzny". Treść dokładnie taka, jaką ów tytuł sugerował, a był to, zgodnie z zapowiedzią, dopiero pierwszy odcinek cyklu pod tym samym tytułem.  W tenkraju wszystko jest możliwe, nawet obrzucenie rządu jajami i pójście do pierdla za spalenie kukly Szczęsnego Potockiego. Tak że nie zdziwcie się, ludkowie moi rostomili, jeśli za jakiś czas będą tu się działy rzeczy, o których ani wam, ani nawet filozofom, się nie śniło.

czwartek, czerwca 23, 2016

(Prawie) cała prawda o Brexicie

Lukrecja gwałcona przez jednego brzydala, a malował Tycjan
Każdy of course gada teraz o Brexicie - jeden że nic nie znaczy, inny że wręcz przeciwnie, i w tej drugiej opcji też są rozliczne warianty, a ja wam ludzie powiem, że to istotne, ale jako SYMBOL, SYMPTOM i ew. punkt przegięcia w Historii. Pod względem tzw. konkretów, a szczególnie tych nieprzesadnie-długoterminowych, faktycznie nie może to mieć ogromnego znaczenia i zaraz sobie wyjaśnimy dlaczego, tyle że nas tu bardziej interesują te długoterminowe, historiozoficzne sprawy.

Dlaczego konkretnie nie bardzo? A dlatego, że po obu stronach - czyli w Unii i w Wielkiej Brytanii (czy jak to tam się teraz oficjalnie nazywa) dominują w sumie te same siły, a im cholernie zależy na globalizacji. W sensie działania ponad państwami, poprzez granice, w sensie tworzenia ponadpaństwowych organizmów, dużo od narodowych państw z założenia potężniejszych...

Co oznacza m.in. także potężniejszych od narodów, w miarę autentycznych opinii poszczególnych społeczeństw, od demokracji wreszcie - na ile ta demokracja jest rozumiana w dawny i nieaktualny już sposób, czyli jako (co za naiwność, jeśli nie gorzej!) "władza ludu", nie zaś jako przerabianie przez ponadnarodową biurokrację, każącą się najemnym propagandzistom nazywać "światłymi elitami" (liczba mnoga zamierzona), maksymalnie zatomizowanych, ogłupiałych i bezsilnych przedstawicieli ludzkiego gatunku wedle swoich upodobań - oficjalnie w celu uszczęśliwienia któregoś z następnych pokoleń do tego stopnia, że aż strach!

Od dawna mam zamiar wam, ludkowie, wyjaśnić z czego bierze się ta niesamowita siła biurokracji, bez której dziś zresztą nijak, chyba że ktoś na serio zamierza jeździć furmanką i bić Niemca kłonicą po łbie, gdyby się gdzieś w okolicy pojawił - choćby i przynosił w darze świece zapłonowe do Volgswagena i odtwarzacz DVD - ale to ambitne zadanie, więc tutaj tylko zaznaczę, że odpowiedź leży (jak zwykle) w ewolucji, a konkretnie w odwiecznej opozycji między zmiennocieplnymi (kiedyś zwanymi "zimnokrwistymi") i stałocieplnymi (kiedyś "ciepłokrwiste"). Czyli węże vs. ssawce. (Łał!) Jeśli komuś coś w głowie zaświtało, to brawo, reszta na zrozumienie musi poczekać i nieco po-poprosić.

To było o konkretach wynikających z przyjęcia lub odrzucenia PRZEZ LUD Brexitu, teraz o tych sprawach istotnych. Czy to dziwne, że miłościwie nam panująca biurokracja, niemal już globalna, wspierana przez... wiadomo... wpadła w lekką panikę, że jej tu zwykłe prole, swymi przestarzałymi demokratycznymi sposobami, sypią piach w tryby wzniosłych i dalekosiężnych projektów? (Jakich projektów? Globalizacyjnych Mądrasiński, globalizacyjnych! Coś nie jesteś dziś w swej zwykłej formie.)

Wiele z tego w świecie konkretów na razie wyniknąć nie może, no bo prole są niesamowicie słabe, zdezorganizowane, ogłupione przez K*winy i P*koty tego świata, ale cholera - czy to przypadkiem nie jest jakieś przełamanie się trendu aby?! Pyta się w duszy każdy z osobna (poza jednoznacznie i do szpiku kości państwowymi) biurokrata i cała (poza jednoznacznie i do szpiku kości państwową, ciekawe swoją drogą, dlaczego tak ją zwalczają K*winy?) biurokracja jako całość. W końcu tak ładnie żarło, bryła świata była już niemal ustawiona jak trzeba - tylko jeszcze dopchnąć ją lekko paroma milionami przydymionych i pełnych temperamentu "uchodźców", a tu nagle...

Symptomy już wcześniej pewne były, fakt, ale kto by się tam przejmował, skoro Parowóz Historii bucha parą, a w szóstym wagonie grubasy zajadają tłuste kotlety, zagryzając dłuuuugimi kiełbasami. Jakie symptomy? A takie, Mądrasiński, że np. byle taśma lat temu parę starczyła, by na Węgrzech (gdzie to właściwie jest?) do władzy dorwała się jakaś taka paskudna... Prole zignorowały światłe rady i opinie. Zgroza! W Polsce (czyli nigdzie) w sumie tak samo...

W Austrii, w wyborach prezydenckich, trzeba było to co wcześniej w tej tam Polsce w wyborach lokalnych, i to tym razem nie dało się tego zrobić czysto lokalnymi środkami... No i nie każdy prol ochoczo oddaje "uchodźcy" swoją żonę i córki, a potem nie pyta go, jak być miało: "a ja sam, na jaką płeć mam się dla łaskawego pana/pani/nie-chcę-zdradzić teraz zrobić, żeby zaspokoić wszelkie pana/pani/nie-chcę-zdradzić potrzeby?"

To wygląda na jakieś - miejmy nadzieję chwilowe - wahnięcie historycznego trendu, jakieś mało apetyczne patyki w szprychach Postępu... A poza tym jest to PO PROSTU SKRAJNA BEZCZELNOŚĆ ZE STRONY @#$%^ PROLI, które powinny - ba, MUSZĄ - za to beknąć! Jeśli nie bekną szybko i boleśnie (a wiadomo że nie ważna jest surowość kary, tylko jej nieuchronność, co nie znaczy, by nie należało tym razem,  i w podobnych przypadkach, ukarać b. surowo), to inne prole też mogą się tak bezczelnie rozzuchwalić, już zresztą niektóre zdradzają takie chętki, a wtedy...

Cóż, wiadomo, że kontrrewolucja nasila się w miarę postępu Sił Postępu, a Parowozu Historii byle stado proli nie zatrzyma, ale cholera, nie tak miała wyglądać ta praca przy uszczęśliwieniu Ludzkości, więc to naprawdę jest paskudna ze strony proli niewdzięczność, skrajny brak smaku, żeby mi się to nigdy nie powtórzyło i jak najszybciej zapomnijmy o tym całym Brexicie - a prole muszą o nim zapomnieć jeszcze szybciej, jakie środki by do tego celu nie były niezbędne.

I TO jest prawdziwy sens tego wszystkiego. Dixi!

triarius

P.S. A wiecie co ostatnio pedzioł Biedroń? Że będzie prezydentem. Polski.

środa, stycznia 27, 2016

Silvula rerum

(Tytuł nie jest jakimś popisywaniem się moją łaciną, która obecnie nie może raczej nikogo zachwycić - po prostu musiałem jakiś tytuł temu dać, a ten jest w miarę adekwatny. Jak ktoś nie rozumie, też nie będzie tragedii.)

*

Na początek chciałbym, zanim zapomnę, utrwalić na wieki wieków (in saecula saeculorum) amen, tego bąmota, cośmy go sobie wczoraj wsadzili na fronton tego gmachu. W końcu kiedyś znowu (Deo volente) zmienię fronton, a genialny bąmot zniknie, czego nie chcemy. A więc...

Kiedyś depresja była rzadką chorobą duszy, dotykającą emerytowanych alchemików. Dzisiaj Realny Liberalizm uczynił ją powszechną i dostępną każdemu.

* * *

Nie wiem, czy do was też docierają przemądre intelektualne argumenta za przyjmowaniem "uchodźców" z rozwartymi ramionami... (Żeby już nic o rozchylonych pośladkach nie wspomnieć, ani choćby nogach, co w tych czasach można uznać niemal za pruderię.) Ale w zachodnich telewizjach jest tego masa - chodzi o argumenta tego typu, że przecież zachodnie społeczeństwa są tak bogate, że żadna ilość emigrantów im nic nie robi. Itd.

Jest to dokładnie taki argument, nawet przy założeniu maksymalnie dobrej woli mówiącego, oraz absolutnej autentyczności "uchodźców", jak gdyby taki autorytet (z zamkniętego osiedla) wam, ludzie, rzekł: "sąsiadowi zalało mieszkanie, więc przyjmijcie go do swego małżeńskiego łoża - macie przecież pod dostatkiem poduszek i kołder!"

Cała ta przeinteligentna (inaczej) "dyskusja" sprawia mi - gorzką, ale jednak satysfakcję - no bo, gdyby, zgodnie z moimi, tu wyrażanymi od lat, pragnieniami und postulatami, znalazło się teraz w Polszcze z pięciuset ludzi, którzy przestudiowali i zrozumieli owe cztery Ardreya książki, które my, wołając magna voce na puszczy, próbujemy wylansować, to byłyby po naszej stronie jakieś sensowne, a jednocześnie radykalne i nie znoszące sprzeciwu argumenta przeciw szaleństwom Merkeli tego świata (nie swoim oczywiście kosztem, ale oni tak mają).

Terytorialność - moi rostomili ludkowie! Nie tylko to, ale i tego z nawiązką wystarczy na wszystkie te słowicze tryle o "uchodźcach"! Nie dziwię się, że nasz Ardrey jest teraz trudniej dostępny od Adolfa H., a do tego starannie zamilczany, bo to dynamit i więcej, tylko że na razie jeszcze można, a wkrótce, jeśli ten cały @#$%% ma jeszcze zamiar pożyć, a co dopiero nadal porządzić, zamiast....

Zupełnie przeciwnie... to Ardrey będzie raczej musiał zająć miejsce największych paskudników w historii. Itd. Zachęcałbym więc do przeczytania, póki jeszcze to możliwe, a także do ew. powielania, dystrybuowania, polecania, tłumaczenia, cytowania i STOSOWANIA.

* * *

Chodzi mi po głowie myśl, że być może (jeśli Bóg pozwoli) nigdy jeszcze w historii parę milionów ludzi w tak łatwy, prosty i bezpieczny sposób nie zmieniło jej, historii znaczy, biegu. Po prostu idąc na zwyczajne demokratyczno-liberalne, mało w sumie estetyczne, nieco co najmniej oszukane itd., WYBORY i oddając właściwy głos. Chodzi o Polaków, chodzi o wybory cośmy je mieli w zeszłym roku, chodzi o wybranie Dudy, a nie Bula, oraz PiS, a nie czegokolwiek innego, z Platfąsami na czele.

Naprawdę tak to widzę, choć to tylko faktycznie taka intuicja. Jednak jeśli naprawdę, jak mi się to teraz widzi, te tam Merkele postanowiły docisnąć do dechy i za jednym razem dokończyć dzieła... Czyli załatwić chrześcijaństwo i parę innych rzeczy, do których lud wciąż jakoś, mimo tylu lat nad jego rozwojem pracy, nieco przywiązany, przez co stawia opór racjonalnej hodowli...

Z katolicyzmem oczywiście na czele, szczególnie z jakichś powodów znienawidzonym przez to towarzystwo, choć i tak "więzień Watykanu" - będąc od setek lat więźniem właśnie, mając więc swoich strażników i swoją miseczkę zupki co najmniej raz dziennie (chyba że poważnie strażnikowi podpadnie) - wolniej lub szybciej, chętniej lub mniej chętnie (obecnie jednak chyba bardzo, rozczarował mnie ten Franciszek, ale też co on może?)... I tak idzie tam, gdzie oni chcą, katolików za sobą, w nieunikniony sposób (bo katolicyzm jest hierarchiczny z Papieżem na czele!) prowadząc.

Więc tutaj bym większych nadziei nie miał. Przynajmniej, o ile łaskawy Bóg nie zacznie znowu, i to względnie szybko, czynić cudów tak efektownych i tak skutecznych, jakie są do podziwiania w ST. Jedno czy drugie nie-do-końca-udowodnione uzdrowienie jakiegoś przejedzonego z niestrawnością tutaj niestety już nie wystarczy. (Zresztą "efekt placebo" itd.) Co najmniej ogień z nieba, rozstąpienie się morskich wód - takie rzeczy proszę! Na razie czekamy.

Tylko że ja nie o tym. Ja o tym, że te Merkele i Sorosy zagrały gambitowo, sądząc, że wygrają. (Raczej z takiego powodu się z reguły gambitowo grywa, jeśli nie jest się kompletną nogą.) Nasprowadzają, będzie chaos i bordello, oni jako arbiter, wszystkich za mordę, oczywiście islamistów o wiele mniej, bo oni sobie nie dadzą, ale co Merkelom właściwie islamiści szkodzą...

Społeczeństwo stanie się już do końca bagnem behawioralnym pod znakiem multikulti, a jeśli ktoś będzie chciał budować coś nowego - COKOLWIEK - no to ma do dyspozycji praktycznie czystą kartkę papieru, żeby sobie szkicować, robić samolociki, czapeczki, pisać donosy, manifesty, zagrzewające do stachanowskiej wydajności poemata... Żyć nie umierać! Można by o tym więcej, można by o tym lepiej, zgoda, ale chyba da się zrozumieć.

No ale niewykluczone, że Merkele i Sorosy jednak się przeliczyły, i to właśnie z powodu wschodniej Europy, właśnie z powodu Polski, właśnie z powodu tamtych niedawnych, zaskakujących swymi wynikami wyborów! Gdyby wszystko szło grzecznie, czyli mielibyśmy u władzy Platformę lub jakiś jej @$% avatar, to Niemce przebrały by sobie w tych imigrantach, zatrzymały tych użytecznych, a nam, i innym podludziom, oddały resztę.

Czyli islamistów, psychopatów, lub co najmniej ludzi z IQ na poziomie Bula i niezdolnych do żadnej pracy. A tutaj z rozsyłania nici, zaś opór narasta z każdym dniem w całej złączonej w bratnim uścisku Europie. Niemce mają problem - jacyś smętni idioci, jak Szwedzi, którzy się o to proszą od pół wieku co najmniej, też, ale co to komu szkodzi? Chcącemu zresztą z definicji nie dzieje się krzywda.

Spengler patrzy na to wszystko z jakiejś chmurki i na pewno kibicuje nam tutaj - Tygrysistom znaczy - a nie Merkelom, jak i nie kibicował Hitlerowi, choć były propozycje. Polska, względnie jednorodna i ze zdrajcami ładnie się obecnie odklarowującymi (niczym brudna oliwa w szklance czystej wody) od przyzwoitych Polaków, jest w sytuacji względnie (b. względnie, ale i tego trudno się było spodziewać rok temu!) korzystnej, a Niemcom wiatr nagle w oczy.

W długiej perspektywie - jeśli przetrzymamy - to się naprawdę ma szansę szpęglerycznie odwracać...

* * *

Ktoś uważa, że jakiś moralne skrupuły powstrzymywałyby szeroko pojętą Platformę przed stosowaniem płatnych internetowych trolli? Nie? Śmieszne pytanie, prawda? No to może Platforma nie potrafiłaby dostrzec "pożytku" z owych trolli i wolałaby postawić na inne środki - na przykład na dopieszczenie Polaków i dbanie o polski interes? Też nie? No to już nie wiem... Może by im nie starczyło forsy na parę setek tego typu "bezrobotnych magistrów ekonomii" i "kalek z Berlina" na to klepanie głupot w sieci?

A jeśli to by nie musiało być od razu na "Sowę i Przyjaciół"? Ani na policzki cielęce i ośmiorniczki z Biedronki gdziekolwiek? Znalazłyby się jednak jakieś środki, prawda? (Tak przy okazji, to ten "bezrobotny" i ten drugi to akurat prawda. Ilość ewidentnych folksdojczów na takim szalomie jest nieprawdopodobna i woła o pomstę do nieba, poza tym, że o jakieś @#$$% adekwatne działanie. A to, że lewak, obrażając wszystkich, jednocześnie skamle o litość, to takie dla nich typowe.)

Jeśli więc uznajemy, że Platforma na to wpadła, stać ją i nie ma skrupułów, które by ją powstrzymywały... A mówimy o "Platformie" w NAJSZERSZYM rozumieniu... To powiedzcie mi proszę, z jakiego to powodu taka masa prawicowych i patriotycznych ludzi, z pozoru rozsądnych, dyskutuje "kulturalnie" z trollami, którzy, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie piszą nawet tego, co im naprawdę w duszach śpiewa, tylko powielają, ZA FORSĘ, otrzymane propagandowe kawałki?

Tak mi się to jakoś kojarzy z jedną naszą narodową przypadłością, o której sobie tutaj mówiliśmy, z tym, że to akurat nie chodzi o tę, która dotyka emerytowanych alchemików. O tej drugiej mówiliśmy tu sobie nieco dawniej, ale to były sprawy naprawdę ważne i jako takie zostało to przez całkiem wielu ludzi za ważne, a do tego dość odkrywcze, uznane.

Wiecie o co chodzi? Różne rodzaje... Czegoś tam. No to zastanówcie się łaskawie, czy nie mam racji, a potem jeszcze łaskawiej powiedzcie mnie, i światu, w komęcie, co na ten temat sądzicie. (NIE w prywatnym mailu, do @##$$ nędzy!)

Szczególnie ci, którzy, jako niezłomni patrioci, nie zniżający się do głosowania w bantustanach i woląc zamiast tego masować sobie cnotkę, czekając na białego konia ze Zbawcą na grzbiecie - stracili szansę na zrobienie wbrew Merkelom i Sorosom, teraz mają drobną szansę nieco się zrehabilitować. (A na drugi raz głupio nie mądrować, tylko robić co Pan T. mówi!) Teraz trochę oczywiście żartuję, ale nie do końca, a wy - poprawcie się!

triarius

P.S. I oczywiście zapomniałem o najważniejszym. Mógłby mi ktoś spróbować wytłumaczyć, dlaczego druga część tego kawałka o wiązaniu ogonów jest aż tak dziko popularna? Do popularności Kuraka czy K*wina to się wprawdzie nie zbliża, ale setki wejść przez parę dni, wielokrotnie więcej, niż jakikolwiek mój tekst ostatnio? 794 wejścia na ten jeden tekst 28 stycznia o 17:20. i (jakżesz typowo!) ani jednego komęta.

Dlatego, że wsadziłem tam jeden krótki erotomański wtręt? W sumie żart przecie, choć z drugim dnem? Cieszę się, że wam przypadł do gustu, ale też takie wtręty były już przecież wiele razy i aż takiej sensacji nie robiły.

Zresztą, gdyby mi płacili grosz za każdy erotomański koncept, to byłbym dziś chyba najbogatszym człowiekiem na ziemi, gdyby mi się tylko nie znudziło, bo mógłbym je generować tańcząc na linie na wysokości dwudziestego piętra. (Choć z samym tańczeniem byłoby gorzej.) Więc?

A może chodziło o ujawnienie imienia mojego osobistego kota?!

czwartek, stycznia 14, 2016

Mój głosik w aktualnych kwestiach

Na samym topie szalomu jest w tej chwili pewien tekst, całkiem sensowny, który mnie natchnął. Oto linek:

http://leonarda.salon24.pl/691571,i-co-dalej-z-euro-intrygantami

a poniżej to, co ja tam w komęcie od nim wpisałem (a następnie przyozdobiłem rabatkami, rozbudowałem i doprawiłem czarnuszką), tylko że za cholerę nie chce wejść, nie wiem dlaczego, ale żadne z tych przypuszczeń nie jest dla szalomu pochlebne. W każdym razie tutaj to macie...

* * *

Fajny tekst, słuszny, ale mam jedną sprawę.

Otóż ja podpisami i petycjami brzydzę się od małego, a już na pewno od czasów późnego Gomułki co najmniej. No i nie mam ochoty tego zmieniać. Pisanie do indywidułów w rodzaju tego tam, jakmutam... i tego drugiego, per "Szanowny Panie" i zapewnianie do tego, że kocham Unię, tylko wypaczenia nie, albo i nie to, bo zbyt ostro, po prostu mnie mierzi.

Róbcie to, jeśli chcecie, ale ja nie będę - wy natomiast, dobrzy ludzie, możecie ew. z pełną odpowiedzialnością dopisać w postscriptum, że są także tacy, którzy metod w rodzaju kulturalnych rozmów z ludźmi, którymi się brzydzą i z którymi nigdy nie chcieli mieć do czynienia, czują wstęt, ale tym bardziej wstręt także czują do tego typu chamskich napaści, nie mówiąc już o jawnej zdradzie (ten Czuchnowski jeszcze nie siedzi, by the way?), a popierają nowy polski Rząd i polskiego Prezydenta.

Po prostu tacy ludzie, a w każdym razie ja, na razie, mówiąc historyczną meaforą, "stoją z bronią u nogi". Jeśli jednak trzeba będzie bronić Rządu, Prezydenta, Prawa i Sprawiedliwości (z dowolnie wielkiej litery), i po prostu Polski - przed kimkolwiek, z Unią Europejską włącznie, a z koszmarną ubecką, okrągłostołową III RP na czele - to się nie zawahają, i uczynią to raczej szybciej i bardziej zdecydowanie od tych piszących petycje.

Tak jak nie brałem udziału w słynnym dwudniowym (!) referendum na temat wejścia do Unii (która także oczywiście miała całkiem inaczej wyglądać, niż wygląda), ponieważ uznałem, że większa jest szansa na nieuzyskanie wystarczającej ilości uczestników - a teraz liczę się jako ten, któremu było wszystko jedno, tak teraz też nie jest mi wszystko jedno i na pewno nie zamierzam spokojnie patrzeć, jak mi ta Unia do końca robi z mojego kraju niemiecką kolonię i bantustan.

To, że nie raczę pisać do tych całych Oettkerów, czy jak im tam, nie oznacza także, że nie zamierzam w ogóle nic robić podczas tego "stania z bronią u nogi". Zamierzam i będę. Tak samo, jak przed tamtym referendum nawiązałem kontakt z pewnym przedsiębiorcą, zaprojektowałem znaczki wyrażające niechęć do Unii, które miały być wyprodukowane w postaci nalepek...

Nalepki się wprawdzie nie pojawiły, bo mój przedsiębiorca nagle, bez uprzedzenia, zmarł na serce. Nie wiem, czy to był wczesny przypadek weekendowego samobójcy, prawdopodobnie nie, ale nie da się tego wykluczyć, tym bardziej teraz, kiedy już z Unii, jak kiedyś z Salome, spadają ostatnie zasłony.

Nic nie sugeruję, bo też nic nie wiem i to nawet nie jest jakieś zdecydowane podejrzenie, ponieważ nie miałem nigdy sposobu tego zbadać i się tym nie zajmowałem, ale przecież miła anegdotka na czasie, a mówimy przecież głównie o tym, czy tacy jak ja - którzy nie będą pisać i unijnych komisarzy przekonywać - pozostają całkiem bierni, czy jednak nie.

Swoją drogą cudna jest ta nazwa "komisarz"! Przypomina mi się zawsze, gdy to słyszę, taka wydana w Londynie monografia 8. Pułku Ułanów, gdzie jest opis, jak to w wolnie polsko-bolszewickiej na Ukrainie walczyło pięciu amerykańskich lotników, przesadzonych na konie, i po pewnym starciu jeden z nich, ogromny chłop, w skórzanej kurtce, wycierając zakrwawioną szablę, mówi "pięciu zabiłem, samych komisarzy". (Musi to był amerykański Polak, co by wiele wyjaśniało.)

Oczywiście nikt tych panów szablą tu nie zamierza, ale może warto wiedzieć z czym mi się nazwa "komisarza" kojarzy i dlaczego, a przy okazji interesujący, jak sądzę, fakcik z rodzimej historii, z bardzo trudnodostępej książki. Ja już jej od dawna nie mam, rodzina sprzedała ją wieki temu dla chleba, kto ją może mieć i w jakiej budzie... Czy jakim innym, powiedzmy, Chobielinie... Można się tylko domyślać, i raczej nie był to nikt rodzinnie z jakimikolwiek ułanami związany, góra z armią Budionnego (pion polityczny), ale też w takim kraju od '39 roku przyszło nam żyć.

Szabli zresztą też już od ponad pół wieku nie mam, więc spokojnie! Choć jako dziecię korzeniami sięgające sporo przed czasy PRLu, naprawdę w dzieciństwie autentyczną ułańską szablę przez krótki czas miałem, a jakże! (Że o srebrnych łyżkach z koronami nie wspomnę, zresztą już kiedyś było.) I ona, ta szabla (choć łyżki także, wraz z widelcami, choć kiedy indziej, a srebrne herbowe półmiski mnie po prostu nie doczekały i dopiero się ostatnio o ich istnieniu przypadkiem dowiedziałem) też nagle razu pewnego znikła. 

Też niewątpliwie po to, żeby się pojawić na ścianie jakiegoś resortowego... Powiedzmy... "nowego arystokraty". Ale rodzina, moja na odmianę, miała za to czas jakiś na chleb, buty i szkolne podręczniki. No, może jeszcze na jakieś inne, tańsze książki, czy wyjazd na narty - nie przesadzajmy z tą nędzą, choć bogato nie było.

Fakt, że robiłem tą szablą dziury w podłodze - wiele poza tym nie potrafiłem. I dobrze, że nic więcej nie potrafiłem, bo była potwornie ciężka dla dziesięciolatka. Mogłem sobie na ten przykład przedziurawić stopę, albo coś... Nic w każdym razie zasługującego choćby na pióro Sienkiewicza. Co jednak nie nijak nie uczyni z chama, który ją teraz ma (a którego niniejszym pozdrawiam), żadnej autentycznej elity.

Tak że nie wprost szablą, jak tamten dzielny człowiek, ale w starciu "komisarzy" i innej unijnej biurokracji z moim krajem opowiadam się zdecydowanie po tej stronie mojego kraju - i po prostu nie raczę z tym szemranym unijnym towarzystwem rozmawiać, przynajmniej dopóki ta rozmowa ma udawać kulturalną konwersację, a niestety na razie musi. Gdyby jednak polskie państwo uznało, że jest zbyt słabe, by np. doprowadzić Czuchnowskiego do mamra, to ja się polecam - znajdę paru kumpli i go dostarczę.

Mam nadzieję, że za parę lat takie indywidualne usługi nie będą już konieczne, a unijni "komisarze" - wszystkich pięciu (znowu ta święta liczba?), czy ilu ich tam jest - od Polski się łaskawie odczepią. Jeśli miałoby to oznaczać referendum za wyjściem z Unii, czy po prostu wyjście - jestem za! Nawet, gdyby miało to miałoby pociągnąć za sobą parę lat gorszej ekonomii dla mnie osobiście. Unia i tak szybko nas w tym dogoni - spokojna głowa!

Pzdrwm

triarius

P.S. A tak przy okazji, to Kurak się dzisiaj martwi pisowskim pijarem, i cała masa innych ludzi. "Dać ludziom forsę, chleba i igrzysk!", wołają. A ja sądzę, że wystarczyłoby dorwać jakąś sporą ogólnopolską telewizję, co już, z tego co słyszę, nasi mają, albo prawie, a potem przez parę godzin dziennie nadawać najprzeróżniejsze aktualności z frontu wiadomych "uchodźców". 

To naprawdę dałoby zrobić w b. interesujący, choć włosy na plecach jeżący, sposób. Nawet ja bym to potrafił, jeśli nie dotychczasowi uznani dziennikarze. Jeśli Polacy są aż tak durni, żeby nie rozumieć i w każdej chwili nie pamiętać, że upadek obecnego Rządu i/lub Prezydenta oznacza setki tysięcy muzułmanów, nie zawsze miłych w obyciu, w ciągu paru zaledwie lat, oraz po prostu ordynarne multikulti dla naszych ew. wnuków, jeśli nie więcej, no to faktycznie zaslugują na platformę i rządy unijnych "komisarzy"! Tak aż źle chyba jednak nie jest.

Dzisiejsza np. rewelacja z BBC (przynajmniej tam ja to zobaczyłem) o zbiorowym gwałcie na trzyletnim chłopcu w obozie dla uchodźców w Norwegii - akurat zresztą na Mikołaja, nie wiem czy celowo, ani czy to miało związek - to nie jest oczywiście nic przyjemnego, ale swoje by to zrobiło. Po prostu na razie mało kto wie.

niedziela, lipca 06, 2014

Łzy miniaturowego szympansa (rzecz o kostarykańskim futbolu)

Wyobraźmy sobie kraj, gdzie niemal wszyscy mężczyźni pasjonują się sportem... Ale nie każdym sportem, nie byle jakim sportem - najpopularniejsza jest jazda figurowa na lodzie, potem długo nic, następnie pływanie synchroniczne, kulturystyka i gimnastyka artystyczna.

No i co? No i nic. Po prostu potrzebowałem jakiegoś melodyjnego akordu na rozpoczęcie. Inaczej pod względem literackim ten tekst pozostawiałby nieco do życzenia. Tego zaś, każdy się chyba zgodzi, byśmy nie chcieli.

* * *

Karłowaty szympans Bonobo - najbliższy krewniak człowieka, mający w swym garniuturku tylko coś tam półtora procenta innych od nas chromosomów - kiedy widzi naparzających się pobratymców, ilość testosteronu we krwi momentalnie zwiększa mu się 1100-krotnie. (Chodzi o Bonobę płci męskiej.)

Tak więc, choćby tylko z tego względu (zakładamy bowiem, że u ludzi jest podobnie, no a testosteron w sumie jest w facetach cenny, a z drugiej strony coraz go tam, z jakichś powodów, mniej) - kibicowania nie da się zbyć jednym pogardliwym prychnięciem.

Więcej powiem! Kiedy taki Bonobo da drugiemu w kość, ilość testosteronu w jego krwi podnosi się 1300 razy. Kiedy jednak sam w kość od drugiego dostanie - poziom ten momentalnie się obniża. Nie wiem dokładnie o ile, chyba nie idzie to w setki i tysiące, bo by było wiadomo, ale jednak się obniża.

Tak więc, z prostego oszacowania wynika, że kibicowanie (no bo w końcu czymże innym jest przyglądanie się, jak się inni naparzają?) - ze względu na poziom testosteronu we krwi przynajmniej - jest lepsze od rywalizacji sportowej we własnym wykonaniu (no bo w końcu czymże innym jest...? itd.)

Szansę na zwycięstwo w bójce określamy, zgrubnie ale inteligentnie, na 50 procent, z czego wynika że przy kibicowaniu mamy gwarantowane T = 1100, czyli wzrost 1100 razy, a przy własnym udziale T = (1300 + x) / 2, gdzie x jest nieznaną wartością UJEMNĄ, z czego wynika, że T < 650. Czyli niemal dwukrotnie lepiej jest kibicować na testosteron, niż samemu się narażać! Jeśli ktoś nie miał do czynienia z min. Hall, to chyba nie powinno z tym obliczeniem być problemu.

* * *

No i nie jest to jedyna, potencjalna choćby (mówię to z wrodzonej ostrożności procesowej) korzyść z kibicowania. Oglądając tych różnych championów można się na przykład tego i owego nauczyć z ich techniki. Jeśli ktoś, oczywiście, sam te same techniki także uprawia.

Co nie jest aż tak częste. Jednak są i inne korzyści, o których mógłbym napisać książkę, albo co najmniej porzadny esej... (Wiem, że to musi być wnerwiające, czytać co ja bym mógł, gdyby był sens, ale tu akurat to jest prawda i to ma znaczenie.)

Od tych atletów można się nauczyć psychicznego podejścia, że tak to określę. Nie chodzi t jednak o: "widzisz dziecino do czego można dojść wytrwałą pracą", bo to, moim zdaniem, kłamliwe pierdoły.

Wytrwałą pracą taki wyczynowiec dochodzi do zmarnowanego dzieciństwa; zmarnowanej młodości; masy kontuzji, które z nim zostaną do końca; braku wolności na codzień (oczywiście siedzący w biurze mają to samo, ale wciąż jakby jednak mniej); opasłego cielska zaraz po zakończeniu kariery, czyli przeciętnie gdzieś po trzydziestce... I tak by można długo.

Nie o to mi tu chodzi - chodzi mi o rzeczy naprawdę imponujące, i z którymi można, a nawet warto, się w jakimś stopniu "utożamić". Mówię o gościu strzelającym karnego w sytuacji, gdy od jego stopy zależy przyszłość narodu (ach!)...

Mówię o bokserze, który dostając potworne cięgi, wciąż jednak pamięta, że to jego zawód, że nie czas teraz na zastanawianie się, czy nie było lepiej wziąć tę pracę w pizzerii u stryja, kiedy mu ją proponowano, zamiast tego koszmaru co teraz... I to się jeszcze szybko nie ma zamiaru skończyć.

Ani nawet (wciąż mówimy o bokserze) - choćby i wygrywał wysoko, ale i tak co pewien czas może dostać bombę, po której mu dzwoni w uszach i wzrok się zaćmiewa (ktoś z was to przeżył?), a on nawet nie może jęknąć "ch... d...a i kamieni kupa!", bo przeciwnik dostanie zastrzyk energii i te rzeczy.

Plus sprawy poznawcze, naprawdę liczne i często istotne, które można wyciągnąć z kontemplowania sportu uprawianego przez innych, ale to już jest właśnie to, o czym teraz nie będzie mówione.

* * *

Skoro z tym kibicowaniem jest tak fajnie, to dlaczego każdy sensowny Bonobo, widząc typowego dzisiejszego kibica... Takiego stadionowego na razie sobie bierzemy na warsztat - tego z wymalowaną twarzą, z meksykańską falą, z wuwuzelą, w czapeczce...

(UWAGA: Nie mówimy tu o tzw. "kibolach"! To całkiem inna kwestia. Nie mówimy też o kibicowaniu Polonii Golina i tego typu lokalnym klubom! Mówimy o Mundialach, a co najmniej meczach międzynarodowych. I to w sumie, w tej chwili, tych bez "naszej" reprezentacji, bo wtedy rolę grają całkiem inne, choć też często dziwne, czynniki.)

Dlaczego zatem ten miniaturowy nasz krewniak, widząc takiego... Lub widząc raczej stado takich, bo to stworzenia stadne... Dlaczego on zatem krzywi się pogardliwie i pod nosem syczy coś o lemingach?

I czemu ten nasz przyjaciel, ten nasz kuzyn, widząc siedzącego przed telewizorem - nawet bez czapeczki, bez wuwuzeli (sąsiedzi by mu dali!), bez wymalowanej twarzy... Jedynie z piwem, telewizorem i tym kibicowaniem... Czemu on, ten Bonobo, także nie przejawia zachwytu? A przecież powinien - testosteron i to wszystko!

Gorzej! Jeśli ten Bonobo czuje się polskim patriotą, to na widok typowego polskiego kibica - powiedzmy piłkarskiego, bo takich najwięcej i to akurat na czasie - czemu on jest smutny, a z jego oczu często, całkiem dosłownie, płyną rzęsiste łzy?

A dlatego, jak sądzę, że ten nasz rodzimy kibic - ten wielbiciel futbolu, siedzący sobie spokojnie, bez wuwuzeli i z gołą głową, przed rodzinnym telewizorem - uwielbia "piękny futbol". Uwielbia go i nie znosi żadnego innego. Kiedy widzi jakiś inny, to po prostu cierpi. Geneza tego zjawiska? Cóż, co najmniej to, że mu to wpojono, że mu to wpajano przez dziesieciolecia, i to nie byle jaka machina się tym zajmowała.

Cóż jednak jest nie tak z tym "pięknym futbolem?", spyta ktoś. Na co odpowiem (w dużym skrócie, bo to wielki temat, a ja mam zamiar za chwilę to skończyć), że "piękny futbol" to jest taka futbolowa imitacja jazdy figurowej na lodzie... (Wyjaśnił się ów dziwny początek tego tekstu, prawda?) Albo może pływania synchronicznego - minus te urocze klamerki na noskach, oczywiście.

O ile ktoś naprawę sam kopie piłkę i przywiązuje do tego sporą wagę... A do tego kopie tę piłkę bez porównania lepiej od np. Donalda T., obecnie premiera III RP - któren to robi, jak sugerują pokazywane czasem w telewizji migawki, marnie - no to zgoda! Albo trenuje przynajmniej jakąś podwórzową drużynę. Wtedy podpatrywanie, ale także "wchłanianie przez osmozę", technicznej maestrii różnych tam Brazylijczyków ma swój sens. Coś z tego wynika.

(Ja na przykład, w taki sposób oglądam boks czy MMA, choć żadnym zawodnikiem nie jestem, a rękawice zdarza mi się założyć, dać i dostać w ryło, raz na parę lat... No, parę razy. Ale jednak wciąż mam poczucie, że to mi się przyda, albo przydać może. To było obowiązkowe zjadanie własnego ogona, of course. Tak samo będzie patrzył ktoś grywający czasem w tenisa na jakiś Wimbledon, choć przepaść pomiędzy nim i tamtymi zawodnikami jest przecież kosmiczna.)

Dla innych ludzi, dla typowego inteligenta w średnim wieku patrzącego na mundialowy futbol, ten aspekt sprawy po prostu nie istnieje. W sensie, że nie ma powodu istnieć, bo go naprawdę nie dotyczy. Dla niego cudne opanowanie piłki przez Brazylijczyków to dokładnie to samo, co cudne skoki homoseksualnych (albo świetnie udających) figurowych łyżwiarzy, bo jazdy figurowej taki ktoś (dzięki Bogu!) też na ogół osobiście nie uprawia.

Piękne zgranie i celne podania... (A przyznam, że sam nie znoszę niecelnych podań, chyba najbardziej ze wszystkiego, co oferuje futbol.) Piękne zgranie zatem - czy to nie jest całkiem jak pływanie synchroniczne, że spytam? (Minus oczywiście te klamerki, choć parę lat temu niektórzy próbowali i temu zaradzić - pamiętacie?)

Tym co naprawdę jest ważne w tym obcym, międzynarodowym, mundialowym futbolu - dla Bonobo i dla sensownego kibica - jest WALKA! Nerwy, czyli te karne, które wspomnieliśmy sobie wcześniej. Ryzyko. Odporność psychiczna. Wydolność fizyczna też oczywiście, ale z naciskiem na to, że kiedy już całkiem nie możesz (ktoś to jeszcze z dzieciństwa pamięta, jak to się czuje, kiedy ze zmęczenia masz ciemno przed oczyma itd.?)

Piękny techniczny boks (żeby na chwilę znowu odejść od piłki nożnej) jest, czy może być, fascynujący dla kogoś, kto chce swój własny boks poprawić, albo lepiej trenować kogoś innego. Piekny futbol jest interesujący dla specjalistów i ludzi futbol praktykujących.

(To trochę tak, jak z urodą modelek, by the way: w tej branży królują homoseksualiści, więc masy w miarę normalnych facetów nabierają się na te ich dziwaczne gusta. Przy założeniu, że sprawozdawcy sportowi i eksperci są uczciwi, to by mogło być wytłumaczenie i tego zjawiska, o którym mówimy!)

Mecz, czy walka bokserska, w której obie strony stosują te same środki, i chodzi tylko o to, kto w danym dniu będzie je stosował nieco, odrobinę, lepiej - to z założenia skrajna nuda. Pułapka na zmanipulowane lemingi po prostu. Pułapka na współczesnych biednych, zahukanych, zagubionych i niemal już skastrowanych, facetów.

Naprawdę fascynujące są zawsze walki GAMBITOWE! W sensie, że każda ze stron stosuje INNE środki. (Najczęściej dlatego zresztą, że innych nie może czy nie potrafi.) Kiedy jeden bokser jest super technikiem, walczącym na dystans prostymi, drugi zaś odpornym na ciosy sluggerem, dysponującym usypiającym prawym sierpem. Warianty tego tematu można podawać godzinami, z wielu sportowych dyscyplin, i ilustrować je konkretnymi przykładami.

To samo dotyczy futbolu. Niby dlaczego miałoby nie dotyczyć? Jeśli mam rację (a na ogół miewam), to wczorajszy mecz Kostaryki z Holendrami w ćwierćfinale Mundialu był - wbrew jękom masy przeróżnych "prawdziwych wielbicieli futbolu", opłakujących "nudną, powolną i prymitywną grę" - właśnie najbardziej emocjonującym (nie na sto procent jednak, bo wszystkich na początku nie widziałem).

Kostaryka robiła to, co potrafiła - oczywiście, że ta drużyna, warta oficjalnie jakąś piętnastą część tego, co jej przeciwnik - nie była w stanie sprostać Holandii na jej terytorium. Czyli na terytorium "pięknego, technicznie zaawansowanego futbolu". (Fanfary, werble, chóry starców.) Jednak, przy swym technicznym prymitywiźmie, potrafiła walczyć tak, że Holendrzy w żaden sposób sobie z nimi poradzić nie mogli.

Naiwny oglądacz, uważający się, o dziwo, z reguły, za "wyrobionego i znającego na rzeczy kibica", widzi tylko to, co na powierzchni. "Widzi drzewa, nie widzi lasu", żeby zacytować zgraną kalkę. Widzi piękne lewe proste, widzi celne podania i ładne dryblingi... (Chwała mu i za to, bo bywa jeszcze gorzej.)

Nie dostrzega jednak na przykład tego tego, jak szanse na zwycięstwo przechodza od jednego przeciwnika do drugiego. Powoli, albo z nagła, czasem zaś oscylując. I to właśnie jest o wiele ważniejsze od cyrkowych sztuczek i zgrabnego łapania na spalone!

We wczorajszym meczu - założę się - większość "wyrobionych kibiców" nawet się nie zastanowiła, na czym mianowicie polegała szansa Kostaryki na sukces, do czego oni "strategicznie" (choć to zbyt duże słowo na jeden mecz, jednak "taktyka" to coś mniejszego) dążyli... Ani dlaczego Holendrzy byli aż tak nerwowi, co się przecież zaczęło bardzo wcześnie.

A TO właśnie są, moim skromnym, sprawy stanowiące o sensie oglądania sportu, pasjonowania się sportem (przyznam wprawdzie, że ja już mam to raczej za sobą, choć wciąż pamiętam te emocje) - dużo bardziej niż śliczne dryblingi, podbijanie piłką (widzieliście co potrafią z piłką robić w cyrkach? i to o ile taniej!), celne strzały... Które w sumie żywotnie dotyczą tylko bardzo niewielu z nas.

No to dobra, to będzie na tyle. Ew. Czytelników pozostawiam z zagadnieniem wciąż pozostającym do rozwiązania - dlaczego mianowicie polski patriotyczny mini-szympans Bonobo nie może się powstrzymać od płaczu na widok standardowego polskiego kibica? No bo jaki niby ma związek ta Kostaryka i całe to kibicowanie z Polską i z (nie bójmy się tego słowa!) Tygrysizmem? A jednak ma, tylko trzeba nieco, na odmianę, pomyśleć.


triarius

sobota, kwietnia 05, 2014

Gówna dla Polski (version lite)

Tytułem eksperymentu opublikujemy sobie teraz tutaj wersję light naszego poprzedniego tekstu. Czyli wersję pozbawioną większości co mniej istotnych wtrętów, obcych narzeczy i innego baroku. Mam nadzieję, że w tej wersji mój - genialny, nie oszukujmy się, a także potencjalnie ogromnie ważny dla przyszłości Polski i świata - tekst, zrobi karierę. (Do kogo te słowa są przede wszystkim skierowane, to on chyba sam wie i niech łaskawie wyciągnie wnioski! ;-)

* * *

Opowiadają, że kiedy Kostek Biernacki, jako młody legionista, miał wieszać jakichś dywersantów, wzbraniał się i mocno to przeżywał, na co mu Piłsudski rzekł, cytuję z pamięci: "A gówien to dla Polski wywozić nie łaska?"

Ja, widzicie ludzie, akurat zmierzam do poruszenia kwestii ojrowyborów... No więc, zachowując wszelkie proporcje - dostrzegam pewne analogie pomiędzy tym wieszaniem owych dywersantów i uczestniczeniem w rzeczonych ojrowyborach. Żeby już o wywożeniu gówien nie wspominać, bo tutaj podobieństwo aż bije po oczach.

Głupie to, obiektywnie mało sensowne, no bo w końcu każdy nasz głos to tylko jedna iluśtammilionowa wyniku... A do tego przecie ruskie, i wszelkie inne, serwery... Ale jednak - nie da się namawiać innych, etycznie, samemu nie racząc! A przecie - choć jeden głos, nasz własny znaczy, nic właśnie takiego nie robi... Nie znaczy... To jednak parę tysięcy w jakiś tam sposób już coś takiego robi. Bo widzicie jak to działa...

Ja sam kiedyś, dawno temu, wpadłem na "pomysł", żeby ojrowybory ignorować. Mało oczywiście oryginalna myśl, wielu na to wpadło, i tak samo jak ja wtedy - popełnili błąd. Tylko że ja się z niego szybko, po paru dniach, wycofałem, a większość jednak nie. No bo ludzie sobie wmawiają, nie chcę już tu snuć przemądrych rozważań dlaczego konkretnie, że ci tam ojropejsi dostają orgazmu jak paru ludzi więcej w tych błazeńskich ojrowyborach zagłosuje, a jak będzie kilku mniej, to zaczną rozpaczać. Widzicie, to tak nie działa. Może oni się chwilę trochę ucieszą, alternatywnie chwilę zmartwią, ale to będzie chwila. No, parę dni powiedzmy.

A to, jak w tych wyborach wypadnie ta @#$% zgraja, która Polskę rabuje, sprzedaje i przy której targowica, ta pierwsza, wygląda na miłą gromadkę niegłupich i wyrobionych politycznie patriotów, to sprawa na o wiele dłuższą metę i o wiele ważniejsza. Mówię cholernie serio! Wiem, że niektórzy z mniejszymi oporami powiesiliby paru dywersantów - gdyby to, oczywiście, nie było źle widziane przez Unię i zakazane; inni łatwiej by się do takiego obowiązku przymusili... Albo do dosłownego gówien dla Polski wywożenia... Ale tu nie ma co sobie wmawiać, że "w razie czego ja te gówna gołą ręką i...!"

To zgrywa, to ściema, to oszustwo - a co gorsza, samooszukiwanie! Jeśli platfąsy dostaną w tych ojrowyborach w dupę, to zaczną może wreszcie się rozpadać. W końcu to nie jest partia ideowa, jaką w była choćby KPP, ich pramatka (pomijając, że także paskudna i agenturalna). A jeśli im się nieźle uda, to jedyna prawdziwa "legalna", parlamentarna opozycja dostanie kolejny raz w dupę.

I nic nie da tłumaczenie lemingom, że tu chodzi o Polskę, a nie o to, by się przypodobać tak obrzydliwej zgraji niedouczonych i parszywych na duszach wumli! Dla większości z nich to nie jest żaden - absolutnie żaden - argument! A problem jest przecież spory z wygraniem tego przez PiS... Bo on jest przecież tą jedyną realną "legalną", parlamentarną opozycją - przy wszystkich swoich wadach.

Bowiem, choć do doskonałości PiSowi daleko, to jednak - POZA AGENTURĄ - do PiS raczej z założenia ciągną ludzie, którym na Polsce zależy. Inaczej szliby... Gdzie? Chyba łatwo zgadnąć, prawda? Nie mamy lepszego roboczego kryterium i tego co je mamy musimy się trzymać, a ta "legalna" i parlamentarna opozycja jest, mimo wszystko WAŻNA, a nawet NIEZBĘDNA.

Więc jaki jest ten problem z wygraniem przez PiS i przegraniem przez tych tam... Co mi się już na nich epitety kończą, a wszystkie nieadekwatne i zbyt cienkie... No? Problem jest taki, że zwolennicy Platfąsów raczej Unię kochaj i ich uczestniczenie w tym cyrku nie mierzi, a nas, i ogólnie (mniej lub bardziej entuzjastycznych) zwolenników PiS (patriotów, "prawicę" itd.) raczej tak. Przynajmniej w o wiele większym procencie. Z czego wynika, że oni częściej i chętniej idą w tym cyrku brać udział, a skutek tego taki, że.... No, chyba tego nie muszę tu wyjaśniać, prawda?

Jasne - wszelkie wybory, a co dopiero takie, to ćwiczenie z absurdu, ale też na przykład taki Pascal, człek niegłupi, i nie tylko bardzo religijny, ale nawet poniekąd katolik, rzekł był w końcu "credo quia absurdum est"...  O wierze, która dla niego była naprawdę ważna, nie ma co do tego wątpliwości... Więc z tym absurdem i niechęcią do niego też nie należałoby przesadzać!

Zatem, drogie ludzięta - choć dzielę wasz ból, obrzydzenie, wstyd i wszystkie inne tego typu odczucia - weźcie tym razem... I w następnych, tam gdzie to będzie miało znaczenie, a w wielu będzie...Weźcie, mówię wam, dupy w troki, dywersantów na sznur, gówna na wózek, kartki wyborcze wsadźcie, mimo mdłości, do tych tam unijnych pudeł z dykty... I potem sobie pogratulujcie, mówiąc do siebie: "Zrobiłem to, quia ABSURDUM EST, jestem równy chłop co raczy dla Polski gówna i dywersantów..." Sami wiecie!

A na koniec powiem wam coś poniekąd optymistycznego. Może zresztą aż tak wiele realnego optymizmu z tego się nie da wycisnąć, ale będzie chociaż błyskotliwe. Otóż tak mi przyszło do głowy, że JK wcale nie musi robić głupio, czy "niepolityczne", nie unikając teraz, przed tymi "wyborami", tematu Smoleńska.

 Który tak wkurwia lemingi, a nawet poniekąd zniechęca tę pozostałą, też nie za fajną, ale może raczej po prostu zmęczoną, nieco ogłupiałą, niedożywioną i już także małowiela przestraszoną większość naszego ludu. Wszyscy mówią, że to PiSowi bardzo zaszkodzi, dotychczas faktycznie - mówimy o wyborach i takich innych trywialnych w istocie, ale jednak niepozbawionych, sprawach - szkodziło... Ale w tych ojrowyborach może tak nie musi być, ludkowie moi rostomili.

A nie musi dlatego, że, widzicie ludziątka kochane - leming, (post)komuch, platfąs, ubek, aferzysta, prowokator udający dzień tygodnia... Taki i tak pójdzie i zagłosuje, bo kocha Unię i kocha Tuski tego świata. To chyba oczywiste. A na kogo zagłosuje? Na Tuski tego świata, bo tych Unia kocha i ci ją kochają wzajem. Tak? No dobra... A co z wami? Wy, jak was znam, w ogromnym niestety procencie nie pójdziecie.

Bo się Unią brzydzicie, bo nie wierzycie w skutek, bo nie przepadacie może za demokracją, albo tego co teraz mamy za demokrację nie uważacie... I ja tu nie mogę mieć do was pretensji - mówię o pogladach i odczuciach - bo czuję podobnie. (Choć wstrętu do demokracji jako takiej nie mam, uważając ją tak czy tak za swego rodzaju płaszcz, a liczy się i tak bardziej podszewka... I gronostajowe podbicie. Te sprawy.)

Ale jak się tacy ludzie, co Tuska, co Unii, co ruskich, co tych po drugiej stronie naszych przyjaciół i sponsorów, itd. itp., nie lubią - wkurwią... Tak sobie może JK myśli... Tym Smoleńskiem się wkurwią, tym co te @#$% w tej sprawie wyprawiają... No to może większa ich część powie sobie: "A gówien dla Polski nie łaska?" I doda: "A kim ja, @#$%% w końcu jestem, żeby...?! Zagłosuję na PiS - quia absurdum całe to głosowanie na unijnych... synekurasów est! Niech mają, @#$%% jedne @^$$^!"

I ruskie serwery się przegrzeją. I ruskie serwery się spalą. I zwyciężymy! I hurra! I Polska, Polska, Polska! I gówna będą... Ech! Od was... Chciałem powiedzieć - od nas - to zależy. Czy myślicie, że kiedy się taka królowa Jadwiga, później, jak kojarzę, błogosławiona, musiała obnażyć... Mało? Udostępnić swoje niewieście skarby staremu i mało czarującemu Jagielle... Sapiącemu capowi.

DLA POLSKI! To, myślicie, że jej nie było wstyd? Co najmniej tak samo, jak wam... Jak nam. Kiedy idziemy, w tłumie pokwikujących radośnie lemingów, na rzeź. To znaczy, tym razem akurat nie całkiem na rzeź, tylko na te ojrowybory... Fakt, zgroza, ale naprawdę myślicie, że dla Jadwigi to było jak bułka z masłem? Albo dla Kostka Biernackiego, zanim się wprawił i przyzwyczaił? Gówna dla Polski wywozić - nie łaska? A właśnie że łaska! I wy tego dowiedziecie, prawda? Dzięki i niech wam Bóg błogosławi!

triarius

piątek, kwietnia 04, 2014

Gówna dla Polski (versione barocca)

Opowiadają, że kiedy Kostek Biernacki, późniejszy pogromca opozycji w Berezie Kartuskiej (podejrzewany zresztą w tym kontekcie o niejaki sadyzm, choć oczywiście gdzież mu tam pod tym względem do różnych Berii i innej tego typu swołoczy), jako młody legionista miał wieszać jakichś dywersantów, wzbraniał się i mocno to przeżywał, na co mu Piłsudski rzekł, cytuję z pamięci: "A gówien to dla Polski wywozić nie łaska?" (I pomogło. Brawo Piłsudski! To się nazywa super kołczing motywacyjny!)

Toutes (jak to mawiali nasi co wytworniejsi, i ach - jakże wykształceni, przodkowie) proportions gardées... Bo ja, widzicie ludzie, akurat zmierzam do poruszenia kwestii ojrowyborów... No więc, zachowując wszelkie proporcje (cośmy już sobie przed chwilą powiedzieli, tyle że po francusku, ale też czy oni zasługują?) - dostrzegam pewne analogie pomiędzy tym wieszaniem owych dywersantów i uczestniczeniem w rzeczonych ojrowyborach. Żeby już o wożeniu gówien nie wspominać, bo tutaj podobieństwo aż bije po oczach. (A co dopiero zapach!).

Głupie to, obiektywnie mało sensowne, no bo w końcu każdy nasz głos to tylko jedna iluśtammilionowa wyniku... A do tego przecie ruskie, i wszelkie inne, serwery... Ale jednak - nie da się namawiać innych, etycznie, samemu nie racząc! A przecie - choć jeden głos, nasz własny znaczy, nic właśnie takiego nie robi... Nie znaczy... To jednak parę tysięcy w jakiś tam sposób już coś takiego robi. Bo widzicie jak to działa...

Ja sam kiedyś, dawno temu, wpadłem na "pomysł", żeby ojrowybory ignorować. Mało oczywiście oryginalna myśl, wielu na to wpadło, i tak samo jak ja wtedy - popełnili błąd. Tylko że ja się z z niego szybko, po paru dniach, wycofałem, a większość jednak nie. No bo ludzie sobie wmawiają, nie chcę już tu snuć przemądrych rozważań dlaczego konkretnie, że ci tam ojropejsi dostają orgazmu jak paru ludzi więcej w tych błazeńskich ojrowyborach zagłosuje, a jak będzie kilku mniej, to zaczną rozpaczać. Widzicie, to tak nie działa. Może oni się chwilę trochę ucieszą, alternatywnie chwilę zmartwią, ale to będzie chwila. No, parę dni powiedzmy.

A to, jak w tych wyborach wypadnie ta @#$% zgraja, która Polskę rabuje, sprzedaje i przy której targowica, ta pierwsza, wygląda na miłą gromadkę niegłupich i wyrobionych politycznie patriotów, to sprawa na o wiele dłuższą metę i o wiele ważniejsza. Mówię cholernie serio! Wiem, że niektorzy z mniejszymi oporami powiesiliby paru dywersantów - gdyby to, oczywiście, nie było źle widziane przez Unię i zakazane; inni łatwiej by się do takiego obowiązkzu przymusili... Albo do dosłownego gówien dla Polski wywożenia... Ale tu nie ma co sobie wmawiać, że "w razie czego ja te gówna gołą ręką i...!"

To zgrywa, to ściema, to oszustwo - a co gorsza, samooszukiwanie! (Ardrey, nawiasem, mówi, że "wiele zwierzat potrafi oszukiwać, ale człowiek jest jedynym, który potrafi oszukiwać samego siebie". I z tej specyficznej naszej zdolności wyciąga ogromnie pesymistyczne wnioski. Jakby ktoś nie wiedział.) Jeśli platfąsy dostaną w tych ojrowyborach w dupę, to zaczną może wreszcie się rozpadać. W końcu to nie jest partia ideowa, jaką w była choćby KPP, ich pramatka (pomijając, że także paskudna i agenturalna). A jeśli im się nieźle uda, to jedyna prawdziwa "legalna", parlamentarna opozycja dostanie kolejny raz w dupę.

I nic nie da tłumaczenie lemingom, że tu chodzi o Polskę, a nie o to, by się przypodobać tak obrzydliwej zgraji niedouszonych i parszywych na duszach wumli! Dla większości z nich to nie jest żaden - absolutnie żaden - argument! A problem jest przecież spory z wygraniem tego przez PiS... Bo on jest przecież tą jedyną realną "legalną", parlamentarną opozycją - przy wszystkich swoich wadach. (No dobra - nie aż tak "realną", bardzo łagodną, bardzo w sumie "proojro" i te rzeczy, żaden Tygrysizm... Ale tylko to mamy! W tej dziedzinie znaczy. Nie mówię o umysłach i MMA.)

Bowiem, choć do doskonałości PiSowi daleko, to jednak - POZA AGENTURĄ - do PiS raczej z założenia ciągną ludzie, którym na Polsce zależy. Inaczej szliby... Gdzie? Chyba łatwo zgadnąć, prawda? Nie mamy lepszego roboczego kryterium i tego co je mamy musimy się trzymać, a ta "legalna" i parlamentarna opozycja jest, mimo wszystko (i tu by można tomy pisać) WAŻNA, a nawet NIEZBĘDNA.

Więc jaki jest ten problem z wygraniem przez PiS i przegraniem przez tych tam... Co mi się już na nich epitety kończą, a wszystkie nieadekwatne i zbyt cienkie... No? Problem jest taki, że zwolennicy Platfąsów raczej Unię kochaj i ich uczestniczenie w tym cyrku nie mierzi, a nas, i ogólnie (mniej lub bardziej entuzjastycznych) zwolenników PiS (patriotów, "prawicę" itd.) raczej tak. Przynajmniej w o wiele większym procencie. Z czego wynika, że oni częściej i chętniej idą w tym cyrku brać udział, a skutek tego taki, że.... No, chyba tego nie muszę tu wyjaśniać, prawda?

Jasne - wszelkie wybory, a co dopiero takie, to ćwiczenie z absurdu, ale też na przykład taki Pascal, człek niegłupi, i nie tylko bardzo religijny, ale nawet poniekąd katolik (choć jansenista, widać chciał by od niego wymagano WIĘCEJ, a nie mniej - czytać Spenglera!), rzekł był w końcu "credo quia absurdum est"...  O wierze, która dla niego była naprawdę ważna, nie ma co do tego wątpliwości... Więc z tym absurdem i niechęcią do niego też nie należałoby przesadzać!

Zatem, drogie ludzięta - choć dzielę z wasz ból, obrzydzenie, wstyd i wszystkie inne tego typu odczucia - weźcie tym razem... I w następnych, tam gdzie to będzie miało znaczenie, a w wielu będzie...Weźcie, mówię wam, dupy w troki, dywersantów na sznur, gówna na wózek, kartki wyborcze wsadźcie, mimo mdłości, do tych tam unijnych pudeł z dykty... I potem sobie pogratulujcie, mówiąc do siebie (albo nawet lepiej drug drugu): "Zrobiłem to, quia ABSURDUM EST, jestem równy chłop co raczy dla Polski gówna i dywersantów..." Sami wiecie!

A na koniec powiem wam coś poniekąd optymistycznego. Może zresztą aż tak wiele realnego optymizmu z tego się nie da wycisnąć, ale będzie chociaż błyskotliwe. Otóż tak mi przyszło do głowy, że JK wcale nie musi robić głupio, czy "niepolityczne", nie unikając teraz, przed tymi "wyborami", tematu Smoleńska.

 Który tak wkurwia lemingi, a nawet poniekąd zniechęca tę pozostałą, też nie za fajną, ale może raczej po prostu zmęczoną, nieco ogłupiałą, niedożywioną i już także małowiela przestraszoną większość naszego ludu. Wszyscy mówią, że to PiSowi bardzo zaszkodzi, dotychczas faktycznie - mówimy o wyborach i takich innych trywialnych w istocie, ale jednak niepozbawionych, sprawach - szkodziło... Ale w tych ojrowyborach może tak nie musi być, ludkowie moi rostomili.

A nie musi dlatego, że, widzicie ludziątka kochane - leming, (post)komuch, platfąs, ubek, aferzysta, prowokator udający dzień tygodnia... Taki i tak pójdzie i zagłosuje, bo kocha Unię i kocha Tuski tego świata. To chyba oczywiste. A na kogo zagłosuje? Na Tuski tego świata, bo tych Unia kocha i ci ją kochają wzajem. Tak? No dobra... A co z wami? Wy, jak was znam, w ogromnym niestety procencie nie pójdziecie.

Bo się Unią brzydzicie, bo nie wierzycie w skutek, bo nie przepadacie może za demokracją, albo tego co teraz mamy za demokrację nie uważacie... I ja tu nie mogę mieć do was pretensji - mówię o pogladach i odczuciach - bo czuję podobnie. (Choć wstrętu do demokracji jako takiej nie mam, uważając ją tak czy tak za swego rodzaju płaszcz, a liczy się i tak bardziej podszewka... I gronostajowe podbicie. Te sprawy.)

Ale jak się tacy ludzie, co Tuska, co Unii, co ruskich, co tych po drugiej stronie naszych przyjaciół i sponsorów, itd. itp., nie lubią - wkurwią... Tak sobie może JK myśli... Tym Smoleńskiem się wkurwią, tym co te @#$% w tej (i w innych też) sprawie wyprawiają... No to może większa ich część powie sobie: "A gówien dla Polski nie łaska?" I doda (szeptem): "A kim ja, @#$%% w końcu jestem, żeby...?! Zagłosuję na PiS - quia absurdum całe to głosowanie na unijnych... synekurasów est! Niech mają, @#$%% jedne @^$$^!"

I ruskie serwery się przegrzeją. I ruskie serwery się spalą. A co najmniej stos im się przepełni i padną. I zwyciężymy! I hurra! I Polska, Polska, Polska! I gówna będą... Ech! Od was... Chciałem powiedzieć - od nas - to zależy. Czy myślicie, że kiedy się taka królowa Jadwiga, później, jak kojarzę, błogosławiona, musiała obnażyć... Choć fakt, że oni to w koszulach robili, ale podkasać i tak, albo z dziurą strategicznie umieszczoną... Mało? I udostępnić swone niewieście skarby staremu i mało czarującemu Jagielle... Sapiącemu capowi.

DLA POLSKI! To, myślicie, że jej nie było wstyd? Co najmniej tak samo, jak wam... Jak nam... Kiedy idziemy, w tłumie pokwikujących radośnie lemingów, na rzeź... To znaczy, tym razem akurat nie całkiem na rzeź, tylko na te ojrowybory... Fakt, zgroza, ale naprawdę myślicie, że dla Jadwigi to było jak bułka z masłem? Albo dla Kostka Biernackiego, zanim się wprawił i przyzwyczaił? Gówna dla Polski wywozić - nie łaska? A właśnie że łaska! I wy tego dowiedziecie, prawda? Dzięki i niech wam Bóg błogosławi!

triarius

P.S. Liberalizm to lewactwo sklepikarzy. 

piątek, lipca 20, 2012

Miś Rewelacja

Dzisiaj znowu polecanka. I znowu absolutnie bezinteresowna. (W istocie nawet bardziej niż bezinteresowna, bo polecany tu człowiek potrafi nieźle mnie wku... wnerwić znaczy. Cóż z tego jednak, skoro pisze arcydzieła? Enemicus Plato... Nie, to nie aż tak, że enemicus, ale to naprawdę jeśli z przyjaźni, to raczej do was, ludkowie moi rostomili.)

A więc niniejszym wszem i wobec ogłaszam, że książka Gabriela Maciejewskiego, szerzej znanego jako Coryllus, pod tytułem "Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie" JEST ABSOLUTNIE REWELACYJNA!

W istocie to są dwie książki - oficjalnie dwa tomy, I i II, ale to nie są tomy, tylko całkiem osobne książki, choć pokrewne tematycznie... Tytuł też jest dość mylący (poza tym, że po prostu dziwny, jeśli ktoś akurat nie zna wiersza, z którego go wzięto), bo to nie są żadne baśnie, tylko w "tomie I" dość krótkie teksty o historii Polski, a "tom II" to coś w rodzaju długiego historycznego eseju. (Ale dla mnie pojęcie eseju jest dość pojemne, i taki np. Ardrey to też esej.) Więc może ten "tom II" to po prostu "historia" i tyle.

"Tom II" jest jeszcze chyba do dostania u samego Coryllusa - wrzućcie sobie np. "księgarnia Coryllusa" w google.pl i znajdziecie. "Tomu I" już tam od dawna nie ma, ale ja jakieś dwa tygodnie temu znalazłem go w takiej księgarence (katolickiej zresztą) online, co się nazywa "Książki przy herbacie". Wrzućcie sobie w google.pl.

Ten "tom II" przeczytałem już ze trzy tygodnie temu i się naprawdę zachwyciłem. To jest WSPANIAŁA książka i to absolutnie bez żadnej taryfy ulgowej, żadnych specjalnych bonusów, że "to nasze", "że to prawica", "że to wydane w podziemiu (albo prawie)". Serio!

Sam uważałbym niemal swoje życie za spełnione (nawet może bez haremu i czarnego pasa w BJJ, hłe hłe!), gdybym coś takiego napisał.

"Tom I" ja sobie kupiłem w tych "Książkach przy herbacie" pod wpływem zachwytu nad "Tomem II", który akurat kończyłem. (Dwa dni mi on zajął, a to nie jest b. cienka książka.) No i przyznam, że w pierwszej chwili, po przeczytaniu pierwszych  dwóch czy trzech tekstów, czyli kilkunastu może stron, odniosłem wrażenie, że jednak to całkiem nie to, co "tom II".

Ale dzisiaj (po ukończeniu, po raz drugi czy trzeci w życiu, zresztą, "Świata księcia promienistego", i czyniąc sobie przerwę w "Od białego do czerwonego caratu", "Myśli starożytnej", oraz paru innych książek, np. o biciu ludzi i biciu w bębny) sięgnąłem znowu do "Misia I" (jak pieszczotliwie te książki nazywam) i odkryłem, że to TAKŻE ABSOLUTNA REWELACJA!

Tekst o dwóch Miłoszach i "Polnische Wirtschaft", tekst o zagończyku Łupaszce, tekst o dwóch carskich oficerach uwięzionych na lata w lochach zbombardowanej twierdzy... RE - WE - LA - CJA! I cieszę się, że jeszcze mi sporo tej książki pozostało.

(A trochę mam też mieszane uczucia, bo skoro Coryllus pisze książki aż tak wspaniale, to trzeba by kupić te jego pozostałe. Tym bardziej, że jedna to pitaval, a ja pitavale pasjami lubię. A potem co? Może Toyah TEŻ książki pisze rewelacyjne? I trzeba będzie TEŻ na nie zarobić? Co za myśl! Apage Satanas!)

Tak że, kochane ludzie, kupcie sobie "Misia I i II" by Coryllus! A potem róbcie z niego użytek! A jeszcze potem zacznijcie się zastanawiać, czy, skoro Coryllus potrafi, to może i wy... Może i my - TEŻ BYŚMY POTRAFILI? Jaka wspaniała, przynajmniej intelektualnie, choć może i PROPAGANDOWO, byłaby wtedy ta nasza polska patriotyczna prawica! (Ach!)

Różnie z tym może być, ale co do wspaniałości obu Misiów to ja absolutnie na serio!

triarius

P.S. Kapitalizm to Socjalizm burżujów.

czwartek, maja 03, 2012

Bobry i anakondy

Ten wpis dedykuję jednej mojej znajomej, która od dawna przekonuje mnie, że wrogowie i przyjaciele w polityce się zmieniają, a USA to dokładnie taki sam (jeśli nie gorszy) wróg Polski jak Rosja...

Na co ja odpowiadam, że jednak nie. Że Rosja to coś zupełnie specjalnego, nie mówiąc już o tym, że tuż obok, że ma tu wciąż taką ilość swoich... Od Wajdy z... jak się ten pajac nazywa...? Olbrychski chyba... Od tych, po Jaruzelskich i Komorowskich, z całym WSI na dodatek i nie tylko.

To jednak nie tylko to. USA faktycznie podbija świat i wszystkie te hamburgery, hollywoodzkie filmy i Myszki Miki to dla spenglerysty w sumie takie samo imperium, jak każde inne, ale jednak to działa wolniej od łagrów i kul w potylicę, i jeśli już człowiek musiałby wybierać, to także jest nieco milsze.

Poza tym USA podbija w ten sposób CAŁY świat, a nie akurat jakoś szczególnie Polskę. Gdzie oczywiście mamy problem z bezczelnymi żydowskimi roszczeniami i innymi tego typu sprawami, ale nawet to jednak nie całkiem jest tym samym co wspomniane kule i łagry. 

Rosja jako państwo, jako państwowa idea, jako wizja świata i wizja swojej w nim roli, to absolutny NIHILIZM i pogarda dla wszystkich zachodnich wartości. Im lepsze, większe, ważniejsze - dla nas, ale także, mam nadzieję "obiektywnie" - są te wartości, tym większą nienawiść wzbudzają one w prawdziwym rosyjskim polityku... I co gorsza - także w każdym gorącym rosyjskim patriocie!

Z wyjątkiem oczywiście tych prozachodnich, którzy od stuleci tam istnieją i którym się od stuleci wydaje, że ten liberalny świat, któremu od dawna już Ameryka przewodzi i daje wzorzec, to cel do którego trzeba absolutnie dążyć i w ogóle ziemski raj. Ale ci zawsze jakoś przegrywają z tamtymi - tymi, którzy Zachodu nienawidzą i nim gardzą, Rosję zaś uważają za tym cudowniejszą sprawę, im bardziej obrzydliwą w oczach Zachodu przybiera formę.

Ma to oczywiście jakiś tam pokrętny związek z tym, że Rosja, i jej wciąż niewykluta Kultura (spenglerycznie mówiąc, mówiąc prosto - cywilizacja) od stuleci, a konkretnie od Piotra I, znajduje się w pseudomorfozie, właśnie w stosunku do Zachodu. Ta więc nienawiść daje się w sumie dość łatwo zrozumieć, ale jej konkretniejsze przejawy już nie. Nie człowiekowi Zachodu w każdym razie.

Dla jakichś innych - ani Rosjan, ani ludzi Zachodu - ten nihilizm w stosunku do wartości Zachodu zapewne nie jest aż tak rażący. Nie raz więc może być traktowany jako sprzymierzeniec w walce z Zachodem i narzucanej przez niego całemu praktycznie światu pseudomorfozie (jeśli nie gorzej, bo wiele wskazuje, że te zdominowane cywilizacje już się nigdy nie mają szansy podnieść), innym zaś razem jako coś obcego i nie do wytłumaczenia.

Sporo by można jeszcze na temat tej tajemniczej rosyjskiej duszy - a raczej tajemniczej duszy rosyjskiej polityki i rosyjskiego państwa (jak by się ono aktualnie nie zwało), ale to może innym razem. (Swoją drogą niedawno w Nowym Państwie opublikowano b. interesujący tekst Mariana Zdziechowskiego, sprzed pierwszej wojny światowej jeszcze, właśnie na ten temat. Polecam!)

I co z tego, spyta ktoś, że Rosja nienawidzi, gardząc nimi jednocześnie, zachodnich wartości? A to, odpowiadam, iż w tym sensie to Polska rzeczywiście jest częścią "łacińskiej kultury", że opiera się na zachodnich, w znaczniej mierze w jakimś tam sensie rzeczywiście "łacińskich", wartościach.

W odróżnieniu od wielu piewców różnych sarmatyzmów i słowiańskości, ja skłaniam się do poglądu, że większość z tego, co dobre w naszej historii, a także w naszej teraźniejszości, to jednak ta zachodniość. Czy, jeśli ktoś woli, "łacińska cywilizacja". A w każdym razie sposób, w jaki adaptowaliśmy ją z trudem to tych naszych trudnych peryferyjnych i niebezpiecznych warunków. Reszta to w znaczniej mierze Szela, Komóra i P*kot!

Na zakończenie i w skrócie pojadę Ardreyem i powiem tak: Rosja jest jak drapieżnik, który żadnego mięsa tak bardzo nie lubi, jak polskie, a do tego ma super warunki, żeby właśnie to mięso sobie upolować. Dla Rosji upolowanie Polski to sprawa żywotna i po prostu WAŻNY CEL. (Dla mnie to zresztą raczej nie tygrys czy lew, a coś obrzydliwego, jak np. anakonda, która obślini i będzie połykała przez długi, długi czas.)

Ameryka to oczywiście nie jest żaden chór anielski i swoje także ma za pazurami, ale to raczej coś takiego, przynajmniej w porównaniu z Rosją, jak bobry potrafiące swymi tamami i groblami powodować powodzie. (Czy to prawda z tymi bobrami, czy też nie, nieważne! Zakładamy, że tak jest.)  Pewnie nie ta skala, tylko o wiele większa, ale to jakoś tak. Albo powiedzmy stonka ziemniaczana, czy stado pawianów, niszczące plony.

A Niemcy, spyta ktoś? A Anglia? A jakiś inny muzułmański fundamentalizm? A Unia Europejska wreszcie? Te rzeczy dla mnie są gdzieś POMIĘDZY amerykańskimi bobrami (stonką, pawianami) i rosyjską anakondą uzależnioną od polskiego mięsa. Niemcy stosunkowo (choć z mniej demonicznych powodów) blisko anakondy. Anglia bliżej bobra. Unia anakondy... Itd.

triarius

P.S. Kapitalizm to Socjalizm burżujów.

sobota, kwietnia 14, 2012

Pupa

Motto: 

Najwyższy czas wyjść z katakumb! Niech żyje prawicowy libertynizm! (Wraz z ukochanymi przez Google tego świata pikantnymi tytułami.)

* * *

Zastanawialiście się kiedyś, co by miała na okładce panatygrysia książka, gdyby wam Pan Tygrys takową napisał? Jaka książka, spytacie? Książka o sprawach aktualnych, globalnych, ale z akcentem na nasze polskie, polityczna i w sumie na serio. Więc? Ponieważ nigdy tego i tak nie zgadniecie, więc wam powiem.

Na okładce byłaby ładnie oddana, ładnie podana, realistyczna i trójwymiarowa pupa. W jakiejś tam spódniczce, żeby nie było, że bez. Kusej jednak. Może moherowej, jeśli o sprawach polskich w tej książce byłoby sporo. Albo w jakiejś tuniczce, gdyby książka wyszła bardziej globalna i ponadczasowa. Tak czy tak byłby ten damski przyodziewek nieco podarty, ale nie mniej przez to pikantny i nabrzmiały podskórnym erotyzmem.

Choćby tylko z tego powodu pikantny byłby on i nabrzmiały, że wtedy to by się lepiej sprzedawało. (Że komuś jeszcze w tych czasach muszę to tłumaczyć!) Pupa byłaby albo mocno dojrzała, moherowa, gdyby książka skoncentrowana była na sprawach rodzimych... Tym niemniej jednak bardzo smakowita... Co by, przyznaję, było sporym ustępstwem na rzecz wolnego rynku... A jeśli byśmy poszli bardziej globalnie i ponadczasowo, to coś w stylu dojrzałej mamy z japońskiego filmu rodzinnego. Sami sobie ew. poszukajcie.

"I co z tą pupą?" - spytacie. Pupa faktycznie nie byłaby tam, na tej okładce, sama. Należałaby do nieszczęsnej branki, przerzuconej przez kark konia takiego jakiegoś kałmucko-huńskiego jeźdźca. Z tego jeźdźca (choć artysta mógłby mieć nieco inną koncepcję) widzielibyśmy tylko brzuch, lewą rękę trzymającą wodze, i prawą rękę z nahajką.

Nasza zaś kobietka leżałaby sobie nogami w naszą stronę i z, powabnym acz bezbronnym, kadłubem w górę. A także centralnie na naszym okładkowym obrazku. Jeśli ktoś z kontemplujących ów obrazek miałby jakieś niezdrowe w związku z tym skojarzenia - że np. ta nahajka co pewien czas, zamiast tego konia... Albo że za chwilę, na biwaku... To ja bym nie był w stanie tych jego niepokojów rozwiać, bowiem sam podejrzewam, że takie właśnie konotacje mnie też, konceptualnemu twórcy jakby nie było, owej okładki, się narzucają.

"I co by to wszystko miało znaczyć?" - pytacie. A ja wyczuwam w waszym tonie pewną zaczepność, brak zgody, młodzieńczy bunt. "Jeśli chodzi o stan naszego kraju, to równie adekwatnym, choć faktycznie nieco mniej nośnym marketingowo, obrazem jego stanu, byłby np. śnięty karp na drewnianej desce i leżący obok nóż. Czyż nie? Więc czy tu nie chodzi po prostu o marketing i, nie owijając w bawełnę, porno?!"

"Ależ tak!" - odpowiadam. "Śnięty karp, jak i sporo innych budzących żałość i poczucie beznadziei obrazów. Które tutaj możemy sobie na poczekaniu, jak z rękawa. Jednak nie tylko o takie skojarzenia nam chodzi. O takie też, ale nie tylko."

- A o jakie?

(Wszyscy rozmówcy, widać czegoś zniechęceni, sobie poszli, ten jeden pozostał. Ale akurat temu jednemu z oczu wyziera inteligencja i autentycznie prawicowy zapał.)

- A o takie, że, jeśli owa kobieta, owa nieszczęsna branka und niewolnica, ma symbolizować Polskę, prawicę, ludzi i siły (jakie znowu "siły"? słabości raczej!), które w tych kosmicznych zmaganiach, o których wam Pan Tygrys opowiada, a co do was ludzie tak marnie trafia, stoją po tej naszej stronie, to chodzi tu przede wszystkim o to, że tę kobietkę możemy sobie podzielić na trzy części...

- Jak i karpia leżącego na desce obok noża!

- Zgoda! Jak i karpia. Bardzo celna uwaga! Tylko, że my tu, nie będąc Hunem ani Kałmukiem, jej nie zamierzamy w sensie dosłownym krajać. My ją sobie podzieliliśmy na trzy części czysto KONCEPTUALNIE.

- Dużo jej to pomoże!

- Jej to faktycznie nic nie pomoże, ale my chociaż na jej smutnym przykładzie możemy sobie pewne istotne sprawy wyjaśnić. I, jeśli Bóg pozwoli, wyciągnąć wnioski, nauki. Dzięki czemu sami się w tak kontrowersyjnej i brzemiennej rozlicznymi rodzajami ryzyka sytuacji, da Bóg, nie znajdziemy.

- Jakoś marnie to widzę, ale w końcu kogo mam jeszcze słuchać, komu w tych koszmarnych czasach udzielić kredytu zaufania, jeśli nie tobie, Panie Tygrys? Mów więc pan, a ja wysłucham!

- Dzięki! Więc konceptualnie ową niewiastę dzielimy sobie na trzy części: dół, środek i góra. Dół to tak jakoś od kolan i niżej. Środek to nasz tytułowy kadłub, czyli (nie bójmy się tego słowa!) PUPA. A góra to jej głowa, popiersie i ręce.

- No i?

- No i, jak widzisz, mój wnikliwy i bezkompromisowy rozmówco, pupa jest w górze - czyli nasz środkowy odcinek... A raczej nie tyle "nasz", tylko tej pani... Zresztą zaraz pójdziemy dalej i okaże się, że w pewnym sensie on naprawdę jest "nasz". Po kolei jednak!

- Zaczyna brzmieć interesująco. Tylko nie widzę, jakby to miało...

- Nie, jasne. Na razie trudno z tego coś zrozumieć. Więc kontynuuję... Pupa, jak widać, jest w górze. Oba pozostałe segmenty są w dole. Pupa jest w pewnym sensie - i to nie tylko topograficznie - centralna. Jest najbardziej wystawiona na działania wroga... W końcu tego tam Huna czy Kałmuka trudno jest uznać za przyjaciela, prawda?

- Z tym zgoda.

- Więc i nahajka, i jakieś tam wulgarne pieszczoty... Mniej albo bardziej perwersyjne... A potem, na biwaku. Nie muszę chyba dokładnie opisywać, obaj jesteśmy ludźmi światowymi.

- Zgoda.

- Pupa ewidentnie musi być broniona i chroniona. Jeśli ma, w jakimkolwiek sensie, przetrwać. Tylko, że, niestety, ani ona, ta kobietka znaczy, ani my tutaj, nie mamy sposobu, by ją naprawdę bronić. Zgoda? Jakiegoś rodzaju straż tylna, osłanianie odwrotu spod Moskwy - zgoda, to jest konieczne. Jakieś PiS'y. Takie tam. Ale jeśli to nie ma być gra do jednej bramki, po wieczne czasy, to nam nie wystarczy. Tej pani też nie wystarczy samo zaciskanie pośladków.

- Więc?

- No to chodzi o to, że ręce zaś i stopy tej pani, coś by tam mogły zrobić, ofensywnie. Że tak to określę... Ale też z tym problem. Są związane, albo i nie - na naszej okładce tego nie widać. W każdym razie ona jest przerzucona przez koński grzbiet, a ten Kałmuk nad nią siedzi i pilnuje. Te huńskie koniki nie są specjalnie szybkie, ale skakanie na główkę w galopie jest ryzykowne. No i cała masa innych problemów.

- Na razie zgoda, ale co to ma wspólnego?

- Tak sobie ostatnio wykombinowałem, a może coś mnie z góry oświeciło, nie wiem... W każdym razie doszło do mnie, że tą panią, w jej poważnych kłopotach, można porównać z sytuacją naszej, najogólniej rzecz określając, prawicy... Czyli, na naszym rodzimym terenie, patriotów - ludzi którym wciąż, wbrew "europejskiej" propagandzie, wbrew słowiczym śpiewom i krokodylim łzom wszelkich piewców Jednej Wielkiej Ludzkości Bez Granic, Bez Narodów, Egoizmów - Wpatrzonej We Wspólną Świetlaną Przyszłość..."

- OK, z grubsza wiem o kogo może chodzić.

- Więc sytuacja tych ludzi, tych, choć to przezabawne określenie w tym kontekście... A z drugiej strony smutne... Tych "sił" - którym zależy na Polsce, którym zależy na tym, by człowiek był nadal, ze swymi zaletami i swymi wadami, człowiekiem, a nie jakąś pierdoloną totalitarną mrówką... Przypomina mi ona sytuację tej pani. I także można by "to" podzielić na trzy segmenty... Które - słuchaj, bo to jest to istotne! - dałyby się bardzo ładnie "mapować" (jak to się określa w środowisku nerdów i geeków) na segmenty tej pani.

- No, no...

- Więc ten środek, ta, nie przymierzając, pupa - tak piękna, tak kształtna, tak powabna i apetyczna... A jednocześnie tak bezbronna, bo czymże jest zaciskanie pośladków wobec huńskiej przemocy? To nasze państwo narodowe. Nasza Polska po prostu.

- ???

- Góra - w przypadku tej pani jej marmurowe popiersie, głowa, ale i ręce - to jest GLOBALNE I HISTORIOZOFICZNE widzenie tego, co się teraz na świecie dzieje. Czyli, jeśli przyjmiemy, że Pan Tygrys ma rację, będzie to owo unikalne KLASOWE, a jednocześnie całkiem przecie nie komusze i nie marksistowskie, ujęcie problemu...

- Coś do mnie, przyznam, trafia.

- Dzięki! Więc dalej... Plus ew. może kwestia walki z popłuczynami po Oświeceniu i "gadaniem Michnikiem", ale to już konkretne tego przejawy. Najważniejsze jest to klasowe - że obecnie toczy się walka, w której obrzydliwe, szemrane elity starają się wychować resztę ludzi, z nami niejako na czele, na zadowolonych ze swego losu niewolników, na ludzkie mrówki, jednym słowem - starają się przerobić człowieka ze zwierzęcia dzikiego, na udomowione.

- OK, no to mamy górę i pupę. Co z dołem? Czyli nogami tej pani?

- Jej nogi nam się mapują na niezwykle moim zdaniem ważną, i niezwykle zaniedbaną także, sprawę INDYWIDUALNEGO potencjału każdego z nas. Nas po tej stronie frontu. Sprawę przejrzenia na oczy w sprawie popłuczyn po Oświeceniu, gadania Michnikiem, łapania się na wszystkie te leberalne chciejstwa i kłamstwa...

- A do tego pewnie szeroko pojęty Monteverdi, fizkultura, stosowana psychologia? Plus bicie brzydkich ludzi?  Nie zapominając o ważnych i mądrych książkach, tak?

- Tak, właśnie! No i rzeczy z pogranicza tych spraw, czyli wszystkie te Ardreye, Spenglery... Po prostu to, że w końcu to W NAS toczy się ta kosmiczna, ostateczna walka. I my tylko, z drugiej strony, mamy możliwość coś w tej kwestii zrobienia. Jeśli oczywiście nie damy się zapędzić do rycia nosem w ziemi na kafelki, wakacje na Minorce, nową brykę... Choćby to się nawet nazywało "prywatna przedsiębiorczość - prawdziwe znamię prawdziwej męskości, ach!" Za którą oni nam będą bili brawo w tefałenach i gdzie tam jeszcze.

- Coś w tym jest.

- OK, dzięki! Ale nie chcę się tutaj rozgadywać na te tematy, bo nigdy nie skończę. Tego jest tak wiele i tak wiele ludziom trzeba by mówić. Chyba, że sami zaczną o tym myśleć i to praktykować. Jeśli to do nich jakoś trafi. Chodzi mi, w każdym razie o to, że my się tu - polska patriotyczna prawica i w ogóle autentyczni polscy patrioci, którzy dla mnie są w sumie niemal całkiem tym samym, co ja uważam za dzisiejszą prawicę (w Polsce) - koncentrujemy WYŁĄCZNIE NA PUPIE, która ma wiele wdzięku i wiele zalet, ale też jest akurat najbardziej bezsilna... To się da zrozumieć?

- Chyba rozumiem.

- I historyczne trendy akurat, żeby nie powiedzieć "wiatry", wieją PRZECIW niej. Pupy trzeba oczywiście bronić, na ile to tylko możliwe, ale wyobrażanie sobie, że da się w tej huńsko-kałmuckiej niewoli jakoś wydostać, że uda się nie stanowić na kolejnym biwaku obiektu erotycznego dla połowy plemnienia... A potem znowu i znowu, aż w końcu Kałmukom się znudzimy, a wtedy... Na pewno nic wesołego nas nie spotka... Że uda to się nam zrobić bez udziału rąk i nóg, wydaje mi się wysoce naiwne i po prostu zgubne!

- Musiałbym to przemyśleć, ale coś w tym chyba jest. I co dalej?

- To właśnie to. Można by o tym pisać książki, ale równie dobrze można chyba skończyć na przedstawieniu ludziom tej metafory (bo to w końcu była także i metafora). Jeśli coś im zaskoczy, jeśli ta nasza metafora zadziała, to coś z tego może dalej będzie. Przemyślenia. Dyskusja. Z czasem, da Bóg, prowadzące do konkretnych i realnych zmian w działaniu.

- Amen!

-  Może chociaż nasza prawica, nasi patrioci, dzięki temu - żadnej krzywdy Kościołowi przecież nie robiąc (na ile on tam jeszcze istnieje) - otworzą, z pomocą Googli tego świata, nowy front propagandy. Uzyskując szansę dotarcia do tych, którzy kastrowanymi ministrantami, monarchistami, czy czcicielami "wolnego rynku" i tak nigdy nie zostaną. A babciami może i tak, ale dopiero za jakiś czas, i sami jeszcze o tym nie wiedzą. No to może jeszcze, dla tych Googli i na ich cześć, powtórzmy nasze słowo kluczowe: "Pupa".

- No to ja też: "PUPA". I dzięki za rozmowę!

- Ja także, jakem Pan Tygrys, dziękuję! Za rozmowę i za ten okrzyk.

triarius

P.S. Kapitalizm to Socjalizm burżujów.

środa, października 12, 2011

A może jednak po mojemu?

W ramach komentowania wysoce aktualnych wydarzeń, powiedzmy sobie to: PiS uchronił się przed totalną klęską w ciągu najdalej najbliższego roku, a jednocześnie okazało się, że W TYM KRAJU i w tych czasach nie uda mu się już nic osiągnąć. Nic, w każdym razie, takiego, czym by się można sensownie podniecać. I nie widzę tego jako jakiejś specjalnej winy PiS'u - po prostu to NIE JEST "demokratyczne państwo prawa" w mniej lub bardziej spapranej wersji - w związku z czym wszelkie próby jego "naprawiania" są z definicji skazane na żałosną porażkę.

A w dodatku to rzekome "państwo polskie" ani nie jest naprawdę państwem, ani naprawdę polskim, i nie chodzi mi tu o wydawanie z siebie duszoszczipatielnych haseł, tylko o to, że państwo to jednak "suwerenność na pewnym określonym terenie" (czy jakoś podobnie), a tu o suwerenności trudno z przekonaniem mówić, skoro nawet OFICJALNIE rządzi Unia.

No a skoro trzeba by się naprawdę niesamowicie nagimnastykować, by móc stwierdzić, że interesy jakim ten twór służy, to "interesy polskie" (czego dobitnym, przepięknym w swej absurdalności i surrealistycznym w swej ohydzie przykładem była afera z Frau Merkel parę dni temu), trudno bez ironii nazwać go "polskim".

Co zresztą nie dotyczy wyłącznie tego nieszczęsnego kraju, bo zanikanie państw narodowych - poza nielicznymi silnymi, agresywnymi i w taki czy inny sposób przez naturę obdarowanymi - jest aktualnym długofalowym historycznym trendem, i trudno sobie wyobrazić, by akurat kraj tak sponiewierany, tak skurwiony, tak wykrwawiony (także w sensie emigracji), a którego ludek kieruje się niemal zawsze najbardziej z możliwych durnymi i samobójczymi motywami, miał temu trendowi stawić czoło.

Nie oznacza to, byśmy mieli całkiem odpuścić i całkiem się odwrócić od PiS'u - możemy się nawet z przekonaniem i sporą dozą słuszności pocieszać, że P*kot i jego trzódka występują w sejmie III RP, który z jakimkolwiek "polskim sejmem" ma niewiele wspólnego. (Chyba, że w sensie idiomatycznym, występującym w wielu zachodnich językach, ale to akurat nie nasz problem, skoro to nie nasz sejm.)

Nie - odwracać się nie ma sensu i kto ma do tego typu działalności przekonanie, niech to dalej robi. Jednak powiedzmy sobie otwarcie, że to działania czysto osłonowe i straż tylna. Chleba z tego tak czy tak nie będzie, co najwyżej - jeśli się nic istotnie nie zmieni na istotniejszych frontach - możemy nieco odwlec obowiązek nadstawiania tyłka Biedroniom tego świata i oddania naszych dzieci tego świata Cohn-Benditom wraz z Polańskimi (przy gromkich apładismientach autorytetów moralnych w typie Sadurskiego).

Szybko możemy sobie także wpisać między bajki gadki o cudownych rzekomo skutkach, jakie będzie miało wynikające z rychłej ekonomicznej katastrofy "wkurwienie". Nie chce mi się nawet z tym jakoś polemizować. (No, może kiedyś, na specjalną prośbę.) Na razie mówię krótko - NIC Z TEGO NIE BĘDZIE! A w każdym razie NIC POZYTYWNEGO. Dla nas.

Przechodząc na wyższy poziom globalności, powiedzmy sobie także (wiem, że to smutne i może być trudne do uwierzenia), iż chrześcijaństwo jest (niemal z pewnością, że się tak zabezpieczę przed zarzutem dogmatyzmu z determinizmem) SKOŃCZONE jako realna, ziemska, odgrywająca rolę w historii siła. Nic nie mówię o zbawieniu duszy, i w ogóle katolicyzm (tyle, że nie ten posoborowy) jest mi bardzo bliski, ale WYZWANIE TAK, jak najbardziej, natomiast jako siła, broń i co tam jeszcze - niestety już nie.

Smutne to, zgoda, ale to niestety jeszcze nie koniec przykrych wiadomości. Tak samo jak z "naprawianiem Polski", tak samo jak z chrześcijaństwem, jest też (moim skromnym zdaniem, bo Duchem Świętym oczywiście nie jestem) z ew. budowaniem wokół siebie zdrowej tkanki społecznej, w postaci tajnych kompletów; ludzi, którzy nam ufają i dla których będziemy autorytetami; z osiągnięciem czegokolwiek istotnego za pomocą działalności biznesowej... To znaczy - wszystko to należy robić i, jeśli w ogóle mamy jakąś szansę, prędzej czy później zrobione być MUSI. Ale to nie tak od razu, nie tak hop siup.

Działalność biznesowa może dzisiaj podnieść poziom konsumpcji rodziny, ale też to praktycznie wszystko co może. Chwilowo, z tego co wiem, może nawet ten poziom podnieść całkiem znacznie, choć koszty, w postaci imponderabiliów, są także znaczne. Z czasem, jeśli wiem coś o świecie, będzie z tym gorzej i gorzej. Nie mówiąc już o tym, że wykorzystanie tych konsumpcyjnych możliwości w... Nie bójmy się tego słowa - POLITYCE - to b. mglista i niepewna sprawa.

Nikt nie jest, a w każdym razie nikt nie może być - w tej chwili - tak łatwo na każdym kroku kontrolowany, jak drobny i "nie swój" (w sensie nie ICH) biznesmen. Mało kogo można tak łatwo zniszczyć. Taki ktoś ani nie może zastrajkować, ani nie ma z kim się umówić na wrzucanie sabotów do maszyn, tym bardziej, że te maszyny są jego własne. (A przynajmniej taka jest oficjalna wersja, w którą on skwapliwie wierzy, bo inaczej straciłby przecież poczucie sensu swojej biznesowej działalności.)

Marcus Crassus słusznie kiedyś stwierdził, że "bogactwo to możliwość wystawienia prywatnej armii", no więc w tych czasach - kiedy "nie swój" nie może w praktyce nawet prawdziwej gazety założyć - o jakimkolwiek wartym cokolwiek bogactwie trudno w ogóle mówić. A że o tym właśnie mówimy, więc właśnie przestajemy, bo to nie ma sensu.

Tyrajcie sobie ludzie, konsumujcie, ale bez dorabiania sobie do tego ideologii, że to "walka" i tak dalej! Jesteście dojnymi krowami miłościwie nam panujących lewackich totalitarystów, i cały ten "wolnorynkowy bełkot" to woda na ich młyn, wynik agenturalnych zleceń i/lub najczystszej wody głupoty!

Długo mógłbym jeszcze. W końcu krytyka to przeważnie najłatwiejsza część każdej tego typu sprawy. (Czego nas uczy choćby Marks, żeby już nie wspominać o Adolfie H., którego nikt nie zna, ale ja go akurat czytałem jako obowiązkową uniwersytecką lekturę.) Jednak starczy nam już na dziś tej "czystej" krytyki i przejdźmy do pozytywów.

No więc, mówiąc o pozytywnym programie, chciałbym rzec co następuje... A może jednak Pan Tygrys miał rację? A może naprawdę należało - i nadal należy, bo wprawdzie jest już bardzo późno, ale może jeszcze można - zacząć od przeczytania, ze zrozumieniem, Roberta Ardreya? (Kto jest w stanie go przeczytać po angielsku, oczywiście, bo kto nie jest, a się poczuwa, powinien się zgłosić po jakieś inne zadanie.)

Jednocześnie, w ramach robienia czegoś RAZEM i w realu... Bo w końcu czytanie książki to żadna działalność, żadne wielkie osiągnięcie... A przynajmniej tak by się wydawało, zanim się lepiej pozna polską prawicę i jej, nie znającą przeszkód ni złych dróg, niezmożoną aktywność... Więc w ramach tego realu i wspólnych działań, należałoby zaraz potem zakręcić się koło wydania tego Ardreya po polsku. Dla tych, co nie potrafią w oryginale, czy jakimś innym egzotycznym języku, nie potrafią potrafić... Oraz dla tych, do których jeszcze w ogóle jest szansa dotrzeć.

Plus dbanie o swój własny umysł, oraz to, co rozsiewamy wokół - gębą, klawiaturą, długopisem. Czyli wyplenienie ze swego słownika określeń w rodzaju (tfu!) "koktail Mołotowa". (Jeśli ktoś nie rozumie dlaczego, widać czyta to służbowo i na drzewo!). Oraz nazywania Jaruzelskiej matrioszki "generałem", chłopców z ABWehry i podobnych instytucji  po prostu "służbami" (jakby to były polskie i nasze służby!). I całej masy rzeczy podobnego rodzaju, które polska "prawica" z upodobaniem robi, sama sobie plując przy tym radośnie w gębę.

Plus kontakty w realu. Rozmowy, szkolenia, gra na łyżkach, trening (np. bicia brzydkich ludzi), zapoznawanie się (dorośli, dzieci, kobiety itd.). Plus POLONIA, bo bez stworzenia FRAKTALNEJ POLSKI nic nie osiągniemy. Zdaję sobie sprawę z wagi terytorium - w końcu mój ukochany Ardrey poświęcił temu całą książkę - ale nie my ustalamy reguły gry, przynajmniej na razie, a ta nieszczęsna ziemia została już dokumentnie SKAŻONA palikotyzmem w najszerszym rozumieniu, i to jest w tej chwili nie do odrobienia!

Jeśli nie wykorzystamy przeciw nim tej ich własnej ZBRODNI, jaką jest wywalenie milionów Polaków na emigrację, to naprawdę wątpię, byśmy im mogli, choćby w najdalszej perspektywie, więcej niż skoczyć. (Na warsztat.)

Z czasem trzeba by także zacząć działać międzynarodowo - odwracając niejako tę kurewską (z przeproszeniem kurw) globalizację, którą nam zafundowali, przeciw nim. Bo sama Polska, zakładając że jeszcze w ogóle istnieje, że ten gówniany folwark Bulbulów, Palikotów i innej agentury to jeszcze w ogóle jest "Polska" - nic już dzisiaj nie znaczy i nic sama nie zdoła.

Gdybyśmy się wzięli za to kurestwo, to byśmy tu w dobę mieli bratnią pomoc - o sankcjach, napuszczaniu międzynarodowych lemingów, opluwaniu w mediach, skrytobójstwach, Putinach i innych takich nie wspominając. Ten syf albo padnie globalnie, albo w ogóle nie padnie, a wtedy padniemy my. Do końca znaczy. Takie to jest proste!

I to by było na tyle. Jeśli komuś podeptałem jego starannie wyhodowane odciski - cóż, przykro mi. Serio! Ew. zarzuty, żem stary i spierniczały, spłyną po mnie jak woda po kaczce. Tak samo jak próby walenia we mnie autorytetami w rodzaju prof. Gadacza. Naprawdę nie sprawia mi przyjemności pisanie tak gorzkich, tak pesymistycznych w sumie rzeczy. Ani nawet mówienie, że to ja jednak miałem rację przez te wszystkie lata. Wiem, jestem monotematycznym czcicielem szkopa nie zasługującego nawet na splunięcie, co rzuciło mi się na mózg, który stał się skrajnie deterministyczny...

A przecież nic nie można przewidzieć, w każdej chwili może się wydarzyć cud! Bo przecież "Solidarność"... A, sorry, to był Bolek z Kiszczakiem... Bo przecież JP2. A w każdym razie jakieś JP... Więc sursum corda! - wkrótce się zawali, a wtedy wkurwieni wyjdą na ulice... Też bym chciał, serio! Ale proponuję zakład, że tak się nie stanie, niestety. Chciałbym przegrać, ale mało to mi się wydaje możliwe.

Więc może jednak PO MOJEMU? Może jednak zacząć by od Ardreya?

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?