piątek, maja 23, 2008

W kropli wody ujrzałem niezliczone tłumy fellachów

Jeśli ktoś się w miarę serio zastanawia nad procesami toczącymi się na naszych oczach oraz nad przyszłością, prawdopodobnie jednym ze istotniejszych zjawisk, które zauważa, jest głupienie ludzi - ich niezdolność do samodzielnego myślenia, coraz większa łatwość, z jaką dają się sterować już nie tylko różnym uznanym "mędrcom" i "autorytetom", ale po prostu ewidentnym macherom od masowej rozrywki i podobnych rzeczy. W końcu to, że człek szuka mądrości u mądrzejszych od siebie, nie jest wcale takie głupie. Problemem jest oczywiście to, że ci "mędrcy" to najemni propagandziści i cyniczni kłamcy i ci ludzie tego nie zauważają.

O ileż jednak gorsze, głupsze i przeraźliwsze jest, kiedy bez oporu - z dziką radością nawet, godną stada owiec idących do rzeźni za największym baranem - ulega się manipulacjom ze strony kogoś, kto "mędrca" nawet nie udaje, a po prostu jest "cool", modny (bo lansowany przez potężne media), głośny, albo został poklepany po plecach przez kogoś zza granicy. Wow!

Zjawiska takie są widoczne gołym okiem dla każdego, kto je chce zauważyć. Można to też intelektualnie rozwijać: "cywilizacja obrazkowa", "psychologia tłumu" opisywana przez Le Bona (moim zdaniem nic tam dla nas nie ma), "samotny tłum" opisywany przez autorów książki "The Lonely Crowd" (ma wady, ale to ważna książka)... Można nawet pojechać Nietschem czy Spenglerem, analizując te sprawy w kategoriach "ostatniego człowieka", "zmierzchu cywilizacji", "wielkomiejskiego proletariatu" czy "fellachizmu". (Co ja akurat gorąco popieram, szczególnie z tym drugim autorem.)

Można, i należy, zastanowić się też nad rolą, jaką pełni dzisiaj wykształcenie. Jeśli można to jeszcze tak określić. I to zarówno na tym, co dzieje się w szkołach - z prelekcjami na temat stosunków analnych (żeby to jeszcze hetero!), oraz egzaminami, w których jedyną dobrą odpowiedzią jest czołobitność wobec Ojrounii tak daleko posunięta i obrzydliwa, jak ta, której wymagano od ludzi w Związku Sowieckim. Przykładem niedawna matura.

Wszystko to prawda, wszystko to przerażające i bardzo źle wróżące przyszłości naszej cywilizacji i naszego kraju. Nic w tym jednak przesadnie nowego czy oryginalnego. Zgoda. Wczoraj jednak natknąłem się na przypadek, w zasadzie drobny, w zasadzie pod wieloma względami optymistyczny... A jednak dla mnie szokujący bardziej, niż większość z tych wymienionych wyżej rzeczy. Może poza tymi pytaniami na ostatniej maturze. Bo do tamtych człek zdążył już się przyzwyczaić.

Poznałem mianowicie w sieci b. sensownego i bystrego młodego człowieka. Student jednocześnie dwóch fakultetów, całkiem różnych, w dodatku jeden ambitny techniczny, drugi zaś humanistyczny. Co samo w sobie dobrze świadczy o poziomie intelektualnym człowieka - byle cwany dureń tego nie będzie robił, bo i po co? No i pokazałem temu młodemu człowiekowi ten mój blog. Jakoś tak wyszło. Całkiem nie miałem pojęcia na temat jego politycznych przekonań, ale zaryzykowałem. Rzucił okiem i rzekł, że z wieloma rzeczami się zasadniczo zgadza. Fajnie pomyślałem, jak na młodego wykształconego to i tak nieźle, choć chyba nie doczytał.

Potem nieco mnie zganił za... Po prostu zacytuję: "Zaś to czego nigdy nie lubiłem to cały aparat nazewniczo-inwektywny". Czyli że sobie słowne żarciki człek robi i przekręca Tusiowi nazwiszczko. OK, ja się nie zgadzam, bo jest wojna i nie ma się co z tuskoidami pieścić, ale mogę zrozumieć i na pewno nie mam pretensji. Potem jednak ten młody i sensowny w sumie przecież człowiek, rzekł mi tak: "A gdzie znajdują się argumenty strony przeciwnej?"

Przyznam, że zbaraniałem. Czy to nie paranoja? To ja nie mam już artykułować moich poglądów, tylko muszę je jakoś zrównoważyć i zestawić z poglądami przeciwników? Kto tego młodego człowieka czegoś takiego nauczył? Komuchy i ojropejsy, jak i wszelka inna swołocz, mogą sobie u mnie pisać komentarze, ostatnio zlikwidowałem nawet konieczność wpisywania kodów weryfikacyjnych, żeby im było łatwiej. Ale, do qrwy nędzy, to ONI muszą to robić - nie żebym ja zastanawiał się jak by tutaj w odpowiednio nośny sposób wyrazić poglądy wrogie moim.

I nie chodzi mi już nawet o to, że różnych lewackich mediów, Gazowników i Trybun, blogów nazwanych "PiSuary" i podobnie, pandadów, mr_off'ów, Galopujących Suchotniczych Majorów i Chevalierów des Artsów jest cała zgraja i nikt temu bractwu mord nie zatyka (choć moim zdaniem powinien). Już nawet nie o to mi chodzi, że nikt, w tym ten młody człowiek, nie pomyślał, by Michnikowi (czy innej pandadzie) zarzucić, że nie ma w jego smętnych bredniach MOICH poglądów. Nie, to już pomijam. Jednak jakie pojęcie ma taki ktoś o samej istocie dyskusji, o wyrażaniu poglądów, o... Powiedzmy w końcu to słowo: demokracji. I o...

To drugie trudne i kontrowersyjne słowo też wymówmy: tolerancji (tak! i sic! i jeszcze raz sic!). Skoro jest, ten student znaczy, głęboko przekonany, że człowiek nie ma prawa wyrażać poglądów WŁASNYCH i ew. pozwolić innym (w tym przeciwnikom) na wyrażenie ICH własnych poglądów... Nie wie, że to jest absolutnie WSZYSTKO czego wymagają najbardziej nawet wyżyłowane standardy demokracji. Tylko uważa ten młody człowiek, że wyrażanie WŁASNYCH jedynie poglądów jest z natury zdrożne - zapewne sprzeczne z samą istotą demokracji... Może i jeszcze gorzej. Nie, dla mnie to paranoja!

Zdaję sobie sprawę, że uczyniłem wielką rzecz z drobnego zdarzenia. Ostatni czytelnicy mojego bloga machną teraz pewnie ręką i przestaną moje kawałki czytać. Jednak to zdarzenie, choć istotnie drobne, mnie wydaje się tak nieprawdopodobnie SYMPTOMATYCZNE, że jestem nieco wstrząśnięty. Wstrząśnięty jestem, bo ujrzałem na własne oczy, niejako w kropli wody deszczowej, wykluwanie się nowej mentalności... Nie mającej już nic wspólnego z mentalnością zachodniej cywilizacji.

Tym bardziej było to szokujące, że dotyczyło bardzo inteligentnego i już nieźle wykształconego człowieka. Tyle, że nie jest to moje pokolenie, a w pewnym sensie nie jest to już moja cywilizacja. Lub może raczej powinienem powiedzieć, że ujrzałem skrawek tego, co będzie PO naszej cywilizacji - społeczeństwa, czy może raczej tłumu, biernych i potulnie manipulowanych fellachów.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

7 komentarzy:

  1. Coś tu jest nie tak... Blog jest właśnie po to, aby wyrażać swoje prywatne poglądy...

    OdpowiedzUsuń
  2. To skutek lewackiej propagandy promującej myśl, że nie ma prawdy absolutnej i nie ma sensu się o nią spierać, a jedyne co warto robić to podziwiać multipoglądowość (a tak naprawdę bezpoglądowość) mas.

    OdpowiedzUsuń
  3. no to ja tak mam codziennie (w sensie że obcować muszę z takimi palantami). witamy w klubie emo-prawicy :>

    OdpowiedzUsuń
  4. @ wsie w mieście

    Fajnie że ktoś zrozumiał o co mi chodzi. Niby taka błahostka. Ale to jest symptomatyczne, pamiętam że dawno temu wyśmiewałem w "NCz!" płomienny apel z Gazownika, żeby w wyborach (bo akurat miały być) nie traktować przeciwnika jak przeciwnika, tylko szukać kompromisu. Żadnych pragmatycznych argumentów, tylko że tak właśnie jest prawidłowo.

    I oni zdołali w ten sposób wychować naszą młodzież... Mamy teraz "wolę wspólną" nie w jakimś społecznym kompromisie, nie nawet w decyzjach totalitarnej władzy (co już nie jest zbyt piękne), ale po prostu W NASZYCH WłASNYCH MóZGACH.

    Mamy więc po protu WSPóLNY MóZG. Czy totalitaryści mogliby marzyć o czymś wspanialszym z ich punktu widzenia? A Rousseau kwiczy i podskakuje w swoim grobowcu! Trza by o tym chyba tak na serio jeszcze napisać.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. @ loyolist

    A co to jest emo-prawica?

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. prawica w stanie permanentnej depresji (w tym przypadku akurat spowodowanej zażenowaniem), z grubsza :>

    [od tzw. kultury emo, czyli półgejuchów z grzywkami przez pół facjaty, w trampkach w szachownice i za małych ciuchach - pośmiewiska mojej generacji (nie żeby sama generacja była wiele więcej warta, ale to faktycznie dno :>)]

    OdpowiedzUsuń
  7. żeby daleko nie szukać, jest projekt stworzenia integracyjnego forum młodej prawicy i wypowiadają się różne humanoidy tam, m. in. taki oto:

    koleś
    widze ze jest postep co do nazwy - ale pamietajmy ze ludzie stojacy z prawej strony to nie tylko katolicy (wielu prawicowcow jest rodzimowiercami , czy nie warto wrescie zrobic cos co moglo by odsunac sfere religijna na drugi plan a pozostawic wspolne laczace nas narodowe ide !??

    ja:
    primo: nikt tutaj chyba nie wprowadzał żadnych katolickich postulatów, z tego co widzę?

    secundo: taka jest zdaje się idea tego forum, żebyśmy w miarę możności takich tematów nie poruszali? na tym ma polegać jego uniwersalny charakter?

    tertio: skoro już wyciągnięto temat, to się ustosunkuję - tu jest polska, nie litwa, nie ruś, nie księstwo polan, możesz sobie być rodzimowiercą, ale na tej ziemi, jako "religijny gość", przynajmniej szacunek będziesz winny wierze katolickiej. żmudzini pomagali nam pod grunwaldem i nie narzekali, że jagiełło katolik, prawda? połowa prawosławnej rzeczpospolitej co do zasady jakoś też pretensji nie miała, mimo że cała "góra" była u nas katolicka, za zygmunta III podobno nawet dość radykalnie. bóg, honor, ojczyzna to nie bóstwa, honor i ojczyzna. katolicyzm (między innymi) konstytuuje polską tradycję i odstępstwa od niego nie będą niczego nam narzucały w imię jakichś pierdów w rodzaju równości, czym się wtedy tacy uzurpatorzy będą różnić od propagandzistów biedronia? jak ktoś łaknie w religii równości to chyba pomylił strony :>:> od katolików macie [tę właściwą] tolerancję i rzeczywistą wolę dyskusji, ale nie równania się (zresztą wy pewnie też się macie za lepszych od nas, więc po chuj wam to? :>).

    quarto: prawicy się nie da odsunąć od religii nie wpadając w czysty liberalizm, a tenże jest tak bezpłciowy i bagnisty, że najlepiej go trzymać z dala od wszelkich inicjatyw, z jego pluralizmem prawd i prymatem wól jednostek :> po prostu się tolerujmy, a w razie czego szyldem wspólnym musi być katolicyzm, bo na tym polega kultura tego kraju, pod które auspicjami z faktu urodzenia występujemy wszyscy. jak ktoś lubi peruna to niech sobie lubi, ale nie będzie żadnej równości religii na żadnym sztandarze, najwyżej może na nim nie być po prostu wzmianki o naszym bogu.

    koleś:
    Zgadzam sie z Toba, urodzilem sie katolikiem , moi rodzice sa katolikami, ja sie nim nie czuje... mimo tego do wiary katolickiej czuje wielki szacunek... nie zmienia to faktu- i tu wlasnie moze mysle zbyt romantycznie w pewnych kwestiach, ale obracajac sie w roznych grupach religia stanowila wielkie barykady pomiedzy ludzmi , mimo ze w zasadziem mysleli oni tak samo... katolikow w Polsce jest wiecej niz rodzimowiercow, dlatego wy narzucanie prawo, a nie my. chodzi glownie o to aby wrescie zburzyc te barykady!
    nie wiem jak reszta - ale ja nie uwazam swojego wyznania za leprze!

    ja:
    >Zgadzam sie z Toba, urodzilem sie katolikiem , moi
    >rodzice sa katolikami, ja sie nim nie czuje... mimo tego do
    >wiary katolickiej czuje wielki szacunek... nie zmienia to
    >faktu- i tu wlasnie moze mysle zbyt romantycznie w pewnych
    >kwestiach, ale obracajac sie w roznych grupach religia
    >stanowila wielkie barykady pomiedzy ludzmi , mimo ze w
    >zasadziem mysleli oni tak samo...

    "w zasadziem" myśleli zupełnie inaczej, jeśli religia była w stanie takie barykady przed nimi postawić, czyż nie?

    >katolikow w Polsce jest
    >wiecej niz rodzimowiercow, dlatego wy narzucanie prawo, a
    >nie my. chodzi glownie o to aby wrescie zburzyc te
    >barykady!

    raczej o to, żeby móc wspólnie przeprowadzać te operacje, w których mamy wspólny interes, czy to jako naród (to będzie najszersza pewnie grupa) czy jako opcja polityczna, czy opcja kulturowa.

    >nie wiem jak reszta - ale ja nie uwazam swojego wyznania za
    >leprze!

    ja swoje uważam, co więcej, jeśli ty swojego za lepsze od mojego nie uważasz, to niby z jakiego powodu miałbym w ogóle szanować twoje, skoro nawet tyle mu nie możesz poświęcić, żeby legitymować je swoją REALNĄ wiarą, więc przekonaniem o jego jedynej i wyłącznej słuszności? mogę uszanować to, że ktoś wierzy w co innego, choćbym uważał to za głupotę, ale ciężko mi się pogodzić z tym, że ktoś sobie wymyślił religię (w tym brak religijności) i próbuje mi wmówić, że jest tak samo dobra, jak moja. bo to już nie jest jego błąd, ale obelga pod adresem mojej wiary, rozumiemy się? przykro mi, że muszę być niemiły wobec poniekąd druha, ale są postawy, których nie akceptuję i akceptować nie zamierzam. więc bądź przekonany o rzeczywistej słuszności swojej religijnej tezy (błędnie bądź nie, to już dalsza kwestia) albo będziesz faktycznie z punktu widzenia człowieka religijnego (i tutaj chodzi praktycznie o każdego porządnego religijnego człowieka, a nawet o "religijnego" ateusza) godzien pogardy :)





    czasem już naprawdę mam wrażenie, że to jakiś sztab kawalarzy sobie ze mnie kpi jak w truman show :> z "niecierpliwością" oczekuję następnego ciosu obuchem liberalstfa.

    OdpowiedzUsuń