środa, maja 12, 2010

Nie ma jednak żadnego kryzysu - Tusiu, Rostosiu, kocham was chłopcy!

Parę dni temu napisałem dość gorzki, żeby nie powiedzieć więcej, kawałek o tym, jak to kryzys i Druga Irlandia dotarły do mojej skromnej siedziby i zajrzały mi do spiżarni.

Okazuje się jednak, że wydawnictwo ebookowe Złote Myśli ma się nadal znakomicie i wcale nie pada, tylko właśnie kwitnie, natomiast faktycznie drobna (?) niedoróbka była, ale nie w tych tam miliardach, co to je Unia... Nie u Tusia naszego kochanego... Nie u naszego kochanego Rostoszczaczka... Tylko w skrypcie strony, co mi pokazywała moje prowizje.

Forsy więc jest znacznie więcej, niż wyglądało (choć, powtarzam, do Mira i Rycha mi wciąż daleko), a mi wypada... Skoro się powiedziało A, to trza, niestety, powiedzieć i Beeeeeeeeee...

No to mówię. Przepraszam wszystkich, którzy spać ostatnie noce nie mogli z troski o moje losy! Odwołuję chęć robienia jakichś tłumaczeń! Odwołuję nawet chęć pędzenia leniwych do roboty! Przecież leni od zawsze cenię - a każdym razie o wiele bardziej, niż leberalnych pracusiów!

A teraz gromkie "hip hip hura!" na cześć wydawnictwa Złote Myśli (choć nie wszystko, co wydają jest całkiem w mój smak, a nawet, turpe dictu, nie wszystko, co czego przyłożyłem rękę, jednak życie to nie bajka), a jeśli ktoś też chce sobie fajnie radzić w kryzysie, to może zainteresują go ich własne, z serca płynące, rady. Oto linek: http://ekonomia-przetrwania.zlotemysli.pl/triarius,1/

Mam nadzieję, że nie tylko ja po tej stronie barykady na razie jakoś spadam na cztery łapy (może to skutek mojej sympatii do kotów?) - w końcu wiem, że kryzys jest i raczej szybko nie będzie lepiej. Jeśli w ogóle. Mówię w każdym razie o domowych finansach. Ja w każdym razie chwilowo nie panikuję, sorry za ten fałszywy alarm!

A jeśli ktoś zaczął się niepokoić o tę moją nagłą sympatię do platformianych mędrców od ekonomii i innej, jak motylek od Merkeli do Tuska i z powrotem fruwającej targowicy, to mówię: spokojnie,  Z TYM to się oczywiście wygłupiam na całej linii!

---------------------------------------------------  
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

7 komentarzy:

  1. @ Tygrys

    Ale z waści gorączka Tygrysie! Dlaczego ja, ani przez chwilę, nie wierzyłem w realność Twego bankructwa?

    Zresztą całe życie żyjąc w tym pierdolonym peerelu ja nigdy nie dowierzam jakimś kwitom!

    Pierwsze co bym zrobił na Twoim miejscu to telefoniczne lub jak trza to fizycznie molestował księgową od tych Złotych Myśli - gdzie do kurwy nędzy moja kasa! i tak na zapas postraszył jeszcze sądem i odsetkami! (Choć po prawdzie ja jestem w sumie po dość przyzwoitej kindersztubie i od takich rzeczy mam żonę - księgową).

    Dochodzę do wniosku, że dłuższy niż dwutygodniowy pobyt w innej rzeczywistości (niż ten nasz no nie bananowy przecież, a raczej pszenno-buraczany kapitalizm) może być bardzo niebezpieczny w związku z powtórną akomodacją do tego peerelowskiego burdelu.

    A jeszcze w Skandynawii !! - to i tak w ogóle cud że przeżyłeś taki eksperyment.

    OdpowiedzUsuń
  2. Joanna Gwiazda fajnie wyjaśnie, dlaczego nie było i nie będzie żadnej Bastylii II czy Norymbergi-bis: "W 1980 r. Anna [Walentynowicz] oparła się naciskom władz i Andrzeja Wajdy. Jej kolega ze Stoczni, Henryk Lenarciak, też twierdził, że zasada chrześcijańskiego przebaczenia nakazuje upamiętnienie poległych milicjantów razem ze stoczniowcami. Po stanie wojennym władza pojednała się z narodem przy „okrągłym stole” i pomnik nazwano pomnikiem „Solidarności”, chociaż „Solidarność” pomników sobie nie stawiała. Przypominanie minionych zbrodni PZPR, czyli – jak się okazało – sojusznikowi w obalaniu systemu komunistycznego, uważane jest za nietakt.(...) W 1984 r. ktoś okrutnie zamordował księdza Jerzego Popiełuszkę. Cały naród z zapartym tchem czekał na wyniki śledztwa energicznie prowadzonego przez szefa bezpieki, generała Czesława Kiszczaka. Po pogrzebie żałobnicy udali się przed gmach bezpieki i krzyczeli: „Przebaczamy!”.
    W 1985 r. na mszy żałobnej po zamordowaniu przez milicję studenta Antonowicza, ksiądz Jankowski apelował do licznie zgromadzonej młodzieży o niezabijanie nienarodzonych.
    W 1989 r. po zamordowaniu kolejnego księdza, Siła-Nowicki, uczestniczący w obradach „okrągłego stołu” po stronie „solidarnościowej”, apelował, aby nie dać się sprowokować i nie zerwać rozmów."

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Amalryk

    Jak miałem ich podawać do sądu, skoro to są prowizje i żadnej gwarancji zarobków nie ma? Gdyby było zero, a oni nadal by istnieli i puszyli się swoją stronką - wiedziałbym, że coś śmierdzi, ale jak mi ciurka pomalutku, codziennie, to musiałem pomyśleć, że to Tuś i Roztoś zadziałali i wreszcie mnie dopadło.

    Co do ogólnych Twoich refleksji, całkowita zgoda.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Anonimowy

    Gwiazdowie są super, to na początek. Widziałem ich zresztą z rok temu w lokalnym hipermarkecie, jak targali jakiś telewizor i nawet nie zauważyli, jak się im kłaniam. Stare, wyjątkowo na oko zgodne, małżeństwo, nawet dla mnie to wzruszający widok, pomijając już zasługi... Nie ma jak lewica! ;-)

    Co do Bastylii - jasne! Poziom spedalenia wielkomiejskiego leminga jest już niewyobrażalny, a prawicowi ministranci wcale się pod wieloma istotnymi względami od nich istotnie nie różnią.

    Nie potrafię jakoś ostatnio pisać tekstów na poważne tematy, ale może chociaż coś czasem, dzięki Wam, uda mi się na serio powiedzieć w komętach. Otóż mnie ta sprawa tej dziwnej - chorej po prostu - litościwości i zdolności wybaczania dzisiejszych ludzi, fascynuje od dawna.

    Sam mam dość miękkie serce, żal mi źwierzątek, dzieci, czasem nawet dorosłych, gdy bezbronni itd. Ale to tutaj jednak jest sprawa przedziwna i historycznie unikalna.

    c.d.n. (bo Gugiel ma swoje durne ograniczenia)

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Anonimowy c.d.

    No i myślę sobie o tym, że taki Owidiusz - delikatny und subtelny poeta, że lubił dupy to przecież nic aż tak dziwnego - kiedy się wzruszył widokiem jakiegoś ślicznego źródełka w gaiku, gdzie nimfy itd., to łapał koziołka i podrzynał mu gardło w ofierze. A, i przy tym płakał ze wzruszenia, ale nie nad koziołkiem, ma się rozumieć.

    Nie mam już tych archiwów, burze i wiatry historii mi je zabrały, ale kiedyś zabawiałem się zbieraniem wzmianek w dawnych dokumentach o tym, jak to "ten a ten król był gnuśny, miał miękkie serce, i zajmował się jedynie polowaniem (plus czasem dupami i/lub ślusarką)".

    Całkiem sporo takich ocen można w historii znaleźć. No a te polowania to były istne rzezie niewinnych źwierząt na ogromną skalę, bez wielkiej finezjii: sieci, nagonki, dobijanie jakimiś drągami...

    I tak sobie myślę, że tutaj widać jak to się zmieniło od czasów późnej K. do naszych, a z drugiej strony, jednak ten Faust ma całkiem specjalne tutaj cechy psychiczne. Nas, jako Faustów właśnie (jeśli rozumiecie o co mi chodzi) boli ból dosłownie WSZYSTKICH istot, nawet abstrakcyjnych, jeśli tylko się w to wczujemy.

    Apolla, jak Owidiusz, całkiem ten ból zdaje się nie dotykał. Co by było całkiem zgodne z istotą Apolla właśnie i przecież!

    Nad Faustyczną K/C ciąży fatum, w jej genach jest szaleństwo, nie da się ukryć. Tak to widzę.

    Zgadzacie się? (Mówię w mnogiej, bo, mam nadzieję, kogoś jeszcze też to może interesować.) No to teraz pozostaje kwestia - co z tym @#$%% mać zrobić?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  6. RAZ fajnie wyjaśnia, czemu globalna finansjera musi z konieczności czynić demokrację ustrojem fasadowym, przynajmniej w najważniejszych sferach życia: makroekonomii, służbach, wojsku "Główną słabością demokracji jest właśnie to, że powierza rządy tylko na pewien czas. Wybieralni politycy podejmują decyzje, myśląc przede wszystkim o tym, jak wpłyną one na ich wynik w następnych wyborach. Oczywiście, mogą się wznieść ponad to, ale jest to wyłącznie kwestia ich osobistego poczucia odpowiedzialności. System za dalekowzroczność nie nagradza, wręcz przeciwnie. Radą na ten mankament liberalnej demokracji miało być niewypowiedziane wyjęcie spod władzy ludu – to znaczy jego przedstawicieli – pewnych strategicznych obszarów, takich na przykład, jak finanse. Sprawy uznane za "poważne" powinny pozostać w rękach fachowców, kontrolowanych tylko przez innych fachowców, a jeśli rozliczanych przez polityków, to w bardzo długich okresach, tak aby niemożliwa była bezpośrednia, bieżąca ingerencja, na przykład wymuszenie na banku centralnym psucia waluty dla doraźnych politycznych korzyści rządzącej w danej chwili partii."

    OdpowiedzUsuń
  7. @ Anonimowy

    Mówimy o (smutnych) faktach, czy o genialnych rozwiązaniach? W takich przypadkach przypominam sobie powiedzenie, że "każdy trudny problem ma jedno proste rozwiązanie, i to rozwiązanie jest zawsze złe".

    Osobiście przedkładam demokrację nad wielką finansjerę, i jeśli ta druga nie daje się pogodzić z tą pierwszą, to niech lezie na drzewo! ;-)

    Wydaje mi się, że Zemkiewicz kręci się w przerębli prościutkich (oświeceniowych) schematów, jak każdy, kto został zarażony wirusem korwinizmu. Jemu w dodatku to chyba całkiem nie przeszło.

    Nieuczciwość tych ludzi polega m.in. na tym, że gadają o "demokracji", "socjaliźmie", których żadnej przyzwoitej definicji nikt nie podał, rozmówcy w każdym razie się na te definicje nie zgodzili, i to wszystko jest raczej po prostu bełkot szpikowany obelgami i inkrustowany chciejstwem.

    Oczywiście nie ma sensu fetyszyzować demokracji (republiki) i czynić z niej jakiejś gwarancji raju na ziemi po wieczne czasy. Jednak wszystko co ludzkie jest ułomne, idealne systemy polityczne nie istnieją, nic co ludzkie nie jest wieczne (bym bardziej dla spenglerysty)... I cała ta gadka o demokracji wydaje mi się w większej części jałowym biciem piany.

    Pomijając już nawet wielką finansjerę, ale nawet sprawy militarne - które faktycznie nie bardzo się nadają do decydowania przez miliony podatnych na emocje i manipulacje szarych obywateli - czy naprawdę nie ma możliwości, by partie polityczne (które w końcu są teraz podstawą demokracji, a nie głosowania na klepisku) miały swoich ekspertów?

    Tej "demokracji" co ją mamy obecnie brakuje nie ekspertów i nie tego, żeby się lud przestał poważnymi sprawami interesować, tylko wręcz przeciwnie. Właśnie republikańskiego ducha, zainteresowania sprawami państwa, plus autentyczności: żeby lud miał możliwość kontrolować polityków i wysyłać ich na zieloną trawkę lub do kamieniołomów, a nie tylko raz na parę lat na nich zagłosować, a potem łykać ich bełkotliwą autoreklamę.

    Nie mam żadnego kultu demokracji, ale republikę uważam za system najbardziej godny z pkt. widzenia obywateli i w sumie najskuteczniejszy (jak i Machiavelli zresztą, o czym jakoś Korwiny nie chcą ludziom mówić), a jeśli już jest demokracja, to ja proszę by była niezafałszowana i autentyczna.

    Natomiast wszelki bełkot o monarchii uważam za bełkot właśnie. (To nie do Ciebie, to tak ogólnie.) Np. Nicek ostatnio cytuje Korwina jadącego czystym Spenglerem - że kiedyś kilka tysięcy zdecydowanych ludzi zebranych przez charyzmatycznego przywódcę będzie o wszystkim decydowało...

    Ale to przecież NIE JEST ŻADNA "MONARCHIA"! To są legiony schyłkowej rzymskiej republiki i cesarstwa! I ten przywódca wcale nie musi sam zostawać władcą. Nie mówiąc już o tym, że połączenie z tym "wolnego rynku" - bez którego przecież wedle Korwina i jego chłopiąt nijak! - to już po prostu paranoja!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń