sobota, lutego 18, 2012

Zasada szwagra

PROLOG

W tej epoce, kiedy liberalizm, przynajmniej intelektualnie, już ledwo zipie i każdy człek mający przynajmniej dwucyfrową ilość czynnych szarych komórek wie, co to za syf... Sorry europejscy mędrcy (ci z certyfikatem i ci chwilowo bez) - mówimy o układzie dziesiętnym, więc platformiani wyborcy nie załapują się z definicji!

W tych czasach przykopywanie, chwiejącemu się niczym trzcina na wietrze, liberalizmowi może się wydawać zajęciem jałowym i błahym. Fakt, coś w tym jest i chyba jedyną moją obroną może być stwierdzenie, że ja sobie po prostu chcę czasem napisać coś błahego i wesolutkiego, choćby i było jałowe. No bo żeby to tylko ledwo zipał, ale przecież my mamy teraz tak, że niedawny Szaweł liberalizmu nawrócił się nam ze szczętem i teraz robi za bardzo skutecznego Św. Pawła antyliberlizmu!

(Swoją drogą ubawiłem się parę dni temu co niemiara, bo sprawdzałem co tam na mój temat w sieci, no i znalazłem całkiem niedawne moje boje z owym Szawłem/Pawłem, na razie jeszcze szczęśliwie żywym i niekanonizowanym), no i tam mówimy sobie z nim słodkie komplementa, czułe słówka, ocieka to wprost szczerością... Ale kiedy rozmowa zbacza na teren liberalizmu, totalna wojna buldogów - nad, pod i na poziomie dywanu!

I wcale nie było to tak dawno. I każdy może sobie to znaleźć, jeśli np. wklepie w Googla "Pan Tygrys + triarius", jak ja to właśnie zrobiłem. Albo o te linki po prostu poprosi. Tak że liberalizm nie ma już cienia szansy - no, chyba że uciecze się do innych środków. Czyli położy niejako akcent na słowo "realny" w terminie "realny liberalizm".

Ten termin, z którego jestem dziko dumny - bo to i hiper-naukowe, i celne, i potencjalnie skuteczne, jeśli nie w likwidowaniu, to przynajmniej w intelektualnym dawaniu odporu - przez parę lat wegetował nie dając absolutnie żadnego znaku życia... Aż tu nagle - patrz pan! - zaczyna powoli przenikać do krwioobiegu rodzimej debaty.

Na razie rodzimej, ale nie ma tego złego, bo niewykluczone, iż właśnie skutkiem tego, że najpierw rodzima, a potem nie wiadomo, może wyjść w końcu tak, że to wreszcie MY staniemy na samym czele i my właśnie dokonamy jakiejś, da Bóg, kopernikańskiej rewolucji. Czy raczej, ładniej to wyrażając - kopernikańskiej KONTRREWOLUCJI. I tutaj także zasługa naszego Szawła/Pawła. A więc jednak mój brak wiary w ludzkie możliwości i ludzki intelekt nie jest może do końca obiektywnie uzasadniony.

Swoją drogą przydało by się także wylansowanie bliźniaka "realnego liberalizmu" - czyli "liberalnego rewizjonizmu". Co, jak każdy zgadnie, odnosi się do różnych świrów spod trzepaka (i oczywiście agentury, jak zawsze) stręczących nam liberalizm w różnych smakach - od standardowej wanilii, po "libertarianizm" i inne pokraczne hybrydowe twory korwiniego (czy aby tylko?) mózgu.

To był Prolog, bowiem, biorąc na warsztat temat w sumie błahy, postanowiliśmy przynajmniej zadbać o Formę i napisać tekst pod tym względem bez zarzutu: z początkiem, środkiem, końcem, a nawet Prologiem, Wprowadzeniem, Tekstem w Sobie, i Podsumowaniem. (Streszczenie po angielsku zostawiamy sobie na kiedyś, to w końcu nie doktorat.)

WPROWADZENIE

Mój ojciec tłumaczył mi kiedyś, gdzieś chyba w mrocznej epoce późnego Gomułki, istnienie muzeum Lenina w Poroninie "zasadą szwagra". "Widzisz Piotr", mówił, "to jest tak... Ktoś ma szwagra i ten szwagier potrzebuje zostać dyrektorem muzeum. No to zakłada się muzeum Lenina."

Oczywiście całkiem serio, ani on sam tego nie traktował, ani ja tego całkiem serio nie traktuję. No bo po pierwsze, sam podnosiłem krzyk, że "kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze", to zabawna regułka, która się może nieźle sprawdzała na przedwojennych Nalewkach, ale w globalnej polityce sprawdza się już tylko tak sobie.

Po drugie zaś sam "szwagier", jak taki mnie specjalnie nie razi. Nie miałbym nic przeciw temu, co dzisiaj się tak chętnie i gorliwie określa mianem "nepotyzmu" - gdyby tylko inne, i o wiele ważniejsze, reguły, były przestrzegane. Gdyby taki dyrektor, minister, nie mówiąc już o "prywatnym" (rzekomo) przedsiębiorcy, był za swoje działania naprawdę odpowiedzialny.

Oczywiście nie wszyscy w ten sam sposób, bo minister robi swoje za NASZĄ forsę, a prywatny przedsiębiorca za (miejmy nadzieję) swoją, choć w III RP to chyba częściej forsa WSI, która też, ściśle biorąc, skądś się wzięła i tego WSI tak całkiem to nie jest.

Gdyby taki ktoś był odpowiedzialny za to co robi, to co mi przeszkadza, że pozatrudnia w swojej instytucji samych pociotków, same, powiedzmy, beżowe lesbijki, samych raperów, czy tenorów lirycznych? Jeśli to bractwo będzie kradło, powinno za to beknąć - całe! A jeśli będzie niekompetentne, to też na pewno w zdrowym społeczeństwie nie głaskałoby się ich po łebkach, a zatrudniający, czyli ów szef, płakałby potem rzewnymi łzami i tyle.

Trochę to może zalatuje korwinizmem (czego mi nawrócony Szaweł, którego tu gorąco pozdrawiam, nie omieszka wytknąć), w tym sensie, że nie pilnujemy, jak ktoś coś robi, tylko potem ew. go wieszamy albo wsadzamy do pierdla.

Nie sądzę, by taka metoda sprawdzała się w każdej sytuacji, zapewne w większości by się nie sprawdzała, ale dobór sobie współpracowników wedle własnego smaku i przekonania, to, moim skromnym, sama podstawa autentycznego kierowania i autentycznej odpowiedzialności.

Nie mówiąc już o tym, że wszystkie te rzekomo "prywatne" firmy są w coraz mniejszym stopniu prywatne, i to nie tylko z powodu tego, że chodzą na kredytach, są więc w istocie własnością kredytujących je banków, zaś ich wolni i niezależni, niemal jak "S" (z Bolkiem na czele) "właściciele" są takimi samymi robolami, jak ogromna większość.

Tutaj jednak chodzi mi o to, że co to za właściciel, który nie może sobie np. zadecydować, że z pedałami nie będzie mu się dobrze pracowało? Albo po prostu z kobietami, choćby je w niektórych sytuacjach pasjami lubił i konsumował łyżkami. Sprawa jest dość podobna do sprawy płciowych parytetów w partiach politycznych, co lud, moim zdaniem, przełknął tylko dlatego, że jest już doszczętnie spedalony i wpływu na cokolwiek dawno się wyrzekł.

W innym przypadku, jak jakiś Bul, czy inna pokraczna marionetka nie wiadomo kogo, miałby decydować o naszych, obecnych czy przyszłych, partiach? Czy te partie są dla Bula i jemu podobnych? Zawsze? Z definicji? To takie samo Prawo Przez Duże P, jak to o "kłamstwie oświęcimskim"? Rzymianie gdzieś to spisali, że spytam? Bo podobno rządzimy się prawem rzymskim?


TEKST SAM W SOBIE

Napisać to co widzicie przyszło mi do głowy pod wpływem jednego, naprawdę błahego, wydarzonka. Mianowicie mam ci ja telewizję kablową, choć po prawdzie nie bardzo wiem po co i będę musiał z niej zrezygnować, bo za darmo to jeszcze - ale płacić za takie coś?! (Oczywiście rodzimej "polityki" i innych tefauenów od dawna nie oglądam, ale nawet dzisiejsze Mezzo, MMA i sitcomy nie są warte takich pieniędzy, jakie ja za to muszę płacić.)

No i w każdym razie mam tam m.in. dwie francuskie państwowe telewizje. Fracuskojęzyczne w każdym razie, bo tam sporo Quebecu, Belgii i Szwajcarii Romańskiej. I całkiem ostatnio w tych zajawkach przyszłych programów, co w takich "bardziej wyrafinowanych" kablówkowych pakietach się na ekranie pokazują (jak się guzik w pilocie naciśnie), te zajawki zaczęły być... Słuchajcie, słuchajcie! - PO POLSKU.

Jeśli to nie jest ewidentny przykład działania "zasady szwagra", to ja już nie wiem! Jeśli ktoś nie zna francuskiego, to przecież nie będzie oglądał francuskojęzycznego dziennika TV, albo filmu, prawda? A jeśli zna i ma ochotę jakiś film obejrzeć - choćby dlatego, żeby się przekonać jaką chałą była większość tych dawnych francuskich filmów, do których prlowscy inteligenci wzdychali, o których "Przekrój" pisał itd. - to chciałby raczej wiedzieć, jak ten film się NAPRAWDĘ nazywa, tak?

A nie - w najlepszym przypadku - jaki tytuł nadał mu czterdzieści lat temu pociotek jakiegoś sekretarza czy ubeka, cenzor czy inna menda odesłana na filmowy odcinek. Tym bardziej, że najprawdopodobniej te tytuły są po prostu wymyślane na poczekaniu przez właśnie tego szwagra, dla którego ta wspaniała usługa została - w prywatnej i kierującej się prawami rynku (a jakże!) firmie uruchomiona.

Dla mojej - bo jakże by inaczej? - czyli klienta, radości. I dla zwiększenia sumy szczęścia na całym ziemskim globie, bo tak przecież działa wolny rynek i liberalizm, niezależnie od ew. egoistycznych i pekuniarnych (jest takie słowo?) motywów samych uczestników. A ja wam mówię, że to kłamstwo, bo tak naprawdę chodzi o wulgarny interes czyjegoś szwagra, który nawet się porządnie tego francuskiego nie raczył nauczyć, a ze szczęściem moim czy ludzkości, nie ma to absolutnie nic wspólnego!


ZAKOŃCZENIE

I tak się powoli zbliżamy do końca naszego Nienagannego Pod Względem Formalnym I Mającego Wstęp, Środek, oraz Zakończenie Tekstu. Jeśli nawet treść jest do przysłowiowej dupy (i nie mówimy tu o czarującym posteriorze panny Maryni, którą przy okazji serdecznie pozdrawiam!), to struktury i strony formalnej powinni się od nas uczyć współcześni i przyszłe pokolenia.

Nie ukrywam, że jeśli ten temat chwyci, to mam jeszcze w zapasie parę rzeczy, którymi mógłbym przykopać liberalizmowi. Jak to kwestia maszynek do golenia, tzw. "jednorazowych", o dwóch i więcej ostrzach. Przeznaczonych chyba do tego, żeby metroseksualnych eunuchoidów bez zarostu zmuszać do golenia się trzy, lub więcej, razy dziennie. Jeśli BARDZO chcecie na ten temat moję diatrybę przeczytać, to krzyczcie magna voce, a może dosłyszę i dopieszczę!



KONIEC

* * * * *

Ale jeszcze mamy dzisiaj...

* Ogłoszenia Parafialne *

"Amazonia w weekend", zbiór humoresek Jacka Jareckiego, który wydano już jakiś czas temu w postaci ebooka, jest od paru dni dostępny w postacie audiobooka. Ja sam bardzo lubię audiobooki, nie mówiąc już o tekstach Jareckiego i jego, dla mnie całkiem unikalnym (za użycie słowa "unikatowy" w mojej obecności będę strzelał z biodra!) humorze. Ten gość naprawdę umie pisać i naprawdę potrafi rozśmieszyć!

Polecam tego audiobooka (ebooka zresztą też, ale audio szczególnie, a drukowanej wersji jeszcze nie ma) wszystkim, ale szczególnie Wam - Latarnicy Out There! Tacy z tej nowelki, co się ją czytało w szkole, pamiętacie?

Czyli ludzie korzystający z... "dobrodziejstw", określmy to tak, choć z pewną dozą ironii... globalizacji i unijnej integracji, ze wszystkimi tego mniej miłymi skutkami. Takimi jak brak wokół ojczystego języka, a także płaczących wierzb, pastuszka z fujarką, kosodrzewiny, łowickich pasiaków, i czego tam komu konkretnie brakuje...

Oraz dzieci, które nam się powoli (albo i nie powoli) wynaradawiają, coraz marniej im wychodzi rodzimy język, coraz mniej go cenią, coraz mniej używają, czego skutkiem jest m.in. to, że my, starzy i w tym języku wychowani, którzy raczej nigdy nie osiągniemy już mistrzostwa w tym "nowym", miejscowym, zaczynamy w oczach naszych dzieci spadać w społecznej i intelektualnej hierarchii, ze wszystkim, co to ze sobą niesie.

Szczególnie Wam polecam dziełko Jacka Jareckiego. Nie tylko Wam, oczywiście, ale, jako gość znający z doświadczenia uroki emigracji, wiem, że dla Was to jest szczególnie cenne. (Nie tylko dziełko Jareckiego oczywiście, bo jest jeszcze trochę niezłych rzeczy po polsku dostępnych, ale na razie mówimy o tym. Które jest DOBRE!)

Oto linek: http://audioteka.pl/amazonia-w-weekend,produkt.html

Naprawdę polecam!

triarius

P.S. I pamiętaj, że ZAWSZE będzie jakiś Korwin. Mniejszy lub większy, grubszy lub chudszy. Ale na pewno będzie! Do samego końca.

9 komentarzy:

  1. delikatnie się uśmiechnę, poczekam n komenty, bo mojego męża wychwalasz.
    Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tygrys do tablicy!
    Timmy krytykuje IPN "Nie wiem, czy ‘ppn’ rzeczywiście było stosowane, nigdy się tym nie interesowałem. Ale jeśli było, to ja jestem zdecydowanie przeciw, ale z innych powodów. Uważam po prostu, że gwałt na słabszych jest cechą wybitnie niemęską. Gwałt na kobiecie jest najbardziej pedalską rzeczą, jaką facet może zrobić. Nie pojmuję, jak można czerpać przyjemność z seksu z kobietą, która tego seksu nie chce. Ja wiem, jak to się tłumaczy – potrzeba dominacji, władzy, ecie pecie. Ale prawdziwy facet staje do walki, którą może przegrać, bo tylko w takiej walce może być prawdziwym mężczyzną, tak wywalczona władza ma sens i smak. Bicie słabszego zawsze było uznawane za hańbę. Po to facetowi siła, żeby kobiety bronił a nie brał tę kobietę przemocą. Napinanie muskułów w stosunku do płci słabszej to syf i żenada. Coś w stylu ‘respect the cock’ z „Magnolii”, gdzie banda pizdeczek gadała sobie na kursie, jak to zrobić, żeby baba była posłuszna."

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Towarzysz Mąka

    A czemu tu ja miałbym dawać odpór? Przecież to całkiem pedalskie trucie, facet jest totalnie oderwany od życia i hormonów, a babę widział chyba jedynie w telewizji i swoich pryszczatych marzeniach.

    Kto to w ogóle jest ten Timmy? Serio nie mam pojęcia.

    Z tego fragmentu chyba kolejny korwinista, który nagle - co za szok! - okazał się czystej wody lewakiem. Ten nie pod wpływem Smoleńska, jak większość, tylko Bolka i tajnych teczek? Czy czegoś tam?

    W końcu Smoleńsk odchodzi w przeszłość, a oni jakoś te swoje coming outs muszą przecież robić i tak, nie?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Towarzysz Mąka

    A, czekaj - Timmy to jest autor tego znakomitego cyklu o liberalnym statku, tak?

    No to kapelusz z głowy dla jego zmysłu obserwacji i jasności wyrażania myśli, ale cytowany przez Ciebie fragment kompromituje go w moich oczach i przekreśla jako moralny autorytet.

    Zresztą on tam chyba w komętach mówi coś o "uczciwości" w związku z tym powszechnym statkowym pierdoleniem drug druga, a ja akurat tej kwestii za cholerę tam nie dostrzegam.

    Dostrzegam inne, jak czysto konsumpcyjny seks, bez Formy, wzniosłości, autentycznego kosmicznego praseksu (czy jak to określić)... Co poniekąd jest naturalne w tych warunkach, bo ludzie potrzebują baby, żeby... wiadomo...

    A wszystkie ew. skomplikowane i wzniosłe rozwiązania rozwalałyby całą tę aseptyczną leberalną rzeczywistość. Z babami faktycznie jest bardziej skomplikowana sprawa i dla mnie odpowiedzią jest ten niesamowity babski KONFORMIZM, który kiedyś był cenną sprawą, a dzisiaj czyni z bab idealne lemingi i roznosicieli wirusa lemingozy.

    Ale cytowany przez Ciebie fragment dla mnie jest po prostu SZOKUJĄCY. Oto co z ludzi robi (posoborowe) judeochrześcijaństwo!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  5. @tow.Mąka

    Eee, tam. Jedyny warunek jaki należałoby postawić przy tym ipn to absolutna powszechność. Atrakcyjna laska to skusi i mnicha a marabuty to co? Psi sołtysa mają bzykać?

    Jak wszyscy to wszyscy! Babcia tyż!

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Tygrys

    "Ale cytowany przez Ciebie fragment dla mnie jest po prostu SZOKUJĄCY. Oto co z ludzi robi (posoborowe) judeochrześcijaństwo!"
    Czy tylko posoborowe? Mackiewicz wyaził w którymś swoim dziele obrazoburczą myśl, że komunizm był trzecią po chrześcijaństwie i islamie wielką herezją merkuriaństwa. Wszystkie te systemy były początkowo biednymi i prześladowanymi sektami, potem zaś agresywnymi totalitarnymi ruchami, wjeżdżającymi w państwa i narody jak kombajn w zboże albo czołg w piechotę. To, że potem chrześcijaństwo zaczęło się kojarzyć zw św. Franciszkiem, księdzem Boduenem, światłocieniem, muzyką organową i Caravaggiem, a nie tymi górami popiołu z kobiet sfajczonych za leczenie ziołami, to wynik ogólnego starzenia się K/C, generalnego wzrostu rozmemłania i sentymętalizmu. Mackiewicz biadolił, że z komuną będzie podobnie: po tysiącach lat bolszewików będzie się wspominać z podziwem i miłością jako wielkich nauczycieli cnoty i miłosierdzia, ludzi, którzy zakończyli wojnę imperialistyczną i rozgromili faszyzm, unowocześnili gospodarkę i ruszyli na podbój kosmosu.

    OdpowiedzUsuń
  7. @ Towarzysz Mąka

    Interesujące myśli. Co do "posoborowego", to trochę z mojej strony asekuracja, a trochę jednak, a nawet sporo, naprawdę myślę, że to była całkiem inna religia.

    No i ten Mackiewicz cholernie przesadza. Mi się tam osobiście b. nie podoba duch osławionych pierwszych chrześcijan lubujących się w masochiźmie, nienawidzących życia itd., choć trudno nie przyznać im heroizmu i że lemingami to oni nie byli.

    Ale jednak dawny katolicyzm tak wielu na stosach nie palił - to była sprawa b. późna z tymi ziołami (czy z uwielbieniem dla kotów, co mnie specjalnie razi), i w dużej mierze protestancka właśnie.

    Katarzy i Albigensi to była jednak CAŁKIEM INNA religia (gnostycka), która była o tyle niebezpieczniejsza, że częściowo PODSZYWAŁA SIĘ pod chrześcijaństwo. (Niemal jak liberalizm pod prawicę.)

    To była normalna wojna religii i cywilizacji, a nie po prostu prześladowanie mniejszości. Zresztą dla mnie te ich gnozy były obrzydliwe, przynajmniej w praktycznym zastosowaniu, i byłyby o wiele bardziej totalitarne, gdyby im się udało.

    W średniowieczu, późnym, hiszpańska inkwizycja, z tego co wiem, choć głowy nie dam, paliła na stosach m.in. handlarzy niewolników. Co mi się wydaje dość sympatyczne.

    W sumie życie to nie piękna bajka i przykładanie do realnego brutalnego życia ludzi, którym jeszcze na czymś zależy, wzorów z epoki (przejściowej) Michnika i van Rumpuja, wydaje mi się dość bezsensowne.

    Choć fakt, że chrześcijaństwo jednak skłania większość ludzi do masochizmu i rozmemłanej bierności, "wybaczania wrogom", kompromisów, ekumenizmów.

    Patrz co się dzieje, kiedy ktoś obrazi Koran! I weź Żydów, choćby nie byli, formalnie, religijni.

    Jak chrześcijaństwo ma być traktowane poważnie w tym brutalnym świecie, i jak mają się z nim liczyć, kiedy te pedały - przy wszystkich swoich wadach i skurwieniach (TW i inne takie) - dają się rżnąć w dupę, co najwyżej cienko popiskując?

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  8. @ Towarzysz Mąka

    Najpierw napisałem - tylko na podst. tego fragmentu, coś mi go dał, a potem dopiero zorientowałem się o kogo chodzi. A że chodzi nie o ten IPN od teczek, tylko Ius Primae Noctis (który oni tam zwą ppn) to zorientowałem się dopiero w tej chwili.

    Dlatego też potraktowałem gościa jako lewaka, a w istocie to on jest wprawdzie smętną ofiarą V2 i, idiotycznej moim zdaniem, postawy wobec bab, ale niech mu tam będzie. Ma inne priorytety inaczej pewne rzeczy widzi, czego ja nie rozumiem, ale nie ma co na niego pyskować.

    On się rzuca, że "samiec alfa, a nie przyjdzie i jemu wprost nie powie". Rzecz w tym, że ja po prostu NIE MOGĘ. Nicek swego czasu porównał mnie niekorzystnie z Korwinem, więc niech sobie, na swoim blogu, czeka na komęty Korwina!

    Z Nickiem sobie rozkosznie gadamy, chyba się lubimy i w ogóle, ale (dopóki tego dictum on ew. oficjalnie nie odwoła) ja tam komentował nie będę. Nie ma sprawy, niech nie odwołuje i uważa Korwina za większego geniusza, ale ja z tego wyciągam wnioski i tyle!

    Mógłbyś to Timmy'emu przekazać? Najlepiej wkleić mu tam cały ten cytat?

    Naprawdę nic do gościa nie mam, napisał rewelacyjny tekst i dobrze komentuje... A że do bab ma stosunek, który ja uważam za eunuszy, on zaś za "rycerski", to cóż - ludzie są różne i mają różne ideały. Ja w każdym razie wiem, co baby naprawdę lubią, a czego nie. ;-)

    Pzdrawm

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Towarzysz Mąka c.d.

    Nie tylko "tekst" napisał rewelacyjny, ale cały ten cykl. A poprzednio (też jego, o ile kojarzę) kawałki, w komętach u Nicka, o pracy i stosunkach w korporacjach też były rewelacyjne! I w dodatku to są sprawy o sporym realnym znaczeniu.

    Więc kapelusze z głów przed tym facetem! A że ma jakiś rozmamłany stosunek do bab? Cóż, ja na szczęście nie jestem jego babą, i mam nadzieję, że jednak nie poświęci propagowaniu tego nastawienia więcej czasu, niż statkom liberałów i korporacjom.

    A jeśli nie poświęci, to tak czy tak robi świetną robotę!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń