środa, grudnia 31, 2014

O takich jednych na "b", czyli libertariańskich służbach specjalnych

Sam się poniekąd moim własnym tekstem sprzed godziny zapłodniłem do napisania niniejszego. (To się naukowo chyba nazywa "partogeneza".) Łał? Jasne że łał!

Tak więc, zacząłem się po raz tysięczny zastanawiać nad tym, kto właściwie rozwala zgrzybiałe i stojące nad grobem cywilizacje - czy Toynbee może mieć rację, że to "proletariat wewnętrzny", a więc tacy różni nieprzystosowani i znajdujący się poza strukturami (jak np. kiedyś wcześni chrześcijanie); lub "proletariat zewnętrzny", a więc, mówiąc po ludzku, obcy barbarzyńcy.

Wydało mi się natychmist oczywistym, że tutaj, w naszym przypadku, żaden "proletariat wewnętrzny" wiele nie zdoła zrobić, i że to ewentualnie mogą być - niechby i "wewnętrzne" - ale służby. Specjalne. Tajne, widne i dwupłciowe. (A nawet więcej-niż-dwupłciowe zapewne, bo Postęp wciąż nabiera tempa.)

I wtedy doznałem nagłego oświecenia! Przecież bolszewicy to także były służby - specjalne, tajne, widne i co najmniej dwupłciowe - tylko że PRYWATNE! Nie-państwowe, a nawet anty-państwowe. Liberalne zatem, czy może nawet LIBERTARIAŃSKIE.

Działające zgodnie z regułami wolnego rynku - tyle że oczywiście wolny rynek na służby specjalne (tajne, widne itd.), to nie jest całkiem ten sam wolny rynek, co na pietruszkę i różowe golarki do damskich sfer intymnych (te dwa ostatnie też nie są zresztą całkiem tym samym), tylko taki specjalny wolny rynek, na którym wolnorynkowo sobie się tam... Co tam się robi na wolnym rynku. Na rynku służb specjalnych. Prawda? Nie da się logiki tego rozumowania podważyć.

Tak samo, jak prywatni prawnicy, w których śmy sobie czas temu jakiś wykryli alternatywę dla rozpasanej biurokracji, bowiem stanowią oni swego rodzaju PRYWATNĄ BIUROKRACJĘ. Zgraję biurokratów do wynajęcia, działających na rynku, na własny rachunek. Zgoda? Jak się o tym pomyśli, że oni tak samo jak tamci robią w przepisach i papierkach, różne sprawy załatwiają, tyle że wolnorynkowo, dla tych co dadzą więcej.

Jeśli mam rację, a z całą pewnością ją mam, to mamy tutaj spore historiozoficzne odkrycie, a przy tym spory krok dla zrozumienia wolnego rynku i wszystkich tych pięknych liberatariańskich (czy jakich tam, bo w tym się normalny człowiek za cholerę nie połapie) wartości. Ach! Co więcej, teza Dávili, że: "Liberalny burżuj to starszy brat bolszewika", staje się niniejszym jeszcze w bardziej oczywisty sposób słuszna i celna.

No a tutaj jeszcze mogą być formy mieszane, i bolszewicy mogliby być taką właśnie mieszaną formą. Jeśli, w miejsce dwóch przewidzianych przez Toynbee'ego, przyjmiemy sześć możliwości: proletariat wewnętrzny i zewnętrzny, służby wewnętrzne i zewnętrzne; oraz proletariato-służby wewnętrzne i zewnętrzne...

Zaraz! W teorii co najmniej, możliwe byłoby także istnienie krzyżówek proletariatu wewnętrznego ze służbami zewnętrznymi, oraz proletariatu zewnętrznego (czyli "nienaszego") ze służbami wewnętrznymi (czyli "naszymi"). Przy odpowiedniej optyce nawet i dzisiejsze (pro)ruskie zielone ludki na Ukrainie to by mogło być to pierwsze. A ten drugi przypadek? To samo, ale widziane nie z Ukrainy, tylko z Rosji. (A więc pełna symetria.)

No a, żeby od tych hybrydowych przypadków przejść znów do prostych: taka np. Al Kaida byłaby (dla Zachodu) służbą zewnętrzną, jak najbardziej prywatną, liberalną i wolnorynkową; a bolszewicy dla Rosji służbą wewnętrzną. Także prywatną, liberalną i wolnorynkową, z pochodzenia - nie zaś państwową, która się dopiero po jakimś czasie ze smyczy zerwała, czy ew. straciła swoje państwo.

Jeśli by uznać, że jakiś udział proletariatu też tam był, no to mielibyśmy przypadek hybrydowy, i to nawet przy uznaniu, że zagraniczne służby (niemieckie konkretnie, słynny zaplombowany wagon itd.) też w tym istotnie maczały palce. Wtedy to by była krzyżówka wewnętrznych prywatnych służb, wewnętrznego proletariatu i służb zewnętrznych.

Fajne? W każdym razie nie da się ukryć, żeśmy tu sobie odkryli piękną rzecz, oświetlającą nam jak reflektorem spory kawał historii i niemało tajemnic ze sfery politycznych ideologii: BOLSZEWICY TO BYŁY PRYWATNE, ANTYPAŃSTWOWE (A WIĘC JAK NAJBARDZIEJ LIBERALNE I WOLNORYNKOWE) SŁUŻBY SPECJALNE. Z czymś jeszcze może zmieszane, ale to nie zmienia istoty sprawy. Wreszcie coś się w tych mętnych sprawach zaczyna nam ładnie klarować!

A teraz, GPS'y tego świata (bo dla Korwinów takie zagwozdki są ewidentnie zbyt trudne, co udowadniają od lat ignorując wszystkich poza idiotami wewnętrznymi i zewnętrznymi) - prosilibyśmy o światły komentarz i ustosunkowanie się do tych naszych niewątpliwych odkryć. A więc do roboty!

triarius

5 komentarzy:

  1. Proletariat zewnętrzny, wewnętrzny czy pograniczny to może sobie obalić jabola w bramie, jak nie przymierzając Bolek vel Kobrzyński (ksywa jaką jeszcze przed ubekami
    ochrzcili go kumple mego starego) komunę! Prol jest tępy i bezbronny - z definicji, bywa przydatny do wewnętrznych rozgrywek, ale bez jakiegokolwiek decyzyjnego wpływu w państwie gdzie funkcjonuje sprawna mniejszość militarna.

    Marx to bzdeciarz, jego popularność była dopasowana do poziomu intelektualnego publiczności czytelniczej epoki (jak i wszystkich podobnych gawędziarzy po nieszczęsnym, antyplatońskim, upowszechnieniu umiejętności czytania).

    "(...) Odnośnie zaś do największego przeciwnika Adama Smitha, Karola Marxa, nieważne jest, czy tkwiąc głęboko w wyobrażeniowym świecie angielskiego kapitalizmu głośno przeciw temu kapitalizmowi protestujemy; gdyż właśnie za sprawą tego go uznajemy i chcemy tylko przez inny rodzaj rozrachunku użyczyć jego obiektom korzyści bycia podmiotami.(...)"

    Zaś te wszystkie policje tajne i sekretne mają tyle władzy ile im rzeczywista władza jej deleguje - gorzej gdy delegujący jest cipą, wtedy mamy pożar w burdelu.

    Bolszewicy byli marksistowską sektą na wymarciu, którą w celach jak najbardziej oczywistych sekretne policje Cesarstwa Niemieckiego ekshumowały i podrzuciły, z solidnym kredytem, jak bakcyla dżumy do Rosji, której samodzierżawca, jak raz wówczas, nadawał się idealnie na ogrodnika... Oczywiście była to sekta na wskroś antypaństwowa, nawet w dwójnasób; gdyż głosili całkowite obumarcie instytucji państwa! Jak z resztą na młodszych braci liberalnego burżuja przystało.




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cenny komęt (nie żeby to było wielkie coś, bo tu każdy jest cenny, choćby z powodu ilości), ale z Marksem to trochę upraszczasz. Nie w tym sensie, żebyś upraszczał, ale... Oczywiście że cała ta komusza utopia była nie tylko kretyńska, ale także, o czym mówi Twój cytat, to było proste odwrócenie wektorków (z trochą niezbędnych adaptacji) zwyklego angielskiego kapitalizmu.

      Czyli takie gadanie Michnikiem. "Zwykłego" kapitalizmu - jak to określił swego czasu Pan T. w jakiejś polemice z Nickiem: "Żydwska ekonomia zwana dziś kapitaizmem". (Nicek, by the way, żyje i nawet przysłał mi życzenia. Z obu ostatnich okazji. Łał!)

      Jednak kiedy mi kolega sms prawi, że ja tu zaraz zacznę Marksa cytować, to mi to jak woda po kaczce, bo Marks to jednak nie był, na tle dzisiejszych mędrców, takie całkiem nic. Nieźle analizował figlasy różnych Napoleonów na przykład, coś tam kojarzył z ekonomii (!), choć fakt, że krytyka jest zawsze najłatwiejsza... Przeczytał i w miarę pojął Hegla, a to nie każdy potrafi. W tym sensie ja się kompletnie nie przejmuję, bo w Marksie potrafiłbym znaleźć całkiem sensowne cytaty.

      Z Marksem (ale sza!) jest trochę jak z naszym (BEZCENNYM) ESEISTĄ Koryłą. On też, przy wszystkich swych ogromnych zaletach (mówię serio!) zbyt jak na mój smak kreci się w przerębli żydowsko-protestancko-kapitalistyczno-marksowskiej wizji ludzkiej natury i tego wszystkiego, co z niej wynika. (A wynika wiele!)

      Mam, nawiasem, pomysł na aż trzy o wiele lepsze niż te ostatnie teksty. Koryła zapłodnił mnie do jednego, sam się zapłodniłem (i niezawodny Freddie Mercury, again!) do drugiego, trzeci mi właśnie przyszedł go głowy po pół wieku zmagania się z jednym takim problemem. Z czego wynika, że nic nie napiszę, albo napiszę jakieś, excusez le mot, gie. C'est la vie, jak mawiali wykształceni Rosjanie przed Rewolucją!

      A wracając do tematu głównego - czyżbym był jedynym obecnie cośtam piszącym, nieprzesiąkniętym do szpiku kości tą całą żydowsk-protestancko-oświeceniowo-kapitalistyczno-marksistowską wizją świata? Skoro nawet Koryła, zwalczający to wszystko w Anglikach, jest do tego stopnia tym nasiąkły...

      Wymyśliłem przed chwilą bąmota: "Coryllus zbyt chyba przypomina Fuggera, by móc zrozumieć, jak niepodobny do Coryllusa w istocie musiał być Fugger. I zbyt jest podobny do Savonaroli, by pojąć jak różny od niego samego musiał być Savonarola." Jakoś tak. ;-)

      Swoją drogą gość nas, a w każdym razie mnie, zapładnia jak cholera! Niemal jak Freddie Mercury. Choć to porównanie jest wredne, fakt.

      Pzdrwm

      Usuń
    2. Swoją drogą Coryllus o Savonaroli chyba jeszcze nic nie pisał. Ale to, tuszę, tylko kwestia czasu. I oby!

      Pzdrwm

      Usuń
    3. 'sekretne policje Cesarstwa Niemieckiego' Trocki krzywo się uśmiecha ;)

      sms :)

      Usuń
  2. Marksa upraszczam bo to jeden z największych upraszczaczy jest, a jam mam organiczny wstręt do różnej maści redukcji monistycznych. I wali mnie czy to się jeszcze nosi czy może już wyszły z mody ze swoim dyżurnym zestawem: zdroworozsądkowych mądrości, nieweryfikowalnych hipotez o statusie “prawd” i oczywistych bredni…

    Koryła, wydaje mi się że ten szaleniec boży, spożytkuje cały swój talent i energię na coraz żwawsze miotanie się w tej swojej przerębli, aż do upojenia...Szkoda!

    Ach ten zapładniacz Freddie Mercury! Wiesz że ja się dopiero dzisiaj połapałem że on taki Mercury jak ja Jowisz! Toż to zwykła jakaś angolska Bergitka z Pendżabu czy innego Utar Pradesz jest, jak Don Wasyl czy pieśniarka Górniak (tylko bliżej związany pokoleniowo z “macierzą”). Ale Twój muzyczny ogląd tego chałturnika podzielam w całej rozciągłości.

    Chmm, żydowsko-protestancko-oświeceniowo-kapitalistyczno-marksistowską powiadasz - się uzbierało wizjonerów, jeden lepszy od drugiego!

    OdpowiedzUsuń