czwartek, grudnia 31, 2015

Refleksje na koniec roku (mam nadzieję, że nieco mniej banalne od większości tego typu elukubracji)

Kończy się właśnie rok, który, po krótkim lecz dogłębnym zważeniu tej kwestii, muszę uznać za najlepszy dla Polski od roku 1918, czy może 1920. W każdym razie druga połowa tego roku jest zdecydowanie na plusa, a dynamika też (odpukać) rysuje się, jak na to co mamy na świecie, pozytywnie. Z tej tezy wynika kilka innych interesujących wniosków, z których niektóre pokrótce zasygnalizuję.

Po pierwsze, Tygrysizm Stosowany znowu wygrał z różnymi takimi podejściami, które - jak szczerze patriotyczne by w zamiarach nie były i jak znaczącymi by się nie podpierały autorytetami (choć dla mnie Józef Mackiewicz na przykład to żaden autorytet w sowietologii i podobnych sprawach, czy zresztą czymkolwiek; niech mu ziemia lekką itd., ale nie), jedynie gryzą sercem, masują sobie te ślicznie, mimo lat komuny i III RP, zachowane cnotki, i czekają na gen. Andersa na białym koniu.

Kto wie do kogo piję, ten wie, inni mogą się łaskawie domyślać, jeśli łaskawie zechcą. III RP może być równie, lub niemal tak samo, obrzydliwa jak PRL, ale jednak działało to całkiem inaczej. W tym na pewno inaczej działały i w innym miejscu tego systemu były umiejscowione wybory.

Gadki-szmatki na przykład, że to niby głosowanie w III RP (niech szczeźnie, tutaj całkowita zgoda!) jest całkiem tym samym wygłupem bez najmniejszego przełożenia na rzeczywistość, co w PRL, zawsze były (sorry, jeśli komuś kaleczę nabrzmiałe ego!) głupie; najczęściej, jak podejrzewam, zdradzały lenistwo umysłowe i wygodnictwo w realu; a to co się w roku 2015 stało wykazało ten fakt tak dobitnie, że uciekanie od tej prawdy odbiera chyba po prostu prawo nazywania się polskim patriotą i człowiekiem myślącym.

Wyrażę tę myśl raz jeszcze, w cholernie przystępnej i jasnej formie: O ile w PRL wybory faktycznie były żałosną farsą bez znaczenia i udzial w nich zawsze był jakąś formą osobistego upokorzenia, to w PRL bis, inaczej zwanej III RP, (która wciąż jeszcze nam niestety panuje, choć już nieco mniej) jedynym mądrym i (jednocześnie) przyzwoitym zachowaniem jest jednak głosowanie, a przez ostatnich z grubsza 10 lat - głosowanie na PiS.

Oczywiście jeden głos o niczym nie może przesądzić itd., zgoda, ale tę kwestię sobie już tu kiedyś dyskutowaliśmy. Pascal rzekł credo quiam absurdum est, no to wy możecie sobie rzec eligo quia absurdum est i jazda na wybory! Takie to proste - żeby każde patriotyczne działanie zawsze było tak proste, oczywiste i w dodatku bezpieczne!

Co powiedziawszy, dodać jednak muszę, że porównanie roku 2015 - dla Polski, bo nie dla Francji i USA przecież, ale też Polska nas najbardziej przecie obchodzi - do lat 1918 i 1920 jest jednak jakoś kulawe i, jak się głęboko zamyślić, nieco przygnębiające. No bo wtedy - wiadomo: niepodległość, która zaraz się sprawdziła i potwierdziła w starciach z agresorami, skuteczne, jakby nie było, zjednoczenie rozbitych społeczeństw z trzech zaborów itd.

Teraz zaś po prostu do władzy - tej dzisiejszej, "demokratycznej" (jak to się oficjalnie wabi, choć jakakolwiek realna demokracja to dziś przecie "populizm", młodszy brat terroryzmu), w kraju zniszczonym, lekceważonym i semi-kolonialnym, gdzie władza w związku z tym wszystkim b. niewiele może... no chyba, żeby z czasem zmieniła różne sytuacje i móc zaczęła... - doszła ekipa mająca, na odmianę, dobro Polski na względzie...

Nie mówię, że jest jakaś gwarancja, że ci ludzie zawsze będą mieli rację, a nawet na pewno zawsze jej nie mają, ale jednak w porównaniu z platfąsami od ośmiorniczek i poklepywania się z Merkelą to jest niebo a ziemia... A więc dobro Polski, to raz, plus dwa, czyli to, że na razie - o dziwo i Deo gratias! - zdają się postępować nieoczekiwanie sprawnie i sensownie.

No i jeszcze trzy, czyli to, że ta ekipa ma już całkiem niemałe poparcie w naszym dzielnym ludzie, a jeśli jeszcze to się trochę pokręci, to ten lud - jak doszczętnie nie byłby chwilowo rozbrojony, pozbawiony wpływu na cokolwiek, zatomizowany i poznawczo/intelektualnie zagubiony - nie da już tego po prostu gładko odkręcić.

"Arabska Wiosna" w Polsce to nie jest jakaś przeurocza perspektywa dla polskiego patrioty, w tym oczywiście dla Stosowanego Tygrysisty, ale ona nie jest urocza także dla naszych ukochanych sąsiadów, przyjaciół, sponsorów i całej tej @#$%^ reszty, która kręci tym nieszczęsnym bantustanem z krzywdą dla tubylców i innych głowonogów. Nieco się jednak zastanowią, zanim zagrają z nami naprawdę ostro - i tym bardziej będą mieli powód się zastanawiać, im dłużej PiS będzie tak fajnie sobie radził, jak to czyni na razie.

Natomiast granie nieostro jakoś im wyraźnie słabo wychodzi - trybuni ludu żałośni nie do uwierzenia, lemingi w demonstracjach antyrządowych gonią w piętkę machając narodowymi flagami i wznosząc patriotyczne na odmianę (!) hasła, ale to są dowcipasy dobre na jakieś lewackie forum, bo, nawet sądząc po różnych szalomach (których linia partyjna, nawiasem, wydaje się ostatnio dość paskudna i targowicka), gdzie patrioci z lewizną bez sensu (chyba głównie dla ilości wejść) gadają, widać, że to nikogo naprawdę nie rusza. A jeśli nie rusza na szalomie, to już nie wiem gdzie by mogło.

I znowu mi wyszło optymistycznie, co za checa! Jednak to, co chciałem na zakończenie rzec, miało być bardziej szpęglerystycznie pesymistyczne. Mianowicie, że o ile kiedyś, te sto lat temu, niecałe, sukces oznaczał, że naprawdę sobie mogliśmy (czas jakiś) robić tak, jak chcieliśmy - mimo wszystkich wrogów i wszystkich dobrze-nam-życzących - to teraz samo w sobie dojście PiS do "władzy" nie oznacza jeszcze prawie nic.

Państwa narodowe nadal zanikają w oczach; globalna biurokracja o jednoznacznie mrówczo-totalitarnych zamiarach, choć ostatnio napotkała pewien opór (sapienti sat), nadal się wzmacnia; przyjaciele i sponsorzy, mimo miliona potencjalnych terrorystów i ich płodnych rodziców w niedalekiej przyszłości, na razie jeszcze zipią; leming nadal jest lemingiem, Obama Obamą, za drzwiami czeka Clintonowa (no bo Trump przecież się nie załapie, choć były milion razy lepszy)... W sumie ten sukces, który z roku Pańskiego 2015 uczynił najlepszy dla Polski i każdego polskiego patrioty od... 95 lat co najmniej, to prawie nic.

Tym niemniej - albo my coś chcemy robić dla TEGO KRAJU (nie do końca rozumiem histerię na temat tego określenia, przyznam), naszego kraju, Polski - albo nie chcemy, kładziemy na wszystko i mamy w dupie. Jeśli to drugie, to nie ma o czym rozmawiać. Dla Tygrysisty może dałoby się znaleźć jakąś inną drogę - od razu jechać globalnie itd., ale bez żartów - to by było jeszcze mniej pewne, jeszcze o wiele trudniejsze... Ktoś to niby realizuje? Wątpię!

A jeśli lagi nie kładziemy i na Polsce (tenkraju) nam zależy - no to sorry, ale ktoś już zrobił jeden mały, jednak zdecydowany i w dobrym kierunku, krok, a my, jeżeli nam zależy - jeżeli tacy z nas junacy, husarze, bataliony Zośka itd. - możemy to pociągnąć dalej. I raczej po prostu powinniśmy.

Zamiast przeżuwać kolejną klęskę swej ukochane wizji świata, i wizji ukochanego patriotyzmu (cnotka, masaż, biały koń, choć istnieją i inne, równie, jeśli nie bardziej absurdalne i szkodliwe) i wymyślać alibi mające kogoś przekonać, że "jednak mieliśmy i tym razem rację, tylko trzeba na to spojrzeć dialektycznie..."

W sumie, żeby ładnie to podsumować, ponownie zakrzyknę (a echo mi zawtóruje): to był bardzo dobry rok, a w dodatku NIEOCZEKIWANIE I W SPOSÓB GWAŁCĄCY RACHUNEK PRAWDOPODOBIEŃSTWA dobry rok. Może jednak Bóg istnieje i w dodatku naprawdę da Polsce jeszcze jakąś szansę? Nie wiem dlaczego miałby być aż tak cierpliwy, ale może ktoś to wymodlił, albo... Co ja o tym mogę wiedzieć.

triarius

P.S. A tak zupełnie bez związku z czymkolwiek, to znalazłem w jednym kursie bicia brzydkich ludzi fajne stwierdzenie. W swobodnym tłumaczeniu brzmi to tak, że "Jeśli gość jest uzbrojony, to na pewno zostaniesz zraniony, ale uwierz, że zupełnie inaczej odczuwa się postrzał czy ranę od noża jeśli to ty go zabijasz, a inaczej jeśli jesteś sam zabijany". Bez związku z naszym dzisiejszym tematem, ale daje do myślenia, i w dodatku chyba warto.

10 komentarzy:

  1. Fajne "Jeśli gość jest uzbrojony, to na pewno zostaniesz zraniony, ale uwierz, że zupełnie inaczej odczuwa się postrzał czy ranę od noża jeśli to ty go zabijasz, a inaczej jeśli jesteś sam zabijany" bardzo ale, zauważ, " w porównaniu z platfąsami od ośmiorniczek" są także sqrwysyny od rosół z bażanta i perliczki z kołdunami

    OdpowiedzUsuń
  2. Jasne! Dzięki za cenną gastronomiczną uwagę, ale nie zapominajmy też o cielęcych policzkach. (Aleśmy się, #$%^&, nastojaszcziej elity dochowali! Brillat-Savarin zapłakałby się na śmierć gdyby go postawili naprzeciw takich koneserów.)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie Pascal tylko Orygenes. Ciekawe skąd ta pomyłka? Chodzi Waszmości po głowie zamiana posoborowia na tygrysi marcjonizm-orygenizm???
    Józef M. bliższy był SATowskiego ideału niż jego epigoni, obsesyjnie racjonalizujący swoją niemożność pójścia w zimny dzień na głosowanie. W końcu narąbał się za młodu tych bzidkich bolszewików, lubiał trójkąty, a dopiero pozbawiony przez los i stan zdrowia możliwości szarżowania konno lub czołgiem na bzidkich ludzi realizował się pisząc knigi i artykuły. Poza tym gość był nie tyle Polakiem, co raczej białym Rosjaninem piszącym z konieczności po polsku i do Polaków więc co mu się dziwić, że tak idealizował carat i przedrewolucyjne kacaptswo? Był też ciekawym przypadkiem antychrześcijańskiego w gruncie rzeczy prawaka, bo w którymś z mniej znanych artów lub listów explicite porównywał chrześcijaństwo do bolszewizmu (bunt legionów przeciw Julianowi Apostacie jako antyczny odpowiednik rewolucji październikowej, pokój brzeski z Persją Sasanidzką, Inkwizycja jako poprzedniczka Czeki, zachwyty nad kulturotwórczą rolę chrześcijaństwa jako analogia zachwytów nad sukcesami komunizmu w elektryfikacji i walce z analfabetyzmem, łagodność niektórych epok chrześcijaństwa jako odpowiednik NEPowskiego liberalizmu i gierkowskiego pseudokonsumpcjonimzu).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie nie wiedziałem, że Orygenes (To ten co się wykastrował, czy to był Tertulian? zawsze mylę tych dwóch świrów.), ale też Pascal mówił tak z całą pewnością i to jest znana sprawa.

      Co do reszty to za chwilę, albo i później, bo zaraz mam randkę z przeznaczeniem.

      Pzdrwm

      Usuń
    2. Ciekawy gość ten Mackiewicz z Waści ęformacji. Nic do niego nie mam - z tym autorytetem to nie miało być, że on jest denny (jedną jego powieść czytałem, ujdzie, ale nic więcej), tylko że dla mnie może nie istnieć, bo i tak go nie znam ani nic. A jako sowietolog (chodzi o moję polemikę na "Wydawnictwie Podziemnym", gdzie mi np. za mój stosunek do obecnych wyborów wymyślano od kolaborantów, co jest obłędne) po prostu bredzi i tyle. (Jak niemal każdy zresztą.)

      Pzdrwm

      Usuń
    3. Choć za te trójkąty to już go niemal pokochałem. Trza było o tym wcześniej!

      (Były to, nawiasem, trójkąty nogami, czy rękami/rękoma? ;-)

      Pzdrwm

      Usuń
    4. "Faktycznie nie wiedziałem, że Orygenes (To ten co się wykastrował, czy to był Tertulian? zawsze mylę tych dwóch świrów.), ale też Pascal mówił tak z całą pewnością i to jest znana sprawa."
      Orygenes niemal na pewno się wykastrował jako 18-latek. Wspomina o tym Euzebiusz z Cezarei jako "śmiałym czynie". Sam Orygenes też ponoć nawiązywał do autokastracji w swym "Komentarzu do Ewangelii św. Mateusza". Właśnie brak jaj sprawił, że biskup Demetriusz nie uznał ważności święceń kapłańskich Orygenesa.
      Nie wiem czy Pascal cytował ten passus z Orygenesa? Czy jakiś podobny z Tertuliana? Zresztą współcześni ateusze i teusze wałkują tylko zakład Pascala, a uwagi Pascala o (nie)omylności papieskiej, świętości relikwii, obrazów, różańca, o pojedynkach i grzeszności żłopania hipokrasu w Wielki Post mole strzygą.

      Usuń
    5. "Ciekawy gość ten Mackiewicz z Waści ęformacji."
      Na pewno skuteczniejszy niż jego epigoni. Martwy bolszewik nie może już więcej strzelać w potylicę, ani bronić demokracji. A nawrócony czytelnik dowolnego bloga może potem przeczytać inny blog i zmienić pogląd o 180 stopni.

      "Nic do niego nie mam - z tym autorytetem to nie miało być, że on jest denny (jedną jego powieść czytałem, ujdzie, ale nic więcej), tylko że dla mnie może nie istnieć, bo i tak go nie znam ani nic. A jako sowietolog (chodzi o moję polemikę na "Wydawnictwie Podziemnym", gdzie mi np. za mój stosunek do obecnych wyborów wymyślano od kolaborantów, co jest obłędne) po prostu bredzi i tyle. (Jak niemal każdy zresztą.)"
      Domyślałem, że to raczej polemika z Bąkowskim niż JM.


      "Choć za te trójkąty to już go niemal pokochałem. Trza było o tym wcześniej!(Były to, nawiasem, trójkąty nogami, czy rękami/rękoma? ;-)"
      Na pewno 2K + M.

      Usuń
  4. Histeria na punkcie określenia "ten kraj, tego kraju" wynika z predylekcji michnikowszczyzny do używania tego idiomu. Poza tym w polszczyźnie AKowców "ten" i "on" oznacza po prostu wroga, Szwaba albo szaulisa, więc konsekwentnie "ten kraj" to "wrogi kraj", "$#* kraj do zaorania atomówkami".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak też to widzę i nie chodzi mi o to, że należy unikać słowa "Polska" - o co w tym, na ile rozumiem, właśnie chodzi - tylko że różnica między np. mną (żeby już nie wspomnieć o prawdziwych bohaterach) i taką np. Bieńkowską (jest taka, nie? wciąż jeszcze?) wydaje mi się nieco większa i istotniejsza niż użycie lub nieużycie określenia "ten kraj".

      Z całą pewnością mnie się to tutaj parę razy zdarzyło - mówię spontanicznie, a nie na przekór - i nic z tego nie wynika, a już na pewno nie unikanie określenia "Polska", jak to czynią te wszystkie Michnikoidy.

      Tak że w sumie rozumiem i nawet się w zasadzie zgadzam, ale lubię czasem (?) być przekorny, a mam wrażenie, że nasi patrioci uwielbiają wprost koncentrować się na sprawach trzeciorzędnych, pomijając namiętnie sprawy naprawdę istotne. Czyż nie jest tak?

      Pzdrwm

      Usuń