Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bonmot. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bonmot. Pokaż wszystkie posty

czwartek, sierpnia 23, 2018

Bonmot o koryllicznych trubadurach

Trubadur
Teza, że "trubadurzy byli wyłącznie szpiegami", ma dokładnie tyle sensu, co teza, że "obrazy służą do zasłaniania dziur w ścianach". 

(W obu przypadkach jest to oczywiście możliwe i z pewnością czasem się zdarzało, w przypadku trubadurów to, że tak mogło bywać można nawet uznać za całkiem interesujące "odkrycie"... Ale bez przesady, żeby już nie mówić o "ślepych i kolorach". Sztuka jednak dla niektórych MA znaczenie i nie daje się sprowadzić wyłącznie do ekonomicznych, socjologicznych czy politycznych aspektów.)

triarius

P.S. A tak przy okazji, to Nasza Ukochana Kassandra a.k.a Pan T. wieki temu ostrzegała/ostrzegał, żeby nie lekce-sobie-ważyć Bolka, bo on nam jeszcze jest w stanie paskudny numer w ramach Bratniej Pomocy wyciąć. No i słyszy się ostatnio coraz więcej o tym, że najbliższe wybory mają być przez wiadome siły unieważnione, i to właśnie w oparciu o bolkową "fundację". I kto tu ma dar przewidywania?

poniedziałek, maja 21, 2018

O tym co nas dręczy

Liberalizm: Deizm, który za wszelką cenę postanowił zostać drugim Islamem.


Wbrew pozorom, to nie jest takie luźne błahe coś w stylu "ale-go-zmasakrował!", wygodnie sobie siedząc przed ekranikiem, co tak uwielbia nasza "prawica". W tym są historiozoficzne głębie i szpęgleryczne odgałęzienia, nad którymi naprawdę warto by się było zastanowić. (Dzięki wam Tawariszczu Mąka za zapłodnienie!)

triarius

P.S. A żeby nie było całkiem bez figlasów, to tutaj macie hasło na sztandary tzw. "opozycji": "Tusk na premiera, Bolek na prezydenta!"

wtorek, marca 27, 2018

Jesień średniowiecza (nareszcie!)

Marat to, czy może Szczuka?
Wszystkim, którzy przez te lata martwili się i/lub mieli jakieś podejrzenia w związku z brakiem tego akurat tytułu dla któregoś wreszcie z moich, nazwijmy to tak, "tekstów", wyjaśniam, że ja książkę Huyzingi czytałem i powyższe pojęcie z niczym takim, jak prostemu ludowi, mi się nie kojarzy. (To było... Co to było, Mądrasiński? No właśnie, brawo!)

* * *

Ja człowiek prosty i Nasi Ukochani Przywódcy z pewnością wiedzą całą masę rzeczy, o których nie mam pojęcia, pewną ręką prowadząc nas do Rajskiej (Choć Świeckiej) Przyszłości... Wierzę w to głęboko. Mimo to, przynaję ze wstydem, odczuwam ostatnio pewien niepokój o losy świata, którego nie potrafię inaczej określić, niż słowem "zajęczy", a ta zajęczość mojego niepokoju niepokoi mnie już naprawdę poważnie, rodząc we mnie niepokój trochę większy...

To zaś z kolei... I tak, skutkiem indukcji (czy może rekursji?) chwilami, w porywach, odczuwam niepokój, który trzeba określić jako "wielorybi", a wieloryb to duże stworzenie i w dodatku jest pod ochroną. Powody? Jest ich trochę. No bo po pierwsze parę dni temu w "naszej" telewizji usłyszałem (i to z wizją!) przemówienie Szczuki, w której obiecywała nam tytułową "jesień średniowiecza", jeśli nie damy się jej do woli skrobać. Konkretnie obiecywała "przyjść do was, do tych waszych pałaców" (!) i zrobić.

Albo też książki nie czytała, albo aż tak bardzo chciała się zbratać z ludem i powieść go na barykady, że udała, iż nie wie o czym to. I faktycznie przypominała mi wtedy mocno samego Marata (którego możecie sobie podziwiać na załączonym obrazku) - też był szpetny i miał podły lewacki charakter wymalowany na obliczu. Trybun, psia mać, ludowy. Szczuka znaczy, bo że Marat to wiadomo. Taki osiemnastowieczny Urban.

Jednak nie mogę ukrywać - we snach bez przerwy widzę od paru dni okrwawione głowy obnoszone na pikach i takie urocze, do Szczuki zresztą dość podobne, panie dziergające sweterki na drewnianych stopniach takiej sporej drewnianej konstrukcji, co stoi sobie na jakimś placu i stwarza wrażenie, że na coś czeka. A te paniusie z nią.

Swoją drogą nie wiem, dlaczego by nie pozwolić lewakom skrobać się do woli. Jeśli ktoś przeleciał lewaczkę, to z pewnością drugi lewak, a nad takimi nienarodzonymi lewakami po mieczu i po kądzieli (po sierpie i po młocie raczej) ja się aż tak przesadnie nie rozczulam. Kiedyś przecież dorosną, o ile ich nie damy im na czas się wyskrobać. I po co nam ten kłopot?  Lewizna bez przerwy opowiada, jak to należało utrupić Hitlera, kiedy był dzieckiem, a tutaj nawet nie trzeba, bo sami się domagają i pragną... Niechże będą przez chwilę szczęśliwi! (Byle nie za długo.)

Mówię poważnie. Rozumiem, że liberalizm nie może ludziom na zbyt wiele pozwolić, bo by przestał być liberalizmem, tyle że ja nie liberał i mam to w dupie. Tak jak kibolom dałbym się naparzać do woli, byle w jakichś zamknietych szrankach, żeby nie było zagrożenia dla spokojnie zeunuszałych obywateli, ani kosztów ratowania ew. ofiar.

Niechby coś tam podpisali, że w razie czego nie roszczą, i niech sobie! Tak samo z lewactwem: ogrodzić, dać im każdemu po niezbyt ostrym koziku, młotek, klapcążki, i - niech już jako podatnik stracę! - po ćwiartce... W ramach, tak to możemy określić, praw człowieka. Niechby i lepiej - trochę benzyny do wąchania. I potem niech sobie jeden drugiego, albo każdy sam siebie, jak tam zapragną, skąd mam znać lewackie radości, skrobią do woli!

Dobra, zapłodniła mnie ta Szczuka swoim przemówieniem, na wspomnienie którego wciąż podnoszą mi się włosy na plecach, ale najmocniej do mojego uzajęczenia przyczynili się jednak Nasi Ukochani (o których przecie wspomniałem na początku, i nie bez przysłowiowej kozery), mianowicie wywalając tych ruskich szpie... Chciałem rzec dyplomatów. W potwornej zaiste ilości, jeśli się uwzględni, że to Trump... który albo coś bardzo chce udowodnić, albo też... Coś innego, co ja mogę wiedzieć?

W każdym razie jak oni teraz, ci dyplomaci, rzucą się na biura pośrednictwa pracy... Do kolejek po zasiłki... A przecież ruscy odpłacą tym samym, więc i po drugiej stronie... Bosze, bosze! Co to będzie, co to będzie! Do kolejek po darmową zupę też się oczywiście rzucą... No a kogo stać na gotowanie takiej ilości JADALNEJ zupy? Trzeba ją będzie (jeszcze) mocniej rozwodnić... Zapłacą wszyscy, lud w tych kolejkach zacznie się burzyć...

Z tego może być międzygalaktyczna katastrofa, mówię wam ludzie! Jeśli głupi motyl nad Amazonką może tymi marnym skrzydełkami te tam cyklony na Borneo, to co może taka wodnista zupa!? W kolejce po zasiłek pobiją się ambasadorowie z tymi, no... Attaché się na takiego mówi, ale jak to po naszemu odmieniać to nie wie chyba nikt. Potem policja odmówi strzelania, wojsko przejdzie na stronę rewolucjonistów... Na to liczą Nasi Światli? Niewykluczone, to by było chyba bardzo cwane. Choć co ja tam wiem.

W Rosji (jeśli tam, a nie całkiem gdzie indziej, gdzie też przecież będą grasować watachy głodnych ambasadorów, a Szczuki tego świata wisieć i grozić, choć niekoniecznie w tej kolejności) może rzeczywiście wybuchnąć rewolucja i odsunąć Putina od władzy, o czym od niedawna Nasi Światli zdają się marzyć... Jednak to na dwoje babka wróżyła. Mogą dojść do władzy (niby jak?!?) jakieś uwielbiające tolerancję mięczaki, a mogą jacyś hiper-bolszewicy. ("Bolszewik to liberał z jajami", jak mi właśnie przyszło do głowy. Głębokie i jakżesz prawdziwe. Jak to u mnie zresztą.)

Tacy, przy których Putin będzie wyglądał jak bezzębna Szczuka. I tacy bolszewicy mogą już nie chcieć się z Merkelami tego świata układać na temat rurociągów i takich spraw, tylko po prostu od razu pieprzną kogoś jakąś bombą... Albo jakimś... "Nowiczok" to się podobno nazywa... Słodko! Ech, naprawdę - tu Szczuka, tu Marat, tu nowa rasa hiper-bolszewików się nam wykluwa, a po drugiej stronie ja - biedny, słaby i z tym cholernym zajęczym niepokojem, mimo że przecież głęboko wierzę w Świetlaną Przyszłość i kocham Tolerancję, a Oda do radości to mój Wlazkotek...

Nie jest mi się łatwo do tego przyznać, nawet przed samym sobą, ale chyba jednak główną przyczyną mego uzajęczenia jest lęk o to, czy dla mnie w ogóle jeszcze starczy tej smakowitej zupy, a jak nawet starczy, to czy tam będzie cokolwiek poza wodą. Woda zresztą to przecież globalny i strategiczny zasób, którego Ludzkość (ach!) ma o wiele zbyt mało...

Jeśli cała pójdzie do tej zupy dla bezrobotnych dyplomatów... Może mi nie wystarczyć np. dla złotych rybek. Jerum, jerum! - że tak z tego niepokoju zajęczę. (Nie żeby mi na tych rybkach jakoś w tej chwili zależało, ale przecie zajęczy niepokój nie sługa.) Czy ci Nasi Umiłowani Naprawdę tym razem wiedzą co robią? Czy nie żąglują aby beztrosko przyszłością Naszej Wspólnej (ach!) Galaktyki?!

triarius

niedziela, lutego 11, 2018

Bonmot mój własny i w dodatku prywatny

Przez ponad dobę nikt się nie dał sprowokować (no, prawie, ale tylko w prywatnych rozmowach jakieś nieśmiałe protesty). No to dzisiaj dalszy ciąg, w postaci bonomotu. Mógłbym zaserwować masę miażdżących argumentów, które by was, Moje Kochane Czciciele Prywatnej Własności i Wolnego Rynku, zbiły z pantałyku i zachwiały w niezłomnych przekonaniach, ale umówiliśmy się, że najpierw sami to przemyślicie i tego się na razie trzymam. A teraz obiecany bonmot:

Mało jest rzeczy tak mało prywatnych, jak "prywatna własność"

No to i drugi, który mi właśnie przyszedł go głowy. Jako bonus (patrzcie, jaki ze mnie wolny rynek!):

Całe dane społeczeństwo składa się każdemu bogaczowi na jego złote kible i co tam jeszcze - w pojedynkę to on przecież sobie może ewentualnie... Co właściwie? Chyba po prostu kompletnie nic. A już na pewno nie obronić tę swoją własność przed bliźnimi swymi, którzy by mu ją chętnie zabrali. Tylko konkretny model i konkretne funkcjonowanie danego społeczeństwa pozwala zatem - jeśli nie uzyskać, choć to też, choć w o wiele bardziej skomplikowany sposób, to na pewno zachować cokolwiek, co by mogło kogoś innego skusić.

Nie mówię, przynajmniej w tej chwili, że to dobrze, nie mówię, że to źle - po prostu tak jest i trzysta lat liberalnej indoktrynacji nie może tego zmienić.

triarius

sobota, grudnia 30, 2017

Interesujące książki po polsku

David Riesman, Samotny tłum
Ten wpis (poza tym, że ma b. mało błyskotliwy tytuł, za to jednak w samo sedno) jest w sumie adresowany do konkretnej osoby, choć może kogoś jeszcze zainteresować, ale w końcu lepiej, żeby jedna osoba coś z tego bloga miała, niż nikt. Zaręczam wam, że po głowie chodzą mi arcydzieła, o jakich się Ziemkiewiczom tego świata nie śniło, ale po kiego grzyba (że tak to swojsko wyrażę, a moja elbląska przeszłość się ładnie ukłoni) miałbym to pracowicie przelewać na tę tutaj plazmę?

Jednak z szacunku do osób, które  ew. ten blogasek swoją obecnością z jakichś względów zaszczyciły, wyjaśnię o co tutaj chodzi. Otóż od znajomej (którą niniejszym serdecznie, choć ze stalowym błyskiem w oku) dowiedziałem się czas temu jakiś, że matka jej przyjaciółki (której osobiście nie znam, ale którą niniejszym serdecznie wirtualnie) zapragnęła listy polecanych przeze mnie książek, żeby sobie, jak zgaduję, poszerzyć und pogłębić.

Niewiele o tej pani wiem, więc zakładam, że książki mają być po polsku - zresztą ze zdobyciem zagranicznych, nawet przy znajomości narzeczy, są problemy, drobne, ale np. dla Tygrysicznego Narybku (który niniejszym serdecznie, choć nie bez błysku), jak wykazało dziesięcioletnie doświadczenie, nie do pokonania. I na różne tematy. Jeśli coś tej pani akurat nie zainteresuje, to może kogoś. A zresztą co to ma za znaczenie? No więc te książki, jak mi się przypomina, przy każdej drobny komentarz od serca.

Znajoma miała spisać te książki, co je polecam, ale cały czas ma lepsze rzeczy do roboty (Ziemkiewicze i Ogórki), więc ja muszę to zrobić sam. Co niniejszym czynię.

* * *

Andrzej Zieliński "Skandaliści w koronach"

O dziwo, mimo tandetnie sensacyjnego tytułu i faktu, że autor jest tylko dziennikarzem, b. ciekawa książeczka o historii Polski. Wpadło mi to w ręce całkiem niedawno i przypadkiem, ale błogosławię ten fakt pod niebiosa. (Z tym błogosławieniem oczywiście żartuję, ale książka jest warta grzechu.)

*

Alexander Lowen "Zdrada ciała" (Betrayal of the Body)

Z jednej strony tutaj potrzeba sporej szczypty soli, bo to dość mocno zalatuje kalifornijskim New Agem, ale z drugiej jest to prawdopodobnie NAJWAŻNIEJSZA książka, jaką w życiu przeczytałem! Trudno uwierzyć? Rozumiem, ale w końcu my tu sobie normalnie o sprawach intelektu, Ardreye i Spenglery, ważne rzeczy, ale jednak abstrakcje, a ta książka realnie zmieniła moje, dotąd dość podłe i nie do końca zdrowe, życie. Cóż więc jest ważniejsze?

Nie każdy oczywiście ma tak, jak ja miałem wtedy, kiedy dorwałem jakimś boskim zrządzeniem losu tę książkę, w oryginale, w sopockim antykwariacie (gdzie potem ponoć przychadzał i Michnik, czym mi się właścicielka pochwaliła), więc nie każdy aż tyle skorzysta, ale są to interesujące sprawy i cholernie by się wam, kochane ludzie, przydały. Zresztą Lowen napisał wiele książek, z czego niektóre są i po polsku, te inne też są interesujące, ale ta wydaje mi się rewolucyjnie najważniejsza.

*

Jan Kucharzewski "Od białego do czerwonego caratu"

Żeby było coś o polityce i na komucha, to tutaj macie fajną książkę rodaka na temat Rosji przed rewolucją i jak to tam w sumie wyglądało. Znana rzecz i naprawdę niezła.

*

Astolphe de Custine "Listy z Rosji"

Skoro już jesteśmy przy polityce i Rosji, to nie można zapomnieć o tym sławnym dziełku. Mówią o nim, że nie była to aż tak znakomita rzecz o ówczesnej Rosji, ale o dziwo nabierała wagi i prawdziwości z czasem i stała się znakomitą pracą o CCCP, niech je...

*

Krzysztof Kowalski "Eros i kostucha"

Fatalnie wydane, rozpada się w rękach po dwóch minutach, ale b. interesująca rzecz, jeśli kogoś, jak mnie, kręcą sprawy związane z prehistorycznymi religiami i takie tam. Ostrzegam, że dla niewinnych dziewic i ministrantów będzie to zbyt mocne z powodu b. wyrafinowanej seksualności w tych tam sprawach.

*

George James Frazer "Złota gałąź"

Skoro już prehistoria, dziwne obrzędy, ofiary z ludzi i co z tego zostało, to oczywiście nie można pominąć tej klasycznej i do dziś sławnej pozycji.

*

Robert Graves "Mity greckie", "Biała bogini"

To jest coś w tym samym stylu, co dwie poprzednie pozycje, ale łatwiej się chyba czyta niż Frazera. W "Mitach greckich" ja w sumie czytam niemal wyłącznie przypisy, gdzie jest właśnie samo jądro gęstwiny, choć i zwykły tekst też jest interesujący, a nawet powinienem go z zapałem studiować, jako niedoszły  historyk starożytny, tylko że mnie to akurat nie aż tak kręci. Przypisy jednak są REWELACYJNE - jeśli kogoś, oczywiście, jak mnie, te sprawy podniecają. "Biała bogini" to całkiem inna książka, raczej na tematy celtyckie, choć wcale nie tylko, ale tematyka pokrewna i podobnego nastawienia wymaga od czytelnika.

Oczywiście Graves napisał sporo innych rzeczy, które pół wieku temu b. mi się podobały, a dziś pewnie też by mnie nie odrzuciły - te o Kaliguli i Klaudiuszu na przykład. Facet w ogóle był genialny, choć Anglik (nie mówcie Koryle!) i na zdjęciu wygląda dość pedalsko, ale sam fakt, że mieszkał sobie na Majorce pod rządami gen. Franco, powinien nas do niego przekonać.

(A najzabawniejsze, że Graves "genetycznie" był jednak Niemcem. O czym wtedy nie wiedziałem.)

*

Antoni Kępiński "Schizofrenia"

Ten autor to b. ciekawa postać i nawet taka na ołtarze, napisał też sporo książek na tematy różnych aspektów psychiki i różnych zaburzeń, wszystkie które ja czytałem były interesujące i polecam,  ale o "Schizofrenii" my sobie tutaj nawet przecie kiedyś pisaliśmy, a to w związku z jej teorią, wyrażoną przez Kępińskiego w tej właśnie książce. Chodzi o teorię "metabolizmu informacyjnego" i jak to się potrafi zaburzać, obradzając np. schizofrenią "jako taką", albo schizofrenią metaforyczną... Spengleryzmy takie, można sobie tutaj ew. pracowicie poszukać.

*

Klemens Krzyżagórski "Kłopoty z ciałem"

Czytałem to wieki temu, nie mam nawet pojęcia, czy ten autor jest "nasz", ale b. ciekawe.

*

Oswald Spengler

Jest parę jego rzeczy po polsku - Magnum Opus oczywiście w dzisiejszej liberalnie skastrowanej wersji, ale i tak to jest b. dobra książka, choć nie tak, jak uczciwe wydanie. Wszystko jest do czytania i nauczenia się na pamięć. (Z pamięcią nieco żartuję, ale tylko trochę.)

Tu macie linek do Wikipedii na jego temat, tam są podane jego teksty po polsku, nie jest to oczywiście żadna Święta Księga (Wikipedia znaczy), ale może się przydać:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Oswald_Spengler

*

G. Lenotre "Ze starych papierów"

Wybór i tłumaczenie tekstów Lenotre'a, który był przez długie lata paryskim archiwistą i opublikował masę fascynujących rzeczy, w dużej części na temat Rewolucji Francuskiej i spraw wokół  niej. Wybór zrobiony, genialnie, przez Pawła Hertza ("naszego Żyda") w początkach lat '60. Tłumaczenie też znakomite. Dzisiaj musi to być trudne do dorwania, ale warto poszukać, bo naprawdę fantastycznie się czyta i może kogoś nawrócić na zainteresowanie historią.

*

prof. Stanisław Zieliński "Po co Homer?"

Tej akurat książki nie mogę nigdzie dorwać w postaci materialnej, ale jest zdaje się dostępna na jakichś Chomikach. Polecam! Ten sam autor wydał też sporo innych b. interesujących książek o starożytności, które co najmniej dla młodych obiecujących nadają się do polecenia.

*

Anna Świderkówna "Hellada królów"

Super rzecz - historia hellenistycznej Grecji, gorąco polecam! Polityka, wojna i samo życie, takie, jakie ono naprawdę jest i jakie w sumie zawsze będzie.

*

Janusz Korczak "Król Maciuś Pierwszy" i "Król Maciuś na wyspie bezludnej"

Historia rządów Donalda Trumpa, odkryta jakimś genialnym przebłyskiem intuicji i opisana niemal sto lat temu. ("Faraon" Bolesława Prusa także jest niezłym wprowadzeniem do polityki i polecam. Jak i wspomniane już tutaj książki Roberta Gravesa o wczesnych cezarach.)

*

Maurice Druon "Królowie przeklęci"

Coryllus by mnie za to przeklął (nie czyniąc przy tym królem), ale co mi tam! Od lat właściwie prawie nie czytam powieści, ale tę chciałem przeczytać od pół wieku (kiedy usłyszałem jej fragment czytany w radio*), i kiedy oczy moje ujrzały, że oryginał jest do dostania na allegro, to sobie kupiłem, a potem przeczytałem. Tego jest chyba z sześć tomów, w sam raz na długie zimowe do początku XXII wieku.

Nie żałuję, bo chociaż mogę się teraz uśmiechać czytając (jak to mi się raz na parę tygodni zdarza) diatryby naszego natchnionego Savonaroli v2.0, a dla ludzi młodszych, bardziej skłonnych do czytania powieści i być może mniej unurzanych w historii, to powinno tym bardziej być ciekawe i pouczające. (Nie wykluczam do końca, że Koryła może mieć trochę racji polemizując z Druonem na temat stosunków bankierów z władzą, ale to i tak książki nie przekreśla, a na temat mechanizmów historii różni ludzie mogą mieć różne opinie, i nawet o to jakby właśnie chodziło.)

* Choć to raczej chyba było słuchowisko, jak to wtedy.

*

David Riesman "Samotny tłum"

Instrukcja obsługi leminga i wprowadzenie do propedeutyki lemingologii. Po prostu!

* * *

To na razie tyle, bo to mi w tej chwili przyszło do głowy, ale osoby ew. zainteresowane mogą tu co pewien czas zajrzeć, bo jak sobie coś istotnego przypomnę, to być może dodam.

triarius

P.S. A tak całkiem bez związku z czymkolwiek, to przyszedł mi do głowy bonmot, którym nie omieszkam się podzielić: W dobrą zmianę nie uwierzę, dopóki ten, kto wymyślił tytuł programu "W tyle wizji", nie pójdzie siedzieć.

niedziela, grudnia 17, 2017

Bonmot historiozoficzny długouchy

Jakoś z nudów rzuciłem ci ja okiem na kolejny w mym długim życiu amerykański film w moim telewizorze, i nagle wszystkie fragmenciki wszystkich tych filmów ułożyły mi się w kompletną układankę... I zrozumiałem! Że...


Ważną rolę, którą od tysiącleci w świecie śródziemnomorskim i bliskowschodnim pełnił osioł, dzisiaj w świecie zachodnim pełni ojciec rodziny.


Mamy mało tekstu (choć głębie przecie niewypowiedziane), to damy sobie aż trzy obrazki. Enjoy!




triarius

P.S. Od drugiej strony też jest to fajne i jakże słuszne: "... którą dziś w zachodnim świecie pełni ojciec rodziny... pełnił od tysięcy lat..."

czwartek, grudnia 07, 2017

Bonmot luźno związany ze zmianą na stanowisku Premiera RP

Z absolutnie ostatniej chwili:

Trudno by mnie było posądzić o feminizm (do czego osobiście zaliczam także np. radość z kobiet/bezpituli na wysokich stanowiskach), fryzura Pani Szydło też nigdy mnie nie zachwycała (londyńskie wrotkarki miewają podobne, teraz już można to rzec), ale ta obecna zmiana na stanowisku Premiera RP nie zachwyca mnie nawet w najmniejszym stopniu, a raczej wprost przeciwnie.

Przyszedł mi, nie bez związku z tą sprawą i z rozmową na jej temat z jedną moją znajomą (którą niniejszym), taki oto bonmot:

Istnieją ludzie, którym najwyższą rozkosz sprawia bycie oszukiwanymi - zapewne dlatego, że uznają fakt, że ktoś sobie zadał wysiłek, by ich oszukać, za wyszukany komplement... I istnieją też też, niestety, całe takie narody, a przynajmniej jeden, o którym wiem. To, że są przez stulecia bite i poniżane, nie jest, jak podejrzewam, całkiem bez związku z tą właśnie sprawą.

To był bonmot, nawet, po prawdzie nie wiem do końca, dlaczego mi się skojarzył... A teraz jeszcze trocha (to z Villona Boyem) komentarza:

W tej obecnej decyzji widzę chęć przypodobania się przesławnym, i nie od dzisiaj przecie, Zachodnim Inwestorom, i komu tam jeszcze, przy ewidentnym zlekceważeniu miejscowych proli - elektoratu, jakby nie było Prawa i Sprawiedliwości. Ale kto by się w tych czasach rozkwitu Liberalnej Demokracji prolami, jakimś głupim elektoratem, przejmował.

Na Morawieckiego nie chcę rzucać żadnych podejrzeń, ale od b. dawna mnie zastanawia, dlaczego podziemnej organizacji jego tatusia nie wyłapała ubecja w ciągu tygodnia, skoro tam było tyle wtyk... Choćby to... No i próbowałem sam siebie przekonywać, że to z powodu Buzka, Boniego i Schetyny, trampolina znaczy und legendowanie, ale jakoś mi trochę do domknięcia się tego układu brakowało.

Nie oskarżam bynajmniej o nic paskudnego ojca przyszłego, jeśli dożyjemy oczywiście, Premiera, co najwyżej o naiwność i przesadną wiarę we własne możliwości. Wierzę, próbuję wierzyć, że jest uczciwym patriotą. Przyszłego (jeśli dożyjemy) Premiera, też oni nie oskarżam, ale mam niejakie wątpliwości co do jego priorytetów. A że akurat Ostania Nadzieja Bia... O, sorry! Już chciało mi się wypsnąć, a przecież nielzia, bo Europa nigdy przecież biała nie była i tak ma pozostać! Nie palcie mojej kukły, błagam!

Więc ta nadzieja Moich Ukochanych (i jakże niezmiennie słodko naiwnych) Rodaków - o Trumpa chodzi - pokazała właśnie jakie są JEJ na odmianę priorytety. A to się ładnie (intelektualnie, dla przyszłego, da Bóg, historiozofa) domyka z tym, co my tu, w tenkraju, mamy... Piękna sprawa, tylko że łzy się człowiekowi czemuś cisną do ucz. (Swoją drogą, czy Pani Dotychczasowej Premier nie zgubił aby aby ten żółty kubraczek? Żółtość wzbudza sympatię, ale przekreśla autorytet, czego zapewne w PiS nie uczą. Sprawdźcie to sobie np. na dzieciach. Albo na prawicowych (hłe, hłe!) politykach. (Tygrysizm to także rozumienie kolorków!)

triarius

P.S. Nie chcę nic podpowiadać wrażej propagandzie, ale fatalnie to będzie wyglądać w połączeniu: w południe kwiaty i pocałunki w pysio, wieczorkiem kop w... Wiadomo. I co oni teraz zrobią z naszą słodką Beatką? Wybudują jej pomnik i pozwolą się wyhasać do śmierci na humanitarnym wybiegu dla niezdatnych już do niczego koni? Czy może dadzą jej posadę kierownika poczty w Radomsku? (Nikt nie zgadnie, dlaczego akurat ta miejscowość przyszła mi na myśl.)

Serio pytam. W końcu kobieta ma zasługi i nic naprawdę głupiego czy wrednego nie zrobiła, zgoda?  Nic o czym prole by wiedziały, nawet te wzgl. uświadomione. Z tym, że na pomnik nie zgodzi się Gronkowiec, więc... Ogólnie wtopa i wkrótce pójdziemy podbijać Iran z Koreą. (Nie żebym wolał Putina od nawet najgorszych wyskoków Trumpa, oczywiście. Po prostu jak się jest smacznym bezbronnym cielątkiem nierozróżniającym rodzajów agresji, to się ma.)

środa, grudnia 14, 2016

Czemuś głupi?

Śliczny obrazek à propos
Takie coś przyszło mi do głowy. (Parafraza znanego skądinąd liberalnego powiedzonka. Tyle że ludzie naprawdę kreatywni wiedzą, iż cała kreatywność to tylko sprytne ścierwojadztwo, więc gdzie tu problem?) W każdym razie od razu poraziło mnie swoją prawdziwością. Idzie to tak:

 Czemuś głupi? (No dobra, złagodzę: "Czemuś głupi POLITYCZNIE? Za to jak but. Narodzie mój najukochańszy.") Bo nie czytałeś Ardreya. A czemu nie czytałeś Ardreya? Boś głupi. (Niech będzie "politycznie głupi", żebyście nie płakali za bardzo).

Jak przerwać to błędne koło?!

To było mięso, natomiast gdyby ktoś chciał sam, w domowym zaciszu, potrenować sobie tygrysiczne myślenie, gdyby zapragnął wznieść się na metapoziomy... (Oczywiście już po przeczytaniu Ardreya, bo bez tego nie rozmawiamy.) To niech weźmie na warsztat kwestię naszej/nienaszej obecnej "opozycji", Unii "Europejskiej" i tych wszystkich cyrków, co je mamy, w świetle następujących słów kluczowych:

diamat, marksistowska dialektyka, realizm socjalistyczny, schizofrenia bezobjawowa, liberalizm, moralność socjalistyczna (oczywiście "socjalistyczna" w znaczeniu kacapsko-marksistowskim, bo do dyskusji o bezprzymiotnikowym "socjaliźmie" nie raczymy się tu zniżać), Komisja Europejska, cośtam weneckie... Nie mówimy tu teraz o sprawach względnie prostych i oczywistych, jak targowice, bratnia pomoc, ob*otowe q*slingi, ino o głębokich i meta-skomplikowanych.

Plus książka "Ciemność w południe" (Arthura Koestlera, gdyby ktoś nie wiedział). Kto potrafi inteligentnie WSZYSTKIE te słowa kodowe połączyć między sobą i tym co się w Polszcze i wokół niej obecnie wyprawia - ale nie chodzi o połączenie w jakąś tam wypowiedź, ino o użycie ich w inteligentnej ANALIZIE! - może się zgłosić po cenną nagrodę. Nie wiem jeszcze dokładnie jaką, ale nie wykluczam nawet Uśmiechu Prezesa, przy czym tym doraźnym Prezesem byłbym ja sam.

A teraz, ambitna młodzieży (także ta starsza i całkiem już obwisła) - do roboty!

triarius

P.S. Ardrey, nawiasem mówiąc, jest dostępny na http://chomikuj.pl - zarówno w oryginale po angielsku (poza "Hunting Hypothesis", jeśli mówimy o jego czterech hiper-ważnych książkach), jak i spory kawał po polsku w moim tłumaczeniu (niby to samo co tutaj w odcinkach, ale tam bardziej wylizane i w jednym kawałku).

niedziela, października 02, 2016

Ależ ja dzisiaj płodny! (Choć już właściwie jutro.)

Na początek bonmot, dla niektórych merytorycznie oczywisty (choć nie każdy umiałby go tak cudnie wyrazić w umyśle swoim), dla innych z pewnością dość przykry. Ale cóż, amicus Plato itd.

Gówno jest i pozostanie gównem - niezależnie od tego, jaką wetkniemy w nie flagę.

(Zgadłby ktoś, że ja cholernie nie lubię skatologii? Ale czasem niestety trzeba, bo życie to nie piękna bajka.)

* * *

Teraz b. poważne ostrzeżenie i rada dla Polski. Słowa MAJĄ znaczenie! Nie załatwiają niemal nigdy wszystkiego, ale znaczenie mają! No więc...

Nie nazywajcie KODów, .Nowoczesnych, (zdychających i czekających na podmianę) Platform "opozycją"! Taka "opozycja" licząca WYŁĄCZNIE na sprowokowanie zagranicznej interwencji ma swoją nazwę, a już szczególnie w polskiej historii. Mówię poważnie - nie komplementujcie bez potrzeby tej swołoczy, bo szkodzicie tym sobie i innym przyzwoitym rodakom!

* * *

Tu chciałem coś jeszcze napisać, ale, choć już chyba wiadomo, że nie prowadzimy bloga dla zakonnic i ministrantów (z całym do nich szacunkiem, choć Franciszek mój szacunek kompletnie już zawiódł, z czego zresztą wyciągnąłem dość daleko idące wnioski), to jednak chyba tu się nie nadaje, bo powyższe sprawy były bardzo poważne, a to...

Nie, po prostu zbyt fry, że tak to określę, wolne. Może kiedyś! Albo prywatnie i na ucho, jeśli udowodnicie, żeście nie skrytki.

triarius

poniedziałek, września 12, 2016

Bonmot liberalno-literacki

Publiczność, która by bez mrugnięcia okiem skazała jakiegoś autora na śmierć głodową, zasługuje na znacznie lepszych autorów.

triarius

wtorek, czerwca 07, 2016

Bonmot wolnorynkowy

Doprawdy nie wiem po co ja się aż tak okrutnie znęcam nad tą martwą kobyłą, ale (mimo wszystko wciąż jeszcze) żyjemy w bantustanie, gdzie martwe kobyły, a nawet znacznie obrzydliwsze stworzenia, wyczyniają ku uciesze gawiedzi swoje agenturalne wygibasy, do tego jeden Anonim-Permutant pilnie mnie w tym kierunku wciąż zapładnia, więc oto macie bonmota WOLNORYNKOWEGO (z całym dobrodziejstwem inwentarza, co by to nie znaczyło):

Teza że prawicowość polega na "wolnym rynku" ma dokładnie tyle sensu, co teza iż uroda polega na krzywych zębach.

triarius

P.S. Sorry, zapomniałem że teraz mają tu być adekwatne obrazki. Naprawiłem to niedopatrzenie. (Choć tutaj zęby są akurat proste i po amerykańsku olśniewające.) Enjoy!

środa, maja 25, 2016

Psy i monarchia

komusza koalicja
Jak wiadomo koalicja Platforma-ZSL (za używanie moich inicjałów w tym kontekście wciągam na listę proskrypcyjną, ostrzegam, zaś nazwa PSL, gdyby ktoś nie wiedział, jest ukradziona przez tych wsiowych komuchów całkiem innej partii) zafundowała nam za spore pieniądze m. in. horoskopy dla psów. W związku z tym tak sobie myślę... Jeśli psy naprawdę są aż tak durne, że cieszą je horoskopy, to dlaczego nie pójść na całość i nie zafundować im królowej angielskiej? To dopiero mydlana opera!

triarius

wtorek, marca 15, 2016

Populizm i jego przeciwieństwo

Przeciwieństwem tego "Populizmu", o którym się tak chętnie dzisiaj opowiada, nie jest wcale Demokracja, Rozsądek, Umiarkowanie, Powszechny Dobrobyt, czy jakieś Wszyscy-Trzymają-Się-Za-Ręce-I-Kwiczą-Ze-Szczęścia, tylko po prostu ROZPASANY TOTALITARNY BIUROKRATYZM.

triarius

piątek, grudnia 11, 2015

Jeśli nie wiadomo... (plus bonus)

Jeśli nie wiadomo o co chodzi, niemal na pewno nie chodzi wyłącznie o pieniądze. (Choć oni bardzo pragną, byście tak właśnie myśleli.)


* * *

To było kazanie na dziś, czyli samo mięso, a za chwilę obiecany bonus. Otóż przyszła mi właśnie (pod wpływem dyskusji na szalomie, gdzie lewizna namawia naszych do tego właśnie, o czym będzie)...

Nie mam nic przeciw zasadzie, by "zło dobrem zwyciężać", ale jestem osobą świecką i musiałoby to być zwyciężanie zła dobrem w świeckiej wersji. Czyli coś w stylu:

Wal "kurwę" i złodzieja po mordzie przy każdej możliwej okazji, kop w dupę itd. - "aż im się odechce" (cokolwiek by to miało znaczyć).

No bo czyż takie właśnie traktowanie zła nie jest z definicji summum bonum? Oczywiście że jest! Może nie aż summum, ale bonum z pewnością. (Zwracam przy okazji uwagę na tę "możliwą okazję" - bez okazji nie ma to sensu, mówiąc oględnie, ale też trzeba się za okazją rozglądać.)

* * *

Uzupełnię też, że przez "kurwy" rozumiem tu ogólnie osobników podłych charakterem, a nie wąsko pojęte upadłe niewiasty, które mogą nawet być słodkie i szlachetne. I do których mam akurat pewną, choć raczej abstrakcyjną, słabość, bo też żaden ze mnie "judeochrześcijanin". (Katolikiem PRZEDSOBOROWYM mogłem być, ale wam to nie pasowało. No to teraz macie: właśnie Papież oficjalnie zabronił nawracania żydów.)

Faktem jest jednak, że te liberalne padalce (alem je nazwał!) są przeważnie obrzydliwie wulgarne i ogólnie odstręczające, więc rozumiem wasz ew. brak entuzjazmu, nawet abstrakcyjnego. Zawsze zresztą tak w liberaliźmie było - potrafi ktoś sobie wyobrazić coś wulgarniejszego od can-cana?

triarius
 

poniedziałek, lutego 23, 2015

Dobry doktor Mengelman i implanty

Tegorocznej nagrody Oscara za najlepszy film zagraniczny nie zdobył niestety polski film pt. "Dobry dr Mengelman i chłopcy". Zdobyła go za to jego, z tego co wiem, nędzna imitacja. Dlaczego tak? Przecież to chore! Zgoda, ale rzecz w tym, iż film o dobrym doktorze i chłopcach w ogóle nie został dotąd nakręcony.

Po prostu komuś się nie chciało zapłacić niewielkiej sumy za genialny scenariusz - istny hollywoodzki samograj - a potem poświęcić dwóch popołudni, plus nieco wysiłku, żeby dzieło zrealizować i móc je wysłać na konkurs, po murowaną nagrodę. Nie głupio wam teraz, ludzie?

Było zapłacić, pożyczyć skądsiś kamerę, zebrać rodzinę - kuzynce przyprawić pejsy, ciotkę obrzezać, siostrze zmienić płeć... Albo przynajmniej zrobić z niej na czas jakiś transwestytę... Z psa też ewentualnie, to nigdy nie zaszkodzi. I mielibyście nagrodę! Co ja mówię - CAŁA POLSKA by miała! (A wy przy okazji oczywiście też, albo nawet najbardziej. I ja też trochę.)

Ten film byłby przecież tak samo do szpiku kości polski, jak ten co tego tam Oscara w tym roku rzeczywiście dostał, albo jak ci husarze, o których nam niedawno tak pięknie prawił przedstawiciel zaprzyjaźnionego (a są jakieś inne?) państwa.

Głupio wam, prawda? Teraz przez kilka następnych lat polski (tak jak ci husarze) film będzie miał z dostaniem Oscara problemy. I na co wam to było? Jednak jeśli myślicie choć trochę perspektywicznie,  na kilka lat z góry, to tamten GENIALNY scenariusz jest jeszcze do nabycia, a można też, za bardzo niewielką cenę, zamówić sobie inne, równie GENIALNE.

Kto nie wierzy, z pewnością nie czytał jeszcze cudownej oscarowej historyjki o Icku i dobrym doktorze. Oto ona:

http://bez-owijania.blogspot.com/2013/09/nike-nobel-oscar-zote-klamki-wszystko.html

Niewiarygodne, że jeszcze nikt się na jej potencjale nie poznał, w każdym razie na tyle, by wybulić i nakręcić. A potem spokojnie czekać na Oscara. W tej chwili jednak ona WCIĄŻ jest do dostania, więc się proszę spieszyć!

* * *

A teraz coś tylko odlegle pokrewnego w stosunku do powyższej kwestii... Przyszło mi mianowicie ostatnio do głowy, że za największe osiągnięcie zachodniej cywilizacji przyszli ew. historycy (?) z pewnością uznają IMPLANTY ŁYDEK. (Podobno bardzo dziś popularne w oświeconych kręgach.) Dlaczego? A dlatego, że dzięki temu zamiast banalnie: "W początkach XXI w. zachodnia cywilizacja była już tylko kolosem na glinianych nogach", będzie moźna napisać: ""W początkach XXI w. zachodnia cywilizacja była już tylko kolosem z implantami łydek". O ileż piękniej!

(A biedny Spengler, nie tylko wcale tego nie chciał, ale z pewnością przewraca się teraz w grobie, że AŻ TAK. Swoją drogą "różowe golarki do... wiadomo czego, i implanty łydek" - TO jest dopiero idealna para i idealny symbol!)

triarius

piątek, stycznia 23, 2015

O dwóch szkołach wśród liberałów

Odnośnie obowiązków państwa i ograniczeń którym ma podlegać, istnieją zasadniczo wśród liberałów dwie szkoły. Pierwsza głosi, że państwo nie ma prawa zabraniać niczego, co nie ogranicza komuś jego przyrodzonego prawa do taplania się w wulgarności. Druga idzie dalej, zakazując państwu ingerowania we wszystko, poza tym jedynie, co realnie mogłoby zakłócić lemingom radosny marsz do rzeźni.

triarius

wtorek, września 02, 2014

O przemocy

Jeśli kluczem do rozwiązania jakiejś sytuacji jest przemoc i tylko ona, to nic innego niż autentyczna gotowość do użycia przemocy tej sytuacji rozwiązać nie zdoła.

Autor? Triarius the Tiger, oczywiście - któż by inny?

Jest to poniekąd z dnia na dzień jakby coraz bardziej biężączka, ale przecież nie tylko. Jest to też (co niektórzy moi P.T. Czytelnicy mogą już wiedzieć) parafraza stwierdzenia twórcy TFT Tima Larkina, że: "Przemoc rzadko jest rozwiązaniem, ale kiedy jest, jest jedynym rozwiązaniem".

Z tą tezą Larkina, choć nam się ona w sumie bardzo podoba, jest jednak taki problem, że ona nie jest nasza, tylko jego, więc nie wypada nam przy niej majstrować, my natomiast odczuwamy taką potrzebę, bowiem mamy drobne wątpliwości co do "jedynego" (bywa przecież, że może tak nie być) - ale przede wszystkim co do "rzadko".

Do "rzadko" zaś wątpliwości mamy dlatego, że to zależy od okoliczności i świata, w którym akurat przyszło nam żyć. Do niedawna, na szeroko pojętym Zachodzie, można było faktycznie uważać, że przemoc rzadko jest rozwiązaniem. Jednak całkiem niewykluczone, iż pojutrze to już wcale tak miło nie będzie, a my nie chcielibyśmy być nieaktualni.

triarius

P.S. A tak całkiem przy okazji, to gdyby ktoś nie wiedział co to jest to całe TFT, a chciał się dowiedzieć, to proszę - oto linek:

https://m260.infusionsoft.com/go/TFT/triarius/

Osobiście uważam, że to bardzo interesująca sprawa - zarówno z punktu widzenia, że tak to określę, "filozoficznego", jak i z bardziej praktycznych powodów. Jest na tej stronce, i w ogóle w ich materiałach, sporo typowo amerykańskiego marketingu i nakręcania atmosfery, ale to jednak wcale nie jest byle co.

No a lewizna dostaje po prostu szału z powodu ich podejścia do paru istotnych spraw, co sugeruje iż mają w tym rację. Kiedy na przykład swego czasu pojechali do Anglii, lewacka prasa i lewaccy politycy szaleli. (Swoją drogą - są dziś jacyś inni?)

niedziela, sierpnia 19, 2012

Bonmot kacapski (albo może jednak raczej anty)

Dzisiaj coś z cyklu "Ulepszamy Ludowi Przysłowia (Które Ponoć Są Jego Mądrością, A Nawet Pono Narodu, Łał!), Bo Na Tych, Co Je Sam Wymyślił, Jakoś Za Dobrze Ani Lud, Ani Tym Bardziej Naród, Nie Wychodzi".

By Triarius the Tiger. Któren dedykuje to jednej swojej (mojej też) znajomej. (Ale do paru innych, mniej lub bardziej jego i moich znajomych, też by pasowało. Co za kraj! Co za czasy! Co za znajomi!)

Kto kacapa kocha i pragnie go czcić, ten zawsze goździk w celofanie, przewiązany różową wstążeczką, do wręczania łodygą do góry, zgodnie z tradycją, znajdzie. 

O czym by nie była rozmowa i jakiego skurwielstwa by się kacap akurat nie dopuścił.

sobota, lipca 30, 2011

Biężączka? Chyba jednak biężączka... Choć nietypowa

Po każdym wydarzeniu w rodzaju tej niedawnej masakry w Norwegii (o czym, swoją drogą, planuję nieco napisać, z głębi swego syntetycznego umysłu i kompletnego braku jakichkolwiek wiarygodnych faktów) na "prawicy" (trudno to słowo dzisiaj pisać bez cudzysłowu!) od razu rozlega się jazgot na temat kary śmierci i dostępu do broni palnej.

Co do kary śmierci, to trudno mi byłoby znaleźć coś równie idiotycznego, skoro cała ta "prawica" (pomijając oczywiście agenturę!) jest obecnie w sytuacji proletariatu (Marksa czy Toynbee'ego),  proletów (Orwella), humiliores z okresu późnego Rzymu, itp., itd. Domaganie się zniesienia jednego z niewielu funkcjonujących jeszcze skrupułów tej (światowej) władzy/elity, które mimo wszystko jakoś podludzi chronią, to naprawdę skrajny idiotyzm, w dodatku samobójczy.

Te skrupuły oczywiście, w mojej opinii, wynikają znacznie mniej z jakichś intelektualno-moralnych przyczyn, a w znacznie większym stopniu z tego, że owe elity (jak zgrzytliwie by to słowo w ich przypadku nie brzmiało) odrobiły prostą lekcję historii i wiedzą, iż wszelki terror, choć rozpocznie się, jak Bóg (świecki albo co najmniej łagiewnicki) przykazał, od hołoty, ale prędzej czy później uderzy i w samą elitę. Przykłady są w historii naprawdę liczne, ale im zapewne wystarczyło jedynie drobne przemyślenie kariery Robespierre'a czy Stalina na stosownych kursach Marksizmu Leninizmu, czy w innych Uniwersytetach Postępu i Szczęścia Ludzkości. Dlatego też oni się do stosowania terroru zupełnie nie palą, a dotychczas po prostu nie musieli.

Dlaczego nie musieli? Liberalna gospodarka - mówimy tu o realnym liberaliźmie, nie o jakichś utopiach czy rewizjonizmach! - funkcjonowała... Powie ktoś, że marnie. OK, jednak znowu chyba nie do końca się zgadzamy w kwestii tego, jaki jest w sumie cel realnego liberalizmu, wraz z jego gospodarką, i co jest w tym przypadku sukcesem. Ktoś powie, że jest to stałe "zwiększanie dostępu do dóbr" (w sumie konsumpcja, mało co, moim zdaniem, jest równie mało prawicowe!) i wtedy będzie miał poniekąd rację. Ja jednak nie wypuszczam się na tego typu wody wzniosłych (?) abstrakcji i dla mnie celem jest trzymanie hołoty (ludu, lemingów, proletów itd.) za twarz - raczej metodą niewielkiego kijka i sporej, choć w dużym stopniu jedyne wyimaginowanej, marchewki, zamiast masowego terroru.

I tutaj liberalna gospodarka dotychczas sprawdzała się naprawdę dobrze. Od zakończenia drugiej wojny światowej. Oczywiście nie na całym świecie, ale kto by się przejmował takimi krajami jak Polska czy Czechy, no a Rosjan nie było trudno (i nadal nie jest) wygodnie utożsamić z ich władzą i raczej zazdrościć im sukcesów - a konkretnie skutecznego podbijania świata, plus "braku bezrobocia", "równości płci" (miłość mych uczniowskich lat  traktaristka Frosia!) i czego tam jeszcze.

Ten stan - miły poniekąd dla obu stron, poza już całkiem tygrysią prawicą, której nie pasuje ów powolny i łagodny w sumie przecież postęp mrówczego i "humanitarnego" (z założenia) globalnego totalitaryzmu... W dodatku owa tygrysia prawica nie chce uwierzyć, żeby zawsze to miało już być jedynie mrówczo i humanitarnie (tutaj, swoją drogą, fajna sprzeczność), bo to się ich zdaniem musi prędzej czy później, z takich czy innych bezpośrednich przyczyn, zmienić. (Na co zmienić? Trza pomyśleć!)

Ten stan, jako rzekłem, dotychczas w sumie działał zadowalająco. Jednako ostatnio jakby przestawał. Przestawał zadowalająco działać, znaczy. A nawet ten i ów - bardzo zły człowiek, albo alternatywnie skrajny pesymista - zaczyna w tym genialnym systemie dostrzegać sprzeczności nie do pogodzenia, wraz ze zjawiskami wróżącymi rychłe się tego systemu zatarcie, aż po totalny kolaps. (Słowo "kolaps" nie wydaje mi się przesadnie polskie, ale w tym kontekście fajnie brzmi i sobie je zapożyczymy.)

Z jednej strony mamy europejską Unię, która, niesyta, wciąż, mimo wszystko, trwającą sytością swoich poddanych (co nie jest Unii zasługą!), oraz tym, że potulnie jak dotąd łykają oni wszystkie postępowe nauki i grzecznie wcielają je w życie - pakuje się w ryzykowne (mniejsza już, że wątpliwe moralnie, a nawet prawnie) awantury w rodzaju interwencji w Libii... Jednocześnie zaś ekonomia jej się wali, z ukochanym jej projektem wspólnej waluty. Który to projekt w oczach coraz większej ilości ludzi musi wyglądać jak coś motywowanego całkiem innymi niż zdrowo-i-uczciwie-ekonomiczne (dobro i konsumpcja poddanych) przyczynami. Przyczynami, które temu i owemu mogą się zacząć nawet wydawać przewrotne. (Żeby jedynie przy tym słowie pozostać.)

Oczywiście, tak samo jak w Rosji po zwycięstwie bolszewickiej "rewolucji" (przed też zresztą), były różne skrzydła i frakcje. Na przykład "prawicowa", która miała ochotę ograniczyć podbijanie świata na czas jakiś, aby zająć się uszczęśliwieniem i przekonaniem miejscowej ludności... Oraz "lewicowa", która za wszelką cenę chciała nieść tę rewolucję gdzie się da. (I, jak się zdaje, właśnie późne pociotki tej ostatniej nam tu w Unii miłościwie teraz panują.)

Tak samo w Unii, gdzie rozlegają się bojowe pohukiwania, że "obecny kryzys, oczywiście nie ojro, tylko krajów, które nie dość Unii się słuchały i chciały coś bez niej", to "znakomita okazja do przyspieszenia dalszej integracji", bo unijny minister finansów od razu rozwiązałby wszystkie te problemy. A jednocześnie ci spośród unijnej biurokracji i nowej nomenklatury (niniejszym wprowadziliśmy to pojęcie, to precedens!), którzy mniej w młodości palili marychy i mają jeszcze nieco czynnych zwojów kory mózgowej, plus odrobinę instynktu samozachowawczego, muszą już mieć portki pełne ze strachu. Przy czym zawartość strachu w tych portkach zapewne zwiększa się z dnia na dzień.

Sprawa, która sobie tak wolniutko, bez wstrząsów i prawie niezauważalnie podążała do szczęśliwego (dla niektórych, inni nie mają i tak nic do gadania) celu, nagle zaczęła się sypać. Konflikty - klasowe, nie bójmy się tego słowa! - zaczęły się zaostrzać. Tu i ówdzie upiorne widmo kontrrewolucji zaczęło podnosić swój paskudny łeb, a nawet w samej elicie (jak należy sądzić) zaostrzają się różnice zdań... Wkrótce (tutaj stosowny wykrzyknik, do wyboru) może tam dojść do konfliktów - ba, nawet powstania frakcji!

Liberalizm realny się nie sprawdził - nie tylko w oczach oszołomów w rodzaju Pana Tygrysa, ale nawet w oczach elit. Dla jednych to zbyt mało - i zawsze tak było, po prostu zmuszono ich, by siedzieli cicho i co najwyżej publikowali sobie Lenina w jakichś "Krytykach Politycznych"... Dla innych, skoro nie ma już dla wszystkich marchewek, a hołota podnosi łby... Albo wkrótce może zacząć je podnosić - to trzeba zdjąć aksamitne rękawiczki i użyć bardziej szorstkich środków.

Problem tylko - kim to zrobić? W istocie, jeśli się teraz ktoś wśród owej elity, z tych, co mają jeszcze parę aktywnych zwojów, zastanowi, to zacznie się zastanawiać i zastanawiać... Coraz intensywniej... Że przecież elita też nie jest monolitem. Że taki na przykład unijny biurokrata (oczywiście to się tak tam nie nazywa, ale, że nie wiemy jak, to sobie tak go roboczo określiliśmy) ma samochód, komórkę, mieszkanie z widokiem, diety, kotlety, przeloty, dzieci na studiach i z zapewnioną karierą... Ale, jakby tak to cynicznie wszystko wycisnąć, to co on naprawdę ma? Na czym opiera się jego władza? Na czym opiera się właściwie posłuszeństwo tego ludu - suwerennego, a jakże! I w ogóle celu wszystkich tych uszczęśliwiająco-umoralniających zabiegów - ale jednak w sumie to przecież bydło, prolety i hołota!

I tak sobie ten hipotetyczny myślący przedstawiciel tej dzisiejszej światowo-europejskiej elity rozmyśla. A nie są to myśli wesołe. My zaś możemy się w tym akurat przypadku z ową elitą - normalnie od nas, szaraczków, o lata świetlne odległą, wyniosłą i niedostępną - o tyle zrównać, że też możemy sobie pomyśleć. Nawet na te same tematy! Czyż to nie jest rewolucyjna okoliczność?

Na początku wspomnieliśmy o pistoletach, a raczej, durnych naszym zdaniem, wrzaskach wszelkiej "prawicy" za ich pełną dostępnością po każdym tego rodzaju wydarzeniu, jak niedawna masakra. Nie jest to, naszym tygrysim zdaniem, aż tak durne i tak samobójcze, jak domaganie się kary śmierci, ale durne jest. Jednak tekst wyszedł nam i tak długi, bo nie dało się wyjaśnić kwestii tej kary śmierci bez poruszenia nieba i ziemi - jako że wszystko się ze wszystkim w tym świecie łączy, a niektóre rzeczy łączą się nawet bardziej - więc o pistoletach już tym razem nie będzie. Może tylko bonmot na pociechę: "Pistolet to kobieca broń - jak trucizna albo czary". (Wymyśliłem to parę dni temu i zadedykowałem, znowu, hajduczkowi Iwonie Jareckiej.)

Mam nadzieję, że powyższe moje rozważania nie są całkiem nieinteresujące, że kogoś zapłodnią (zanim uczyni to, uzbrojony w stosowny nakaz, któryś z działaczy gejowskich), i że, jeśli się ostro pomyśli, daje się tu nawet znaleźć związek tego wszystkiego z karą śmierci i postulatami w jej sprawie, które uważam (jak większość z tego, co robi czy gada, dzisiejsza "prawica") za równie głupie, co samobójcze! Jasne - tradycyjne wartości, normalne zdrowe społeczeństwo... Wszystko to racja. Jednak stanowczo krytykowanie obecnego syfa i całej tej rzekomo "humanitarnej" ideologii, która za nim stoi, ja bym zaczynał od całkiem innych spraw. A już szczególnie w tak rewolucyjnych i nabrzmiałych gwałtownymi wydarzeniami czasach, jak te, które nam właśnie nadchodzą. Dixi!

* * *

Zaraz, byłbym zapomniał o bonmocie, który przed chwilą do mnie przyszedł. Trochę się wiąże z powyższym. Oto i on:

Jedyną znaną mi i w miarę sensowną alternatywą dla wizji niezależnych od siebie cywilizacji, proponowaną przez Spenglera, jest ortodoksyjna wizja ciągłego rozwoju jednej ogólnoludzkiej cywilizacji - czyli w największym skrócie: "Od Sargona do Magdaleny Środy", albo może: "Od udomowienia owcy do letnich skoków narciarskich w telewizji HD".

(Być może jednak zapomniałem o Konecznym. No więc proszę - dla jego zwolenników to może być: "Od Romulusa do Bronisława Komorowskiego".)

Tak czy tak, bardzo budujące i wzniosłe wizje, prawda?

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

niedziela, lipca 17, 2011

To by mogło być w NCz! (ale jest u mnie, i co?)

Z książki, co ją sobie tu (w przerwach między sprowadzaniem Konecznego do sensownych rozmiarów) wykorzystujemy - tej o "Kraju narkomanów bezpieczeństwa" - dzisiaj sobie tu wklepiemy krótki, ale za to jakże słodki, kawałek o ruchu drogowym. A więc gaz do dechy i jazda!

* * *

W artykule w Dagens Nyheter (17/9 2005) opowiada się o mieście Drachten w północnej Holandii. Mieście, gdzie postanowiono pozbyć się praktycznie wszystkich świateł i znaków drogowych. Inżynier ruchu drogowego Hans Mondemann jest sprawcą tej rewolucji w Drachten. Podstawą dla jego idei było to, że zaobserwowano, iż od wielu lat ilość znaków drogowych z roku na rok się zwiększa, a mimo to ilość wypadków się nie zmniejsza, a przeciwnie. Znaki zdawały się sprawiać, że luzie przestawali myśleć i nie byli uważni. Przy dużej ilości przekazów i pouczeń, niemożliwe było śledzenie wszytkiego na raz.

Po przepracowaniu sprawy w zarządzie miasta, Hans Mondemann zdołał zrealizować swój projekt. Skutek był taki, że ruch drogowy, w Drachten w 60 procentach złożony z rowerzystów, zaczął się odbywać całkiem bez jakichkolwiek regulacji. Rowerzyści sami muszą sobie radzić na niestrzeżonej przestrzeni z ciężarówkami, autobusami, samochodami i pieszymi. Nikt nie nosi kasku rowerowego, a nawet chodniki nie są specjalnie wyraźnie oznaczone. Brzmi to jak scenariusz na prawdziwą katastrofę, ale od wprowadzenia nowego systemu ilość wypadków ogromnie się zmniejszyła, a w roku 2005 osiągnęła liczbę zero! Oto przykład silnie przemawiający za tym, że nie trzeba zakazywać, aby coś uczynić mniej niebezpiecznym.

* * *

"Nie trzeba zakazywać"? Raczej, jak z tego wynika, "NIE WOLNO zakazywać"!

Nudne było, zgoda - znaki drogowe i rada miasta - ale też krótkie i chyba całkiem pouczające. (I całkiem w stylu "NCz!") Tak więc nie płakać, tylko iść i obalać znaki drogowe! (A urzędasom robić kęsim.)


* * *

No to może jeszcze na deser bonmot, który mi przyszedł przed chwilą do głowy. Na nabrzmiałe tematy. Zadedykowany, z głębokim ukłonem, pani Maryli z blogmedia24.pl:

"Czysto polskie wartości" to nie"wartości", tylko co najwyżej FOLKLOR.

("Patriotyzm", pani Marylo, też nie jest żadną "polską wartością" - choć oczywiście jego obiektem w naszym przypadku jest Polska. Myśmy go jednak nie wynaleźli i nie my jedyni go praktykujemy. Zakładając nawet, że go praktykujemy.)

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?