(W ramach zjadania własnego ogona powiem, że) sama myśl i napisaniu czegoś dłuższego i na poważnie wywołuje u mnie sporo naprawdę nieprzyjemnych objawów, ale jednak spróbuję - może w pisaniu się jakoś rozejdzie po przysłowiowych kościach. Ja tu krytykuję Ziemkiewicze i Ogórki, stwierdzam, że koronawirus to sprawa ogromnej wagi - paradoksalnie, właśnie nie tylko mimo, ale po prostu z powodu jego wątłości w porównaniu z każdą przyzwoitą dżumą czy innym wczesnym syfilisem - a sam daję co najwyżej kawałki o wiele poniżej tego ich poziomu... Tak że odczuwam tu pewien zew obowiązku moralnego, żeby tak to wyrazić.)
* * *
Temat naprawdę wielki, człek się głowi jak zacząć... Może tak... Jaka jest różnica pomiędzy podejściem do wirusowego problemu u Pana T. (czyli mnie, gdyby ktoś nie wiedział) i chłopców od K*wina, z nim samym na przedzie? Tamci twierdzą, a przynajmniej tak twierdzili na początku, że ten wirus to po prostu ściema i manipulacja. Ja też widzę tu, i to mnie bardzo martwi, jak i niepokoi, przedziwną wprost łatwość wszelkich biurokracji (w tym tzw. "polityków" i tzw. "wymiaru sprawiedliwości") do manipulowania nastrojami mas i przerażającą wprost łatwość, z jaką te masy (Prole) ulegają wszelkim zakazom i nakazom...
Samego wirusa nie uważam jednak za ściemę, i nawet sądzę, że te wszystkie cyrki, jakie Waadza (sic!) taka i owaka wyczynia na jego temat, to raczej wynik szczerego przerażenia, niż manipulacja. Jednak kiedy Waadza nieco ochłonie, z pewnością będzie dalej wykorzystywać tę uległość Proli, i oczywiście w swoim, a nie Proli, interesie. To jest praktycznie pewne, jednak wirusa widzę jako nieunikniony wcześniej czy później wynik istnienia milionowych miast i ruchliwości ludzi, którzy się w ciągu paru godzin przemieszczają z końca świata na koniec przeciwny. Jaka jest bezpośrednia geneza tej akurat mutacji możemy sobie co najwyżej pospekulować, jednak że ta nasza globalna cywilizacja będzie na zarazy bardzo mało odporna, można było przewidzieć dawno, i ja na przykład przewidywałem.
No dobra, powie ktoś, ale miało być o tym, dlaczego Oni, Waadza znaczy, autentycznie mieliby się bać, a nie tylko, jak to oni, wrednie manipulować? Ja sądzę, że ten wirus to jest jednak coś, czego oni kompletnie nie mieli w swoich planach. Im (i niestety nam, choć per procura) już od dawna wydaje się, że właściwie wszystko co istotne - od zapłodnienia w probówce po eutanazję, ze smogiem pośrodku - mają odpowiednie procedury, bo tacy są genialni, a tu paczpan, taki mały, niewidoczny prawie gołym okiem wirus...
To jest ta sprawa, o której mówi Dávila, a i my o niej nie raz wspominaliśmy - że dzisiejszy burżuj, z biurokratą na czele (czyli burżujem do sześcianu) obraża się na Pana Boga (choć w niego przeważnie nie wierzy), jeśli coś naprawdę na istotną skalę pójdzie nie tak. Jakieś tsunami, jakieś trzęsienie ziemi, jakaś epidemia - te rzeczy. No bo - spytajcie każdego Napoleona (tylko że to musi być ten Pierwszy!) - dość uzasadnione nawet poczucie własnej mocy (a jeśli czegoś może brakować dzisiejszej biurokracji, to na pewno nie tego!) łatwo przeradza się w poczucie WSZECH-mocy, co często bywa zgubne.
Więc na razie, jak sądzę, oni są naprawdę dość mocno spanikowani, no bo jeszcze parę takich nieprzewidzianych zdarzeń, złośliwych Bożych figlów i czego tam, a ich władza pozna swoje nieprzekraczalne granice. Jednak tych granic nie wytycza, niestety, miłość Ludu do własnej indywidualnej wolności, bo potulność Proli w kwestii tych wszystkich kwarantann i ograniczenia zgromadzeń naprawdę może.... Mnie już prawie nie, bo ja to ziemskie życie już kończę, ale niektórych powinno mocno niepokoić.
Zresztą to nie jest nowa sprawa. Pamiętamy, jak w US of A z powodu jednego rannego osiemnastolatka (fakt, że nie z tej K/C, więc z jajami) półtoramilionowe miasto grzecznie siedziało w domach, nie śmiąc nosa wystawić, bo tak się akurat spodobało Kochanej Waadzy. Nie potrzeba wiele wyobraźni, by domyślić się, w jakich to jeszcze przypadkach Waadza może wydać tego typu zakazy i co z tego najpewniej wyniknie.
Powie ktoś, że to przecież "prawicowy" rząd, w trosce o nasze dobro i życie naszych (ach!) starców, wydał te tutaj nasze krajowe zakazy i faszeruje wszystkie "nasze" programy w TV instruktażami jak myć ręce i dlaczego. (Cholera, co za oszczędność! Mimo nowego nadchodzącego kryzysu światowego, Polska będzie do przodu, bo przez tygodnie nikt nie będzie musiał kręcić nowych programów, wystarczy wpuścić jakichś ludzi z odrobiną znajomości - w sensie "pleców", nie wiedzy! - i parciem na szkło, żeby nam opowiadali o wirusie. Genialne!)
Jednak, co Tygrysizm Stosowany zrozumiał już wieki temu, dzisiejsze Państwo działa w znacznej mierze jako taki Bufor dla Globalnej = Lewackiej i Prawdziwej - Waadzy. Czyli że np. my się dzisiaj grzecznie podporządkujemy, oddając skwapliwie dalszy kawałek z resztek naszej osobistej wolności - no bo to polski rząd i chce naszego dobra. Tak?
Tylko że potem, w jakiejś odpowiedniej dla siebie chwili, ta globalna Międzynarodówka, czy jak to nazwać, ODBIERZE NASZEMU PAŃSTWU te "wierzytelności", i dar z naszej wolności przez nas złożony NASZEMU państwu dostanie się w łapki tych Globalnych, których my tu na tym blogu uważamy z po prostu Wrogów. (I nie tylko my, można by rzec "na szczęście", tyle że b. niewiele z tej ludzi świadomości w realu wynika.) Biurokracja ma czas, moje drogie ludzie! Biurokracja potrafi dobrać odpowiedni moment do działania! Niemal też nie podlega emocjom... no chyba żeby nowy fajny wirus. W tym właśnie spora część jej, Biurokracji znaczy, niesamowitej, na dłuższą metę, siły. Dlatego właśnie odczuwam ten zajęczy niepokój o przyszłość.
Jak bufor, albo jak taran może. Albo my chętnie i dobrowolnie naszą wolność oddajemy - z pozoru "naszemu państwu" i jest git, albo też "nasze państwo" odbiera nam jakąś jej część przemocą, a wtedy my "naszego państwa" nie lubimy, ale nawet nam do głowy nie przychodzi, że nielubić powinniśmy nie "naszego państwa", a w każdym razie nie aż tyle, tylko tej Globalnej... Wiecie czego. (I żeby nie było, że jestem przeciw polskiemu państwu! Po prostu bym chciał, by było NAPRAWDĘ PAŃSTWEM, czyli suwerenne, a nie jest. Pod PiS jest z tym o wiele lepiej, ale do ideału bardzo daleko.)
I to występuje na każdym dosłownie kroku. Weźmy taki smog i "kopciuchy". Nikt nie chce oddychać węglowym dymem, prawda? No to zafundujemy sobie wszyscy piecyki na węgiel wysokiej jakości, albo jakiś tam koks, piecyki w których nie da się już palić dosłownie byle czym... I fajnie, tak? Tyle że nagle przyjdzie, bo i może, zima -40 stopni, a my uzależnieni od dostaw wysokiej jakości węgla, zapewne, wcześniej czy później, z importu (i można się domyślać skąd ten import będzie)... Bo dziełami Olgi Tokarczuk, ani książką Tuska "Szczerze" już się rozgrzać zgrabiałych dłoni nie da. I tak to działa na każdym kroku, dlatego też ta nasza potulność, z której na dodatek tacyśmy dumni, napawa mnie niesmakiem i gorzej. Bardziej już mi się podoba anarchiczna postawa Włochów.
Stałe postępy Postępu naprawdę nie wymagają, żeby gdzieś bez przerwy siedział jakiś Sanhedryn i wszystko regulował! Wy sami przyczyniacie się do tego na każdym kroku, niejednokrotnie w tym samym czasie wygłaszając buńczuczne "prawicowe" hasełka pod osiedlowym trzepakiem!
I teraz to już właściwie koniec tego odcinka, choć miałbym tu jeszcze co najmniej jedną b. ważną sprawę to poruszenia w kontekście naszego ulubionego wirusa - właśnie o tym "Wybraniu Przyszłości". Rzecz, jak sądzę, ważniejszą od wszystkiego, com tu dzisiaj napisał, nawet może i tego o "buforze" i "kopciuchach", ale zaplanowaliśmy to sobie na odcinki, więc to musi być w ew. następnym. Tym bardziej, że nam się w miarę pisania zawsze nasuwa masa nowych wątków, na dobre i złe, żeby tak to ująć.
Więc te odcinki ew. będą, o ile pojawi się jakaś ĘTERAKTYWNOŚĆ... Wasz wybór, jeśli tu jacyś jesteście! To naprawdę jest wielki temat, tu się, jak w soczewce, skupiają, ach! I jak w kropli wody się kłębią, ach! Więc od zamiaru napisania tego od jednego zamachu odstąpiłem, bo mnie już od pisania dręczą objawy wraz z symptomami. Trzeba by jeszcze jakąś efektowną płętę (czy jak to się pisze) dla tego pierwszego odcinka, bo paru genialnych myśli, co je mamy, tutaj wpakować już nie zdążymy. A więc może tak...
c.d. Deo et Triario volente n.
triarius