czwartek, listopada 05, 2015

Czego nikt wam nigdy nie powiedział o ekonomii i nie ma nadziei, żeby kiedyś powiedział

Że uzupełnię pewną b. istotną, a tylko pobocznie poruszoną kwestię ze wrzuconego tu przed chwilą tekstu...

Jak się zatem mają sprawy z ekonomicznymi nierównościami - dobre one są, czy złe? (Spyta ktoś i będzie miał do tego pełne prawo.) Dowcip polega na tym, że tego się nie da w tak prosty sposób rozstrzygnąć - bez szerokiego i konkretnego jednocześnie kontekstu. Przecież tu się wszystko ze wszystkim wiąże, i to nie tylko w samej ekonomii!

A w ogóle to najistotniejsze w tej sprawie jest to, że nie ma dotąd żadnych "obiektywnych" rozstrzygnięć, jeśli istnieją jakieś "niezłomne prawa przyrody" z tym związane (w co serdecznie wątpię), to my ich dotąd nie znamy, a nawet do ich poznania się nie zbliżyliśmy.

Dlaczego nie? I co w takim razie jest? W końcu ciągle się jakieś opinie z tym związane wygłasza. Czym są zatem te opinie, te odpowiedzi - te które "już znamy", które raz po raz słyszymy, które nauczono nas - jedne nienawidzić i z góry odrzucać, a drugie przyjmować jako absolutnie obiektywne PRAWDY? Są to odpowiedzi IDEOLOGICZNE!

Więc z jednej strony przede wszystkim funkcjonuje Marksizm, w przeróżnych swoich avatarach, a z drugiej strony - absolutnie równie ideologiczny i równie wiele mający z "obiektywizmem" wspólnego - zespół tez, serwowanych nam przez Liberalizm, także w różnych avatarach. 

My, "na prawicy", odrzucamy oczywiście Marksizm - z wielu powodów, zarówno obiektywnych i słusznych, jak i dość subiektywnych, ale też słusznych, plus nieco, zgoda niewiele, "wylewania dziecka z kąpielą" - ale Liberalizm, nawet jeśli się do niego nie przyznajemy, jako do wyznawanej ideologii, nauczono nas akceptować jako coś właśnie "obiektywnego i niezmiennego".

Dlaczego tak? A dlatego, że te mądrości sączy się społeczeństwom Zachodu od lat z górą 300 (!), i, poza Marksizmem, który jest dla nas oczywistą ideologią, pseudo-religią itd., a do tego w ewidentny sposób nie sprawdza się w praktycznej ekonomii, jest odbierany - że po raz tysięczny tutaj to powtórzę - jak PRAWDA OBIEKTYWNA. Z powodu długotrwałości sączenia go w nasze umysły, z powodu jednolitego w sumie frontu propagandy ("edukacja", media itd.)...

Oraz, w Polsce i innych ofiarach Jałty, dlatego, że na razie ekonomicznie ludziom przeciętnie żyje się jakby w mniej parciany sposób (dziesięcioletnie samochody na raty zamiast furmanek), niż za rządów ekonomistów mniej lub bardziej marksistowskich. (Nie żebym wzdychał do PRLu, czy kiedykolwiek to paskudztwo akceptował, ale jeszcze się zobaczy, czy za lat kilkanaście naprawdę będzie aż tyle lepiej i tyle mniej parciano. Oby!)

Swoją drogą, wątpię by Liberalizm mógł być w sferze praktycznej ekonomii równie beznadziejny, jak Marksizm w jakiejkolwiek postaci, ale też powodu do orgazmu na jego temat, Liberalizmu znaczy, dostrzegam znacznie mniej, niż wielu po "naszej stronie". No bo np. czy ewidentna finansowa piramida jest ekonomicznie skuteczna, czy też nie?

Ogromną różnicą między ekonomią liberalną i marksistowską ("socjalistyczną", jak to lubi się określać) jest to, że ta pierwsza z dzikim upodobaniem posługuje się KREDYTEM, a ta druga nie, uważając, że sobie bez niego poradzi (hłe hłe!), lub (i tu bez hłe hłe!) wystarczająco szybko podbije spedalony liberalny świat i zapędzi go do roboty. Liberalizm dyskontuje też na milion sposobów i na każdym kroku przyszłość. (Co komuchy też robiły, ale w sferze propagandy, nie zaś ekonomii - tzw. "realizm socjalistyczny".)

I kwestia tego NA ILE kredytem należałoby się posługiwać, ile jest zbyt mało, a ile O WIELE ZA DUŻO, i jakie z tego ponure konsekwencje wynikną (oglądał ktoś ostatnio telewizję?)... No więc, to także pozostaje nadal do rozstrzygnięcia i (niestety też) do organoleptycznego zaobserwowania. Więc z tą cudownością "wolnorynkowej" ekonomii to ja bym też nie przesadzał.

No więc ja wam ludzie mówię (znowu): na takie tematy, jak dystrybucja, zakres "wolnego rynku", nierówności ekonomiczne, dziedziczenie, zasiłki, bezpłatna edukacja i/lub leczenie, płace minimalne czy ich brak, cła... Nie ma tu, i raczej nigdy nie będzie, żadnych "absolutnych i wiecznych prawd", poza konkretnym kontekstem z masą imponderabiliów... I w ogóle, nawet na tyle, na ile coś konkretnego i inteligentnego da się o tym powiedzieć, to MY I TAK TEGO NIE WIEMY.

Mamy bowiem dotąd jedynie IDEOLOGICZNE odpowiedzi - na "prawicy" praktycznie wyłącznie liberalizm (jeśli nie liczyć, tu i ówdzie, jakichś b. mało konkretnych, zalatujących anachronizmem, i b. chyba w sumie mocno chciejskich propozycji w duchu katolickim). Tak że, jeśli ktoś te sprawy uważa za ważne, no a trudno uznać, że są całkiem nieistotne, choć ja tu np. staram się tonować powszechną po obu stronach frontu obsesję ekonomii, to TRZEBA TO ZACZĄĆ BADAĆ OD NOWA. Proste!

Bez uprzedzeń, że coś np. jest z Marksizmu; bez łykania (bez patrzenia i bez popitki), "bo już Locke'a w latach 1680' nam to ogłosił", a potem już ciągłość apostolska po Misesy i Korwiny. (Choć to akurat Liberalny Rewizjonizm, "wróćmy do korzeni", a nie główny nurt, ale oni także, i to jak!, gadają "liberalnym Michnikiem".)

Wszystko od nowa, moi państwo! Albo przestać się tym aż tak ostro brenzlować, przestać na każdym kroku wygłaszać płaskie komunały, jakby to było Boskie Objawienie, i zająć się czymś innym. Na ekonomię na razie i tak nie mamy większego wpływu, a jeśli go kiedyś uzyskamy, to będzie się improwizować. No, chyba żebyście woleli nad tym na serio popracować i do jakichś wniosków jednak dojść. Dzięki za uwagę!

triarius

P.S. Mówimy tu oczywiście o MAKROEKONOMII. Jasne, że np. prowadzenie sklepiku jest znacznie bardziej obiektywne i prostsze

O ewidentnym ocipieniu (przynajmniej części) polskiej (?) prawicy (?)

Na początek krótko o sprawach organizacyjnych i zjadanie własnego ogona... Otóż chętnie bym napisał dalszy ciąg tej głupotki, która mi (sama z siebie) wyszła z całkiem sensownego tekstu, który miałem zamiar wklepać, ale to nie teraz. Na razie nie chce mi się pisać - nie płacą, nie zapraszają do telewizji, mało komętają... Nie mam ciekawszych rzeczy do roboty?

Swoją drogą, widziałem chyba przedwczoraj Michalkiewicza w TV Trwam. Pieprzył takie misesiczno-korwinistyczne pierdoły, w dodatku zgrane do szczętu i banalne jak cholera, że ja bym się wstydził takiego ględzenia po wypiciu duszkiem na pusty brzuch pół litra czystego spirytusu i w samotności. Dixi!

Jeśli TO ma być poziom rodzimej prawicowej (?) debaty, to ja się z tego wyłączam! No ale fakt pozostaje, że do telewizji to on się z Boskiego wyroku nadaje, a nie np. ja. Żeby to jeszcze było jakoś oryginalne, kontrowersyjne, ale nie - stek liberalnych banałów, nudnych jak przysłowiowe flaki z przysłowiowym olejem. (O czym? A o czymże innym, niż o cudownych skutkach ekonomicznych nierówności?)

No ale dobra - jeśli ktoś tu dobrowolnie przychodzi (a też mu chyba za to nie płacą?) to ma plusa, wykazuje się i jestem mu jednak winien nieco wdzięczności oraz względów. (To jest, swoją drogą, jedna z tych rzeczy, które mnie najbardziej męczą w blogaskowaniu. Te implicite zobowiązania. Nie wiem, czy ktoś to rozumie, a tłumaczenie tego nie ma chyba wiele sensu, bo kogo to może aż tak obchodzić?)

* * *

No dobra - żeby coś tu dziś jednak było, choćby b. krótkie, powiem tak... Patrzyłem ci ja przed chwilą na szalomie i dostrzegłem - w związku oczywiście z zejściem Kiszczaka, który niech się smarzy w piekle! - taki oto tytuł, cytuję, a nawet wprost wklejam:

Zmarł Kolejny Zdrajca Polski, Pachołek bolszewi - morderców Carów i Narodów!

Oczy mi na ten widok z czaszki wylazły i teraz pytam magna voce: Czy wyście wszyscy ludzie ocipieli na tej naszej (?) nieszczęsnej (!) "prawicy" (?). "Morderca CARÓW"? TO jest @#$% dla nas problem, że akurat CARÓW utrupili? Nad CARAMI mamy się litować?! Sorry, ale ja tu kompletnie nic nie rozumiem - a ten tekst przecież był anty-kiszczakowy, czyli "nasz", zresztą czytałem parę razy tego autora i (mimo dziwacznego i ryzykownego) pseudo, wydawał się być przy zdrowych zmysłach. A teraz TO.

Nie jest to pierwszy raz, gdy widzę u "naszych" wzruszenie i oburzenie z powodu tego, że bolszewicy utrupili carską rodzinę, więc to jest chyba coś więcej, niż pojedynczy odchył. Zgoda - te duńskie carówny były śliczne i wydają się całkiem miłe, ale w końcu - sam się do tej roboty pchałeś, Grzegorzu Dyndało, no to i masz.

To się nazywa polityka, to się nazywa władza, to się nazywa realne życie. No a jak ktoś własną osobą firmuje coś tak koszmarnego, jak (niech będzie że "ówczesna", żeby nie komplikować) Rosja - no to czego się, że spytam, spodziewa na wypadek, kiedy mu się w końcu nóżka powinie?

Załóżmy na chwilę, że to było możliwe i że w Rosji powstała wtedy b. porządna władza - żadni bolszewicy, którzy oczywiście byli paskudni i co do tego nie ma wątpliwości. I co? Wydaje wam się, ludzieńki, że ten car na pewno by nie dostał czapy? Choćby dlatego, żeby pozbawić symbolu itd. zwolenników dawnych porządków?

Zgoda, że nie carówny, zapewne też nie jego duńska żona - ale sam car? Ja nie postawiłbym na jego długie i szczęśliwe życie złamanej kopiejki - szczególnie gdyby trwała wojna domowa! A co najzabawniejsze, to nie ja domagam się bez przerwy przywrócenia kary śmierci, tylko nasza genialna blogowa "prawica" (pospolita odmiana ogrodowa), prawda?

Kto chce, może sobie poszukać co ja mówię o karze śmierci ogólnie, przede wszystkiem zaś w obecnej, światowej i krajowej, sytuacji. I co na ten temat wykrzykuje się w rodzimej "prawicowej" sieci. A tu nagle car niewiniątko, kara śmierci be, a kopnięty monarchizm bierze górę nad nienawiścią do zaborcy. Naprawdę akurat O TO mamy mieć pretensję do bolszewików? Większą, niż o Katyń, Kiszczaka i III RP?! Niewolnicza mentalność, jeśli ktoś chce znać moje zdanie. Rzygać mi się po prostu chce.

Rozumiem bez wielkiej trudności wzruszanie się losem np. Ludwika XVI. Jeśli kogoś kręcą takie klimaty, oczywiście. W sensie, że lubi się romantycznie wzruszać w wyższych sferach. (Co mnie osobiście nieco zalatuje Mniszkówną, sorry!) Ludwik XVI był w sumie porządny gość, choć oferma, i nie był bezpośrednio winien np. temu, co Ludwik XIV, po pokonaniu Frondy, uczynił z francuską szlachtą i z francuskiej szlachty.

(Która skutkiem tego zraziła się do monarchii na amen, nawet jeśli to mogło komuś wyglądać inaczej. Wykazując tym, że zachowała jeszcze w tej trudnej sytuacji jakieś tam resztki jaj. W odróżnieniu od np. "polskiej prawicy" XXI w.)

Ani jak ten sam Ludwik XIV przez swój nieprawdopodobny egotyzm, przede wszystkim zaś ciągłe wojny, zrujnował Francję. Ani też tego, że cała energia i co tam było rozumu jego następcy szła w rozpasaną erotomanię. Chciał dobrze, ale znalazł się na niewłaściwym miejscu w fatalnym czasie. Zdarza się i faktycznie dość to smutne, choć przecież każde ludzkie życie zawiera smutki, dramaty i tragedie, więc dlaczego akurat to ma nas aż tak wzruszać?

Bardziej może smutny był los jego królewskiej małżonki - jako matki, jako naprawdę głupiutkiej, nic chyba z tego wszyskiego nie rozumiejącej, ale za to kobiecej i łagodnej kobietki, itd. Ale wzruszać się akurat CARAMI?! Cesarzem Maksymilianem z Meksyku też ew. można - jeśli ktoś lubi się wzruszać - proszę bardzo! Młody był, nic złego chyba nie robił... Tak czy tak będzie w tych żalach nieco z Mniszkówny. Czyli z panny pokojówki z maturą i dzikim snobizmem na arystokrację. (Minus ew. jej przezabawny styl. "Tłusty Apollo przysiadł na zadzie", ach!)

No jak car utrupił drugiego cara, albo własnego cesarskiego syna, to jak mam do tego podejść? Że już o pomordowanych polskich patriotów nie zapytam, bo to oczywiście zbyt trudne pytanie dla tej części "naszej prawicy".

Jeśli powyższe do kogoś całkiem nie trafiło, no to sorry, ale widać on najpierw niewłaściwie trafił - na ten blog. Jeśli zaś trafiło, choć częściowo, to radziłbym sobie poszukać tutaj tekst "O naszym narodowym kalectwie", i w ogóle wszystko to, co pisałem na temat rodzajów agresji. To było w większości w ciągu ostatniego roku. Piłka jest teraz po waszej stronie kortu - ja tam na tym stracić w żaden sposób i tak nie mogę.

(Tak przy okazji - tekstu o który tu mówimy nawet nie próbowałem czytać, sam tytuł mi zupełnie wystarczył, i to z nadmiarem. Mam jednak zbyt dużo dobrego smaku, by się móc delektować pluciem na Kiszczaka, jakże słusznym, przemieszanym z płaczem nad biednym zamordowanym Carem Wszechrosji. Który dla mnie może iść tam, gdzie i Kiszczak. Monarchizm, psia mać!)

Dzięki za uwagę!

triarius


P.S. No i wcale nie wyszło takie krótkie.

niedziela, listopada 01, 2015

O patyczkach i płatkach śniadaniowych (odcinek 1, niewykluczone że jedyny, choć byłoby szkoda)

Sklep. Rzędy półek. Na jednej cztery rodzaje płatków śniadaniowych. Żadna wielka sensacja, ludzie się nie tłoczą, żeby zobaczyć to miraculum, żeby przyjechała telewizja kręcić sensacyjny reportaż, też nie ma co marzyć. A przecież...

A przecież interes pędzi przed siebie niczym zerwane z uwięzi, ogarnięte boskim szałem pędolino ze szczerego złota! Ku przyszłości! Oszalałe pędolino, które (ach, jakże brzemiennym w skutki!) zrządzeniem losu użyło gazety, na której ktoś z zapałem utłukł ćwierć funta najprzedniejszego kajeńskiego pieprzu. Co za dynamika! Jak te drobne raciczki szybko biją o podłoże: "Tratatam tratatam!"

Teraz już nie chodzi nawet o to, czy pieprz naprawdę był z samego Cayenne. Może nigdy nawet nie wystawił nosa poza Prędocinek (dzielnica w Radomiu, kochane Wiki!) - nieważne! I mało już teraz nawet istotne ile to było funtów. Przecież w tym jest taka niewiarygodna siła! I ten blask! Zorza polarna to przy tym wyłowiona z kałuży zapałka.

Co za dynamika, moi państwo! I popatrzcie tylko, jak ten figlarne zawinięty w sprężynkę ogonek wesołą wibracją pozdrawia mijane stacje - nawet te najmniejsze. Zresztą nie tylko stacje, bo nawet pojedynczych pastuszków pilnujących bydlątek. Ci zaś radośnie odwzajemniają pozdrowienie. To jest nie-do-opisania cudne!

Wśród pastuszków rej oczywiście wiodą korwinięta, pasące gąski w haszczach przy nasypie. W sumie to głównie siedzą i myślą, a gąski chodzą tu i tam, coś sobie skubiąc. Nad czym tak myślą korwinięta? Korwinięta zastanawiają się dlaczego im fujarka nie działa. Żadnego @#$%^ dźwięku. Cholerny socjalizm! Jednak widząc pędzące na złamanie karku szczerozłote pędolino, korwinięta odkładają na chwilę swe głuchonieme instrumenty z zielonej wierzbiny i obiema rączkami radośnie machają do podróżnych.

Pędolino odpowiada im wesoło merdając ogonkiem. Korwiniętom wygładzają się poradlone od troski czoła. Ach, jakie są teraz śliczne w złotym blasku pędzącego pędolina! Wycierają rękawem zasmarkane noski. "Oto jak wygląda złoty parytet", mówią same do siebie, specjalnie pogrubionym, niemal-dorosłym głosem. A gąski się pasą jakby nigdy nic. Pędolino zaś jest już daleko, daleko...

Właścicielowi płatkowego interesu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, na firmowym koncie pojawiają się dutki. Dutki zaczarowane, mające (po odliczeniu podatku) tę cudowną właściwość, że cieszą, a pod ich wpływem (działającym zdalnie, w sposób dotąd przez naukę niewyjaśniony) wszyscy co do jednego zdolni, wszyscy ambitni, wszyscy cokolwiek warci biegną do najbliższej placówki banku i jak najprzymilniej poproszą o kredyt na rozpoczęcie działalności.

Potem wszyscy zdejmują buty, biorą sie za ręce, tańczą w koło, śpiewając magna voce Odę do Radości. (A starcy, jak to oni, chóralnie zawodzą, choć przecież jest to zawodzenie jak najbardziej optymistyczne, więc niech sobie pozawodzą. Już i tak niedługo to będzie.)

Sklep. Zupełnie taki jak poprzedni. A może całkiem ten sam? Też radośnie wybijający raciczkami werbel powszechniechnie dostępnego ziemskiego raju. Już niemal teraz, już niemal na wyciągnięcie dłoni. Jedyna różnica jest taka, że z półki, na której poprzednio, w tamtym złotodajnym sklepie, były płatki, aż cztery ich rodzaje, zrzucamy proszki do prania, czipsy mega-szampańskie (Ole!), oraz podpaski. Dla matek rodzin wielodzietnych, na porę między Nieszporami i Jutrznią. No i to cwane coś, co ostatnio pokazywali w telewizji.

Zaś na opróżnione w ten sposób miejsce kładziemy... Płatki? Śniadaniowe? Tak, właśnie! Ale inne. Całe 696 rodzajów płatków śniadaniowych - łał! A każdy rodzaj w innym wielobarwnym pudełku. (TO jest tu ważne - smak może sobie być ten sam. Albo nawet żaden.)

W sumie mamy więc w jednym sklepie 700 rodzajów płatków śniadaniowych. Podpaski muszą być wprawdzie teraz kupowane gdzie indziej (swoją drogą, wie ktoś gdzie można dostać to niebieskie do polewania?) , ale i tak -  tłum się wali, żeby oglądać to zjawisko mirabile, telewizje, prasa, księga rekordów Guinessa... Tylko nikt żadnych płatków nie kupuje.

Nagle wszyscy chcą tylko podpaski dla matek i czipsy. No i to coś z telewizji. Nikt nie chce płatków śniadaniowych. Co jest, do cholery?! Imprezę organizują? Cholerni klienci, żadnego z nich pożytku!

I co? I nagle smutno się robi. Nasze złote pędolino momentalnie zblakło, zszarzało, skurczyło się. Jest teraz pomarszczone jak źmiok (to po kielecku ziemniak, ja nie stamtąd, ale to śliczne), który zapomniany przeleżał trzy roki w piwnicy, całą vis vitalis przekazując swym licznym dorodnym pędom - tylko tych pędów nigdzie nie da się znaleźć.

Leży to nasze pędolino w trawie obok toru i rzęzi. Rzekome złoto przy bliższym oglądzie okazało się już nawet nie tombakiem, tylko po prostu... Nawet nie chcemy tego wypowiadać. Raciczki podrygują konwulsyjnie, wyciągnięte w stronę szarego, chmurami zasnutego nieba. Ogonek zwisł, oklapł i całkiem się, turpe dictu, wyprostował. Najgorsze zaś jest to, że żadne dutki na konto nie wpływają - jak mocno by nie potrząsać skarbonką. Nie ma na comiesięczną spłatę kredytu. Przychodzi Pan Komornik... Oj niedobrze!

Powyższa historia traktuje, gdyby ktoś jeszcze nie zgadł, o życiu. Jest odwieczna i to się nie ma szansy nigdy zmienić, jak długo istnieć ono będzie na planecie Ziemia. A jeszcze bardziej ta nasza historia traktuje o liberaliźmie. Co, zdawałoby się, może nas całkiem nie interesować, ale, o ile (powodowany niczym ostrogą waszym, Potencjalni P.T. Czytelnicy, feedbackiem) napiszę dalszy ciąg, zobaczycie (Ludzie), że to się wiąże z wielką ilością różnych spraw, które nas jak najbardziej dotyczą.

No bo przecież ten @#$%^ co go mamy dookoła, to jak najbardziej Realny Liberalizm - więc jak by mogło nie? Więc mamy tę, tak pięknie tu opisaną, dychawiczność, zwiotczały ogonek... I to dziwne, czy może nie tyle "dziwne", co raczej... Nieprzyjemne? Mało estetyczne? Zamiast szczerego złota.

Do następnego razu zatem! (Może nawet dojdziemy do kwestii amerykańskich pierdlów, które mnie do napisania tego arcydzieła literatury natchnęły. I do patyczków. Ach, habent sua fata libelli!)

triarius

P.S. Chciałem ci ja znowu napisać, że "wychodzimy pojedynczo, uważać na ogony", ale niby władza się nam ostatnio zmieniła, więc zaniecham. Żeby mnie ktoś przypadkiem (?) nie wpisał w kampanię przeciw nowej władzy. Z którą, mimo mojej na ogół nikłej skłonności do optymizmu, wiążę i której życzę. Wszystkiego. No, prawie.

P.S.2 A tak po prawdzie, to miałem pomysł na zupełnie konkretny i zdrowy na umysle tekst - którego zapewne nigdy bym nie napisał, bo jak mnie nie bawi samo pisanie, to po co pisać? - ale uwiodły mnie, znowu, te różne groteskowe wizje i słowne wygibasy. Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa! Choć nie, żebym uważał, iż w tym nie ma głębokiej treści.

piątek, października 30, 2015

Ja też mogę o imigrantach?

Do Europy codziennie wali tyle egzotycznego luda, że ponoć w rok będzie ich trzy miliony. Potencjalnych chętnych jest tak z 4 - 5 miliardów. Jest to więc zjawisko historyczne - "historiozoficzne" powiedziałbym nawet - o ogromnym znaczeniu i nic już nie będzie takie, jak przedtem. Przyczyna? Jakaś próba interpretacji? Widzę trzy główne możliwości, albo, inaczej na to patrząc - dwie główne, z których jedna też się z kolei rozszczepia na dwie.

* * *

1. Tak się po prostu stało, a Nasi Ukochani Przywódcy, Nasze Merkele Umiłowane, nie potrafią sobie z tym poradzić, choć się starają.

(Czyli coś jak "Obóz świętych" J. Raspailla.) Wydaje mi się to dość mało prawdopodobne. No bo:

a. ktoś tę Arabską Wiosnę przecież niedawno pracowicie rozkręcał, prawda?

(W odróżnieniu od Amerykanów, którzy do Iraku i Afganistanu wpakowali się z czystej buty i złego rozpoznania realiów, jak to u nich, inaczej mówiąc z braku Tygrysizmu Stosowanego, tutaj jednak było inaczej, a my się na tym blogu lata temu przecież zastanawialiśmy "kto za tym stoi, komu to służy". Można sprawdzić. No to i mamy! A nawet jeśli by przyjąć, że w tej wiośnie było sporo spontaniczności, to jednak głównie Zachód robił naloty na i później mordował Kadafiego, prawda? Choć z góry było z grubsza wiadomo, co z tego wyniknąć musi.)

b. innym swego rodzaju argumentem przeciw tej tezie jest to, że media - przynajmniej te, które ja oglądam, czyli CNN, BBC, francuska TV24, francuskojęzyczna TV Monde (jest jeszcze Bloomberg, skoncentrowany na ekonomii, który trzyma się od tych spraw na uboczu), stworzyły jeden front i zgodnie częstują odbiorcę rozkosznymi dzieciaczkami imigrantów, ładnymi dziewczynami, emigranckim nieszczęściem, a do tego plują na wszystkich, którzy nie dostają orgazmu na myśl o zetknięciu się z tymi egzotycznymi gośćmi blisko i już na zawsze.

Sporo ludzi, nawet durnych lemingów, musi być przerażonych, lub co najmniej niechętnych, a słyszą oni o sobie jakimi to są "rasistami", jakie to mają "irracjonalne lęki", oraz że są "ofiarami populistycznej propagandy". (Całkiem co innego bezdennie ufać Merkelom tego świata!) Tak że tu nie chodzi o przypodobanie się odbiorcom, tylko ktoś stara się coś przy pomocy owych mediów osiągnąć i to musiało być jakoś zaaranżowane i zorganizowane sporo czasu temu. A jeśli w mediach są już sami lewacy, no to też komuś było to do czegoś potrzebne i musiało być robione od dawna, a co dopiero postanowione!

Tak że ta akurat możliwość wydaje nam się najmniej ze wszystkich prawdopodobna. Przyjrzyjmy się pozostałym.

* * *

2. Ktoś to robi celowo. Po co? Dlaczego? I tutaj widzę dwie zasadnicze opcje:

a. Miłościwie Nam Panujący* stwierdzili, że opór "materii" (czyli nas) jest już dostatecznie słaby, by móc dokonać finalnego aktu. Jakiego aktu? - spyta ktoś. Aktu rozwalenia struktury społecznej i stworzenia nowego społeczeństwa. Po co? - dopytuje się dalej nasz ciekawski. A po to, by stworzyć Nowego Człowieka, o zaletach mrówki skrzyżowanej z pszczołą i termitem, uspołecznionego jak cholera, ale też w całkiem nowym sensie...

Jak mrówka, termit i pszczoła...** Który będzie grzecznie stał na sztorc, zajmując malutką powierznię, żeby ludziom na drugim końcu globu czegoś tam niepotrzebnie nie utrudniać, czy nie generować, oraz żeby Merkelom Tego Świata prowadzenia Ludzkości do Ziemskiego Raju nie daj (świecki) boże nie komplikować... No i oczywiście będzie tyrać jak stachanowiec, nie oglądając się na wulgarne sprawy w rodzaju tej, że co "mi właściwie z tego?" Nowy człowiek, który grzecznie, nawet jeśli nie od razu z entuzjazmem, podda się aborcji i eutanazji... Te rzeczy. Genialny nowy model (a w tle Oda do Radości).

"No a jakie jest kryterium tego, czy oni już mogą?", spyta ktoś. Właśnie takie - czy już mogą. Czyli czy wtedy prole się zbuntują i wy... powiedzmy... ślą Umiłowanych w kosmos, czy też grzecznie się podporządkują i pomaszerują do klatek. Proste, ale to jest jedno z absolutnie najażniejszych pytań w całej ludzkiej historii.

W tym celu Umiłowani muszą zniszczyć w ludziach, w prolach znaczy, ale proli jest w końcu chyba ponad 99 procent gatunku homo, wszelką indywidualność - indywidualne wady i zalety, etykę, CAŁĄ... Żeby się chamom przestało @#$% mać wydawać, że coś od ich gównianego sumienia i gównianych prywatnych przekonań może zależeć... Mrówka ma być, termit ma być! Ew. pszczoła, ale to melodia przyszłości. Czemu? Bo może nie do końca się udać i wyjdzie osa. Agresywna i niepozbawiona. Np. charakteru. (Tylko... Zaraz! Czy to nie jest przypadkiem to, co właśnie w telewizjach oglądamy?)

Początkiem czego musiało oczywiście być praktycznie już dokonane (w ziemskich przynajmniej kategoriach, jeśli ktoś taki cholernie teologicznie zasadniczy) zniszczenie Katolicyzmu, czyli jedynej religii mającej na Zachodzie istotny wpływ na ludzkie sumienia i przekonania, mającej także strukturę i hierarchę. (Ta hierarchiczność zresztą, co pośrednio przewidział już choćby Machiavelli, np. analizyjąc klęskę Persji w starciu z Aleksandrem, w końcu musiała się dla katolicyzmu okazać zgubna. Choć to raczej po prostu entropia i ułomność ludzkich tworów, bo brak tej hierarchii uśmierciłby zapewne Katolicyzm wieki wcześniej.)

Katolicyzm i rodzina to były, i są, najwięksi wrogowie tego Nowego Ładu, tej nowej Utopii. Z tym, że rodzina w bardzo szerokim rozumieniu, bo trzeba tu uwzględnić także sprawy tak podstawowe, w samej biologii osadzone, jak płeć. Walka z tym mogłaby się wydawać o wiele trudniejsza, niż walka z samym Katolicyzmem, ale jednak "sukcesy" na tym polu, od czasu pierwszych sufrażystek, okazały się nieprawdopodobne. (Co też poniekąd Machiavelli, w pewnym stopniu, potrafiłby wyjaśnić. Tam ścisła hierarchia, jak w Persji, tutaj z kolei anarchia, jak w klasycznej Grecji.)

Nie chciałbym się koncentrować na równouprawnieniu jako takim, ale fakt, że wszyscy już bez mrugnięcia okiem łykają rzeczy, które naszym dziadom (i babkom) nawet by się w koszmarym śnie nie pokazały, świadczy do jakiego stopnia oni, ze swoimi metodami, są silni, a jak my, bez żadnych metod, słabi.

No więc, hipoteza jest taka, że oni w końcu, po długotrwałym przygotowaniu ogniowym i wojnie podjazdowej, postanowili przejść do ostatecznego szturmu, rozwalić "wszystko co stare", stworzyć nie tyle "nowe" - nie od razu w każdym razie - ale burdel i wojnę każdego z każdym, w którym oni będą sobie spokojnie rządzić, no bo, nie oszukujmy się, takie wielomilionowe społeczeństwa w wielomilionowych miastach bez biurokracji żyć nie potrafi (obiektywnie, a jeszcze bardziej subiektywnie, bo tak zostały te społeczeństwa wychowane, i nie bez przyczyny), więc biurokracja, ta mniej lub bardziej globalna, a o to tu przecie chodzi, będzie sobie rządziła niemal do woli, co najwyżej napuszczając jednych (islamistów) na drugich (biedne post-chrześcijańskie prole, w większości białe, ale tu nie o kolor chodzi).

A te biurokracje to wszystkie te Sorosy, Merkele, Obamy... Z tego co widać, bo nieco z tyłu jest tego jeszcze sporo, narybku, resortowych dzieci różnych fajnych resortów, i po prostu agentów paru specjalnych państw.

*

b. Ktoś to robi celowo, ale wcale nie dlatego, że postanowił sprawę (budowania Nowego Ładu i WYEWOLUOWYWANIE Nowego Człowieka) szybko, wedle własnych pragnień, zakończyć, tylko wręcz przeciwnie - dlatego, że mu się ten projekt zaczął nagle sypać i, nie mając niejako wiele do stracenia, zagrał va banque, gambitowo. Bardzo by to było optymistyczne przypuszczenie, a my tu raczej z optymizmem staramy się nie przesadzać, z założenia, ale teoretycznie nie jest to całkiem niemożliwe, że...

Lud się budzi i otwiera oczy, w których maluje się przerażenie i/lub obrzydzenie, nie-takie partie zdobywają coraz większą popularność, że fakt upadania "kapitalizmu" dotarł nawet do co mniej durnych wśród Miłościwie Nam Panującej Elity, w związku z tym wpadli oni, że dalsze przekupywanie leminga za jego własne (?) ciężko zarobione, może napotykać trudności... Więc, jak się rzekło, zagrali gambitowo, robiąc burdel i (obiecywany już wielokrotnie na tym blogu) Armageddon - wiedząc, że jeśli ktoś, to RZĄD SIĘ WYŻYWI, a na pewno nie nieszczęsne prole. Głodne i bez przerwy w śmiertelnym uścisku z islamistami.

Zresztą nawet przy założeniu - absurdalnym - że wśród tych imigrantów - nie ma ani jednego islamisty (i jeszcze absurdalniejszym), że takich nie będzie w następnych pokoleniach, to same konflikty kulturowe tego "multi-kulti" wygenerują taki burdel, taki syf, że Kochana Elita na pewno będzie robić za stado aniołów, tu przykladając kompresy, tu pouczając, tu łagodnie karcąc... Czasem ktoś bez śladu zniknie, czasem ktoś bez pozostawienia listu skończy z sobą w piątkowy wieczór. Plus oczywiście hunwejbiny - lewaccy harcownicy, bez których żadna totalitarna władza się nie obejdzie.

W każdym razie dla Elity, dla Władzy Naszej Ukochanej, byłaby w tym jakaś nadzieja, a nawet sporo - w porównaniu z sytuacją, ogromnie oczywiście hipotetyczną, że nagle oto Leming przejrzał na oczy i zapałał do Władzy Naszej Ukochanej i ogólnie do Postępu z wizją Ziemskiego Raju niechęcią.


Przedstawiłem wszystkie hipotezy, jakie mi przychodzą w tej chwili do głowy, a gdyby mnie ktoś naciskał, to powiem, że najbardziej prawdopodobna wydaje mi się hipoteza 2a. Najbardziej ponura, najbardziej pesymistyczna, ale takie właśnie jest życie. Mogę się oczywiście w tej kwestii mylić, a jeśli prawdziwą okazałaby się hipoteza 2b, no to mamy jeszcze szansę. Nie wiem czy na pewno Zachodnia Europa, ale Polska. I to się liczy! Tyle że szansę Polska ma jedynie przy absolutnie znakomitym rozgrywaniu tych spraw. (Nic w tym nadzwyczajnego, bo tak jest przeważnie, ale u nas zdarza się to dobre rozgrywanie ostatnio niezwykle rzadko.)

-----------------------------------------
* Swoją drogą, to klasowe podejście wszechobecne  na tym blogu - takie nieprawicowe, prawda? Miłościwie Nam Panujący z jednej strony - Prole, czyli my, z drugiej. Co innego Miliony Rąk, Miliony Serc, Budujących Świetlaną Wolnorynkową Przyszłość, ach!

** Czytać Ardreya, do kurwy nędzy!

triarius

P.S. A tak na boku, to, gdyby Nasi Umiłowani rzeczywiście mieli zawracać tych wszystkich młodych byczków o ewidentnie ekonomicznych motywach do ich domowych pieleszy (w co serdecznie wątpię, bo to by wymagalo m.in. jaj) - do kogo by te byczki wtedy poszły po tym powrocie po pociechę? Uwzględniając ich piekące uczucie zawodu i krzywdy (jak by irrracjonalne poniekąd nie było, bo to nigdy nie ma znaczenia), oraz fakt, że posprzedawali dobytek, zmarnowali masę forsy i przeżyli sporo ciężkich chwil, żeby do tego Raju Mamy Merkeli dotrzeć.

(Amalryk ma oczywiście rację, że partyzantka, niemal z definicji, niemal nigdy nie może CZYSTO MILITARNIE, zwyciężyć regularnej armii, która już zdołała przecież opanować jej kraj itd. - ale z uwzgędnieniem takich właśnie różnych poza-militarnych spraw, to jak najbardziej może, i wiele razy już to mieliśmy w historii.)

wtorek, października 27, 2015

Proszę wstać, nadchodzi rewolucja!

Gdyby ktoś uważał, że ja się ostatnio niemal tylko wygłupiam i brak tu już niegdysiejszych głębokich und błyskotliwych analiz - proszę sobie rzucić okiem na dorobek intelektualny konkurencji. Na przykład na to:

http://gps65.salon24.pl/676475,mysle-ze-nie-stalo-sie-nic

Musi coś być w powietrzu, albo może od wody w kranie tego dodają. Mnie poprawiło to dzieło i pod nim komęta humor na resztę dnia, a przecie mam jeszcze dziś do zrobienia nudną leberalną robotę i w ogóle. Radość po wyborach też nieco zwietrzała (no bo ile czasu można mieć orgazm), a wkurwienie na ewidentne wyborcze oszustwa tej bandy narasta.

Jednak GPS jest niezawodny i przypomnienie sobie, że kolejny raz taki właśnie "sukces" ta ich metoda na zbawienie świata odniosła, przywraca mi nieco wiarę w bliźniego swego, od czego ponoć wszystko co dobre się zaczyna. Brawo GPS i prosimy o jeszcze! ;-P

Nie chciałbym oczywiście, by to zostało potraktowane jako donos, ale w komętach pod tym genialnym tekstem (mówię o tekście GPSa, nie tym moim) dosłyszałem pomruk nadciągającej rewolucji, ponieważ - jak to zdają się już zauważać sami zainteresowani (w odróżnieniu od nie-zainteresowanego ogółu i Pana Tygrysa mającego z tym super-ubaw) - dotychczasowa metoda wzorowana na metodzie Świadków Jehowy, czyli przekonanie dostatecznej ilości ludzi (w wypadku Świadków jest to ponoć 70%, jak mnie poinformował jeden ich prominent w prywatnej rozmowie) nie wypaliła.

Demokracja zatem się na naszych oczach kończy, bo korwinięta nie będą się już z nami cackać, wygłupiać w jakichś wyborach, gdzie tak czy tak wypada socjaldemokracja, tylko wezmą i uczynią nas wolnymi - nawet wbrew naszej woli! Bosze, Bosze! Jeśli kogoś ta myśl nie raduje, niech pomyśli, jakiego pięknego będzie miał Regenta - w białym mundurze z operetki z masą orderów (o Orderze Lenina nie zapominając), a u jego stóp będzie można podziwiać wdzięcznie przykucniętego Propagandzistę-Cud, o wdzięcznej ksywie GPS. Ach, co za wizja!

Może niepotrzebnie tyle o tym napisałem - sam GPS wystarczyłby za wszelką humorystykę, ale też musiałem jakoś rozładować ten wir uczuć, które we mnie wzbudził. (A właściwie czy ta wolność to taka zła rzecz? Nawet z Regentem Januszem I i jego orderami?)

triarius

P.S. A jeśli komuś naprawdę brakuje głębokich i błyskotliwych analiz - co za sztuka pogrzebać sobie w dawnych treściach tego genialnego blogasa?

niedziela, października 25, 2015

Wracamy do Średniowiecza!

Wracamy zatem do Średniowiecza! Jakby nie kojarzył jak wygląda Średniowiecze, to poniżej drobna ilustracja...


Chyba nienajgorzej, prawda? Nawet pomijając topory i morgensterny. Teraz sobie możemy luźniutkim truchtem do tygrysicznego Baroku, ale bez pośpiechu, bo jak sobie dłużej pozostaniemy w Średniowieczu, to też będzie bardzo fajnie.

Całkiem na serio, te wybory to - jeśli coś ma się naprawdę poprawić - tylko pierwszy malutki kroczek, ale trzeba było go zrobić, bo osiem lat platfąsów i cztery lata Bula, to naprawdę już przesada. Szkoda że tak późno i takim kosztem.

(Co do Bula, to jego naczelnym zadaniem było, moim skromnym, po prostu kompromitowanie Polaków gdzie się dało, co nawet jak na bantustan jest dość specjalnym traktowaniem małowartościowych tubylców.)

Tak że, jeśli ktoś nie głosował, albo głosował na jakieś twory dla lemingów, to niech mi się łaskawie do tego przez najbliższych parę lat nie przyznaje, i nie pieprzy, że wszyscy politycy to jedna banda, a wybory w III RP nic nie znaczą.

Zgoda, że III RP pod niektórymi względami jest nawet gorsza od PRL (w niektórych okresach), ale rola wyborów parlamentarnych w obu tych pokracznych avatarach jest całkiem inna! I nie sądzę, by ktokolwiek będący w stanie coś zrozumieć z mojego blogasa, nie mówiąc już czerpiący  z niego intelektualną przyjemność, mógł jeszcze, na jesieni roku 2015 tego nie rozumieć.

W ostateczności, jeśli naprawdę jest to trudniej niektórym zrozumieć, niż mi się wydaje, to proszę pytać, ale jednak bez przyznawania się do żadnych własnych szczeniackich, z tym wyborami związanych, głupot, dobra?

Oczywiście nie jest idealnie, bo wtedy 80% miejsc mieliby Zjednoczeni Tygrysiści Stosowani, a 20% PiS, jednak jeśli K**win i ZSL się nie załapią, będzie słodko, a jeśli do tego prlowsko-eurokomunistyczna lewizna by także wypadła, byłaby to przysłowiowa wisienka na przysłowiowym torcie. Teraz niedługo zresztą platfąseria powinna się między sobą pożreć, rozpaść i zgnić, więc naprawdę powinno być fajnie.

Ja na przykład mam zamiar od jutra przestać rzucać śmieci gdzie popadnie przed blokiem, jak to robiłem od kiedy mi te miejscowe @#$% zamknęły na głucho blokowy ssyp. Nie wiem, czy długo z tym wytrzymam, ale zamiar przecie wzniosły, n'est-ce pas? (To oczywiście tylko taka narracja und konfabulacja, proszę mnie nie pociągać!)

W dodatku na YT mają więcej Średniowiecza, które serdecznie polecam, a Biedronka ma całkiem niezłe wina za marne grosze. Nie tylko zresztą ci zresztą, ale na początek nowej drogi wystarczy i nie trzeba nawet wiele szukać. Całuję wszystkich serdecznie z dubeltówki, z innej dubeltówki chętnie bym... Milcz serce, ma nie być zemsty! (I tak mówiłem o soli, nie o ołowiu.)

W każdym razie jesteśmy do przodu i możemy zacząć... To co jest do zaczęcia. Niech żyje Jarosław Kaczyński, niech żyje Prawo i Sprawiedliwość, niech żyje Polska! Amen! (I niech żyje Tygrysizm Stosowany, dodam szeptem.)

triarius

P.S. Swoją drogą, będę się nadal upierał, że to nie tyle jakieś "mądrzenie Polaków" i "przeglądanie lemingów na oczy", nie jakieś konkretne działania PiSu czy platfąsów przesądziły o mniejszym niż kiedyś entuzjaźmie ludu dla dotychczasowej światłej i europejskiej władzy, tylko właśnie nieuchronny spadek w oczach ludu, z lemingami na czele, prestiżu Unii i zanik związanych z nią nadziei.

Sorry, ale naprawdę nie potrzeba żadnej większej bystrości, żeby dostrzec, że Unia kompletnie nie spełnia nadziei, które w niej pokładały lemingi! Nie mówiąc już o nadziejach ludzi mniej durnych i podatnych na plewy propagandy od rasowego leminga - z których spora część także od Unii spodziewała się raczej dobra, niż tego @#$%, które otrzymaliśmy, które mamy i które na naszych oczach narasta.

Gdyby nie to, platfąsy rządziłyby w tymkraju do samego końca i nikt by im nie podskoczył, a na pewno już nie PiS. Co nie zmienia faktu, że...Wygraliśwa, kochane ludzie, a te @#$% dostały w dupę!

sobota, października 24, 2015

A teraz, zamiast, jak ostatnio, wygłupów - pisarski kompromis i B. POWAŻNA TREŚĆ...

Właśnie przeczytałem, co Towarzysz Mąka napisał pod moim wczorajszym tutaj arcydziełem. Naprawdę polecam zapoznanie się - tym bardziej, że właśnie zamierzam tu wstrzelić coś cholernie a propósito. I to są ogromnie ważne sprawy.

Dzisiaj mam coś naprawdę poważnego, ważnego, szokującego, no i tytułowy kompromis... Dotrzymam! Pisać już wiele nie będę, za to wkleję wam parę linków, a wy sobie zobaczycie o co tam chodzi, w razie czego przetłumaczycie Guglem - dzięki czemu będzie oczywiste, że ja tu nic od siebie nie dodałem, ani nie przekłamałem. A to istotne, ponieważ sprawa po prostu stawia na sztorc włosy (gdzie kto je tam ma). Nie żartuję!

No więc dostajecie te linki i proszę, żebyście naprawdę sprawdzili chociaż jeden z nich dokładnie, o czym to jest. Jeśli was nie ruszy, to cóż, ale napawdę powinno.

http://www.infowars.com/dhs-contractor-apologizes-for-selling-shooting-targets-of-children/

http://www.infowars.com/company-behind-shooting-targets-of-children-received-2-million-from-dhs/

Tutaj Google Images, żeby ktoś nie myślał, że te oszołomy łżą...

https://www.google.pl/search?q=dhs+shooting+targets&tbm=isch&imgil=MeR3OtX5Dd-f-M%253A%253B49QOltrAL1AZ0M%253Bhttp%25253A%25252F%25252Fjoshuapundit.blogspot.com%25252F2013%25252F02%25252Fdhs-buys-no-hesitation-shooting-targets.html&source=iu&pf=m&fir=MeR3OtX5Dd-f-M%253A%252C49QOltrAL1AZ0M%252C_&biw=1280&bih=591&usg=__Mdymhc9mXqDhsnjVaqBwuAesBzM%3D#imgrc=MeR3OtX5Dd-f-M%3A&usg=__Mdymhc9mXqDhsnjVaqBwuAesBzM%3D

Tutaj wyszukiwanie Google na ten sam temat, jakbyście chcieli jeszcze więcej info:

https://www.google.pl/search?q=dhs+shooting+targets&ie=utf-8&oe=utf-8&gws_rd=cr&ei=e8crVqr_Kce3swGh9YjQAw

A tutaj, dla wszystkich słodkich niedouczków out there, Tłumacz Google, gdzie sobie to możecie ładnie przetłumaczyć i zrozumieć:

https://translate.google.com/

To tyle konkretów, jednak podam wam także nieco kwestii do się zastanowienia...

1. Nie brakuje wam tu czasem misia panda, lesbijki z różowymi włosami na jeża i kolczykiem w nosie, rabina z pejsami do kolan, dwóch całujących się pedałów, lewackiego demonstranta z postępowym hasełkiem na koszulce...? A zresztą, czy taki np. Obama nie może mieć złego brata bliźniaka? I jaki wobec tego byłby najlepszy obrazek na tarczy dla ludzi mających się pozbyć głupich skrupułów związanych z wyglądem zabijanej ofiary? Ale sza, bo skończę jak Nicpoń, albo gorzej, bo z dronem w czaszce! Choć ja przecież nie o samym Obamie mówiłem.

2. Jak to się ma do tego, cośmy sobie kiedyś tu na temat dużych obywatelskich armii i ich związku z demokracją, w opozycji do dronów, kamer inwigilacyjnych i najemnych zbirów na usługach? (Powie ktoś, że tak musi być, bo terroryzm. Na to ja spytam: a kto, psze państwa, ostrzegał i nie chciał? Ani egzotycznych imigrantów, ani rozbijania rodziny, ani komunizmu, ani zwichniętych ról płciowych? Żeby na tym poprzestać. Bo bez tego przecież świat byłby dziś całkiem inny, i zapewne sporo lepszy, prawda?)

3. Jak to się ma do naszych - i nie tylko przecie naszych - opowieści o prolach i tych drugich? I na przykład do naszej tu kiedyś opublikowanej opowieści o Robin Hoodzie, jeleniach i pedofilach? Hę?

4. Już nie będę sobie nawet strzępił jęzora na temat "wykonywania rozkazów", jako obrony przed sądem, bo żadnych sądów raczej nie będzie. Różnica jest oczywiście taka, że tamci byli be, a te Obamy to mamy gwarancję, że one są demokratycznie wybrane, więc nie tylko chcą dla nas dobrze, ale w dodatku naprawdę wiedzą co dobre i potrafią do tego dążyć jak nikt inny. Nawet jeśli  to by miało polegać na wpakowaniu nam kuli w łeb - wszystko dla naszego przecież dobra!

W takim, @#$%^%, świecie przyszło nam żyć!

triarius


P.S. A tu sobie zjemy na deser własny ogon - taktownie bo w Post Scriptum i małą czcionką. Dla wielbicieli i koneserów, choć po prawdzie to trochę do naszego głównego wątku nie pasuje. Gdzieś jednak chcialbym dbać o dobre relacje z moimi P.T. Potencjalnymi, więc niech mi będzie wybaczonym!

W owego ramach zjadania własnego ogona (co, jak wiadomo, na pewnym stadium geniuszu jest niezbędne absolutnie) powiem, że od mojego niedawnego "powrotu" nadal całkiem nie chce mi się pisać - stąd te improwizowane literackie, mniej lub więcej, utworki - ale lata blogaskowania mają tę zaletę, że od "powrotu" znowu rodzą mi się (ach to położnictwo!) w głowie fajne teksty, czyli świat mi się analizuje (a co innego można z takim czymś zrobić?) i mam jakąś tam intelektualną satysfakcję - tyle że nadal za cholerę nie mam chęci tego klepać.

Przyczyna zresztą może być i taka, że ostatnio się nie bijam, ani nic, i potwornie się w sumie nudzę. Się nie bijam, bo nie mam z kim i gdzie (długo by było opowiadać), tylko robię ogólnorozwojówkę, taką dla zawodników MMA (choć w tej chwili na poziomie dla przedszkolaków i/lub emerytów raczej, za to w b. śnobistycznym gymie, bo gdzie indziej nie mam warunków... byle mi kochani zalegli klienci forsę zdążyli na czas przysłać), a zresztą w tej właśnie chwili jestem przeziębiony, więc nie ćwiczę i się wprost potwornie nudzę. 

Dlatego też nuda klepania gotowego tekstu z głowy mnie po prostu odrzuca. Więc, jeśli komuś zależy, to niech mi płaci, zaprasza do telewizji, udziela duchow(n)ego wsparcia, zapozna z fajną ciotką... Albo chociaż ęteraktywnie dyskutuje - bo inaczej nijak, sorry!

piątek, października 23, 2015

Co słychać w prawicowych mediach?

W prawicowych mediach, w ścisłym sensie, nie mamy większego pojęcia co słychać, ponieważ, z powodu nikłego naszego zainteresowania, nie śledzimy. Zamiast tego sami sobie tutaj własne prawicowe media stworzymy - cóż z tego, że jednorazowego użytku?

* * *

Witam państwa, mówi Prawicowe Radio "Bijąc w tarabany". Jesteśmy na ruchliwym deptaku, gdzie będziemy przeprowadzać krótkie wywiady z przypadkowo napotkanymi ludźmi. O, ten pan w patriotycznej koszulce to coś dla nas!

- Witam pana, może nam pan poświęcić kilka minut? Reprezentuję nową prawicową stację "Bijąc w tarabany". Może pan już o nas słyszał?

- Chyba coś gdzieś, na jakimś blogu.

- No więc, nasi słuchacze tego nie mogą zobaczyć, ale wygląda pan naprawdę imponująco! I jakże prawicowo oraz patriotycznie! Poza patriotyczną koszulką, ma pan na sobie fantazyjny kapelusik w kształcie... chyba fortepianu?

- Tak, zgadza się. Fortepian Chopina. Pisze się Chopin, mówi się Szopen. Właśnie był festiwal, to sobie kazałem. Bo na ogół noszę krakuskę

- Więc to, a do tego prasłowiańskie łapcie z łyka, pas słucki, przy którym... Każdy chyba czytał i zna. A to przy pasie poza tymi... to chyba karabela, tak?

- Tak, po prawej prawdziwa karabela z nierdzewnej stali, po lewej miecz wykopany jakiś czas temu pod Nidzicą. Stosownie zardzewiały i wyszczerbiony na wrażych karkach.

- Widzę i podziwiam, ale to w sumie sama rączka, i to nie cała.

- Za to ile patriotycznej tradycji!

- Zgoda. Do tego hajdawery w łowickie pasy, podgolony łeb... Przepraszam za określenie, ale tak się to fachowo nazywa... Sumiasty wąs... No i oczywiście niedbale narzucony na grzbiet więzienny pasiak. Naprawdę widać, że pan jest patriotą! No i oczywiście w krzepkiej garści nieodzowna ciupaga. Miniaturka. To chyba taki duży długopis?

- Dziękuję, to obowiązek każdego Polaka! A ta ciupaga to naprawdę cenny zabytek, od pokoleń w mojej rodzinie. Jeszcze z Cepelii! No chyba, że nie miotacz płomieni!

- No nie - a to chyba... kula u nogi?! Widziałem, że pan tak jakoś powłóczy, ale żeby... Chyba nie prawdziwa?

- Wie pan, panie redaktorze, trochę faktycznie wydrążona, bo tak po mieście... Sam by pan spróbował!

- Oczywiście rozumiemy! Nawet nasza służbowa włosiennica robi swoje, a pan przecież idzie o wiele dalej. No a ile się człek musiał przyzwyczajać do wyłącznie kremówkowej diety! To co pan niesie pod pachą, to są...? Czyżby to były...?

- Tak, to autentyczne husarskie skrzydła, wykonane wiernie na podstawie starych rycin. Właśnie jestem umówiony na zabieg. Wszczepią mi je w kość krzyżową. Tytanowe śruby i te rzeczy. Bardzo ładnie będzie to wyglądać. Widziałem symulację komputerową. Inni patrioci będą płakać z zazdrości.

- Au, to musi boleć!

- Niechaj narodowie wżdy postronni znają, że Polacy nie gęsi!

- Oby więcej było takich patriotów! To już nawet nie będę zgadywał, czy w tym plecaczku ma pan kremówki... Ale zgadłem? A może nam pan podać swoje imię?

- Zgadł pan, ale to było łatwe. Jestem K. Mszczuj. Pozdrawiam pana i słuchaczy!

- Kamszczuj? Ładnie i jak oryginalnie! Choć to chyba nie polskie?

- Oczywiście że polskie! Ale to nie tak. Najpierw jest litra K, z kropką, a potem imię Mszczuj. Prasłowiańskie.

- Powie nam pan co oznacza to K?

- Wolałbym nie, bo się wstydzę.

- No, pięknie prosimy!

- Niech będzie. K to od Krowin. Mama chciała wesprzeć rodzący się kapitalizm. Kiedyś się też podpisywałem Krowin M. B., ale trochę się rozejrzałem po świecie, łuski mi spadły... Sam pan wie.

- Tak, oczywiście. Wielu tak miało. A to M to od Mszczuj?

- Też niestety nie. To było od Mises. I od razu panu powiem...

- I naszym słuchaczom też!

- I słuchaczom... Że B to od Balcerowicz. Wszystko przed nazwiskiem. Ale sobie legalnie zmieniłem. Matka rozpaczała, do dziś chyba nie może przeżyć.

- No to faktycznie my wolimy Mszczuj, choć to się trudno wymawia i dużo śliny człowiek traci. A co do zasadniczej części naszego spotkania, bo już chyba skończyliśmy prezentację, to chciałbym pana poprosić, żeby pan nam powiedział czy leży panu na sercu... suwerenność Polski?

- Tak, leży mi, i to bardzo, ponieważ...

- Ponieważ...?

- Ponieważ wtedy zmniejszą się podziały społeczne, będzie można zmniejszyć podatki, poprawi się przedsiębiorczość, gospodarka ruszy, poprawi się stopa życiowa...

- I co jeszcze?

- Kury będą się lepiej nieść... Krowy będą bardziej przymilne, kobiety będą dawać więcej mleka... No i Polska wygra wreszcie Euro. Nie tylko to ma się rozumieć, ale między innymi. W ogóle suwerenność jest niezwykle ważna, bo od niej bardzo wiele innych rzeczy zależy. Co pokrótce tu przedstawiłem, bo mam to, skromnie dodam, dobrze przemyślane.

- Dziękujemy panu Mszczujowi za tę światłą i jakże prawicową wypowiedź! I z pewnością zgodzi się z nim w tych wszystkich kwestiach każdy autentyczny prawicowy patriota.

- K. Mszczujowi, jeśli mogę prosić. Nie chcę, żeby mnie mylono z innymi prawicowymi patriotami. A poza tym, było miło, ale teraz już naprawdę muszę lecieć, bo mam umówioną wizytę.

- Dziękujemy za rozmowę i zachęcamy do słuchania Prawicowego Radia "Bijąc w tarabany". No i oczywiście życzymy udanego zabiegu!

- Bóg, Honor, Ojczyzna!

...

Rozglądamy się... I oto zbliża się do nas jakiś młody człowiek. Minimalizm i prosta elegancja - bojówki, adidasy... Żadnej prawicowej czy patriotycznej ostentacji, ale jest wokół niego jakaś aura, jakby łuna od niego biła. Żywa ilustracja hasła "wszystko co mam, noszę z sobą", bo też te kieszenie w bojówkach ogromne. Jednak z pewnością nic zbędnego. Podejdźmy więc do niego!

- Dzień dobry, jestem z Prawicowego Radia "Bijąc w tarabany". Przeprowadzam wywiady z przypadkowymi przechodniami. Domyślam się, że jest pan Tygrysistą Stosowanym?

- I owszem. Jak można nie być?

- Pewnie ma pan rację. Dodajmy, że pod pachą ma pan książkę. "The Social Contract". Robert... Ardrey, tak?

- Zgadza się. To podstawa! 

- No może teraz już przejdźmy do rzeczy. Pytanie: zależy panu na suwerenności Polski i, jeśli tak, to dlaczego?

...

* * *

No dobra - teraz zadanie dla Szan. Publiczności i wszelkiego ew. tygrysicznego narybku: co na powyższe pytanie odpowie szczery i doświadczony Tygrysista?

triarius

środa, października 21, 2015

Piosenka o jarzębinie w unowocześnionej (i udramatyzowanej) szacie

Zainspirowany moim poprzednim wpisem i pod nim dyskusją, a także po to, by mnie nikt nie posądzał o jakieś "dziennikarstwo obywatelskie", zaserwuję wam teraz, kochane ludzie, cuś nie-do-wyobrażenia-artystycznego na motywie ślicznej karelskiej piosenki o jarzębinie, bardziej w tymkraju (sic!) znanej w swej stachanowskiej szacie z epoki na razie poniekąd minionej.

* * *


Występują: Dziewczę, Jarzębina, Dzielny Tokarz, Ślusarz* Zuch, Konferansjer, Chór Starców, Tło Muzyczne z Taśmy, Publiczność, Kurtyna

Akcja!

Tło Muzyczne z Taśmy: (fanfary, werble)

Chór Starców: (zawodzi)

Kurtyna: (podnosi się)

Konferansjer: (wychodzi, kłania się, po czym mówi) Teatrzyk Objazdowy "Moherek" ma zaszczyt przedstawić komedię romantyczną w jednym akcie pt. "Jarzębina".

Publiczność: (razdaliś burnyje apładismienty)

Dziewczę: (śpiewa tęsknie na adekwatną melodię) Jarzębino czerwona, któremu serce dać? Jeden Dzielny Tokarz, a drugi Ślusarz Zuch...

Jarzębina: (milczy)

Dziewczę: (w zamyśleniu, coraz smutniejsze, drapie się po głowie)

Dzielny Tokarz: Czekamy!

Ślusarz Zuch: Czekamy!

Dziewczę: (śpiewa na adekwatną melodię, ale jeszcze bardziej tęsknie) Jarzębino czerwona, któremu serce dać? Jeden Dzielny Tokarz, a drugi Ślusarz Zuch...

Jarzębina: (milczy)

Dziewczę: (w zamyśleniu, coraz smutniejsze, drapie się po głowie)

Dzielny Tokarz: (wyraźnie zniecierpliwiony) No, czekamy!

Ślusarz Zuch: My też.

Dziewczę: (wciąż na adekwatną melodię, ale już niemal z rozpaczą w głosie) Jarzębino czerwona, któremu...? (przerywa, drapie się po głowie, znowu chwila zastanowienia, nagle jej twarz rozjaśnia się, Publiczność przez kilka sekund ma okazję podziwiać kawał naprawdę wielkiego aktorstwa, potem z nadzieją w głosie) Wiecie co chłopaki? Mam dwie nerki - może TO załatwi sprawę?

Tło Muzyczne z Taśmy: (fanfary, werble)

Chór Starców: (zawodzi**)

Publiczność: (burnyje apładismienty, okrzyki)  Bis! Bis!

Konferansjer: (kłania się b. nisko, po czym wychodzi na widownię i zbiera dobrowolne datki)

Kurtyna: (opada)

Publiczność: (z ociąganiem opuszcza salkę, z nadzieją na następną ucztę duchową z Teatrzykiem "Moherek" za czas jakiś)

-------------------------------------------

* Po prawdzie to nie pamiętam, czy on był ślusarz, być może był to jednak kowal. (Choć to nieco przecież zalatuje kułactwem, n'est-ce pas?) W każdym razie na pewno ubek.

** Bo i co miałby innego robić?

triarius

P.S. Napisałem tutaj raz "tenkraj", żeby się włączyć trend, ale po prawdzie, to ja chyba gorszy jestem od tych platfąsów, bo ja, choć czasem i oczywiście bez wstrętu piszę "Polska", to jednak przeważnie jest to "ten ponury bantustan", albo "ten z jakichś niewiadomych powodów od Boga przeklęty kraj". Tak że nie wiem...

sobota, października 17, 2015

O co walczymy

Nie wiem jak z wami - mnie chodzi dokładnie O TO:



A tutaj całość...


Całe jest to fantastyczne, ale na początek zachęcam do wskoczenia w to dokładnie po godzinie (60:00), wysłuchanie do końca (znowu zaraz będzie Riturnella, ale nam to oczywiście nie przeszkadza), potem znowu od 60:00, potem znowu, potem znowu, a na koniec przchodzimy w tryb rozpoczynania od samego początku. Choć oczywiście od razu całość też jak najbardziej wskazana, jeśli ktoś woli.

Mógłym na temat tego koncertu rapsodyzować godzinami, ale słów było tu już i tak sporo, nie wiem do ilu trafiły, więc na odmianę niech przemówią czyny.

triarius

niedziela, października 11, 2015

O Tusku śpiewajmy wszyscy wraz!

Przeglądałem właśnie moje nuty i inne muzyczne info, aż natrafiłem na coś, co mną wprost wstrząsło (sic!). Oto okazuje się, że znany niegdyś (a w dodatku niezły, co nie jest tym samym, tyle, że to już nie była ta autentyczna wersja, wcielenie znaczy, czyli skład, tylko o wiele, wiele słabsza) zespół Fleetwood Mac wykonywał utwór poświęcony Tuskowi... Nie żartuję - tytuł jest "Tusk", a tekst absolutnie nie może być o niczym innym.

Lata to musiały być zaś '70. Powie ktoś, że to tylko zbieżność nazwisk... I powie głupio! Wkleję wam to tutaj, a do tego przetłumaczę dla niedouczków out there - zobaczycie, że to na pewno o TYM Tusku i wszystko się przepięknie zgadza.

Więc najpierw po ichniemu. Skopiujcie sobie, wydrukujcie, potem możecie to grać śpiewać do upojenia. Macie tu nawet fachowe uwagi wykonawcze. Melodii sam na razie wprawdzie nie kojarzę, ale pewnie jest na YT, czy gdzieś. A zresztą słowa są takie, że nawet sama deklamacja zrobi furorę! Albo może spróbujcie do tego dopasować melodię "Ody do Radości". To by dopiero było!

Przysięgam, że w oryginale nic nie zmieniałem, a tłumaczenie jest tak wierne, jak się dało.

* * *

Tusk – Fleetwood Mac

Percussive/Strumming Pattern: D, DD, D, DDD, DDD – D


This pattern is used with the thumb striking all related strings in the chords being played
by slapping the strings (rather hard) right at the sound hole of the acoustic. The thumb
should be slapped against the strings as if you were giving a ‘thumbs up’ sign. In other
words the thumb needs to be pointed towards the sky. The “-“ indicated in the strumming
pattern above only applies to the verse. This means that we need to emphasize this last “D”
before starting the pattern over. This “- D” needs to be struck hard.


Chords Used:
Dm: x57765
G: 355433
A: 577655
C5: x355xx


(Begin Percussive Intro in Dm)


Dm
Why don't you ask him if he's going to stay?
Dm G A
Why don't you ask him if he's going away?
Dm
Why don't you tell me what's going on?
Dm G A
Why don't you tell me who's on the phone?
(Provide a break here playing the Dm a few times)
Dm
Why don't you ask him what's going on?
Dm G A
Why don't you ask him who's the latest on this throne?
Dm C5 G C5
Don't say that you love me!
A Dm C5 G C5
Just tell me that you want me!
A Dm C5 G C5
Don't say that you love me!
A
Just tell me that you . . . (back to Dm)


(The entire song can just repeat here. Be sure to end on the A chord abruptly.)


* * *

A teraz przekład. (Sam tekst - akordy pomijam, jakoś to sobie same musicie zsynchronizować, niedouczki kochane.)

Dlaczego go nie spytasz, czy pozostanie?
Dlaczego go nie spytasz, czy odchodzi?
Dlaczego mi nie powiesz, co się dzieje?
Dlaczego mi nie powiesz, kto telefonuje?

Dlaczego go nie spytasz, co się dzieje?
Dlaczego go nie spytasz, kto jako ostatni siedzi na tym tronie?

Nie mów, że mnie kochasz!
Po prostu powiedz, że mnie potrzebujesz!
Nie mów, że... (I to się wielokrotnie powtarza.)

* * *

Tyle. Nie słodkie? I nie na sto procent o TYM Tusku? (Prorocy jacyś, swoją drogą. Pewnie Spenglera przeczytali.)

triarius

P.S. Po prawdzie, to to pisanie przecinka przed każdym "że" nie ma żadnego sensu, ale co ja będę z tym walczył, skoro bez przecinka wygląda tak "niezwykle", że widokiem swoim nawet mnie razi. (Co swoją drogą z naszym zasadniczym tu tematem, jak to u mnie, ma b. mało wspólnego.)

piątek, października 09, 2015

Przegląd wydarzeń (jesień 2015)

Po prawdzie, to nie mam pojęcia dlaczego, skoro ci imigranci to takie wielkie dobro i "ubogacają", ci tam "przemytnicy" nie dostają od Unii orderów, tylko Unia wciąż ich obiecuje złapać i zgnoić.

* * *
W nawiązaniu do powyższego... Ktoś może spytać, dlaczego "ubogacają" w cudzysłowie, a "wielkie dobro" nie. A nawet jak nie spyta, to ja i tak wam ludzie powiem. Otóż słowo "ubogacać" wydaje mi się tak obrzydliwie kremówkowo-obłudne, że za jego używanie skazywałbym na prace społeczne. Co najmniej. 6 h za użycie w mowie, 8 h za użycie piśmie.

Kiedyś katolicyzm gadał po łacinie albo księdzem Wujkiem. I komu to, @#$%^, przeszkadzało? Powie ktoś, że to wtedy był normalny, prozaiczny język, bo ks. Wujek takim właśnie pisał. Po pierwsze wątpię, czy się specjalnie nie sprężył, żeby wyszło bardziej hieratycznie, a po drugie, nawet jeśli, to i tak po dwudziestu latach był to już język wzgl. archaiczny i hieratyczny.

Co zaś do "ubogacania", to wątpię, czy jacyś normalni ludzie tak kiedyś w ogóle mówili - używali tego słowa znaczy. Może gdzieś, w jakiejś gwarze to występuje, ale wątpię czy w normalnej polszczyźnie, i to nie jest ładna gwara.

I tak to chyba przebiegło, że kiedy zniknął ks. Wujek, że o łacinie nie wspomnę, to do tego języka GWybu, udającego pracowicie, choć nieskutecznie, język, którym się posługiwał Duch Święty, Jezus i Apostołowie, dodano takie słodkie kremówkowe perełki, jak "ubogacanie", "Jezu ufam TOBIE!" (a nie komu, że spytam? Belzebubowi? Też mi rewelacja!), i temu podobnież...

Zresztą w świeckim cywilu też są rzeczy, za które bym skazywał na prace społeczne, albo i gorzej. W języku znaczy. Pomijam już "koktaile M*otowa", ale np. "unikatowy" - zapewne żeby się nie kojarzyło (głupim prolom, który mają się na tę reklamę nabrać i wybulić) z "unikaniem"...

Albo jak sportowi sprawozdawcy unikają "ci" i mówią o opisywanych atletach "panowie" np. "panowie dzisiaj chyba nie mają ochoty okładać się po mordach", zamiast po ludzku "ci panowie... itd.". Czy to, @#$%^&, nasza wina, że jedna mniejszość wymyśliła sobie imię żeńskie CIPA i teraz nie można już przez to po ludzku, czyli po polsku, mówić?!

Uzupełniam po dniach paru:

Komentator poinformował mnie, że to "Jezu ufam Tobie!" jest jeszcze przedwojenne. Może faktycznie co do tego nie miałem racji, interpretując to jako żałosną pseudo-hieratyczność posoborowego "katolickiego" języka. Może tam faktycznie chodziło o "Jezu ufam Tobie, a nie tym @#$%^ ..." I w miejsce kropek wpisać sobie co pasuje, np.: modernizatorów religijnych, leberałów, judaizatorów.

Ten sam komentator poinformował mnie/nas, że obecny Synod toczy obrady w grupach językowych. Co za koszmarny upadek!

* * *

Jesteśmy chyba w większej matni, sieci i pajęczynie, niż to nam się wydawało. No bo tak... Zawsze podejrzewałem, że w tej miłościwie nam... jak to wyrazić.... miłościwie nas uszczęśliwiającej elicie... są siły, mające, przede wszystkim, albo nawet jako cel po prostu jedyny, zamiar rozwalić zachodnią cywilizację - nie bacząc na koszty i bez oglądania się na subtelny dobór środków.

Nie wiedziałem jednak - biję się w piersi - że one są aż tak silne, że to tak szybko pójdzie, i bez najmniejszego, jak się zdaje, oporu ze strony tych "normalnych" elit - tych co chcą się tylko nachapać, popokazywać w telewizjach, robić za autorytety itd. Mówimy oczywiście o imigrantach, bo to jest sprawa po prostu nieprawdopodobna, na niesamowitą skalę w całej historii, a osiedlenie Wizygotów w Cesarstwie Rzymskim jakiś czas temu to przy tym Pikuś, mały Pikuś.

Ale spójrzmy na media... Rodzimych, tych "politycznych", nie oglądam - poza czasem TV Trwam i paru blogasami. B. rzadko jakiś linek z takiego blogasa gdzieś mnie zaprowadzi, ale tam raczej, jak się to zaraz okazuje, nigdy nic ciekawego nie ma. Mówimy więc o CNN'ach i BBC'ach.

Na tasiemce np. od wczoraj leci wiadomość, że "bohater zamachu we Francji został w US of A potraktowany ostrzem". I nic! Nie udało mi się w tych telewizjach dowiedzieć niczego bliższego. Nawet tego, czy to "stabbed" oznacza pilniczek do paznokci, czy nóż typu Appleyard-Sykes, ani czy gość doznał poważnych ran, czy tylko otarcia naskórka. Kto to zrobił? Co się z nim stało? Co teraz? Nic!

Sprawa jest dość przerażająca, w stylu poniekąd najlepszych westernów i czarnych kryminałów, tylko że w realu naprawdę nie ma w tym niczego zabawnego. Jeśli po mieście szaleją gansterzy, a policja ma niewiele sił i niewiele z tym potrafi zrobić - jest marnie, ale to nie maksymalny koszmar. Jeśli po mieście szaleją gansterzy, a ty wiesz, że nigdzie się nie możesz zwrócić, bo policjant jest zapewne przez nich kupiony, sędzia też, nie mówiąc już że dostawca pizzy może być hitmanem... Gorzej, prawda?

No a jeśli odważne zachowanie w walce z zamachowcem kończy się, w krótkim czasie, tysiące kilometrów dalej, za ogromnym oceanem, właśnie tak? I jeśli media nic bliższego na ten temat nie raczą? Podobna jest sytuacja z tym niedawnym zamachem na szkołę (wyższą, ale niespecjalnie wysoką) w Oregon. Nie podają nam jak się nazywał zamachowiec, nie podają czy i kiedy przeszedł na islam, jaką miał karnację...

Wiemy, że specjalnie wybrał sobie chrześcijan i słyszałem dziwną opowieść "od ojca jednej z uratowanych", że mówił coś o tym, że "niedługo się zatem spotkają". Więc to nie tak, że on chrześcijan nie lubił - on właśnie ich kochał i organizował sobie zgraną paczkę w raju, kiedy tam się, za małą chwilę, znajdzie!

Dlaczego miałby sobie wyobrażać, że oni będą chcieli spędzać czas akurat z nim...? No fakt - w raju jest tak fajnie, że wdzięczność będzie przepełniała ich serca i uznają go za swojego dobroczyńcę numero uno! Mogło by tak być? Niby by mogło, ale nie jest to AŻ TAK oczywiste, żeby to od razu przyjąć za pewnik i nie oczekiwać od kochanych mediów jakiegoś tego tematu pogłębienia. Prawda?

Na świecie roi się od brzydkich ludzi i niektórzy z nich mogą wciąż uważać, że on chrześcijan właśnie lubił i dlatego ich zastrzeliwał. (W nielubieniu chrześcijan, jak nas uszą, nie ma nic złego, ale strzelanie do nich bez specjalnego zezwolenia na razie jest be. W każdym razie dopóki pasuje to Obamie w jego kampanii przeciw posiadaniu broni palnej.) Warto by było te wątpliwości, te smętne podejrzenia i iście moherowe paranoje rozwiać, zgoda? Ale jakoś nikt się do rozwiewania nie poczuwa, a paranoja kwitnie w najlepsze.

Niby nikt tymi mediami (podobno) ręcznie nie steruje, a jednak zachowują się dokładnie tak, jakby sterował. Dotychczas najbardziej mnie bulwersowało (dziwaczne słowo, swoją drogą, kuchenna francuszczyzna, jeśli mnie spytać, o wiele już wolę "anawa") to, jak zgrabnie leberały wymiksowały z publicznej świadomości i "wymiany idei" Ardreya - całkiem bez cenzury, przy "wolnym", jakby nie było, rynku...

Głównie chyba prawami autorskimi (nie jestem prawnikiem, ale tak mi to wyszło) i niewątpliwie subtelnym naciskiem na jego syna. (W końcu kto chce być dziecięciem wroga ludu, kiedy może być dziecięciem wybitnego scenarzysty i dramaturga?) Jednak to, co się w tej chwili, od jakiegoś czasu, dzieje w zachodnich mediach, zaczyna mi wyglądać na nowy etap i wersję o wiele bardziej dopracowaną.

A trzeba wam wiedzieć, że to nie tylko CNN i BBC, bo także parę innych amerykańskich kanałów oglądam, niezbyt pilnie, ale jednak okiem rzucam i w razie czego jak sęp, a do tego dwa francuskojęzyczne, czyli Francja, Belgia, Szwajcaria Romańska też.

Z tym że te francuskojęzyczne to po prostu zgroza, jaka tam miłość do "Zjednoczonej Europy" i ogólnie lewizna, więc nawet nie warto właściwie wspominać. Tym niemniej wydaje się, że na froncie propagandy oni mają to już nieźle dopięte, to zaś sugeruje, że przygotowani są na o wiele więcej i mają jeszcze sporo fajnych sztuczek w rękawie. (I kto im w tym może przeszkodzić?) Zresztą po co zgadywać, skoro gołym okiem widać sprawę tych tam "emigrantów" i to, co się w związku z tym dzieje.

* * *

Zapomniałem, że to jeszcze miałem napisać...

Ostatnia afera z cwanym układem fałszującym testy analizy spalin w tym sztandarowym produkcie naszych zachodnich sąsiadów nasuwa pytanie, czy ktoś się może zainteresował możliwością istnienia analogicznych układów np. w czołgach, które od tych sąsiadów Polska kupiła? (Szczerze mówiąc, to ja bym się nad tym zastanawiał o wiele wcześniej i nawet bez afery VW, choć to akurat do moich psich zawodowych obowiązków nie należy).

Powiedzmy my tu sobie dopracowujemy demokrację, a nasz sąsiad postanawia nam zafundować bratnią pomoc. My (choć to oczywiście myśl całkiem już nie z księżyca, tylko z jakiejś odległej galaktyki) tym nie jesteśmy zachwyceni i postanawiamy ich nieco postraszyć czołgami... Jakimi? 

Ponoć się Leopard wabią i są ichniej właśnie produkcji. A tutaj - zaskoczenie - czołgi, zamiast jeździć, warczeć i strzelać, zaczynają np. wygrywać skoczne umpa, umpa... I klepać drug druga po obciągniętych nieekologiczną skórą zadkach. Albo coś równe ludycznego. Komuś to, że spytam, pasuje? Czy może WŁAŚNIE DLATEGO te akurat czołgi kupiono? Czy po prostu nikt, bez afery VW i trujących ponad dopuszczalne normy spalin, na taką możliwość nie wpadł? No to niech wpadnie i sprawdzi!

Zresztą ta sprawa ma i drugi aspekt - równie ważny, a w każdym razie mniej hipo-od ew. bratniej zza Odry pomocy -tetyczny. Analiza spalin... zatrucie środowiska... warstwa ozonowa... ocieplenie klimatu... wspólny wysiłek Całej Ludzkości w celu zwalczenia tego wszystkiego... Nie szczędząc oczywiście środków i poświęceń.

Tyle że właśnie się okazało, że tutaj GRANO ABSOLUTNIE NIEUCZCIWIE, prawda? No to czy nie należy w takim przypadku wywrócić stolika, zerwać wszystkich dotychczasowych załganych umów, wypiąć się na poświęcenia...? Jeśli nawet pominiemy etyczny imperatyw dania winowajcy po mordzie. To oczywiście należy zrobić, ale to nie dla takich bantustanów jak III RP. 

Jednak gra była, jak się okazuje, od początku oszukana, nakładano na nas ciężary, samemu udając, że też się je dźwiga, co było kłamstwem... Więc co teraz? Które to pytanie kieruję do tzw. "polskich polityków". 

(Tym niemniej na PiS głosować 25. TRZEBA i jak mi ktoś powie, że to nie ma żadnego znaczenia, bo oszukują, albo że to jedna banda, to będę gryzł. Nie będę, z wrodzonej dobroci, nikogo wprost pytał, ale jak mi ktoś sam powie, że nie głosował, albo że nie na PiS, i nie zgwałcił w tym kierunku całej rodziny plus maksymalnej ilości krewnych i znajomych Królika - stanę się nieprzyjemny. Nie żartuję!)

triarius

P.S. Hejt hejt!

O hejcie

My tu hejt hejt, a jeśli ktoś nie hejt hejt, to my go hejt. (I, proszę państwa, to nie będzie żaden hejt.)

triarius

P.S. Odpowiedziałbym Amalrykowi na jego nabrzmiały wiedzą i inteligęcją komęt pod niedawnym "Dys end det", ale boję się tych komętów na bloggerze jak samego Belzebuba. Inni chyba też się boją komętać, i tak właśnie, w cwany i mało widoczny sposób, nasi Ukochani, po Ardreyu, załatwiają kolejną genialną, naprawdę prawicową i budzącą cień nadziei inicjatywę... :-(

środa, października 07, 2015

O największej sile we wszechświecie

Einstein, jak wiadomo, twierdził, iż największą siłą we wszechświecie jest procent składany, co  autorzy wszystkich znanych mi poradników jak się wzbogacić biorą za dobrą monetę, choć z całą pewnością była to jedynie ironia. Ja też, wyznam, od lat zastanawiam się nad tym, co mogłoby być ową największą siłą i miałem na ten temat bardzo różne pomysły. Jednak od jakiegoś czasu zdecydowanie skłaniam się do przekonania, że nie ma we wszechświecie siły większej od samobójczej głupoty zidiociałej z przeżarcia i zmęczonej życiem cywilizacji.

triarius


P.S. Teraz, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, mamy tu teraz taką umowę: Ja piszę kiedy mnie najdzie szczera i autentyczna ochota (bo faktycznie mnie po trzech miesiącach naszła i to może nie być koniec) i tylko wtedy - wy zaś, dobrzy ludzie, komętacie jak opętani, dodajecie mi otuchy, wznosicie miłe uchu okrzyki... ew. coś możecie lekko skrytykować (i tak okaże się, że to ja mam rację), plus wyrazić jakieś nieśmiałe pragnienia czy postulaty... Ale poza tym to są moje drzwi od wychodka i wywieszam sobie co zechcę, a nikt nie może mi nic narzucać. Pasuje? ;-)

A powód tego, że jednak znowu...? Głównie to, że musiałem znowu wybulić za domenę triarius.pl. Poza tym - dlaczego to akurat ja mam milczeć, a tylu tysiąckroć przepłaconych idiotów robi za ekspertów?!

wtorek, października 06, 2015

Dys end det

Taką oto mamy fantazję, żeby napisać coś i zobaczyć, czy nam się zwiększy ilość licznikowych odwiedzin... I w ogóle, czy coś się stanie. (Trzęsienie ziemi? Ile na skali? Będzie jednak krótkie, choć - ach jakżesz błyskotliwe, bo już się nie poczuwamy do dostarczania ludziom duchowej strawy. Ot co!)

* * * * *

Wczoraj Nobla dostał Campbell, więc góry można było obstawiać, że zaraz będzie McDonald. No, chyba żeby Kungliga Vetanskapsademien nie znała historii. Ale zna, bo się spełniło. A więc polityka historyczna wciąż trzyma się nieźle, a to w końcu dobrze ponad 300 lat.

(Nie macie pojęcia o co chodzi? No dobra, nie każdy ma czas na takie głupoty jak książki, i nie każdy ma w żyłach nieśmiertelną krew MacLeodów. Więc tu macie:

https://en.wikipedia.org/wiki/Massacre_of_Glencoe

http://www.heartoscotland.com/Categories/CampbellsandMacDonalds.htm

 I teraz już mi na wieki wieków pamiętać - dobra?

* * *

Tak się słodko brenzlować "kozimi synami" i ogólnie nurzać się w samozadowoleniu, prawda? No to zastanówcie się chwilę jak niesamowicie takie zwykłe zgrzebne taliby załatwili parę dni temu Amerykanów...

I żeby mi tu nikt - ani uczciwy czytelnik, ani służbowy ubek - nie wmawiał, że mi się taliby, czy inne Państwo Islamskie, podobają! Nie, nie podobają mi się. Masowi islamscy imigranci w Europie też mi się nie podobają, a w Polsce to już szkoda gadać. Niezależnie od tego, co akurat aktualnie na ten temat ma do powiedzenia Tusk czy inna Merkela.

Choćby to, że te, dziwnie rzadkie, brody islamistów są niemal równie obrzydliwe do oglądania jak pejsy, a od pejsów naprawdę mało co paskudniejszego potrafię sobie wyobrazić. Mówimy teraz o czystej walce, a nie o etycznych racjach, które zresztą też wcale tak w stu procentach po stronie "liberalnych demokracji" się nie znajdują.

No dobra, powie ktoś, ale co właściwie zrobili te taliby Amerykanom? Otóż z całego tego bełkotu dla upośledzonych na umyśle, który nam sączą (różnojęzyczne, żeby nie było!) media, wynika (choć oni nam tego z pewnością NIGDY nie powiedzą, a być może nawet sami sobie nie będą mieli odwagi tego powiedzieć), że taliby, mając fajnie ulokowanego agenta w tzw. "afgańskiej armii" tam na północy kraju, gdzie, jak słyszę, dotąd nie działali, poszli tam, zaatakowali to tam miasto, prowokując amerykańskie naloty, z których jeden cwanie skierowali wprost na ten tam szpital.

Skutki muszą już być ogromne, przede wszystkim te, o których na media nie raczą, a będą jeszcze o wiele większe. Przyznam, że analogii to tak ogromnej klęski potężnej, jakby nie było (w końcu, nie zapominajmy, że uzbrojonej także i w atomy i inne takie szpeja) armii (w sensie sił zbrojnych) ze strony dysponującej prymitywnymi środkami partyzantki, musiałbym w w swojej wiedzy o historii szukać długo i nie wiem czy by mi się udało.

I to nawet nie było jakieś ordynarne zaproszenie na rozmowy i zamordowanie wodzów, jak z Crassusem czy w Anabasis Ksenofonta. Arminius to też przy tym cienias, co miał w końcu ogromne środki, a co osiągnął? Załatwił głupie trzy legiony. A to w dodatku tym razem były tylko zwykłe kozie syny, więc...

Jest to hipoteza (co słusznie poniekąd ktoś nam może zarzucić) z gatunku niewywrotnych, no bo przecież nie ma możliwości, by, jeśli my tu mamy rację, Amerykanie ogłosili światu, jak żałośnie zostali ograni przez "kozich synów" i czym w istocie jest ta cała "afgańska armia". Tak oczywiście jednak, żeby byle leming nie zrozumiał co się naprawdę stało. Jednak, choć oczywiście my tu Poppera kochamy nad życie, chybotliwe hipotezy moglibyśmy jeść łyżkami, to Prawdę kochamy jeszcze mocniej i jeśli tak musi być, to cóż - c'est la vie. Tak pewnie było i tak my piszemy.

Więc co? Nic, spokojnie! Najlepiej o takich sprawach nie myśleć, a jeśli się już pomyśli, to przecież zawsze można facetów kąśliwym epitetem (jak komunę wierszowanym hasełkiem i cytatem z JP2, ach, jak to komucha bolało!), aż im w pięty pójdzie. I dalej słodko śnimy o wiecznym życiu w niewyobrażalnym, ach, luksusie. No bo jak inaczej? (Tylko niech wam się koza nie przyśni!)

Swoją drogą, Amalryk, którego tu oczywiście ogromnie wszyscy kochamy i cenimy, głosił nam zawsze, że partyzantka nigdy nic w istocie nie może i regularnym wojskom nie podskoczy. Ciekaw byłbym jego komentarza do poruszonej tu przed chwilą sprawy.

To nawet bardziej chyba klarowna rzecz od innej kontrowersyjnej Amalryka (i "Wydawnictwa Podziemnego") tezy - tej, że w PRL-bis wybory nie mają absolutnie żadnego znaczenia. Co się, jak ja to widzę, ewidentnie, a za to całkiem zgodnie z moimi ocenami, ostatnio nie sprawdziło. (Nie żebym nie dostrzegał ogromnych zagrożeń także w tym hipotetycznym obecnym przemieszczeniu Polski spod po podkutej racicy Naszych Kochanych Sąsiadów Zza Zachodniej Miedzy pod puszyste wymię Dobrotliwego Mocarstwa Zza Oceanu.)

triarius

P.S. Jak zechcę, to sobie może coś tu napiszę. Wolno mi? Albo nie tu. Ale spokojnie, bo raczej rzadko lub nigdy.

wtorek, czerwca 16, 2015

No więc to by było na tyle

Z powodu nikłego zainteresowania Szan. Publiczności (i Władz) ten blog zostaje zlikwidowany.

(Uzupełniam po trzech miesiącach: na razie wciąż istnieje, trochę z przyczyn niejako technicznych, a trochę tak sobie. Może go w końcu zdejmę, a może nie. W każdym razie już tu nie piszę - NA TO sobie ładnie zapracowaliście. ;-)

To była interesująca przygoda. Dziękuję wszystkim i pozdrawiam czule.

triarius

P.S. Gdyby ktoś miał do mnie jakąś sprawę - genialni siostrzeńcy? cztery tony nawozu (byle był sztuczny!)? trening wirującej ręki? coś jeszcze fajniejszego? - to, jak się trochę poszuka, można mnie w sumie znaleźć. (Jak i każdego dzisiaj.) Kontakt przez np. maila, Skype, niepopy albo bmpl24. (Nie że coś.)


sobota, czerwca 13, 2015

O różnego rodzaju pionach, futbolu i dywanach

Bantustany, takie jak nieszczęsna III RP, mają to do siebie, że niemal nic nie jest tu takie, jak wygląda, i nawet inteligentny człowiek przeważnie nie jest w stanie powiedzieć o tych sprawach nic pewnego. Poza oczywiście sprawami tak ogólnymi, jak "służby z lewa, z prawa i z tropików".

Musi to oczywiście smucić każdego patriotę takich teoretycznych państw, jednak z tzw. "resztą demokratycznego świata" sytuacja jest dokładnie odwrotna i to też wcale nie jest powód do radości dla tamtejszych patriotów. (Zakładamy sobie milcząco, że takowi jeszcze tu i ówdzie istnieją.) Konkretnie - wbrew temu co sobie prawicowcy (i "prawicowcy") próbują wmawiać - tam wcale nie rządzą jakieś "służby", tylko naprawdę te Merkele i Obamy.

Czyli BIUROKRACJA. Oczywiście żadne z nich nie rządzi indywidualnie i suwerennie, ale oni, czyli BIUROKRACJA, a służby, armie i inne takie instytucje, które w historii i w geografii bywały znaczące, nawet nie pisną. Łykają tylko te poniżenia, tych babskich ministrów obrony... Itd. BIUROKRACJA, moi państwo!

Jak w staliniźmie, choć oczywiście o wiele mniej jednoosobowo, z dość oczywistych względów. Jednak trzeba wam, kochani ludkowie, pamiętać, że Stalin też do wielkiej kariery wystartował jako PERSONALNY w Biurze Politycznym, czy czymś takim.

Biurokracja oczywiście ma swoją siłę, swoją skuteczność, ale wystarczy spojrzeć z lotu ptaka na historię ostatnich kilku lat, żeby bez trudu rozpoznać, gdzie to Zachód (wraz z liberalną demokracją i "prawami człowieka") prowadzi. (Nawet Putin obraził się, że jemu pokojowego Nobla na zachętę nie dali i gra laureatowi na nosie aż miło. Niewykluczone, że tak samo jest z Państwem Islamskim, hłe hłe!)

W ramach tej globalnej biurokracji odbywa się oczywiście ciągła walka, ale przeważnie jednak POD dywanem i prolom nic do tego. Choć bywają wyjątki. Jednym była na przykład sprawa tego Strauss-Khana, co nam ją właśnie przypomniano.

Inna taka sprawa to ostatnia awantura wokół korupcji w FIFA. No i właśnie z telewizji (zagranicznej) dowiedziałem się o paru drobiażdżkach, które mnie do napisania niniejszego tekstu zapłodniły. Otóż Francja właśnie pono przegrała z meczu towarzyskim z Albanią, a Portugalia, dzięki hat-trickowi Ronaldo (co zachwyciło komentatorów, nie żartuję!), wygrała 3:2 z Armenią. W nogę.

Kiedyś bym poprosił o komentarz Jareckiego, co się na sporcie zna jak nikt, ale coś się boczy i kręci się chyba w jakiś dziwnych środowiskach, więc sam muszę sobie spointować. (Czy jak to się w końcu pisze.) Wygląda mi to zatem tak, że FIFA nieco oklapła, więc od razu mecze stały się uczciwsze, może nawet całkiem uczciwe...

(Z pewnością nie na bardzo długo, bo komu się opłacają uczciwe mecze?) Więc i wyniki się diametralnie zmieniają, światowa elita zostaje nagle sprowadzona do realnych rozmiarów. Przez czas jakiś kibiców i innych "znawców" (tu pozdrowienia dla red. Wołka), czeka, o ile się bardzo nie mylę, sporo zaskoczeń. W fajnym świecie żyjemy, nie ma co!

A przy okazji, coś mi się przypomniało. Dziś na tasiemce w telewizjach biegało, że wedle jakiegoś matematyka, zapewne autorytetu, skoro się na niego powołują, ten tam samolot co znikł nad oceanem, spadł PIONOWO. Więc wedle mojego rozumienia (a było się kiedyś inżynierem i w młodości b. się lotnictwem podniecałem) drugi...

Jak mu tam było? No ten drugi pilot co rozwalił samolot o Alpy. Lutz mu było? Bo inaczej nie ma chyba sposobu, żeby taki samolot zaczął nagle pionowo pikować. Jeśli mu się coś urwało, to raczej nosem w ocean nie zarył, bo ma przcież cholerny szwung do przodu. Więc trzeba by ten szwung przekierować w dół - to jedyny sposób na pionowość.

Dla samobójcy jednak, jak się chwilę zastanowić, to takie zarycie nosem jest właśnie idealne. No a jeśli to nie było naprawdę pionowo, to po co oni by nam tą wiadomością zawracali głowy? Do tego dodać tego gościa, co dzisiaj samobojczo zaatakował posterunek policji w Dallas, bo mu dziecko odebrali za tłuczenie baby, czy coś takiego.

Nie ma jak nastojaszczij raj na ziemi, który nam stworzyli nasi umiłowani! Tyle, że jednak nie każdy potrafi się na nim poznać, i nie każdy ma w nim ochotę dożyć do samej eutanazji. Niektórzy, i jakby słychać o nich coraz częściej, są nawet tak czegoś wkurwieni, że jeszcze chcą nieco zadziałać, zamiast grzecznie poprosić o eutanazję, albo  wziąc kawałek postronka, zamknąć drzwi na wszystkie zamki i spokojnie odejść. Co za ludzie!

I co za dziwny jednak ten raj. Nie wszystko jednak jest na minus. Świat nam, czyli Zachodowi, kurczy się niemal w oczach, ale za to "równouprawnienie płci" ma się świetnie, a nawet coraz lepiej. Z przyległościami. Prorokuję, że będzie ono w najbliższych latach kwitnąć tak, że z trudem uwierzymy własnym oczom. Z pewnością nadąży za kurczeniem się świata, albo nawet lepiej.

Na tym przecież zresztą polega raj ziemski, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział. Ciasno, ale za to jak równo! To, że BIUROKRACJE z samej swojej natury taką urawniłowkę uwielbiają, nie ma tu nic do rzeczy i w ogóle nie wypada tego wspominać. Jest RAJ i tak trzymać!

triarius

P.S. Swoją drogą przedziwne, że w brzydkich i gwałcących prawa człowiecze krajach ludzie samobójstw popełniać nie lubią, a jak ich porządnie uszczęśliwić, to zaczynają pasjami. (Pomijając już nawet Weekendowego, któren jest w sumie zjawiskiem lokalnym.) I to jeszcze takie rozszerzone, jak to się fachowo nazywa. Jakby te obie rzeczy położyć na szalkach wagi, no to nie wiem...

środa, czerwca 10, 2015

Długi cień króla rybałtów (1)

Śmy sobie tu swego czasu mówili, że to co się teraz w świecie dzieje, to nie islam plus jakieś tam jeszcze drobne dodatki, tylko że sprawą zasadniczą wydaje się gwałtowne słabnięcie i (excusez le mot, komu tego potrzeba!) pedalenie się Zachodu, a wojujący islam to po prostu śliczna wisienka na tym dorodnym torcie, bo liczni inni też podobnie działają, tylko ciszej i ostrożniej. (Może poza Putinem, bo o nim, szeroko pojętym, też nie należy zapominać.)

No i mówiliśmy sobie, że np. ci tam muzułmanie na Bliskim Wschodzie traktują te swoje żałosne, narzucome im przecież przez kolonizatorów (i jeszcze gorzej,) państwa i ich granice, jako coś mocno paskudnego i do dupy. Czyli jako coś całkiem sprzecznego z ich własnym pojmowaniem państwa i narodu. (Z Iranem jest nieco inaczej, bo tam akurat państwo ma tysiące lat z przerwami. No i Egipt.)

Żeby już nawet pominąć ten drobny fakt, że to w ich oczach albo państwa marionetkowe, albo też utrzymywane przy życiu, przy zamkniętych akurat w tej sytuacji oczętach obrońców praw człowieka i "zachodnich wartości", jedynie dlatego, że stanowią, wbrew własnej oczywiście chęci, zaporę do rozprawy tych tam ludów z Izraelem i sprzedają Zachodowi ropę. Chodzi o pojmowanie narodu - to przede wszystkim, z tego dopiero wynika ew. koncepcja państwa - w przypadku akurat islamu charekterystyczne dla (Spenglerem jedziemy, uwaga!) Magiańskiej Kultury/Cywilizacji.

Święta księga, sakralny język, prawda jako concensus prawych mężów, duch  spływający z góry do serc, pojmowanie różnych rzeczy, które dla nas, ludzi Zachodu (ach!) są czystą dynamiką, jako różnego rodzaju esencji... Te sprawy. No i te ich narody są całkiem nie-terytorialne - w jednej wiosce może ich żyć kilka, i ani się ze sobą nie zmieszają, ani nawet nie nawiążą bliższych kontaktów. Taka "bałkanizacja", im to pasuje - nam, europejskim gojom, o wiele mniej. Wystarczy zresztą spojrzeć na, co śpiewa w duszy Gazownikowi, albo innej Unii Europejskiej, żeby zobaczyć, że to (poza oczywiście obrzydlistwem charakteru itd.) całkiem inne pojmowanie tych spraw.

Kiedy to napisałem... Nie w tak wielu słowach, bo tym razem chyba to wyraziłem o wiele dokładniej, ale jednak to miałem na myśli i taką myśl w węzłowatej formie z siebie wyemitowałem... Więc kiedy to napisałem, zaczęła mnie męczyć myśl, że "Jak to tak? Oni mają te swoje państwa, wraz z ich granicami, oparte na najgłębszych zasadach ich własnej K/C (nie "Komitet Centralny", tylko "Kultura/Cywilizacja, szpęglerycznie, tutaj to częsty skrót), na swojej religii -  co najmniej w świecie celów i ideałów, a my co? Wszystko od początku do końca oparte na przypadku? Albo nawet gorzej, bo na jakichś szemranych biurokratyczno-tajnopolicyjnych machinacjach?

Chodzi o to, i to wtedy napisałem, że nasze zachodnie narody popowstawały niejako "od tyłu" - czyli najpierw były państwa, nawet jak nie zawsze spełniały obecne wygórowane w tym względzie wymagania, a one tworzyły dopiero narody. I te państwa, a pośrednio i narody, to wynik różnych tam dynastycznych przepychanek, małżeństw, koligacji, i czego tam jeszcze.

W każdym razie dynastie, monarchie, a w niektórych przypadkach (Szwajcaria, Holandia) wobec nich opozycja. Co oczywiście explicite pisze Spengler w swym Magnum Opus, mając, jak zwykle, zupełną rację. Jednak w porównaniu z tamtym religijnym i wzniosłym ideałem narodu wydało mi się to jakieś takie cienkie, marne, a nawet trochę - jako żem w sumie republikanin, a nie monarchista - poniżające.

I polały mi się z ócz łzy rzęsiste. Jednak po chwili przypomniałem sobie, com kiedyś czytał, konkretnie o bitwie pod Bouvines, i tam właśnie znalazłem pewne treści, które także sugerują, że i u nas, w zachodniej cywilizacji (dla szpęglerystów "Faustycznej") narody i państwa, choć całkiem inaczej niż u Magianów, także jednak mają swoje korzenie w podstawowych zasadach, w podstawowych Prawdach... Czyli w sumie - jako że niewiele Prawdy nam pozostanie, jeśli całkiem usuniemy (szeroko pojętą) religię - na sprawach religijnych.

Oczywiście - król, Francji akurat konkretnie, kiedyś leczył np. dotykiem skrofuły. To była funkcja jak najbardziej sakralna. (Co zdaje się rozumieć Braun, chcąc koronować Chrystusa, a czego nie chcą zrozumieć wszyscy ci przezabawni "liberalno-konserwatywni monarchiści".) Nie mówiąc już o takich pikantnych, a prehistorią wprost pachnących sprawach jak to, że np. król Francji do samego praktycznie końca tej ich tysiącletniej monarchii (nie mówimy o najpóźniejszej, porewolucyjnej monarchii, mniej lub bardziej liberalnej, choć w przypadku Ludwika XVIII raczej jednak hiper-konserwatywno-cnotliwej) miał, także w oczach papieży, prawo do dwóch żon.

Do żony i oficjalnej kochanki, mówiąc hiper-formalnie, bo litera prawa kanonicznego nie dawała się tu nagiąć, ale jednak ta kochanka bywała traktowana, także i przez Watykan, jako absolutnie prawidłowa, przyzwoita kobieta, o randze, z założenia, niemal odpowiadającej randze królowej, a w praktyce często o wiele ponad królową, choć jej, kochanki znaczy, rządy trwały na ogół jednak krócej, no i ew. dzieci były znacznie mniej dostojne.

(Oczywiście nie jestem tak naiwny, by nie wiedzieć, że Watykan niemal zawsze zdolny był do kompromisów z możnymi tego świata, ale jednak w tym przypadku król nie był dla niego po prostu zwykłym facetem, i jakoś to wszystko, nawet bardzo religijnym ludziom, za bardzo nie przeszkadzało. Itd. Zresztą sprawa tych dwóch żon to w sumie drobiazg, ale mnie kręcą takie antropologiczne zjawiska, tym bardziej te z erotyką w tle. I przypomina się "Le roi a fait battre tambours", o której to ślicznej balladce kiedyś pisałem.)

Te rzeczy coś oczywiście mówią o sakralnych aspektach przy narodzinach naszych zachodnich narodów i państw, ale, przyzna chyba każdy, w sposób pośredni i pozostawiający niedosyt. Dlatego też tak się ucieszyłem przypominając sobie com wyczytał w tamtej książce o przesławnej bitwie sprzed ośmiuset już lat.

c. d. n. (albo i, oczywiście, nie, i od was to w pewnym stopniu zależy, kochani ludkowie z paluszkami jak szpony od mi tutaj pilnego komętowania... nie żeby coś!)

triarius

czwartek, maja 28, 2015

Żegnaj włochaty pustynny wielorybie! (3)

 Poprzedni odcinek:  bez-owijania.blogspot.com/2015/05/zegnaj-wochaty-pustynny-wielorybie-2.html

Była zaś w owym Trójmieście skała (mało) wyniosła (wyższa jednak niż w Radomiu, gdzie w ogóle ten zamek jest dziwny), na której Turek Osmańczyk wybudował był cytadelę, a Włoch-faszysta uczynił w niej muzeum. I rzekł Pan (Tygrys, choć to nieco później): "Co by tu?" Trochę jakby mu brakowało bowiem nowych wrażeń... Poza upałem, znaczy. I mówili mu: "Idź i zobacz to muzeum, może ci się spodoba, istny gabinet osobliwości". I rozważał tę sprawę w sercu swoim, a potem im rzekł: "Pójdę ja do tego muzeum, może stwora tam jakiegoś osobliwego upolowanego znajdę, albo coś".

I poszedł. Muzeum zaś było spore, mroczne, chłodne... (Co zazwyczaj miało tam swój wdzięk, choć były wyjątki, bo raz tam nawet miałem śnieg, a w domu matki, któren całkiem do chłodów nie był przystosowany, marzłem tak okrutnie, że zgroza!) Nie pamiętam czy praktycznie całkiem puste, czy też pustawe, ale pełne to ono nie było - tubylców to nie kręciło (wielu zresztą, jeśli chciało, to studiując sobie luźno na Zachodzie za kadaficzne pieniędze, mogli sobie pooglądać bardziej imponujące), a gastarbajterzy mieli cały czas w głowach przelicznik dinara, więc na takie absurdalne i nie-całkiem-darmowe chęci nie było już tam miejsca.

"No i co tam było, w tym gabinecie osobliwości?" - pyta niecierpliwy Czytelnik. (Zgadłem?) No więc, raczej dedukcja niż pamięć pozwala mi rzec, że były tam dzidy. Fajna rzecz, nie przeczę, ale (choć nie chcę się, broń Boże!, wydać cyniczny lub zblazowany) jeśli ktoś widział ich, powiedzmy 500... Niech będzie 620, dla równego rachunku... To właściwie widział je wszystkie. Ja zaś widziałem już wcześniej sporo, bo okrutnie mnie takie rzeczy w dzieciństwie kręciły, a w takim np. Krakowie, gdzie dzieckiem mieszkałem, było tego wbród.

Były też niewątpliwie (też w sumie dedukcja, ale za to jaka!) siodła na wielbłądy. Nie jest to złe, ale dla mnie już wtedy nie było to niczym specjalnie nowym. Jedno takie siodło poznałem nawet intymnie. Było za podstawkę pod doniczkę. Mogę wam ludzie zdradzić tajemnicę. Otóż takie siodło nienawidzi polewania wodą. Oj jak nienawidzi! Co może też częściowo wyjaśniać dlaczego ich naturalnym habitatem jest pustynia. I dlaczego nigdy niemal nie włażą na plecy fokom uchatkom, tylko zawsze wielbłądom. Choć tam krzywo i kiwa. Wielbłąd, musicie wiedzieć, to pustynna bestia, która do wody (jakby ktoś nie wiedział) wprawdzie aż wstrętu nie czuje, ale nie ma na jej temat obsesji. Kwiatków też nie podlewa.

To było w sumie odtworzone dzięki dedukcji, bo aż tak mi się w pamięć nie wryło. Teraz przechodzimy (uwaga!) do rzeczy, które mi się wryły. Więc były tam szkielety z gruźlicą kości. Nie wiem à propos czego, ale były. Pamiętam to aż za dobrze i do dziś czasem mnie to budzi w nocy z krzykiem, zlanego zimnym potem. (Potem co? Potem zasypiam, ale już cholernie ostrożnie i z lękiem.) Była to rzecz tak niesamowicie paskudna... Nie da się opisać. Dobrze że nie poszedłem na medycynę!

Żeby jednak nie wydać się despotycznym i apodyktycznym w tych moich opiniach, nieco to stonuję... Było to paskudne nie do opisania - te kości z tymi naroślami... Jednak de gustibus non est disputandum, i komuś się to na przykład mogłoby ogromnie podobać. Nie rozumiem jak, ale skoro taki Korwin znajduje amatorki na swoje wdzięki. Skoro taki Komorowski ditto. Urban też miał żonę, czy nawet kilka (ponoć ta ostatnia lała go okrutnie, ale chyba co najmniej przez papierek, I hope?) Wiem że mają malutkie móżdżki, wiem że przy zgaszonym świetle, ale jednak. Więc, nikomu nie narzucając swojej opinii, powiem, że te gruźlicowane kości dla mnie osobiście były potworne.

No i był tam też ON... Buduję nastrój: Półmrok, brak ludzi, chłód, cisza, pusta duża sala ze sklepieniami, w niej jedynie ogromne akwarium, w którym pływa sobie pustynny, włochaty wieloryb. "Pływa" w sensie bardzo, przyznaję, ogólnym, bo gdyby zrobił ruch ogonem, rozkwasiłby sobie ten filuterny nosek o szybę akwarium. (Cholera wie, co by było, może nowy Potop?) Do tyłu to samo, choć one chyba do tyłu nie pływają. I na boki toże. W sumie - powiedzmy sobie to wreszcie jak na dojrzałych mężczyzn przystało - wieloryb pływal w jakiejś tam formalinie (niewykluczone, że rozwodnionej, ze względu na koszty) i był absolutnie martwy. (Takie w każdym razie robił wrażenie, może spał?)

Jego martwota pamiętała zapewne jeszcze Mussoliniego, czy kto tam konkretnie stworzył to muzeum i podarował mu tę jego gwiazdę. Czy duży był ów wieloryb? Nie miałem zbyt wiele do czynienia z tym gatunkiem - może wśród innych wielorybów wielkością się specjalnie nie wyróżniał, albo nawet był za karzełka... W każdym razie przy sardynce, a nawet przy wielkanocnym karpiu czy wigilijnym zajączku - to był OLBRZYM. Coś tak jak autobus średniego wzrostu. (Nie przegubowy, bez przesady!)

Dlaczego on miałby być "pustynny"? - spyta ktoś. Fakt, upolowali go zapewne, przyznaję, nie na pustyni, muzeum od pustyni (choć sporej) stało dobrych parę kilometrów, bliżej było do morza... Jednak Trójmiasto, tamto afrykańskie, to przecież nie jest żaden Nantucket czy inna stacja wielorybnicza, ani północny Atlantyk, prawda? Klimat tam był całkiem pustynny, rzeki w tej Libii płyną tylko zimą po wielkich deszczach - przez resztę roku to były puste piaszczyste koryta, pełne zardzewiałych samochodowych wraków. Jak na wieloryba, to ten mój był całkiem zdecydowanie pustynny - i o to tutaj nam chodzi!

"No niech będzie", powie nasz niedowiarek, "ale dlaczego włochaty?" Niezłe pytanie, przyznaję. Nie opisałem go wam jeszcze bardzo dokładnie i faktycznie możecie mieć wątpliwości. Wyjaśnię to poglądowo, drogą niejako okrężną. Chodził ktoś z was do szkoły? Nie wiem jak teraz, ale w mrocznych latach w szkołach były gabinety biologiczne, a w nich eksponaty. Różne tam szkielety (choć z gruźlicą kości nie pamiętam i całe szczęście, bo bym szkoły nie skończył!), bebechy w formalinie i takie tam. Szkielety bywały ludzkie, a także takich małych czworonogów - zawsze sobie wmawiałem, że to jakiś zając, choć to oczywiście były koty, a ja koty cholernie lubię.

No i te różne rzeczy w formalinie... Przyjrzał się ktoś kiedyś czemuś takiemu? Za moich czasów pamiętało to chyba co najmniej Hansa Franka, albo może cara, więc ta formalina była mętnawa, pływały w niej okruchy tego tam eksponatu - za to ten eksponat jakiś taki powyżerany. Były w nim i drobne otworki, i jakieś takie zadry. Które, gdyby było ciemniej, mogłyby bez trudu sprawić wrażenie owłosienia. Układ pokarmowy ptaka (na szczęście moja miłość do kur nie jest przesadnie rozbuchana) z włosami - czy to nie piękne?

No i, wracając do naszego (bo wierzę głęboko, że teraz, kiedy już was z nim zapoznałem, on jest NASZ - NAS WSZYSTKICH TUTAJ) pustynnego stwora, to on właśnie robił nieco takie wrażenie, że jest owłosiony. Nie były to z całą pewnością tak imponujące włosy, jak u Pana Tygrysa np. na przedramieniu, że już o klatce nie wspomnimy, ale jak na wieloryba, to to była całkiem niczego sobie fryzura. (Jeśli krótkie i rzadkie - to już nie włosy? Toż to najczystszej wody WŁOSIZM i gwałt na tolerancji!) No i o to nam właśnie chodziło. Wieloryb, a jednak niezwykły, bo pustynny i włochaty. Jednocześnie! (Choć martwy jak kłoda też, zgoda.)

Nie wiem jak wam teraz, kiedy zdradziłem tajemnicę - może ktoś jest rozczarowany... W każdym razie, jaki by ten wieloryb nie był, pomyślcie jednak o sprawach WIELKICH, dalekosiężnych, wysokopiennych - o Historiozofii i takich tam. Otóż jestem dziwnie przekonany (a wy ze mną, prawda?), że ten wieloryb już albo przestał istnieć, albo wkrótce przestanie, albo też, gdyby jakimś cudem zachowano go przy, powiedzmy, "życiu", to i tak go w tym Trypolisie nie odwiedzicie. Choćbyście się wściekli. Ani ja zresztą. (Tu drobna melancholijna łezka.)

Co pokazuje, jak na naszych oczach zmienia się ten świat, bo przecież Libia i ten Trypolis nie są od nas daleko, kiedyś były dostępne, a nawet wiele radości potrafiły sprawić... A teraz koniec. Finito! I jeszcze ktoś się zamierza kłócić, że Spengler z tym "schyłkiem" nie miał racji, że panikował, że krakał? Oczywiście - TAKIEGO smętnego spedalenia, jakie dziś nastało, przewidzieć nie mógł, to i historię włochatego pustynnego wieloryba ja wam dopiero musiałem opowiedzieć... Tak czy tak, historia piękna, dająca powody do zadumy, a, jak się chce, to i pouczająca. Zgoda?

I to jest koniec naszej opowieści.

triarius